Reklama

Niczego tak bardzo nie pragnęłam w tej chwili jak tego, by wreszcie przestał dzwonić! Nie obchodziło mnie zupełnie, kto dzwoni, bo tak naprawdę doskonale to wiedziałam – moja przyjaciółka zaniepokojona tym, że zniknęłam. Kiedy dzwonek wybrzmiał, sięgnęłam po komórkę i wyłączyłam dźwięk. Teraz o tym, że Zośka próbuje się do mnie dodzwonić po raz kolejny, poinformowało mnie tylko mrugające światełko na wyświetlaczu. Jednym ruchem zgarnęłam komórkę pod poduszkę – i po kłopocie. Nie widziałam jej i nie słyszałam. Mogłam spokojnie pogrążyć się w ciszy i w swojej rozpaczy.

Reklama

Wyszłam z poczuciem niesprawiedliwości i przegranej

Wywalona z pracy. Jak to paskudnie brzmiało! Kiedy szefowa wręczyła mi wypowiedzenie – jak mi się wydawało, z wrednym uśmiechem – grunt osunął mi się pod nogami. Miałam wrażenie, że to się nie dzieje naprawdę, że to tylko sen albo jakaś inscenizacja. Wszystko nagle stało się takie nierealne… Przecież dawałam z siebie wszystko w pracy! – pomyślałam. Harowałam jak wół po godzinach, ślęcząc nad projektami. Nawet nad tymi, które inni zawalili.

Wydawało mi się, że jestem niezastąpiona. No właśnie: tylko mi się wydawało. Szefowa przygotowała moje zwolnienie bez żadnego ostrzeżenia, bez wcześniejszej rozmowy, że coś jej się w mojej pracy nie podoba. No, bo chyba nie to, że poprawiałam nawet jej błędy? Przecież lepiej, że robiłam to ja, niż gdyby miał je zauważyć dyrektor generalny… Szefowa była jednak całkiem innego zdania. Stwierdziła, że wytykając jej błędy, podważam jej autorytet. I że nie potrafię pracować w grupie, tylko za wszelką cenę chcę zostać liderem.

– A my tutaj cenimy sobie pracę zespołową – podkreśliła.

Do diabła z tobą i tą całą firmą! Niech te wszystkie projekty beze mnie się zawalą! – pomyślałam, unosząc się honorem. Zabrałam swoje rzeczy z biurka z prędkością światła, dziwiąc się, jak pusto zrobiło się nagle wokół mnie. Jakoś nikt z moich wcześniejszych kolegów czy koleżanek nie podszedł do mnie i nie zagadał. Zupełnie jakbym nagle zachorowała na jakąś odmianę trądu. Wyszłam z biurowca z poczuciem niesprawiedliwości i przegranej. Marzyłam tylko o tym, aby dotrzeć do domu i wejść pod kołdrę. Co zresztą zrobiłam.

Zobacz także

Nie wyszłam spod niej przez okrągły tydzień. W tym czasie wyjadłam prawie wszystko, co było w lodówce. Nawet jakieś mrożonki, które były chyba starsze niż epoka lodowcowa. Telefon dzwonił, ale odbierałam tylko połączenia od mamy, żeby przypadkiem się nie zaczęła się o mnie martwić i nie przyjechała. Nie chciałam jej na razie mówić o tym, że nie mam pracy, bo pewnie by zaczęła narzekać, że po co w ogóle pojechałam do tej Warszawy i czy w rodzinnym miasteczku nie byłoby mi lepiej. No, pewnie by nie było. Tam nie miałam żadnej szansy na karierę!

Tym razem było mi to zupełnie obojętne

Poprawiłam poduszkę, przez co telefon spadł na podłogę. Spojrzałam odruchowo, czy się nie potłukł, bo jeszcze tego by brakowało, żeby mi popękał wyświetlacz! Nie miałam teraz pieniędzy na nowy. Na szczęście wszystko było w porządku, tylko mrugające nadal światełko informowało mnie o nieodebranych połączeniach.

– Do diabła z nimi! – pomyślałam, zakopując się znowu pod kołdrą, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.

Nie miałam zamiaru otwierać, ale ten ktoś najwyraźniej nie miał zamiaru odejść. Po chwili usłyszałam dobijanie się do drzwi i głos mojej przyjaciółki Zośki.

– Magda! Otwieraj!

Przez chwilę pomyślałam, że mogę przecież udawać, że mnie nie ma. Akurat była sobota, mogłam pojechać do matki…

– Wiem, że tam jesteś! Nie odejdę stąd, dopóki nie otworzysz – Zośka była jednak zdeterminowana. Znałam ją dobrze i wiedziałam, że nie odpuści. Gotowa była nawet koczować na korytarzu, jeśli uzna to za słuszne.

Zwlekłam się więc zrezygnowana z łóżka i podeszłam do drzwi. Odsunęłam zasuwkę.

– Przed przyjaciółmi drzwi się nie zamyka! – Zośka rzuciła mi wymowne spojrzenie.

– Miałam ochotę pobyć sama – mruknęłam niechętnie.

– Normalnie bym to uszanowała, ale nie w tej sytuacji – odparowała.

Ze zgrozą zauważyłam, że przyszła ze swoim chłopakiem, który teraz wnosił do mojego mieszkania jakieś wielkie torby. Pewnie bym się zdenerwowała, że widzi mnie w powyciąganym, nieświeżym podkoszulku i z włosami w strąkach, ale tym razem było mi to zupełnie obojętne.

– Na mnie nie patrz, ja jestem tylko tragarzem – mruknął, wbijając oczy w podłogę.

Domyśliłam się, że dla niego ta sytuacja także musi być krępująca. W końcu do tej pory widywał mnie jako dynamiczną panią menedżer w pełnym makijażu i butach na wysokim obcasie.

Tak naprawdę właśnie to mnie martwiło

– Musisz coś zjeść! Na głodniaka mózg nie funkcjonuje. No i weź prysznic. Od razu poczujesz się lepiej – komenderowała dynamicznie Zośka.

Westchnęłam i się poddałam. Posłusznie poszłam do łazienki, a kiedy z niej wyszłam, w całym domu coś pachniało smakowicie.

– Przyrządziłam ci twoją ulubioną chińszczyznę, a na deser mam lody czekoladowe – powiedziała Zośka.

W pierwszym momencie sądziłam, że zrobi mi się niedobrze na samą myśl o jedzeniu. O dziwo, okazało się jednak, że jestem głodna. Chłopak mojej przyjaciółki gdzieś się ulotnił i zostawił nas same. Zjadłam to, co podała mi Zośka, i na tym skończyła się moja energia. Zwinęłam się w kłębek na sofie i zastygłam. Z umytymi czy z brudnymi włosami nadal czułam się nikomu niepotrzebna, o czym nie omieszkałam poinformować mojej przyjaciółki.

– Nie gadaj głupot! – fuknęła Zośka. – To nie twoja pierwsza i nie ostatnia praca!

– A właśnie, że pierwsza! – poderwałam się. – Przecież nie będę liczyła tego, że pracowałam jako hostessa! To była pierwsza taka na serio, i w dodatku wymarzona! Wiesz, ile ja się starałam, żeby się dostać do tej firmy? Przeszłam trzystopniową rekrutację! A potem staż i kolejne awanse. Byłam w pracy od rana do wieczora, oddałam im pięć lat swojego życia! – wyrzuciłam z siebie jednym tchem i zamilkłam, by nabrać powietrza.
Zośka z miejsca to wykorzystała.

– Pięć lat i wystarczy. Teraz, wykorzystując swoje doświadczenie, znajdziesz sobie lepszą posadę – powiedziała z przekonaniem przyjaciółka.

– A jak nikt mnie już nie zechce? – spojrzałam na nią wzrokiem zranionego dziecka.

