„Szwagier wypełniał obowiązki gospodarza, a potem męża pod moją kołdrą. Niestety, nie obeszło się bez konsekwencji”
„Chyba za bardzo zabalowaliśmy wieczorem albo nasze uczucia wzięły górę. Wolę o tym nie myśleć. I tak nie przyniesie to niczego dobrego. Otworzyłam oczy w środku nocy, leżąc przytulona do Tomka. Poczułam strach, uświadamiając sobie, co zaszło”.
- Listy do redakcji
Od kilku dni moje życie całkowicie się zmieniło – na świat przyszedł mój ukochany synek. Jest śliczny i nic mu nie dolega. Za moment opuszczamy szpital. Następnego dnia jedziemy do naszego przytulnego mieszkanka. Zapanuje tam błoga cisza i upragniony spokój. Nikt tam nie zakłóci naszego relaksu, bo jesteśmy zdani wyłącznie na... swoje towarzystwo.
– Będziesz najważniejszym mężczyzną w moim życiu, syneczku – wyszeptałam, przytulając mocno maluszka. Nikomu nie zdradzę, kto jest twoim ojcem.
– Ty masz tylko mamusię – dorzuciłam jeszcze szeptem.
Niesamowita radość z bycia mamą, na którą tak długo wyczekiwałam, mieszała się z poczuciem, że ten cud sprowadzi cierpienie na najbliższą mi osobę.
Wyrządził mi ogromną krzywdę
Moje małżeństwo legło w gruzach blisko półtora roku temu. Któregoś dnia we wrześniu, po południu, mój mąż po prostu stwierdził, że nie zamierza dzielić życia z kobietą, która nie jest pełnowartościowa, jak to ujął z pogardą. Ileż cierpienia sprawiły mi wtedy te słowa. Mówiąc szczerze, ich bolesne echo wciąż brzmi w mojej głowie.
Zobacz także
Tego samego popołudnia zabrał swoje rzeczy i zostawił mnie dla innej. Prawdę mówiąc, od dłuższego czasu miałam przeczucie, że ma kogoś na boku, ale bałam się poruszyć ten temat. Lepiej było robić dobrą minę do złej gry i nie dopuszczać do siebie myśli, że coś może być nie tak.
Kiedy odszedł, zostałam zupełnie sama. Jednak zamiast ronić po nim łzy, płakałam z powodu upokorzenia, jakie czułam, gdy określił mnie mianem „wybrakowanej kobiety”. Łkałam, bo pragnęłam potomstwa i radosnego życia rodzinnego, takiego jak to, którym cieszyła się moja kochana siostra. Przez długi czas żyłam nadzieją, wierząc w naszą wspólną przyszłość i to, że uda nam się zbudować szczęśliwą familię.
Kiedy nadszedł ten moment, w którym on postanowił odejść, dotarło do mnie, że w życiu nie da się osiągnąć wszystkiego i niekiedy trzeba umieć przyjąć przegraną. Zabrakło mi chęci i energii, by o niego zabiegać. Jak się później wydało – zgodnie z tym, co przeczuwałam – od roku widywał się z drugą kobietą. No i w końcu zdecydowali się zostać parą.
Pewnego dnia moje życie legło w gruzach, ale wcale nie z powodu rozwodu. Prześladowały mnie dwie obawy: że chyba już nigdy nie będę miała dziecka (bo póki byliśmy małżeństwem, gdzieś tam tliła się iskierka nadziei na dziecko) oraz to, że już na wieki wieków pozostanę sama jak palec. No bo kto by chciał związać się z kimś takim jak ja – „wybrakowaną” kobietą?
Od dwóch lat, odkąd wzięliśmy ślub, próbowaliśmy począć potomka i z medycznego punktu widzenia nie było żadnych przeciwwskazań. Wykonaliśmy niezbędne badania i pełni optymizmu wyczekiwaliśmy cudu życia. Niestety, cud się nie zdarzył. Zdaniem lekarzy, nie istniały żadne fizyczne bariery, a winę ponosiło nadmierne napięcie. Nasze, a może tylko moje, wielkie pragnienie zostania rodzicami, po prostu było zbyt silne.
