Reklama

Nikt nie miał o niej dobrego zdania

– Błagam, to za dużo jak dla mnie. Z tym projektem sobie nie poradzę. Podobno z mamą jest źle, leży w szpitalu i muszę ją odwiedzić – Elka stała obok, cała roztrzęsiona, prawie płacząc mi w bluzkę.

Reklama

– A może poprosisz inną osobę? – zapytałam z wahaniem. – Ja też mam na głowie mnóstwo pilnych spraw. Żeby je ogarnąć, to pewnie cały tydzień oka nie zmrużę.

– Już próbowałam, ale każdy odmawia przejęcia tej roboty. Wszyscy się wykręcają tak jak ty…

Zastanawiałam się, czy mnie zmyliły oczy, czy faktycznie kilka kropel spłynęło po jej długich rzęsach. Nie określiłabym naszej relacji mianem przyjaźni. Ba, nawet sympatią bym tego nie nazwała. Łączyła nas jedynie wspólna praca w tym samym przedsiębiorstwie, nic więcej. Zresztą, Elka nie cieszyła się zbyt dużą popularnością wśród współpracowników. Plotkowano, że to podła i zakłamana osoba. Podobno kradła koncepcje od innych, a później usiłowała przekonać szefa, że to wszystko jej autorskie pomysły.

– To czemu nasz przełożony wciąż ją zatrudnia? – zareagowałam ze zdumieniem, kiedy usłyszałam tę opowieść po raz pierwszy.

Zobacz także

– Nic ci nie wiadomo? – Aldona ściszyła ton.

– Niby o czym? – odparłam, zadając kolejne pytanie.

Łączy ich coś więcej – skinęła potwierdzająco głową.

– Szef i Elka?!

– A jak inaczej? To właśnie powód tego wyjątkowego podejścia. Wiesz doskonale, że w takich okolicznościach on zawsze ją obroni.

Nie byłam w stanie rozpoznać jej intrygi

– To jest po prostu nie fair! Niewłaściwe – sprzeciwiłam się, nawiązując do zawłaszczania, a może raczej podkradania, choć w sumie na to samo wychodzi, czyichś pomysłów.

– Co ty nie powiesz? Dla wszystkich to oczywiste i nikt nie ma wątpliwości, ale ludzie wolą siedzieć cicho. Bo przecież każdemu zależy na etacie, pojmujesz?

Przytaknęłam ruchem głowy. Podjęłam się zadania od Eli. Nie zdradziła mi zbyt wielu szczegółów, wspomniała jedynie, że przesłała wiadomość na moją skrzynkę i w załącznikach będę miała komplet informacji. Za całość miałam otrzymać 400 zł, a ona już musiała pędzić, bo czekała na nią mama.

– Wiesz, jak to jest, zawał to poważna sprawa, a matkę mamy tylko jedną – powiedziała i tyle ją widziałam

No tak, wszystko to doskonale rozumiałam. Moja własna mama odeszła z tego świata dwa lata temu, pokonana przez nowotwór żołądka. Wciąż odczuwałam stratę po jej śmierci, nadal zdarzało mi się budzić w środku nocy z łzami w oczach, a moje palce odruchowo wybierały numer jej telefonu, ale witała mnie jedynie przytłaczająca pustka... Wieczorową porą sprawdziłam skrzynkę mailową, lecz nie napotkałam żadnej wiadomości od Elki. Następnego dnia od samego rana usiłowałam nawiązać z nią połączenie. Kiedy wreszcie odebrała, rychło oznajmiła, iż nie ma teraz czasu na pogawędkę.

– Hej, a co z tą wiadomością mailową? – krzyknęłam.

– Spróbuj zerknąć na moim laptopie. Chyba przez przypadek nie nacisnęłam przycisku wysyłania.

Skapitulowałam, mimo że dźwięk dobiegający ze słuchawki w trakcie naszej konwersacji wydał mi się osobliwie znajomy. Nie potrafiłam go jednak rozpoznać. W laptopie Małgosi odkryłam dokument z zadaniem. Nie okazało się to tak banalne, jak twierdziła. Żeby się z nim uporać, musiałam przeznaczyć zdecydowanie więcej czasu, niż zakładałam. A także włożyć sporo wysiłku, łącznie z poniesieniem określonych nakładów pieniężnych.

Nie było z nią kontaktu

Spróbowałam ponownie skontaktować się z Elką, ale w słuchawce usłyszałam tylko komunikat o czasowej niedostępności abonenta. Pomyślałam sobie, że pewnie jest w szpitalu. Niestety, wieczorem sytuacja się powtórzyła – telefon milczał, a Elka nie oddzwoniła. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, więc postanowiłam wziąć się za ten nieszczęsny projekt. Byłam ostatnią osobą, która opuściła biuro, a później do godziny drugiej nad ranem siedziałam przyklejona do monitora w domu.

Kolejny dzień nie przyniósł niespodzianek. Elka wciąż nie odbierała telefonu, a ja miałam przed sobą następny wieczór spędzony na pracy nad projektem. Zmęczenie dało o sobie znać czwartego dnia – przysnęłamb siedząc przy komputerze. Nagle przez sen usłyszałam, jak ktoś wymawia moje imię. Od razu poznałam, że to Aldona:

– Spójrz tylko na nią – zwróciła się do kogoś. - Zasnęła z przepracowania. Współczuję jej, że dała się tak zmanipulować tej całej Elce. I nie dość, że nie zobaczy swojego nazwiska pod tym projektem, to na dodatek dostanie za to jakieś marne 10 procent całej kasy.

– Typowa zagrywka Elki! – parsknęła śmiechem osoba, do której mówiła Aldona.

Podniosłam wzrok, ale nigdzie nie było widać tych dziewczyn.

„To musiał być tylko sen” – pomyślałam. Jednak słowa, które do mnie dotarły (czy na pewno jedynie podczas snu?), wciąż chodziły mi po głowie. Gdy nadeszła pora lunchu, zapytałam Aldonę:

– Wiesz co, mam wrażenie, że nie powiedziałaś mi jeszcze wszystkiego na temat Elki.

– A czego jeszcze chciałabyś się dowiedzieć? Nie mam pojęcia, co się dzieje między nią a naszym bossem pod kołdrą.

– Nie to miałam na myśli. Wspominała ci coś o tym zadaniu, które za nią przejęłam?

– Nie, ale wiem z doświadczenia, jak to się potoczy. Ona się opala na jakiejś egzotycznej wyspie, a ty już tyrasz jak mróweczka.

– Na jakiej znowu wyspie? Podobno pojechała odwiedzić chorą mamę – wyjaśniłam Aldonie.

– Ach, to taką bajeczkę ci wcisnęła...

– A może faktycznie jej mama jest chora, nie brałaś tego pod uwagę? – zirytowałam się.

– Niewykluczone. Ale z tego co mi wiadomo, jej matka ostatnio ponownie stanęła na ołtarzu i właśnie teraz obie bawią się na Seszelach.

– I co dalej? – zapytałam.

– Co dalej? – odparła Aldona. – Słuchaj, przyjęłaś to zadanie, więc teraz musisz je wykonać. Najgorzej, że szef już się zorientował. Jak spartaczysz robotę, to skupi się na tobie i ciebie pogoni, a nie ją. Aha, jeszcze jedno – nagle się ożywiła. – Masz pojęcie, ile ci za to zapłacą?

– Czterysta złotych – przyznałam.

– Dopisz tam jedno zero, to się przekonasz, ile ona na tym zarobi...