Tak naprawdę właśnie to mnie martwiło. No, bo skoro firma, dla której tak się poświęcałam, zrezygnowała ze mnie tak łatwo, to może już nikt mnie nie będzie chciał? Odczuwałam nie tylko wstyd, że mnie wyrzucono, ale i upokorzenie.

Każdy towar można sprzedać

Obawiałam się, że ze zwolnieniem w papierach nie zechce mnie już żaden inny pracodawca.

– No, bo jak mnie zapytają, dlaczego zostałam wyrzucona, to co im powiem? – zapytałam przyjaciółkę.

– Prawdę. Że miałaś swoje zdanie i za to wyleciałaś – stwierdziła Zośka. Nie wydało mi się to mądre, ale zmilczałam.

Boże, jaka ona wydaje się pewna siebie! Ja także taka byłam jeszcze tydzień temu. Ciekawe, jak by się zachowywała, gdyby to ją zwolniono! – przebiegło mi przez myśl. Pozazdrościłam nagle przyjaciółce, że ona nadal ma pracę, ale zdusiłam to uczucie w zarodku. Zośka była cudowna i bardzo mi oddana. Nie zasługiwała na moją zawiść.

– Bierzemy się do roboty! Musimy napisać ci świetne CV – klasnęła teraz w ręce Zośka.

– Musimy dzisiaj? – czułam, że mnie to przerasta. Przecież był jeszcze czas, miałam jakieś oszczędności, powinno mi ich wystarczyć na jakieś dwa miesiące. Potem czegoś poszukam…

– Zabieramy się do tego dzisiaj! Im szybciej zaczniesz, tym szybciej znajdziesz pracę – oceniła Zośka.

Szczerze mówiąc, pomyślałam, że chyba ma rację, a razem pójdzie nam sprawniej. Stworzyłam plik i zaczęłam jej dyktować swoje osiągnięcia. Zdziwiło mnie to, że tak szybko skończyłam.

– Pokaż, ile tego wyszło? – poprosiłam. Zośka podsunęła mi ekran laptopa.

– Boże! Kilka staży i tylko jedna firma… Przecież ja niewiele umiem! – nagle się znowu załamałam. Moje CV wydało mi się żałosne, resztki mojej pewności siebie gdzieś się ulotniły.

– Wiesz, jaka jest żelazna zasada marketingu? Że każdy towar można sprzedać, wystarczy go tylko odpowiednio zareklamować – przypomniała mi Zośka.

Będziesz jeszcze tylko potrzebowała referencji

Razem z moją przyjaciółką wzięłam się do przeszukiwania internetu w poszukiwaniu takich haseł jak „pisanie nowoczesnego CV” czy „małe doświadczenie – jak zwiększyć swoje szanse”.

– Matko, ile tutaj tego! – byłam zaskoczona, że wyskoczyło tyle rozmaitych linków.

– Dawaj, przerabiamy twoje CV! – roześmiała się Zośka. Nawet nie zauważyłyśmy, kiedy nagle zaczęłyśmy się całkiem dobrze bawić.

Moje CV napisane według nowoczesnych zasad naprawdę zaczęło nieźle wyglądać. Kiedy skończyłyśmy, Zośka popatrzyła na nie krytycznym wzrokiem.

– Dobrze wypadło! – oceniła. – Będziesz jeszcze tylko potrzebowała referencji od swojej byłej szefowej – powiedziała.

– Co? – myślałam, że się przesłyszałam. – Ale coś ty! W życiu jej o to nie poproszę! – aż się wzdrygnęłam. – Ta zołza mnie upokorzyła. Nawet nie chcę wiedzieć, co może mi napisać. Z jej rekomendacją to już na pewno nie znajdę żadnej pracy.

– Jak chcesz, ale moim zdaniem powinnaś mieć opinię od niej o swojej pracy – mruknęła Zośka i dała mi spokój.

– I tak dużo zrobiłyśmy jak na jeden raz. Przyjdę jutro, to poszukamy ofert pracy i powysyłamy CV. A teraz spać!

