Reklama

Z Tomaszem jesteśmy razem od siedmiu lat. Mamy dwupokojowe mieszkanie, nieduże, ale nasze. Takie, w którym wszystko jest na swoim miejscu. Lubiłam nasze życie – przewidywalne, spokojne, może nieco nudne, ale bezpieczne. Bartek, młodszy brat Tomasza, od zawsze był jego przeciwieństwem. Taki typowy rozrabiaka – tu praca, tam zwolnienie, potem jakaś podróż w nieznane, związek, rozstanie. Pojawiał się u nas czasem, pełen opowieści i uroku, ale na chwilę. Lubiłam go, ale na dystans.

Tydzień minął… a Bartek nadal tu jest

– Tomasz, tylko przypomnę... Bartek miał być u nas tydzień – rzuciłam, starając się, żeby brzmiało to jak neutralne przypomnienie, a nie zarzut.

– Wiem, Karola, wiem. Tylko jeszcze nie znalazł nic sensownego... – odparł, nie odrywając wzroku od monitora.

– Minęły już dwa tygodnie. Śpi na kanapie, wszędzie zostawia swoje rzeczy, a rano muszę się przekradać, żeby zrobić sobie kawę. To nie jest sytuacja na dłużej.

– Przesadzasz. To mój brat, nie jakiś obcy facet. Daj mu chwilę, szuka pracy, ogarnia się – powiedział i wzruszył ramionami.

– Serio? Bo jakoś nie widzę, żeby się „ogarniał”. Dziś znów spał do jedenastej, a potem pół dnia siedział z telefonem i parzył herbatę w moim ulubionym kubku – westchnęłam, czując, jak narasta we mnie irytacja.

– Karola, nie rób afery o kubek.

Zamilkłam. Nie chodziło przecież o kubek. Chodziło o to, że Bartek wszedł w naszą przestrzeń jak do hotelu z all inclusive i rozgościł się na dobre. A Tomasz? Jakby nie zauważał problemu.

Wieczorem znów siedzieli razem na kanapie, oglądając jakiś film. Ja w kuchni mieszałam makaron i gryzłam się w język, żeby nie powiedzieć za dużo. Przecież nie chciałam być tą złą. Ale zaczynałam się czuć jak gość we własnym domu. W łóżku przewracałam się z boku na bok.

To już nie jest kanapa, to jego sypialnia

Kiedy weszłam do salonu i zobaczyłam skarpety Bartka na stoliku, miałam ochotę je wyrzucić przez okno. Obok leżał talerz po wczorajszej kolacji, rozlany sok na podłodze i... jego bielizna. Na środku dywanu. Zamarłam.

– Bartek! – zawołałam, zaciskając dłonie w pięści.

Z łazienki wychyliła się jego głowa, z pastą na zębach i jakąś obojętnością w oczach.

– Co?

– Możesz mi powiedzieć, co to ma być? Czy ja ci wyglądam na gosposię?

– Oj, wyluzuj, Karolina... Zaraz posprzątam.

– Zaraz? Czyli kiedy? Jak cię poproszę pięć razy? Trzeci tydzień śpisz na mojej kanapie, śpisz do południa, nic nie dokładasz do rachunków, nawet po sobie nie sprzątasz!

– Przecież Tomek mówił, że spoko. A to jego mieszkanie, nie? – prychnął, jakby nie widział w tym nic dziwnego.

Nasze mieszkanie. A ja już mam dość!

Wyszedł z łazienki, z ręcznikiem na biodrach, miną obrażonego księcia.

– Jak ci tak przeszkadzam, to mogę się wynieść. Ale nie wiem, co powie na to Tomek.

– Wiesz co? Może w końcu powie coś więcej niż „Bartek szuka pracy”. Może zauważy, że się zachowujesz jak pasożyt!

Bartek tylko wzruszył ramionami i zniknął w salonie.

Zostałam sama w przedpokoju, z poczuciem, że coś się właśnie we mnie złamało. To nie była już tylko irytacja. To był gniew i zawód. I nie tylko do Bartka. Głównie do Tomasza.

Albo ja, albo Bartek!

Zamknęłam laptopa i poszłam do kuchni po herbatę. W połowie drogi usłyszałam głosy z salonu. Tomasz wrócił wcześniej z pracy, rozmawiał z Bartkiem. Nie zauważyli, że jestem tuż za ścianą.

– Stary, musisz coś zrobić z Karoliną – mówił Bartek, poirytowany. – Ciągle ma pretensje. Czuję się tu jak intruz.

– Bo czasem się zachowujesz jak intruz – odpowiedział Tomasz cicho. – Ale nie chcę robić awantury.

– To może pora jej przypomnieć, że jesteśmy rodziną. Ty i ja. I że chwilowo potrzebuję pomocy. Ona się zachowuje, jakby mnie tu nie było.

– Wiem, Bartek... Ale daj mi jeszcze trochę czasu, okej? Poszukaj czegoś w przyszłym tygodniu, obiecuję, pogadam z nią.