Nie miałam innego wyjścia

Konsekwencje niedotrzymania terminu spadną na mnie, a nie na nią. W jaki sposób mam udowodnić, że ona bez żadnego wysiłku zgarnęła ponad trzy koła? Zacisnęłam zęby i dalej robiłam swoje. Taka już jestem – rzetelna i skrupulatna. No i strasznie łatwowierna... Zdążyłam na czas. Co więcej, efekt końcowy projektu okazał się być znakomity, co napawało mnie ogromną satysfakcją. Byłam o krok od wysłania go bezpośrednio do najwyższych władz spółki, kiedy coś mnie powstrzymało. Wiadomość trafi przecież do prezesa. On z kolei usunie moje dane, a wpisze tam Elkę. Głowiłam się zatem, w jaki sposób przeskoczyć ten szczebel.

Wpadłam na pomysł. Zrobiłam wydruk koncepcji, zrobiłam osiem dodatkowych egzemplarzy i położyłam się spać. Kolejnego dnia ruszyłam prosto do pokoju narad, w którym od piętnastu minut debatowało kierownictwo firmy. Zastukałam we framugę, przekroczyłam próg. Przywitałam się, przepraszając za niespodziewaną wizytę, wręczyłam każdemu po jednym egzemplarzu pomysłu.

– O co chodzi? Wczoraj miałem to od pani dostać na skrzynkę – fuknął szef.

– Niestety nie dałam rady, szefie. Ogromnie przepraszam, ale mieliśmy przerwę w dostawie prądu.

– W porządku – odebrał ode mnie swoją kopię, a następnie powiedział do reszty: – Może być tak, że prześlę panom komplet dokumentów mailem? Potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby zapoznać się z całością. Liczę na to, że pamiętała pani o umieszczeniu na projekcie nazwiska pani Elżbiety, która przebywa obecnie na wakacjach, a panią poprosiła jedynie o naniesienie ostatnich korekt.

– To pani Eliza zleciła mi opracowanie tego projektu. Od deski do deski. W związku z tym jestem jego jedyną autorką – wyrzuciłam z siebie.

Popamięta ten projekt na długo

Nastała głucha cisza. Twarz szefa przybrała purpurowy kolor i gdy już zamierzał coś oznajmić, wypaliłam:

– Przepraszam, że poruszam tę sprawę w obecności wszystkich, ale muszę wiedzieć, czy za ten projekt otrzymam uzgodnione umową cztery tysiące?

– Cztery tysiące? – zaskoczony był jeden z zarządców.

– Tyle właśnie przyznano pani Elżbiecie za poprzednie zadanie – oznajmiłam.

– Hmm, intrygujące... Chyba ktoś grubo przesadził z tą sumą, trzeba to prześwietlić – stwierdził facet w czerwonym krawacie.

– Przyjrzę się temu – burknął prezes.

– Czyli wakacje nad Bałtykiem, zamiast egzotycznych wysp mogę już planować? – rzuciłam z niewinnością w głosie.

– Bez dwóch zdań – odparł gość z muchą pod szyją. – Pierwsza część jest niesamowicie interesująca, a ogólne wrażenie jest takie, że to naprawdę fachowa robota. Sam to przejrzę dokładnie i odezwę się do pani. Nie masz nic przeciwko, Wacek? – zerknął na dyrektora.

Szef z oporami przytaknął. Jeszcze tego samego popołudnia na moim biurku zadzwonił telefon. Facet chwalił mnie za sposób, w jaki podeszłam do tematu. Wynagrodzenie za zlecenie, jak stwierdził, pozostanie bez zmian, a poza tym w najbliższej przyszłości mogę spodziewać się nagrody. Co z Elką? Pojawiła się w końcu z piękną, czekoladową opalenizną, na którą raczej nie zapracowała w miejskim szpitalu w Krakowie.

Mój przełożony chyba próbuje znaleźć jakiś powód, aby mnie zwolnić. Ale mam jeszcze jednego asa w rękawie – Elkę. Nie lubię informować małżonek moich szefów o ich biurowych schadzkach, ale przynajmniej spokojniej zasypiam, mając świadomość, że w razie czego mogę użyć tej karty przetargowej. To taki mój mały, dodatkowy atut.

Reklama

Agata, 27 lat

Reklama
Reklama
Reklama