„Ta kobieta naprawdę żyła zaślepiona we własnym świecie. Aby jej pomóc, postanowiłam ją oszukać, ale nie było to konieczne”
„Starsza pani westchnęła i dołożyła kolejny kawałek układanki. Natury kobiety nie można oszukać i Lidia zapragnęła mieć dziecko. Jej matka natychmiast skorzystała z okazji, by spróbować wydać córkę za mąż… Jednym z kandydatów był przystojny inżynier z klatki obok, któremu Lidia już dawno wpadła w oko”.
- Matylda, 42 lata
Jestem wróżką. Myślę, że rzetelną. Jeśli nie mam klientom nic do powiedzenia, to nie udaję znawczyni tematu. Nie opowiadam im bzdur. I ważę słowa, bo bardzo łatwo komuś zniszczyć życie. Pewnie dlatego niektórzy mówią, że jestem chimeryczna, i jak mam ochotę, to coś powiem, a jak nie, to milczę. Ale tak nakazuje mój kodeks etyczny i zawodowy.
Poza tym wróżę tylko osobom, które same do mnie przyszły
A przede wszystkim — same wyraziły na to chęć. Inaczej jest to po prostu nieskuteczne. Ale gdy pewnego dnia klientka, starsza kobieta, opowiedziała mi historię – najdziwniejszą, jaką kiedykolwiek usłyszałam i zapewne nigdy dziwniejszej nie usłyszę – wiedziałam, że muszę coś zrobić, chociaż chodziło nie o nią, a o jej córkę.
Lidia w ciągu ostatnich dwóch miesięcy trzykrotnie próbowała rozstać się z życiem. W tym dwa razy podczas pobytu w zakładzie dla nerwowo chorych, gdzie znalazła się po pierwszej próbie samobójczej. Ponoć nocami przychodzi do niej duch zmarłego męża i kocha się z nią.
– Lidia powiedziała mi – wyznała starsza pani – że tęskni za swoim ukochanym i jako wierna żona pragnie się z nim
ostatecznie połączyć. Dwa dni temu wróciła z kolejnego pobytu w lecznicy. Stracę córkę, jeśli mi pani nie pomoże.
Sprawa przedstawiała się więc poważnie. Dlatego na zasadzie wyjątku od przyjętych przeze mnie reguł zgodziłam się odwiedzić chorą w jej mieszkaniu.
Lidia skończyła 28 lat. Była wykształcona, pracowała jako księgowa w dużej firmie.
Zobacz także
Od pięciu lat była wdową
I chociaż wcale nie zachowywała się jak obłąkana, to jednak coś było z nią wyraźnie nie w porządku.
Powiedziałam jej, że mam dar jasnowidzenia i czasem rozmawiam ze zmarłymi.
– Dlaczego czasem? – spytała nagle.
– Bo tylko od nich zależy, czy chcą za moim pośrednictwem przekazać coś swoim bliskim – odparłam zgodnie z prawdą.
Milczała chwilę, jakby zastanawiała się, czy mama zastawiła na nią pułapkę.
W końcu opowiedziała mi swoją historię
Miała 23 lata, gdy poślubiła Wojtka, chłopaka, z którym spotykała się od podstawówki. Bardzo się kochali, ale oboje byli wychowani w tradycyjnych katolickich rodzinach i uważali, że związek można skonsumować dopiero po zawarciu małżeństwa. Zatem oboje z utęsknieniem czekali na swoją noc poślubną.
Wesele było szampańskie, Wojtek prawie wcale nie pił, pragnąc stanąć na wysokości zadania w małżeńskim łożu. Pewnie dlatego godzinę po północy był jedynym na tyle trzeźwym kierowcą, by móc zawieźć na dworzec PKP kuzyna, który musiał tej nocy wrócić do domu.
W ich małym miasteczku taksówek nie było bowiem wcale.
Niestety, stary opel, którym jechali, rozkraczył się tuż za ostrym zakrętem. Wysiadła cała elektryka, zgasły światła, a kilka chwil później w stojący na drodze nieoświetlony samochód uderzyła rozpędzona ciężarówka. Kuzyn wyszedł z wypadku z guzem, nowożeniec zginął na miejscu.
Panna młoda przeżyła szok
– Nie potrafiłam o niczym innym myśleć – opowiadała Lidia. – Rozpamiętywałam stracone możliwości, wyobrażałam sobie, jak mogłoby być cudownie. Powoli traciłam kontakt ze światem. Nie jadłam, nie spałam, nie odzywałam się do nikogo. Lekarze twierdzili, że jeszcze trochę, a wpadnę w obłęd. Dlatego on wrócił z Tamtej Strony i przywrócił mnie światu.
Pół roku po pogrzebie Wojtka, pewnej nocy Lidia zmęczona płaczem zasnęła nad ranem. Wtedy pierwszy raz przyszedł do niej mąż i mieli swoją noc poślubną.
– Lekarka mówi, że to był tylko sen. Nie ma tak realnych snów! – prychnęła Lidia. – Po snach nie ma się nabrzmiałych warg, podrapanych pleców, obolałych części intymnych… Nie jest się zaspokojonym seksualnie. Może pani w to wierzyć albo nie, ale ja od pięciu lat kocham się z duchem męża. I nie boję się śmierci, bo to nie koniec, tylko początek. Chcę umrzeć, żeby połączyć się z nim na zawsze.