Poczułam, jak żołądek ściska mi się w supeł. Jeszcze trochę czasu? Trzy tygodnie już tu mieszkał. Jeszcze trochę, czyli ile? Kolejny miesiąc? A Tomasz... zamiast postawić granice, przepraszał za mnie.

Weszłam do salonu bez zapowiedzi. Obaj zamilkli natychmiast.

– Już nie musicie „gadać o mnie” po kątach. Jestem tu. I mam jedną prostą sprawę: Bartek, kiedy się wyprowadzasz?

– Co...? – Bartek udawał zaskoczenie.

– Zapytałam, kiedy kończysz tę bezterminową gościnę. Bo jeśli nie usłyszę dziś konkretnej daty, pakuję się ja.

Tomasz wstał, zbity z tropu.

– Karola, nie dramatyzuj...

– Nie. Nie dramatyzuję. Po prostu już nie chcę słyszeć o „chwili” i „pomocy”. Albo ja, albo Bartek.

Cisza. Tomasz patrzył na mnie, jakby nie znał tej wersji mnie. Ale ja właśnie się budziłam. I miałam dość.

Nie mam już domu

Spakowałam się w godzinę. Torba z ubraniami, laptop, kosmetyczka. Wzięłam nawet swój kubek do kawy. Ten, którego Bartek używał codziennie, mimo że prosiłam, żeby tego nie robił. Tomasz stał w progu. Nie powstrzymywał mnie.

– Serio wyjeżdżasz? – zapytał. – Przecież... przesadzasz, Karola. To tylko tymczasowe.

Tymczasowe trwa już miesiąc – odpowiedziałam chłodno. – A ty stoisz tam, jakby to była moja fanaberia. Jakbym miała foch, a nie granicę, której nie uszanowałeś.

Zamknęłam za sobą drzwi i dopiero w windzie pociekły mi łzy.

U mamy przy kuchennym stole wypiłam herbatę i wyrzuciłam to z siebie.

– I tak po prostu pozwolił ci wyjść? – zapytała. – Nic nie zrobił?

– Nie... A ja sama się sobie dziwię. Pozwoliłam komuś wjechać w nasze życie z brudnymi butami. I siedziałam cicho, żeby nie robić problemów. Jakby porządek i spokój były mniej ważne niż czyjeś rozbite życie.

– Karolinko... – mama położyła mi dłoń na ramieniu. – Ty zawsze byłaś z tych, co się cofają o krok, żeby innym było wygodniej. Ale może pora, żebyś zrobiła ten krok w swoją stronę?

Leżałam potem w dziecięcym pokoju, gapiąc się w sufit. Nasze łóżko zostało tam, gdzie Bartek codziennie się rozkładał, zostawiając po sobie zapach perfum i poranny bałagan. I uświadomiłam sobie coś gorzkiego. Nie tylko Bartek mi coś zabrał. Tomasz też. Bo nie stanął po mojej stronie. Bo nie chciał wybierać. A może to właśnie była jego decyzja.

Kim dla niego jestem?

Tomasz przyjechał tydzień później. Spóźniony, jak zawsze, kiedy chodziło o ważne sprawy. Siedziałam na kanapie, jeszcze w dresie, włosy w nieładzie – nie starałam się wyglądać dobrze. Nie miałam już na to siły.

– Karola... – zaczął cicho. – Wiem, że zawaliłem. Ale nie chcę, żeby to tak się skończyło. Bartek niedługo coś znajdzie, mówił, że ogląda mieszkania.

– Niedługo? – spojrzałam na niego. – A ty znowu w trybie „daj mi jeszcze trochę czasu”? Trzy tygodnie, Tomasz. Potem miesiąc. Teraz mówisz „niedługo”.

– Nie chcę go wyrzucać na bruk, Karola. To mój brat.

– A ja kim jestem? Obcą? Bo ostatnio tak się czuję. Jak intruz we własnym domu.

– Proszę cię, nie stawiaj mnie przed wyborem... Nie chcę wybierać między wami.

Poczułam, jak wewnętrznie twardnieję.

– Ale właśnie to robisz, Tomasz. Wybierasz jego, kiedy nie reagujesz. Wybierasz jego, kiedy mnie uciszasz. Nawet teraz – przychodzisz, żeby mnie uspokoić, ale nie dajesz żadnej decyzji.

Zamilkł. Patrzył na swoje dłonie, jakby tam szukał odpowiedzi. Ale jej nie było.

– Jeśli nie potrafisz powiedzieć „Masz rację, wracaj do domu”, to znaczy, że nie chcesz. I ja już to rozumiem.

Wstałam, nie płacząc. Miałam łzy w oczach, ale nie spadły. Bo coś we mnie już umarło. Byłam dla niego tłem. Cichym dodatkiem. A ja już nie chciałam być tłem w czyjejś opowieści.

Karolina, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama