„Szwagier zaprosił mnie na kocyk, a ja uległam. To, co zrobił, gdy nakryła nas moja siostra, wbiło mnie w podłogę”
„– Wiesz, Natalia, ty jesteś tu niezastąpiona – powiedział, patrząc na mnie tymi swoimi spokojnymi oczami. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że to mogłoby być moje życie. I nie wiedziałam jeszcze, że za moją pomoc, za bliskość, za czułość – dostanę nie wdzięczność, ale gniew. Krzyk. I pogardę”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy dokładnie przestałam marzyć o własnej rodzinie. Może wtedy, gdy kolejna relacja skończyła się bez słowa, może gdy skończyłam trzydzieści lat i nikt już nie wypytywał mnie o plany na ślub. A może po prostu, kiedy pogodziłam się z tym, że jestem tą „zawsze dostępną” – do pomocy, do wysłuchania, do zaopiekowania się cudzym dzieckiem.
Pracuję zdalnie jako graficzka. Z jednej strony to luksus – mogę siedzieć w piżamie do południa, sama sobie jestem szefem. Z drugiej – mijają tygodnie, kiedy nie zamieniam z nikim słowa na żywo. Tylko ekran i ja. A potem telefon od siostry.
– Natka, ratuj, mam wyjazd do Lizbony, trzy dni tylko. Zajmiesz się Zosią? – zapytała Kasia, jak zwykle z tonem, który nie dopuszczał odmowy.
Zgodziłam się. Jak zawsze. Miałam już wtedy klucze do ich mieszkania, znałam rytuały Zosi, wiedziałam, jaką parzy się herbatę Markowi. Bo tak, Marek, mąż Kasi, zawsze był gdzieś obok. Spokojny, pomocny, jakby od lat zrezygnowany, ale uprzejmy. I tak to się zaczęło. Jedno zastępstwo, potem drugie, potem tydzień, bo Kasia poleciała do Nowego Jorku na konferencję. W końcu miałam wrażenie, że więcej czasu spędzam w ich domu niż we własnym. Zosia mnie uwielbiała, Marek – no właśnie, Marek... Coraz częściej piliśmy razem wieczorną herbatę. Coraz częściej to ja przygotowywałam kolację. I coraz częściej nie chciało mi się wracać do siebie.
Wieczorem, gdy Zosia już spała, siadaliśmy z Markiem na tarasie. Palił cicho, ja popijałam wino. Rozmawialiśmy o rzeczach, o których nie rozmawiałam z nikim od lat – o samotności, o zmęczeniu życiem, o tym, jak to jest być „drugim wyborem”.
– Wiesz, Natalia, ty jesteś tu niezastąpiona – powiedział mi któregoś razu, patrząc na mnie tymi swoimi spokojnymi oczami.
Nie odpowiedziałam. Ale wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że to mogłoby być moje życie. I nie wiedziałam jeszcze, że za to wszystko – za pomoc, za bliskość, za czułość – dostanę nie wdzięczność, ale gniew. Krzyk. I pogardę.
Czułam wstyd i ekscytację
To był zwykły wieczór. Kasia poleciała do Brukseli, miała wrócić w piątek. Zostałam z Zosią i Markiem. Zosia usnęła szybko, zmęczona przedszkolem i wieczorną kąpielą. Zamknęłam za sobą drzwi jej pokoju, a w salonie Marek już czekał z rozłożonym kocem i włączonym filmem.
– Klasyk? – zapytał, gdy weszłam.
– Klasyk – przytaknęłam.
Usiadłam na kanapie, może odrobinę za blisko, ale nie tak, żeby to rzucało się w oczy. Zaczęliśmy oglądać, ale bardziej słuchaliśmy siebie niż fabuły. Śmialiśmy się z absurdalnych scen, komentowaliśmy postacie, aż w końcu przestaliśmy mówić. Zrobiło się cicho, tylko ekran mrugał. Poczułam jego dłoń blisko swojej. Nie dotknął mnie specjalnie, nic nie było zamierzone, tylko... stykały się palce. Przez przypadek. Ale nikt ich nie cofnął. Żadne z nas nie drgnęło, nie przerwało tej dziwnej ciszy. Spojrzałam na niego. On patrzył w ekran, choć wiedziałam, że nie widzi niczego. W tamtym momencie po raz pierwszy dopuściłam do siebie myśl, że go pragnę. Że czuję coś więcej. I że to nie zaczęło się dzisiaj.
– Czasem człowiek nie wybiera tego, czego potrzebuje – powiedział nagle, bardzo cicho. – Czasem to po prostu się dzieje.