Minęło sześć miesięcy od momentu, gdy on odszedł i zdecydowaliśmy się na rozwód. Na szczęście udało nam się uniknąć awantur i publicznego roztrząsania naszych prywatnych spraw przed sądem. Kiedy sędzia ogłosił wyrok, opuściliśmy salę rozpraw jako dwoje kompletnie obcych sobie osób. Od tego zdarzenia upłynął już ponad rok, a my ani razu nie mieliśmy okazji się spotkać. Nasi wspólni znajomi z wyczuciem unikali zapraszania nas na te same imprezy, a my sami też staraliśmy się omijać miejsca, w których moglibyśmy na siebie wpaść.
Czy odnajdę jeszcze szczęście w życiu?
W tym niełatwym okresie mojego życia ogromnym wsparciem okazała się Agata, moja siostra. Odwiedzała mnie prawie każdego dnia.
– Nie przejmuj się. Jeszcze zaznasz szczęścia, ale musisz w to uwierzyć. A ja ci w tym pomogę, zobaczysz – pocieszała mnie.
– Mówisz tak, bo masz kochającego męża i dwójkę dzieci, za które ja oddałabym wszystko na tym świecie – rozpłakałam się.
– Przecież wiesz, że jesteś zdrowa. Fakt, że do tej pory nie urodziłaś dziecka, absolutnie nie przesądza, że w przyszłości się to nie zmieni. Po prostu przyszła pora, byś wreszcie skupiła się na sobie. Bądź dla siebie łaskawa. Zaopiekuj się sobą, wyskocz gdzieś na wakacje, przestań się zadręczać, otwórz nowy rozdział w życiu, a reszta sama się poukłada.
– Phi, jasne... Wakacje. Sądzisz, że to pestka? A ty kiedykolwiek podróżowałaś samotnie? Potrafisz to sobie wyobrazić? Ludzie pokazują cię palcami, zupełnie tak, jakbyś była jakaś chora. Może i nie robią tego wprost, ale i tak to czujesz. Całe dnie i noce spędzasz w samotności. W takiej sytuacji wolę już zostać w domu. Tam przynajmniej mam jakieś zajęcie – mówiłam, mając pełną świadomość, że nic nie jest w stanie skłonić mnie do wyjazdu gdziekolwiek w pojedynkę.
– Dobrze, w porządku. Skoro tak, to zrobimy sobie wspólny, rodzinny wypad. Za parę dni czeka nas długi weekend, a poza tym ja i Tomek i tak musimy wykorzystać zaległe dni urlopowe. Dzieciaki też na pewno się ucieszą, że będą mogły zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Co powiesz na wyjazd w okolice Bałtyku? Zadzwonię do tego pensjonatu, w którym zawsze się zatrzymujemy w wakacje i sprawdzę, czy mają jeszcze jakieś wolne pokoje – Agata wciąż upierała się przy swoim pomyśle.
Po długich namowach w końcu się zgodziłam. Prawdę mówiąc, miałam pewne wątpliwości, czy przebywanie przez cały weekend w towarzystwie radosnej ekipy nie pogorszy jeszcze bardziej mojego nastroju. Ale z drugiej strony, ta pełna szczęścia rodzina to przecież bliscy mojej siostry, dla której zrobiłabym wszystko. No dobrze, wchodzę w to. Kto wie, być może faktycznie inna sceneria sprawi cuda i pozwoli mi zobaczyć otaczającą rzeczywistość w lepszym świetle.
Wakacje w pojedynkę to nie dla mnie
Po dwóch tygodniach, w sobotę rano, byłam już gotowa do drogi – spakowałam swój bagaż podróżny. Nagle rozdzwonił się telefon. Odebrałam, a w słuchawce usłyszałam Agatę, chociaż prawie nie poznałam jej ochrypłego głosu:
– Kochana, jedźcie sami. Tomasz z maluchami zjawią się u ciebie za kilka chwil. Złapałam jakiegoś wirusa i lepiej, żebym została w domu.
– No co ty, daj spokój. W tych okolicznościach nigdzie się nie wybieram… – zaczęłam.
– Nawet tak nie mów – odparła zdecydowanie – Dam sobie radę, a dzieci byłyby strasznie zawiedzione, jakby musiały siedzieć w domu. Tak bardzo nie mogły się doczekać tych wakacji. Poza tym zaliczka za nocleg już przelana.
– W porządku, ale daj mi słowo, że będziesz się odzywać. Gdybyś poczuła się lepiej, wpadnij do nas koniecznie – poprosiłam.
– Daję ci słowo – odparła.
Ruszyliśmy więc w czwórkę. Czułam się dość nieswojo bez siostry u boku, za to w towarzystwie jej męża i pociech, mimo że łączyły nas naprawdę bliskie relacje. Byliśmy przecież dobrymi kumplami, zanim oni w ogóle zostali parą, a później stanęli na ślubnym kobiercu.
Urlop był znakomitą receptą na moje rozbite serce i wszelkie troski. Wsłuchując się w dźwięk fal, zaczynałam wierzyć, że moje istnienie wcale nie dobiegło końca.
W ostatni wieczór przed opuszczeniem kurortu wraz z Tomkiem zdecydowaliśmy się świętować w sąsiadującej knajpce. Gdy tylko skończyliśmy pyszną kolację, położyliśmy maluchy do łóżek w apartamencie Tomka, a następnie przenieśliśmy się do mojego, aby jeszcze trochę posiedzieć i pogadać.
Jak to się mogło stać?
Chyba za bardzo zabalowaliśmy wczoraj wieczorem albo nasze uczucia wzięły górę nad rozsądkiem. Teraz wolę o tym nie rozmyślać. I tak nie przyniesie to niczego dobrego. Nagle otworzyłam oczy w środku nocy, leżąc przytulona do Tomka. Poczułam strach, uświadamiając sobie, co zaszło między nami.
Co my zrobiliśmy? Jak to wszystko się teraz potoczy? W jaki sposób stanę twarzą w twarz z Tomkiem? Jak odnajdę się w relacji z siostrą po tym wszystkim? Nawet nie potrafiłam sobie tego zwizualizować. Wyrwałam Tomka ze snu. Otworzył oczy, a na jego twarzy zagościł uśmiech.
„O rany!”, przemknęło mi przez myśl. „On nawet nie odczuwa wyrzutów sumienia z powodu romansu z siostrą własnej żony. Chyba jeszcze nie zdaje sobie w pełni sprawy z tego, co zaszło”.
– Słuchaj, zróbmy tak, jakby nic się nie wydarzyło. Idź do siebie i zapomnij, że tu w ogóle byłeś. O świcie masz odjechać. Ja przyjadę po jakimś czasie. Na własną rękę. Pociągiem pojadę. Obiecuję, że ani słowem nie wspomnę Agacie o tym, co zaszło i oczekuję, że ty postąpisz tak samo. No i że oboje nigdy już do tego nie wrócimy – wysypałam z siebie jak z rękawa.
– W porządku – rzucił zdawkowo, narzucił na siebie ciuchy i wyszedł. Ja z powrotem pojawiłam się w domu po dwóch dniach.
Okłamałam siostrę, że wpadłam na starą znajomą z uniwerku, której nie widziałam od lat i zdecydowałam się z nią zostać na jedną noc nad Bałtykiem. W rzeczywistości potrzebowałam czasu, aby się zastanowić nad swoim życiem. Dotarło do mnie, że to ja sama decyduję o tym, jak ono będzie wyglądać.
Minęło parę tygodni i zdałam sobie sprawę, że tamta pojedyncza noc obdarowała mnie największą radością w moim życiu – synkiem. W tamtym okresie umawiałam się z chłopakiem z pracy. Nic poważnego, ale zanim nasze drogi się rozeszły, Agata zauważyła nas razem, gdy spacerowaliśmy po mieście. To sprawiło, że kiedy dowiedziała się o mojej ciąży, bez cienia wątpliwości założyła, że to on jest ojcem.
Zdaję sobie sprawę, że wyrządziłam jej krzywdę, ale to był zwykły zbieg okoliczności, jeden moment przypadkowego szaleństwa. Ona i tak nigdy nie pozna prawdy. Tomasz również niczego nie podejrzewa. Mój mały synek może liczyć tylko na mnie. Nigdy nie będzie miał okazji poznać swojego taty.
Małgorzata, 30 lat