„Szwagierka zaprosiła mnie na babski wypad w góry. Wystarczyła chwila, a wróciłam z nasionkiem kiełkującym pod sercem”
„Nie odpowiedział. Pochylił się powoli. Delikatnie. Jakby dając mi czas, by się wycofać. Nie zrobiłam ani kroku. Nasze usta się spotkały. Tego wieczoru zasnęłam z jego pocałunkiem na ustach. I z przeczuciem, że już nic nie będzie takie samo”.

- Redakcja
Zawsze myślałam o sobie jako o tej „rozsądnej” w rodzinie. Nie pchałam się w ryzykowne sytuacje, nie szalałam na imprezach, nie pakowałam w kłopoty. W pracy wszystko na czas, w domu czysto, związek – cóż, może nie porywający, ale stabilny. A jednak wystarczyło kilka dni, kilka drinków i rozmów, by moje życie zmieniło się zupełnie. Wszystko zaczęło się od telefonu od Ewy – mojej szwagierki.
– Jedziesz z nami w góry? Tylko babki. Bez mężów, dzieci, szpilek i obowiązków. Odprężysz się, zobaczysz.
Nie sądziłam jednak, że ten wyjazd stanie się początkiem czegoś tak wielkiego. Czegoś, co wciąż nie mieści mi się w głowie.
Miałam ochotę się wycofać
– Serio, nie wiem, czy to dobry pomysł – mruknęłam, patrząc na wielką torbę, którą właśnie wciskała do bagażnika.
– Lena, nie gadaj, tylko pakuj. Kiedy ostatnio byłaś gdziekolwiek bez męża? – spojrzała na mnie spod okularów przeciwsłonecznych. – Nie pamiętasz, prawda? Bo nie byłaś. A teraz masz szansę.
Westchnęłam. Z tylnego siedzenia wesoło piszczała Kasia, kuzynka Ewy, która już piła prosecco z plastikowego kubeczka.
– No to co, w drogę? – zawołała i stuknęła kubkiem o szybę. – Babski wypad czas zacząć!
Miałam ochotę wycofać się w ostatniej chwili. Jednak… coś mnie zatrzymało. Może to zmęczenie rutyną? Może potrzeba złapania oddechu od codzienności. Jechałyśmy pięć godzin. Zatrzymałyśmy się w starym, drewnianym pensjonacie z widokiem na góry. Pachniało tam drewnem, mokrymi butami i czymś słodkim, korzennym. Wrzuciłyśmy rzeczy do pokoju i zeszłyśmy do wspólnej sali.
– Dziewczyny, ja już czuję, że tu się wydarzy coś szalonego – powiedziała Kasia, poprawiając włosy. – Te ściany mają klimat. Czuję, że żyje tu jakaś historia.
– Oby nie duchy – zaśmiała się Ewa. – Ale za to wiem jedno – Lena dziś się upije i zatańczy na stole.
– Oszalałaś?! – parsknęłam śmiechem. – Ja? Na stole?
– W górach wszystko jest możliwe, kochana – szepnęła i podała mi kieliszek. – Do dna.
Wypiłam. I po raz pierwszy od dawna poczułam, że coś się we mnie luzuje.
Wpadł mi w oko
Wieczorem w sali kominkowej zrobiło się tłoczno. Ktoś włączył muzykę z głośnika, ktoś inny przyniósł świece. Czułam się jak na studenckim wyjeździe, choć większość z nas miała już więcej niż trzydzieści lat. Ewa i Kasia natychmiast wtopiły się w towarzystwo – gadały, śmiały się, żartowały. Ja… stałam pod ścianą z kieliszkiem w dłoni i udawałam, że dobrze się bawię.
– Dołożyć ci drewna? – odezwał się nagle męski głos tuż obok.
Obróciłam się. Stał przy mnie mężczyzna w szarym swetrze i czapce z pomponem, z kubkiem gorącej herbaty w dłoni.
– Mi? Nie dzięki, jest dobrze – odpowiedziałam szybko.
– Aha. Bo wyglądasz, jakbyś zaraz miała uciec – uśmiechnął się lekko. – Przepraszam, dziwne wejście. Michał jestem.
– Lena – odpowiedziałam i uścisnęłam jego dłoń. Ciepłą. Pewną.
– Też z tej rozwrzeszczanej grupki z pokoju obok?
– Tak… ale jestem raczej z tych spokojniejszych.
– Tak właśnie wyglądałaś. Jak ktoś, kto umie słuchać ciszy.
Uśmiechnęłam się. Może to ton głosu, może ten kominek, lecz nie czułam się już tak spięta.
– Masz ochotę na herbatę? – zapytał po chwili. – Wiem, brzmi banalnie, ale ponoć działa cuda.
– W sumie… czemu nie?
Poszliśmy razem do kuchni. Miał ciepłe oczy i zadziwiająco spokojną energię. A ja czułam, że coś się właśnie zaczęło. Choć wtedy jeszcze nie wiedziałam co.
Oczarował mnie
W kuchni panował lekki chaos. Ktoś kroił cytryny, ktoś inny mieszał coś w garnku. Michał otworzył szafkę, wyjął herbatę i uśmiechnął się do mnie lekko zmieszany.
– Mam nadzieję, że nie pomyślisz, że to jakiś tani podryw – mruknął.
– Zależy, jak dobra będzie – odpowiedziałam żartobliwie.
– A więc stawiam wszystko na jedną kartę – powiedział, zalewając kubki gorącą wodą. – Jak długo tu jesteś?
– Przyjechałyśmy dziś. Na trzy noce. Taki babski reset.
– O, czyli jestem potencjalnym zakłócaczem kobiecego kręgu?
– Jeszcze nie wiem – spojrzałam na niego z przymrużeniem oka. – Póki co, dostarczasz herbatę. Plus dla ciebie.
Usiedliśmy przy małym stole w kącie kuchni. Ludzie dookoła śmiali się, ktoś grał na gitarze. A ja nie słyszałam nic poza jego głosem.
– A ty? Sam? – zapytałam.
– Nie. Przyjechałem z przyjaciółmi. Co roku robimy taki wypad. Żeby oderwać się od wszystkiego.
– Oderwać się – powtórzyłam. – To dobre słowo.
– A od czego ty uciekasz?
Zawahałam się. Od codzienności? Od męża, z którym coraz częściej mijamy się jak cienie? Od własnych myśli, które przestałam lubić?
– Od siebie – powiedziałam w końcu. – Nie oceniaj mnie.
– Nie mam zamiaru – odparł spokojnie. – Wiesz, ja też czasem chciałbym zniknąć. Chociaż na moment.
Patrzyliśmy na siebie chwilę w milczeniu. Potem unieśliśmy kubki i stuknęliśmy się lekko.
– Za uciekinierów – powiedział cicho Michał.
– I za cichych towarzyszy ucieczki – odpowiedziałam.
Serce mi zadrżało
Następnego dnia spotkaliśmy się przypadkiem.
– Idziesz gdzieś? – zapytał Michał, gdy wpadłam na niego przy wejściu.
– Tylko na spacer. Dziewczyny mają dzień „domowy”, maseczki i seriale. Muszę się przejść, bo oszaleję.
– To może się dołączę? – zaproponował.
Skinęłam głową. Szliśmy w ciszy przez las.
– Masz dzieci? – zapytał nagle.
Zaskoczył mnie.
– Nie. Myśleliśmy, że „jeszcze nie czas”. A potem… jakoś przestaliśmy o tym rozmawiać.
– A mąż?
– Co z nim?
– Też zapomniał o rozmowach?
Spojrzałam na Michała uważnie. Nie było w nim ciekawości, raczej jakaś cicha troska.
– Zawsze był praktyczny.
Szliśmy dalej. W pewnym momencie Michał się zatrzymał i podał mi rękę, bym przeszła przez śliski mostek.
– Wiesz, że niektórzy przez całe małżeństwo nie rozmawiają o tym, o czym my teraz?
– To miał być komplement? – uśmiechnęłam się.
– Raczej smutna refleksja. Jeśli chcesz, mogę przerobić na komplement.
– Poproszę – odpowiedziałam cicho.
Dotknął lekko mojego ramienia. Serce mi zadrżało. A potem... uśmiechnęłam się do niego po raz pierwszy naprawdę.
Coś we mnie pękło
Ostatni wieczór spędziliśmy znów razem — tym razem nie w kuchni, nie przypadkiem. Michał zapukał do drzwi naszego pokoju chwilę po dwudziestej.
– Przeszkadzam? – zapytał, gdy otworzyłam.
Za mną słychać było śmiech Ewy i Kasi.
– Tylko plotki i maseczki. Ratuj mnie – szepnęłam i wymknęłam się za drzwi.
Nie pytałam, dokąd idziemy. Po prostu znowu znaleźliśmy się przy kominku. Sala była prawie pusta.
– Jutro wracamy – powiedziałam cicho.
– Wiem. Ja też.
Usiedliśmy blisko siebie. W kubkach znów parowała herbata. Chciałam zapamiętać tę chwilę — światło ognia, jego profil, spokój, który czułam przy nim.
– Lena… – zaczął, ale nie dokończył.
Spojrzałam na niego.
– Nie powinienem tego mówić. Wiem, że nie, ale... mam ochotę cię pocałować. Od wczoraj. Może nawet od pierwszej herbaty.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Cegła z muru, który stawiałam przez lata. Chciałam powiedzieć „nie wolno”, „nie możemy”, ale zamiast tego szeptem zapytałam:
– Więc czemu tego nie robisz?
Nie odpowiedział. Pochylił się powoli. Delikatnie. Jakby dając mi czas, by się wycofać. Nie zrobiłam ani kroku. Nasze usta się spotkały. Krótko. Ciepło. Cicho. Bez obietnic.
– Przepraszam – szepnął.
– Ja nie – odpowiedziałam.
Tego wieczoru zasnęłam z jego pocałunkiem na ustach. I z przeczuciem, że już nic nie będzie takie samo.
Myślałam, że to stres
Wróciłam do domu w niedzielę wieczorem. Mąż nie zauważył mojej zmienionej twarzy. Albo udawał, że nie widzi. Włożyłam walizkę do szafy, wykąpałam się po podróży i spojrzałam w lustro. Coś się we mnie zmieniło. Coś nieodwracalnego. Miesiąc później zemdlałam w pracy. Myślałam, że to stres. Że to niedospanie. Lekarz tylko spojrzał na mnie z uśmiechem.
– Gratuluję. Jest pani w ciąży.
W drodze powrotnej trzymałam się kierownicy tak mocno, jakby mogła mi odpowiedzieć na pytania, które huczały mi w głowie. Co dalej? Czy mówić mężowi? Czy mówić Michałowi? Wieczorem Ewa napisała:
„Słyszałam, że wylądowałaś w szpitalu. Jak się trzymasz?”.
Nie odpisała. Nie wiem, co będzie. Nie wiem, czy mam w sobie odwagę na przewrócenie życia do góry nogami.
Lena, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Czekałem na spadek jak na zbawienie. Gdy zobaczyłem, co ojciec mi zostawił, przeszły mnie ciarki”
- „Pojechałam z mężem na grzybobranie. Ja zbierałam prawdziwki, on szukał w lesie innych atrakcji”
- „Teściowa sprzątała mi w domu, bo uważała, że jestem beznadziejną gospodynią. W końcu poczuła gorzki smak zemsty”