Zacisnęłam palce. Nie odsunął swoich.
– Wiem – odpowiedziałam.
Gdy wracałam do siebie do pokoju, ręce mi drżały. Zamknęłam się i usiadłam na łóżku. Czułam jednocześnie wstyd i ekscytację. To było złe. Nie powinno się zdarzyć. A jednak... to się działo. Żadne z nas tego nie zatrzymało. Powtarzałam sobie w myślach, że nie powinnam... Ale on też nie odsuwał dłoni.
Dotknął mojej twarzy
Kolejne dni mijały jak w zawieszeniu. Marek był obecny, ale czułam, że i on czegoś nasłuchuje. Mówiliśmy do siebie jak zawsze – o obiedzie, o przedszkolu, o tym, że Zosia ma katar. Ale kiedy nasze spojrzenia się spotykały, to trwało za długo. Zbyt wiele zostało niewypowiedziane. Zosia przy śniadaniu wypaliła nagle:
– Ciocia Natalia i tata zawsze się śmieją, jak mamy nie ma.
Zachłysnęłam się kawą. Spojrzałam na Marka, ale on tylko się uśmiechnął i pogłaskał córkę po głowie. Nie skomentował. Ja też nie. Wieczorem Zosia znów szybko zasnęła. Mówiła, że chce, żebym została z nimi na zawsze. A potem przytuliła się i zapytała, czy mogę być też jej mamą, jak Kasia często wyjeżdża. Nie odpowiedziałam. Przykryłam ją kołdrą i wyszłam. Marek siedział na tarasie z kubkiem herbaty. Usiadłam obok. Przez chwilę było cicho. Nie potrafiłam wytrzymać napięcia, więc w końcu powiedziałam:
– Marek, ja chyba nie powinnam tu być.
Nie odwrócił głowy.
– A ja nie chcę, żebyś była gdzie indziej.
To zdanie wisiało nad nami długo. Oparłam się o poręcz i spojrzałam w ciemność ogrodu. Wtedy dotknął mojej twarzy. Nie było to nic dramatycznego – tylko ciepły, spokojny gest. Palcami przesunął po policzku, tak jakby chciał sprawdzić, czy naprawdę istnieję. Odwróciłam się w jego stronę. Nie pocałował mnie. Ale nie musiał. Wszystko było jasne. Potem wróciłam do pokoju i siedziałam długo, nie gasząc światła. Myślałam o siostrze, o tym, że przecież jej nie chcę skrzywdzić. Ale nie potrafiłam też tego zatrzymać. Nie czułam się w tej historii winna. Czułam się zakochana. A zakochanie nie zawsze przychodzi wtedy, kiedy wypada.
Marek milczał jak zaklęty
Kasia wróciła dzień wcześniej, niż planowała. Nic o tym nie wiedzieliśmy. Taksówka zatrzymała się pod domem wieczorem, kiedy siedzieliśmy z Markiem na kanapie w salonie. Trzymaliśmy się za ręce. To był spokojny, cichy gest, jakbyśmy chcieli nacieszyć się tą chwilą, zanim znów świat się rozpędzi. Nie usłyszeliśmy otwieranych drzwi. Zauważyłam ją dopiero wtedy, gdy stała już w progu salonu. Jej walizka przewróciła się na bok, a ona patrzyła na nas tak, jakby nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Zerwałam się z kanapy, ale nie puściłam jego ręki od razu. Dopiero po sekundzie.
– Co to ma być? – zapytała. Głos miała cichy, ale napięty. – Co tu się dzieje, do cholery!?
– Kasia... – zaczęłam, ale nie pozwoliła mi dokończyć.
– Nie mów do mnie. Po prostu nie mów – przerwała mi i spojrzała na Marka. – Ty też? Po tylu latach?
On siedział. Nie wstał. Nie odpowiedział.
– Marek – powiedziałam cicho. – Powiedz coś. Cokolwiek.
Milczał. Nawet nie patrzył na nikogo. Kasia zrobiła krok do przodu. Zatrzymała się metr przede mną.
– To zdrada. Zdradziłaś mnie. Rozumiesz? – mówiła już głośniej, głosem, który łamał się od gniewu. – Zawsze byłaś tą, co nie przeszkadza, co pomaga. A teraz... Teraz co? Zamiast dziękuję – dostałam to?
– To nie tak – próbowałam. – Nic się nie wydarzyło. To... tylko...
– Tylko co? Trzymanie się za ręce? Spojrzenia? To nic? – śmiała się, ale to był śmiech przez łzy. – Natalia, jesteś moją siostrą. A zachowujesz się jak obca kobieta. Gorzej. Jak ktoś, komu nie zależy na niczym.