W jej słowach wyczułam fałsz, co potwierdziło się, gdy postawiłam jej tarota. Owszem, młoda kobieta wierzyła, że nocą przychodzi do niej duch męża, ale powód, dla którego chciała popełnić samobójstwo, nie wydawał się wcale oczywisty…
Mama Lidki była uprzejma i odprowadziła mnie do wyjścia
Potem postanowiła się ze mną przejść jeszcze kawałek. Najwyraźniej był to tylko pretekst, żeby kontynuować naszą rozmowę.
Dowiedziałam się, że w ciągu ostatnich pięciu lat Lidia jakby otrząsnęła się z szoku, skończyła studia, zaczęła pracę. Mimo wielu adoratorów nie wyszła jednak powtórnie za mąż, za co jej rodzina obwiniała lęk przed kolejną tragedią. Żyło jej się dobrze, miała pieniądze, podróżowała.
– A nocą potrzeby jej ciała zaspokajał duch męża – dokończyłam za mamę Lidii. – Dlaczego więc ucieka przed życiem?
Starsza pani westchnęła i dołożyła kolejny kawałek układanki. Natury kobiety nie można oszukać i Lidia zapragnęła mieć dziecko. Jej matka natychmiast skorzystała z okazji, by spróbować wydać córkę za mąż… Jednym z kandydatów był przystojny inżynier z klatki obok, któremu Lidia już dawno wpadła w oko.
– Tylko ślepy by nie zauważył, że i moja córka nie jest obojętna wobec inżyniera – stwierdziła klientka. – Jednak opierała się temu uczuciu z całych sił. Z początku pozwalała się adorować, chodziła z nim do kina, teatru. Aleksander coraz bardziej jej się podobał, to było widać. Gdy brał ją za rękę, widziałam, jak drżała. Raz ją pocałował. I właśnie po tym pocałunku Lidka z nim zerwała. Trzy tygodnie później po raz pierwszy próbowała ze sobą skończyć.
Teraz dowiedziałam się, że nocami przychodzi do niej zmarły mąż… – idąca obok mnie starsza pani spojrzała na mnie z nadzieją. – Chodziłam z nią do najlepszych specjalistów, ale to nic nie dało. A potem zrozumiałam, że trzeba jej lekarza od ducha, nie od ciała. Może by tak skontaktować się z Wojtkiem i powiedzieć, żeby dał mojej córce spokój? Pomogłaby nam pani, pani Matyldo?
Poprosiłam o dzień do namysłu
Dla mnie duch rzekomo nawiedzający młodą kobietę był raczej uosobieniem szoku sprzed pięciu lat. Ale nic bym nie zdziałała, gdybym zaczęła tłumaczyć cierpiącej kobiecie, że jej umysł po prostu fiksuje. „Muszę poznać prawdziwy powód samobójczych prób Lidii” – pomyślałam.
Wtedy po raz pierwszy i ostatni oszukałam swoją klientkę. Powiedziałam jej, że jeśli powód, dla którego pragnie śmierci, będzie wystarczająco ważny, to jej nieżyjący mąż z pewnością zaakceptuje jej wybór, a matka pozwoli jej umrzeć.
Uwierzyła mi. Wyznanie prawdy przyszło jej jednak z wielkim trudem.
– Ja i Wojtek przysięgliśmy sobie jeszcze przed ślubem, że nigdy nie będziemy mieć nikogo innego. I nawet śmierć nas nie rozłączy. On dotrzymał obietnicy. A teraz ja go... zdradzam. Wciąż myślę o Olku... Pragnę go. Poza tym kiedy mnie pocałował, kochający się ze mną mąż miał jego twarz. To była zdrada! Jeśli natychmiast nie odejdę, zostanę żoną innego mężczyzny. Złamię przysięgę.
Czyli jednak matka Lidii dobrze wiedziała, co robi, prosząc o pomoc wróżkę, a nie kolejnego psychiatrę… Ta dziewczyna żyła w świecie duchów. Żeby ją stamtąd wyrwać i przywrócić światu, musiałam grać zgodnie z jej regułami gry.
Poprosiłam, żeby następnego dnia obie kobiety przyszły do mnie
Zjawiły się punktualnie, bardzo przejęte i ubrane, jakby w ich życiu miało wkrótce wydarzyć się coś ważnego. W czasie seansu, jak sobie wcześniej założyłam, udam, że rozmawiam z duchem Wojciecha. Postanowiłam też w jego imieniu prosić kobietę, by żyła pełnią życia, i zamiast patrzeć w przeszłość, wreszcie dostrzegła teraźniejszość.
To prawda, szykowałam oszustwo, ale to była słuszna decyzja i mój uczynek z pewnością zostałby dobrze zrozumiany.
Kiedy jednak zapaliłam świecę i pochyliłam się nad szklaną kulą, niespodziewanie… pojawił się prawdziwy duch Wojciecha! Nie wypowiedziałam żadnego słowa ani nie usłyszałam sylaby z ich rozmowy. To za moim pośrednictwem Lidia usłyszała głos nieżyjącego męża. Zadawała mu pytania, radziła się i… znalazła w nim wsparcie oraz odpowiedź, co robić.
Miesiąc później bawiłam się na jej weselu! I wtedy zostałam ukarana przez Tamtą Stronę za to, że chciałam oszukać los. Jak? Gościom rozdano wódkę, którą mieli wypić za zdrowie Lidii i Aleksandra. I chociaż ojciec pana młodego na moich oczach nalewał trunek z butelki, w moim kieliszku znalazła się zwykła woda.