„Szwagra za bardzo poniosło na imieninach. Nie dziwię się Ewie, że wyrzuciła go z domu tak jak stał”
„Zrobiło się cicho. Nikt się nie zaśmiał. Ewa powoli odłożyła widelec. Marek chyba się zorientował, że przesadził, bo spojrzał na nią z zaskoczeniem, jakby dopiero teraz usłyszał samego siebie”.

- Redakcja
Nie sądziłam, że ta imieninowa kolacja skończy się takim skandalem. Miało być zwyczajnie – parę przekąsek, rodzina, trochę śmiechu. A skończyło się na awanturze, trzaskaniu drzwiami i czerwonej twarzy Ewy, jakiej dawno nie widziałam. I powiem szczerze – dobrze zrobiła. Nie ma się co litować, jak facet sam się wkopał. Bo wiecie, kiedy szwagra trochę poniesie, to potrafi palnąć coś, czego potem nie da się już cofnąć. Tym razem przesadził. Może chciał zabłysnąć – nie wiem. Tylko że wyszło z niego coś, czego nie powinien był mówić. Zwłaszcza nie w takim gronie. I ja się nie dziwię Ewie. Jak wyrzucała go z domu, to nie było we mnie ani krzty współczucia.
Zatkało mnie
Imieniny u cioci Basi co roku wyglądały tak samo. Długi stół w dużym pokoju, zbyt dużo jedzenia i rozmowy prowadzone przez wszystkich naraz. Siedziałam z Ewą na końcu stołu. Obie zmęczone po pracy, ale zadowolone, że wreszcie można pogadać bez dzieci kręcących się pod nogami.
– Chociaż dziś nie muszę robić kolacji – mruknęła Ewa, patrząc na półmisek z roladkami.
– I nikt nie marudzi, że znowu zupa. Cud – dodałam.
Szwagier siedział kilka miejsc dalej. Rozmawiał z wujkiem Ryśkiem. Co chwilę mówił coś głośno, żeby wszyscy słyszeli. Taki typ – lubił, jak jest o nim głośno.
– Wiesz, Marek ostatnio robi projekt z zagranicznymi klientami – szepnęła Ewa.
– Serio? A co konkretnie?
– Nie mam pojęcia. On mówi, że dużo rzeczy na raz. Ale jak pytam o szczegóły, to zawsze nagle „musi coś załatwić”.
Zerknęłam w stronę Marka. Machał rękami, śmiał się, tłumaczył coś, jakby prowadził wykład.
– I ta nowa dziewczyna z ich działu… no, ta z kręconymi włosami… – dodała Ewa. – Ostatnio dziwnie się krępuje, jak mnie widzi. Może sobie wkręcam, ale mam wrażenie, że coś wie.
Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, Marek podniósł głos.
– No i Magda… ta z marketingu… no przecież gdyby nie ja, to by się w tej robocie pogubiła. Szczególnie wieczorami, nie?
Zrobiło się cicho. Nikt się nie zaśmiał. Ewa powoli odłożyła widelec.
Chciałam ją pocieszyć
– Co ty powiedziałeś? – Ewa zapytała spokojnie, ale jej głos był lodowaty.
Marek chyba się zorientował, że przesadził, bo spojrzał na nią z zaskoczeniem, jakby dopiero teraz usłyszał samego siebie.
– No przecież żartowałem – rzucił, próbując się uśmiechnąć. – Nie bierz tego tak serio.
– Żartowałeś? – powtórzyła wolno.
– Daj spokój, to była głupia gadka, po prostu coś palnąłem – zaczął się gubić w słowach. – Ty zawsze wszystko bierzesz do siebie…
– Bo mówisz rzeczy, których nie powinieneś mówić. Zwłaszcza przy stole, przy rodzinie – podniosła głos, ale nadal panowała nad sobą.
Ciocia Basia zakasłała nerwowo, ktoś przesunął talerz. Wszyscy zaczęli udawać, że nagle bardzo interesuje ich sałatka jarzynowa.
– Dobra, możemy pogadać w domu, okej? – Marek próbował się uśmiechnąć, ale ten uśmiech był sztuczny jak plastikowy kwiatek.