Marek dalej milczał. Zrobiło się cicho. Kasia patrzyła na mnie jeszcze chwilę, potem odwróciła się i wyszła z salonu. Słyszałam, jak otwiera drzwi Zosi, jak mówi coś do niej szeptem. Zostałam z Markiem. On w końcu spojrzał na mnie.
– Przepraszam – powiedział.
Nie wiedziałam, czy mówi to do mnie, czy do niej.
Czułam się jak niepotrzebny śmieć
Rano moje rzeczy leżały w torbie przy drzwiach. Kasia nie powiedziała ani słowa. Nie spojrzała na mnie. Była już ubrana, włosy spięte w pośpiechu, oczy suche i twarde.
– Wynoś się – powiedziała tylko.
Nie próbowałam błagać. Wzięłam torbę, przeszłam korytarzem. Zosia siedziała przy stole i rysowała. Gdy mnie zobaczyła, podbiegła.
– Ciocia, a czemu jesteś ubrana? Gdzie idziesz?
Ukucnęłam.
– Muszę na trochę wyjechać, Zosiu – powiedziałam. – Ale będziesz grzeczna, prawda?
Pokiwała głową, niepewna.
– A wrócisz?
Nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się i przytuliłam ją mocno. Jej ramiona oplotły moją szyję. Nie chciałam się ruszać. Ale Kasia stała obok i czekała. Wstałam. Otworzyłam drzwi. Marek siedział w kuchni. Nawet nie wyszedł się pożegnać. Zostawiłam klucze na komodzie i wyszłam. Wsiadłam w tramwaj, potem w drugi. Pojechałam do siebie, do mieszkania, które przez ostatnie tygodnie ziało pustką. Teraz znów było moim światem. Cicho, zimno, ciasno. Matka zadzwoniła wieczorem.
– Coś ty najlepszego zrobiła? – zapytała bez przywitania.
– Mamo, to nie...
– Natalia, nie mów nic – przerwała mi. – Kasia płakała przez telefon. Powiedziała, że nie chce cię znać. Że rozbiłaś jej dom. Żeby własna siostra coś takiego!
Siedziałam i patrzyłam w okno. W końcu powiedziałam tylko:
– A mnie nikt nie zapytał, co się stało naprawdę.
Zamilkła. A potem rzuciła:
– Niech ci Bóg wybaczy.
I się rozłączyła.
Wieczorem usiadłam na podłodze, oparłam się o szafkę. Nie płakałam. Nie potrafiłam. Czułam, że zostałam wymazana. Nie tylko z domu siostry, ale z ich życia. Nikt nie chciał znać mojej wersji. Nikogo nie obchodziło, co naprawdę czułam, co się działo między mną a Markiem. Czułam się jak cień. Nawet nie zła siostra. Po prostu... ktoś zbędny.
Nie miałam ani odwagi, ani żalu
Mijały tygodnie. Dni zlewały się w jedno. Rano praca, wieczorem cisza. Chodziłam do sklepu, wracałam, gotowałam na dwa dni. Nie miałam siły ani ochoty rozmawiać z kimkolwiek. Telefon milczał. Od Kasi – nic. Od Marka – nic. Któregoś popołudnia poszłam na spacer. Miałam nadzieję, że zimne powietrze coś ze mnie wypędzi. W centrum handlowym zobaczyłam Zosię. Szła z Kasią. Dziewczynka odwróciła głowę i spojrzała w moją stronę. Przez moment myślałam, że mnie poznaje. Ale nie. Pociągnęła mamę za rękę i pobiegła dalej. Patrzyłam za nimi długo. Nie podeszłam. Nie miałam odwagi. Wróciłam do domu i znów usiadłam w ciszy. Przez okno wpadało blade światło, cienie tańczyły na ścianie. Czułam się pusta, ale też dziwnie spokojna.
– Nikt nie chciał mnie wysłuchać. Tylko mnie potępiono – powiedziałam do siebie półgłosem.
Nie wiem, czy mówiłam to z żalem, czy już tylko ze zmęczeniem.
Natalia, 33 lata
Czytaj także:
- „Praca sezonowa w Grecji miała być sposobem na budżetowe wakacje. Wróciłam z plikiem euro i pamiątką na całe życie”
- „Jedną plotką wujek zmienił chrzciny mojego syna w imprezę rozwodową. Główną rolę w tym przedstawieniu zagrał mój mąż”
- „Teściowa wbiła mi szpilę na moim własnym weselu. Jednym zdaniem pogrzebała nasze relacje już na zawsze”