Spałam przez ostatni tydzień – pomyślałam sobie. Ale kiedy tylko za moją przyjaciółką zamknęły się drzwi, posłusznie podreptałam do łóżka. Nie miałam wprawdzie trudności z zaśnięciem, ale śniły mi się jakieś koszmary. Ktoś mnie gonił, ktoś się ze mnie wyśmiewał. Kilka razy pokazała mi się także wykrzywiona twarz byłej szefowej.

Napisała właściwie całą prawdę o mnie

Obudziłam się zlana potem i w pierwszej chwili znowu miałam ochotę wejść pod kołdrę. Potem jednak pomyślałam, że tak nie może być! Przecież ja się jej nigdy nie bałam! I właśnie za to wyleciałam z pracy, że potrafiłam wyrazić własne zdanie. A teraz nagle mam obawy, żeby do niej napisać z prośbą o to, co mi się od niej tak naprawdę należy? Przecież byłam dobrym pracownikiem, podniosłam efektywność działu. Kiedyś to doceniała. A jeśli napisze mi coś złego o mojej pracy, to przecież mogę tego nikomu nie pokazać – pomyślałam. Wszystko, co najgorsze, już mi zrobiła. Wywaliła mnie z roboty – oceniłam.

Poderwałam się z łóżka i od razu włączyłam laptopa w obawie, że mogę zmienić zdanie. Napisałam do szefowej e-maila z uprzejmą prośbą o jej rekomendację. A potem zjadłam śniadanie i na kilka godzin wyszłam z domu na spacer – po raz pierwszy od kilku dni. Pomyślałam sobie, że lepiej będzie, jeśli nie będę przez jakiś czas sprawdzała kompulsywnie w skrzynce, czy przyszła do mnie jakaś wiadomość.

Kiedy wróciłam, najpierw zrobiłam sobie herbatę, zastanawiając się nad tym, jak dobrze w sumie wpłynął na mnie ten spacer. Czułam się zrelaksowana i gotowa na stawienie czoła nawet najgorszej rekomendacji. Nawet widok e-maila czekającego na mnie w skrzynce nie podniósł mi ciśnienia. Mało tego! Kiedy go czytałam, byłam zaskoczona, ale mile. Moja szefowa napisała mi właściwie całą prawdę o mnie! „Ma osobowość lidera”, „Ma własne zdanie i nie boi się go wyrażać”. Kiedy to zobaczyłam, odetchnęłam. Przecież to, co dla jednego szefa jest minusem, dla drugiego może być plusem – pomyślałam optymistycznie.

Niestety, mój optymizm osłabł, kiedy okazało się, że po wysłaniu przeze mnie kilkudziesięciu CV zapadła głucha cisza.

– Nie zadzwonił do mnie kompletnie nikt! Rozumiesz? – opowiadałam zdruzgotana Zośce przez telefon.

Wiedziałam, że mam coraz mniej pieniędzy na koncie, i przed oczami stanęła mi wizja głodowania i mieszkania gdzieś pod płotem. Albo powrotu do rodzinnego miasta. A tego nie chciałam. Nie mogłam się przecież tak po prostu poddać i wrócić jako ta, której się nie udało.

– Ty się nie załamuj, tylko zacznij dzwonić sama! – poradziła mi niezrażona przyjaciółka.

– Zwariowałaś? Kto będzie chciał ze mną rozmawiać? – odpowiedziałam.

– Może na początku nikt, ale jak nabierzesz wprawy, to w końcu kogoś przekonasz do tego, żeby się z tobą spotkał. Przecież wiesz, że ja właśnie w ten sposób zdobyłam swoją obecną pracę – przypomniała mi.

To była prawda. Zośka znalazła firmę, która ją interesowała, i po prostu do niej zadzwoniła. Została zaproszona na rozmowę i chociaż nie dostała roboty od razu, to jednak po kilku miesiącach zadzwonili do niej, że potrzebują kogoś z takimi kompetencjami jak ona.

– Tylko że ja nie mam takiego gadanego jak ty – stwierdziłam.