Ewa spojrzała na niego długo. Nie odpowiedziała. Wstała od stołu.
– Klaudia, możesz podać mi kurtkę?
Zamurowało mnie, ale skinęłam głową i ruszyłam do przedpokoju. Ewa szła za mną w milczeniu.
– Wiesz… chyba już wiem, czemu ta Magda się tak krępuje – szepnęła, zakładając buty.
– Ewa, może najpierw…
– Nie. Nie będę siedzieć z człowiekiem, który mnie zdradza i myśli, że może to obrócić w żart.
Wróciła do pokoju. Spojrzała na Marka.
– Wychodzę. Nie wracaj dzisiaj do domu.
I wyszła. Tak po prostu.
Pokazała mi dowody
Zadzwoniła do mnie dwa dni później.
– Wpadniesz? Muszę z kimś pogadać – powiedziała cicho.
Nie pytałam o nic. Po prostu pojechałam. Ewa siedziała na kanapie w dresie, z podkrążonymi oczami. Na stole leżał kubek po herbacie i kilka papierków po cukierkach. Jej sposób na stres – słodycze zamiast łez.
– Marek przychodził? – zapytałam, siadając obok niej.
– Próbował. Dzwonił, wypisywał, stał pod drzwiami. Nie wpuściłam go.
– I dobrze – mruknęłam.
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, a potem Ewa powiedziała:
– Podejrzewam coś od jakiegoś czasu, ale cały czas się oszukiwałam.
– Ta Magda?
– Tak. Wiesz, parę tygodni temu Marek wrócił późno. Powiedział, że był na kolacji służbowej, a jego koszula pachniała damskimi perfumami. Twierdził, że siedzieli blisko i "tak wyszło".
– I ty mu uwierzyłaś?
– Wiesz co… Chciałam. Bardzo chciałam w to wierzyć. Bo to łatwiejsze niż przyznać, że człowiek, z którym żyjesz dziesięć lat, zdradza cię z jakąś dziewczyną, którą zna od paru miesięcy.
– Masz inne dowody?
Ewa sięgnęła do szuflady. Wyciągnęła telefon, chwilę coś w nim szukała i pokazała mi ekran.
– Zrobiłam zrzut ekranu z jego firmowego maila. Zostawił otwarty laptop, a ja… No po prostu spojrzałam.
Na ekranie widniała wiadomość:
„Myślisz o mnie jeszcze? Wczoraj było cudownie. Kocham twój uśmiech”.
Spojrzałam na nią. Już nie płakała. Była wściekła.
Współczułam jej
– I co teraz zamierzasz? – zapytałam, odkładając telefon na stół.
– Najpierw porozmawiam z prawnikiem – odpowiedziała stanowczo Ewa. – Potem pójdę do jego szefowej. Ciekawe, co powie, jak się dowie, co Marek wyprawia z koleżanką z działu. W godzinach pracy.
– Chcesz to nagłaśniać?
– A czemu nie? Ośmieszył mnie publicznie. Na oczach całej rodziny. Teraz jego kolej poczuć się jak idiota.
Przez chwilę Ewa siedziała w ciszy, gapiąc się przez okno.
– Myślisz, że ja nie widziałam, jak on się zmienił? Coraz mniej go w domu, coraz więcej w pracy, tajemnicze „projekty”, nowe hasła w telefonie… A ja siedziałam jak głupia i wierzyłam, że to chwilowe. Że może ma kryzys, że trzeba przeczekać.
– Bo kochałaś – powiedziałam cicho.
– Może dalej kocham, ale to nie znaczy, że dam się tak traktować. Wiesz, co było najgorsze?
Pokręciłam głową.
– Że on to wszystko zrobił z kimś, kogo ja znałam. Magda była na naszym grillu zeszłego lata. Jadła moją sałatkę, śmiała się z moich żartów. Patrzyła mi prosto w oczy.
– I pewnie już wtedy coś się działo – dodałam.
– Pewnie tak.
Ewa usiadła znów na kanapie i podciągnęła nogi pod siebie.
– Wiesz, nie chcę wojny. Nie jestem taka. Ale jeśli on myśli, że wróci z bukietem kwiatów i wszystko wybaczę… to się mocno przeliczył.
Wzruszyłam ramionami
Akurat byłam u Ewy, gdy Marek zadzwonił do drzwi jak gdyby nigdy nic. Otworzyła mu z lodowatym spokojem.
– Co ty tu robisz? – zapytała.
– Proszę, daj mi pięć minut – odpowiedział, trzymając w rękach jakąś teczkę.
– Nie wiem, czy mam ci jeszcze cokolwiek do powiedzenia.
– Ale ja mam – dodał szybko. – Proszę.
Zerknęła na mnie, jakby oczekiwała, że powiem jej, co ma zrobić. Wzruszyłam ramionami. Nie będę za nią decydować.
– Pięć minut – powiedziała chłodno i wpuściła go do środka.
Usiadłam w kuchni. Słyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi.
– Wiem, że cię zawiodłem… – zaczął.
– Nie chcę słuchać wyznań. Tylko konkretów. Spałeś z nią? Tak czy nie?
– Tak.
Chwila ciszy.
– Myślisz, że jak się przyznałeś, to jesteś bohaterem? – zapytała.
– Nie, ale chcę być ojcem dla naszych dzieci. I chcę… próbować wszystko naprawić.
– Naprawić? – parsknęła. – Nie rozumiesz. To się nie da skleić. Już ci nie ufam.
– Mieszkanie jest też moje – dodał po chwili.
– Wiem. Dlatego jutro masz u prawnika podpisać zgodę na podział. Zostaję tu z dziećmi. Ty znajdź sobie miejsce u Magdy.
Drzwi się otworzyły. Marek spojrzał na mnie, jakby pierwszy raz mnie widział. I wyszedł. Ewa zamknęła drzwi, oparła się o nie plecami.
– To koniec – powiedziała cicho.
– I dobrze – odpowiedziałam. – Bo na nowy początek nie zasługiwał.
Byłam z niej dumna
Minęły trzy miesiące. Ewa nie mówiła o Marku, chyba że musiała. Załatwiali formalności przez prawnika, kontaktowali się tylko w sprawie dzieci. Sprawnie, chłodno, bez emocji. Pewnego popołudnia spotkałyśmy się u mnie na kawie. Patrzyłam na nią, jak opowiadała o nowej pracy – zaczęła coś zdalnie, dla firmy z Krakowa.
– Nie sądziłam, że jeszcze się pozbieram – przyznała, mieszając łyżeczką herbatę. – Ale wiesz, człowiek ma w sobie więcej siły, niż mu się wydaje.
– Wiem – uśmiechnęłam się. – Widziałam to.
– Najtrudniejsze były te wieczory. Kiedy dzieci już spały, a ja siedziałam sama na kanapie i zaczynało mi się wydawać, że to wszystko może da się jeszcze uratować. Ale potem przypominałam sobie ten mail. I jego minę, gdy go wyrzucałam.
– Musiało być ci trudno – dopowiedziałam.
– Tak. I nie wiem, co on sobie myślał. Że ja jestem taka naiwna? Że mu wybaczę, bo przyniósł kwiaty i przeprosił?
– Może liczył, że ci przejdzie.
Ewa spojrzała na mnie i pokręciła głową.
– On po prostu myślał, że zawsze będę czekać. A ja… po raz pierwszy w życiu zamknęłam drzwi. I nie zamierzam ich więcej otwierać.
Zamilkłyśmy. A po chwili się roześmiałyśmy. Jakby wszystko wreszcie wróciło na swoje miejsce.
Klaudia, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż cały czas podejrzewał mnie o zdrady, więc w końcu się doigrał. Zemsta w ramionach ukochanego smakuje bosko”
- „Mój stary mąż miał już tyle kobiet co grzybów w lesie. Przymykałam oko, bo jego pieniądze rekompensowały wszystko”
- „Przez syna sprzedałam firmę i biżuterię. Teraz spłacam jego długi, pucując klatki schodowe”