– Ja też nie miałam. Ale przygotowałam sobie takie krótkie przemówienie, jakie są moje kompetencje i mocne strony. I nagrałam to sobie na dyktafon. Mówię ci z ręką na sercu, że jak po raz pierwszy siebie usłyszałam, to byłam załamana! Ale potem z każdą próbą było coraz lepiej. Kiedy uznałam, że mówię pewnym siebie głosem, zaczęłam dzwonić do działów personalnych.

– I co? – słuchałam jej opowieści z zaciekawieniem.

– I przedstawiałam się, mówiąc, dlaczego byłabym idealnym pracownikiem ich firmy. A potem wysyłałam im swoje CV i po dwóch dniach dzwoniłam z pytaniem, czy się z nim zapoznali. Obdzwoniłam tak ze dwadzieścia firm, a finał znasz. Pracę dostałam.

Nie będzie lekko, ale się nie poddam! – postanowiłam.

Spojrzała na mnie przenikliwie, a potem się roześmiała

Poszukiwanie pracy okazało się… ciężką pracą. Kiedy po dwóch tygodniach telefonowania i wysyłania CV dostałam wreszcie zaproszenie na rozmowę, byłam ucieszona, ale i zestresowana. Wiedziałam, że będę miała góra pół godziny na zaprezentowanie siebie. Przygotowałam się do tego skrupulatnie. Gdzieś przeczytałam, że statystycznie największą szansę na pracę mają osoby ubrane podczas rozmowy wstępnej na czarno. Wyciągnęłam więc z szafy swój czarny elegancki garnitur. Na rozmowie stawiłam się punktualnie, zostałam zaproszona do pokoju, do którego po chwili weszła osoba z działu personalnego… w identycznym garniturze jak ja! Zrobiło mi się głupio, bo wyglądałyśmy jak klony. „Mam nadzieję, że ona tego nie zauważy” – pomyślałam. Ale zaraz przebiegło mi przez myśl, że przecież nie ma siły, by nie zauważyła!

– Widzę, że mamy podobny gust – zażartowałam więc, kiedy w pewnym momencie zapadła między nami zbyt długa cisza.

Mam żałobę po tacie – usłyszałam w odpowiedzi i wymiękłam.

Boże, co ze mnie za idiotka! No, to teraz już koniec! – załamałam ręce pewna, że nie dostanę tej pracy.

– Nie przepadam za czernią – przyznałam. – Szczerze mówiąc, włożyłam taki garnitur, bo podobno statystycznie czerń zwiększa szansę na dostanie pracy.

„A moją chyba jednak zmniejszyła…” – dodałam w myślach.

– Jestem szczera i zawsze mówię to, co myślę. Moja była szefowa uważała to za wadę. Twierdziła, że dyskutując z jej projektami, podważam jej kompetencje – przyznałam się, nie mając już nic do stracenia.

O dziwo, kobieta spojrzała na mnie przenikliwie, a potem się roześmiała!

– Odezwę się do pani – obiecała po rozmowie.

Nie liczyłam na wiele, a jednak faktycznie zadzwoniła.

– Prawdę mówiąc, nie mam niczego dla pani w naszej firmie. Ale skontaktowałam się z pani byłą szefową i ona potwierdziła wszystko to, co pani o sobie powiedziała. To dobrze, że była pani szczera podczas rozmowy. Dzięki temu doszłam do wniosku, że idealnie pasuje pani do zespołu mojego znajomego, który szuka takich kreatywnych i otwartych osób. Jeśli spodoba się pani jego propozycja, to będzie mi miło.

Naprawdę? Zadała sobie tyle trudu, aby poszukać mi pracy? – byłam zdumiona i wniebowzięta. Z jej znajomym, panem Michałem, dogadałam się idealnie już na pierwszej rozmowie.

Trafiłam do ciekawej, chociaż niewielkiej firmy i do interesującego projektu. Zośka miała rację – nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Trzeba tylko wykazać się inicjatywą.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama