„Tadeusz działał jak lep na muchy. Zamiast prostackich tekstów, słodził mi i komplementował. I dałam się złapać”
„– Patrzę na mój ogród i wracają mi siły. Żałuję tylko, że podziwiam go sam, chciałbym dzielić z kimś wzruszenia. Najpiękniejsze są poranki, kiedy kwiaty rozchylają płatki i budzą się do życia. Letnie wieczory też mają swój urok, są przesycone zapachem i ciepłem promieni słonecznych, które ziemia nagromadziła za dnia i hojnie oddaje”.
- Justyna, 50 lat
Gdy zgodziłam się przejąć pacjenta Beaty, ostrzegła mnie, że niezły z niego podrywacz i nie przepuści żadnej pielęgniarce. Zjeżyłam się, ale pomyślałam, że nie z takimi dawałam sobie radę. Przygotowałam się na to, że usłyszę jakieś prostackie komplementy, ale zaskoczenie przyszło, jeszcze zanim weszłam do domu starszego pana. W ogóle cała ta wizyta przebiegła inaczej, niż sobie wyobrażałam.
To tylko podrywacz
Zdarza się, że zastępuję inne pielęgniarki, odwiedzam ich pacjentów, potem one rewanżują się podobną przysługą. Tadeusz mieszkał w rejonie obsługiwanym przez Beatę, dość daleko od moich stałych szlaków, które zwykle przemierzam na piechotę.
– Pojedziesz autobusem, to zaledwie kilka przystanków – przekonywała mnie Beata.
Bardzo jej zależało, więc się zgodziłam, nie pytając o powody. Była mi za to tak wdzięczna, że udzieliła mi ostrzeżenia.
– Uważaj na niego, to podrywacz. Żadnej pielęgniarce nie przepuści, nasz zawód działa na jego wyobraźnię – zachichotała, a widząc moją minę, dodała: – Nie jest leśnym dziadkiem w typie nieszkodliwego zboczeńca, nie będzie ci się narzucał.
Zobacz także
– To w porządku – zgodziłam się uspokojona. Nie takich usadzałam, zwykle wystarczyły odrobina stanowczości i brak reakcji na daleko posunięte awanse. Celowali w nich starsi panowie, bardzo optymistycznie oceniający własną atrakcyjność. Nieraz miałam ochotę zaprowadzić takiego za ucho do lustra, żeby dobrze się sobie przyjrzał, zanim zacznie udawać amanta.
– Narzucał się nie będzie, ale nie przestanie cię uwodzić. Uważaj na niego – śmiała się dalej Beata. – To mój ulubiony pacjent, dobrze mi robi na samopoczucie. Gdybym nie miała Lucka, spojrzałabym na niego przychylnie, chociaż jest w wieku mojego ojca. Dla ciebie byłby w sam raz – pozwoliła sobie na szczerość z bezmyślną bezwzględnością.
Puściłam uwagę mimo uszu, ale zrobiło mi się nieprzyjemnie i od razu pomyślałam z niechęcią o pacjencie, facecie z gatunku „pies na baby”. Nie znosiłam takich, od razu uprzedziłam się do leciwego podrywacza. Poszłam do niego tylko dlatego, że wcześniej już obiecałam to Beacie.
Miał przepiękny ogród
Mieszkał w starym domu typu bliźniak, któremu przydałby się remont elewacji, ale nie to przykuło moją uwagę. W małym ogródku piękniały kwiaty, festiwal barw i kształtów zaparł mi dech. Nie zostały posadzone na rabatach, tworzyły dżunglę, mozaikę, która na pierwszy rzut oka wydawała się nieuporządkowana, jakby rośliny robiły, co chciały, nie poddając się woli ogrodnika. Dopiero po chwili dostrzegłam, że w tym szaleństwie jest metoda. Kwiaty tworzyły barwny dywan o przemyślanym splocie, zostawiając akurat tyle wolnego miejsca, by można było dotrzeć do domu, nie tratując roślin.
Skorzystałam ze ścieżki, muskając po drodze płatki pnącej róży. Uwielbiam kwiaty, trzymam je na parapecie, ale to nie to samo co ogród.
Tadeusz zostawił dla mnie otwarte drzwi, zachęcił mnie okrzykiem, bym weszła.
– Podobały się pani moje kwiaty? – spytał, gdy mnie zobaczył. – Obserwowałem panią z okna, widziałem zachwyt w pani oczach.
Zobaczył moje oczy przez szybę? Zdolny facet!
– Ma pan sokoli wzrok? Gratuluję – położyłam torbę na stole i oznajmiłam, że muszę umyć ręce. Kierowana jego wskazówkami trafiłam do łazienki, omiotłam wprawnym spojrzeniem długą półkę pod lustrem i już wszystko wiedziałam. Tadeusz mieszkał sam.
– Pani Beata nie przyjdzie? – spytał, gdy wróciłam.
– Jestem w jej zastępstwie – poinformowałam go sucho, nie wdając się w szczegóły. Pacjent powinien interesować się własnym zdrowiem, nie organizacją pracy placówki medycznej.
– Nie będę już więcej pytał – Tadeusz podniósł ręce, jakby się poddawał. – Dla kwiatów nie była pani taka surowa jak dla mnie – powiedział przekornie, nie rezygnując z lekkiego tonu.
– Są bardzo piękne – pochwaliłam oszczędnie.
Był bardzo wrażliwy
– Prawda? To dlatego, że nic z nimi nie robię. Dałem im wolność. Rosną, jak chcą i odwdzięczają mi się w dwójnasób.
– Do uprawiania ogrodu trzeba mieć zdrowie – wydawało mi się, że wiem, co chce powiedzieć.
– Odzyskam je przy pani pomocy, ale nie to miałem na myśli. Żal mi przerzedzać rośliny, wyrzucać mniej silne, przesadzać, wyrywając z korzeniami. Zrozumiałem, że one też czują i od tej pory nie wyrzucam żyjących roślin do śmietnika.
– Można wymieniać się z sąsiadami – dałam się wciągnąć w rozmowę o ogrodnictwie przypominającą dyskusję filozoficzną nad sensem i celem życia we wszystkich jego przejawach.
– Wolność dla kwiatów. Oto moja dewiza – uśmiechnął się, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Patrzę na mój ogród i wracają mi siły. Żałuję tylko, że podziwiam go sam, chciałbym dzielić z kimś wzruszenia. Najpiękniejsze są poranki, kiedy kwiaty rozchylają płatki i budzą się do życia. Letnie wieczory też mają swój urok, są przesycone zapachem i ciepłem promieni słonecznych, które ziemia nagromadziła za dnia i hojnie oddaje.
– O rany – powiedziałam trochę bezradnie, bo przed oczami miałam jasny, letni wieczór w ogrodzie Tadeusza. – Czy mógłby pan podwinąć rękaw?
Roześmiał się i zrobił, co kazałam.
– Zanudzam panią – raczej stwierdził, niż zapytał.
Musiałam zaprzeczyć, Tadeusz mówił interesująco, tylko ja nie byłam przygotowana na taką rozmowę. Opancerzyłam się przeciwko prostackim komplementom, a spotkała mnie niespodzianka. Tadeusz był zupełnie inny, niż się spodziewałam.
Potrafił oczarować kobietę
– Ten ogród powstał po to, by zatrzeć ślady po Monice, mojej byłej – zwierzył się niespodziewanie. – Ona wolała przystrzyżony trawnik otoczony tujami. Kiedy odeszła, usunąłem darń, żeby zrobić jej na złość. Nie miałem wtedy pojęcia o ogrodnictwie, kwiaty widywałem wyłącznie ułożone w bukiety i tylko w tej postaci miały dla mnie sens. Jednak rozkopany trawnik szpecił okolicę, sąsiedzi pytali, czy wymieniam rury, więc pewnego dnia pojechałem do sklepu ogrodniczego i nakupiłem, czego się dało. Przywiozłem mnóstwo cebulek i kłączy wieloletnich roślin, które wsadziłem w glebę, jak leciało, i zapomniałem o sprawie.
Dużo wtedy pracowałem, trochę jeździłem po świecie, ale oczywiście zauważyłem, że wiosną ogród się zazielenił. Niewiele mnie to wówczas obchodziło, rosło, to dobrze, sąsiedzi nie będą się czepiać. Nie od razu mój tajemniczy ogród zakwitł, trzeba było czasu, ale jak rośliny się zadomowiły, dały z siebie wszystko i wtedy nawet ja zauważyłem, jak pięknie to wygląda. Potem latami uzupełniałem kolekcję, wsadzając do ziemi to, co udało mi się zdobyć od hodowców, którzy lepiej niż ja znali się na ogrodnictwie.
– Co na to pani Monika? – spytałam ostrożnie, ciekawa, jak potoczyły się losy jego małżeństwa.
– A, nie wiem. Zresztą czy to ważne? – machnął ręką. – Trawnik zniszczyłem, kiedy jeszcze obchodziło mnie jej zdanie, ogród założyłem przez przypadek, ale uszlachetniałem go wyłącznie dla siebie.
Tadeusz obrzucił mnie uważnym spojrzeniem.
– I dla bratnich dusz, które czują tak jak ja – dodał.
Wyszłam od niego lekka jak piórko, od razu zrozumiałam, dlaczego Beata twierdziła, że to jej ulubiony pacjent. Potrafił sprawić, że poczułam się cudownie, nie uwodził, a jednak poruszył czułą strunę, o istnieniu której zdołałam całkowicie zapomnieć.
Działał jak lep
– Myślałam, że wzięłaś wolne – zdziwiłam się nazajutrz, widząc Beatę na korytarzu przychodni. – Skoro pracujesz, dlaczego oddałaś mi swojego pacjenta?
– Tadeusza? – Beata zatrzymała się na chwilę. – Poznałaś go, więc chyba już wiesz.
– Opowiadał ci o kwiatach tak pięknie, że się zauroczyłaś – zgadywałam w ciemno.
– Pudło, ja wolę podróże – zaśmiała się Beata. – Opowiadał mi o słońcu topiącym się w morzu pod koniec skwarnego dnia, o cykadach, gorącym wietrze znad Sahary. To było takie piękne, że potem Lucek wydawał mi się nudny i bezbarwny, a przecież wiem, że tak nie jest. Wszystkiemu był winien Tadeusz. Ten facet ma słowotok, nie można przestać go słuchać. Niestety, potem wraca się do zwyczajnej szarzyzny. Musiałam od niego odpocząć, zyskać dystans, żeby nie zrobić głupstwa.
– Wiem, o czym mówisz, ja też to poczułam. On ma charyzmę.
– Nie daj się wkręcić – powiedziała stanowczo Beata. – Pół życia przeżył sam i nie brakowało mu bratniej duszy, teraz nagle mu się odwidziało. Moim zdaniem szuka opiekunki, w sam raz byś mu się nadała.
Z nieprzyjemnym dreszczem przyznałam, że Beata może mieć rację. Nie zamierzałam dać się wykorzystać, więc kiedy dwa dni później na adres przychodni przysłał mi wielki bukiet kwiatów, śmiałam się wraz z innymi z umizgów starszego pana, żeby nikt nie pomyślał, że dałam się złapać na lep miłych słówek. Kwiaty zaczęły przychodzić regularnie, zasypywał mnie nimi aż do kolejnej wizyty, na którą bardzo czekałam.
Nie poszłam do Tadeusza, przejęła go Beata. Przestał przysłać mi bukiety, ale chyba nie zapomniał, bo pytał o mnie. Pewnego wieczoru wybrałam się na jego ulicę, zobaczyć ogród o zmierzchu. Kwiaty pachniały, firanka w oknie lekko się poruszyła. Nie chciałam, żeby Tadeusz mnie zobaczył, i tak wystarczająco głupio się czułam, ścigając niespełnione marzenia. Więcej tam nie pojechałam, ale czasem się zastanawiam, co by było, gdybym odważnie wzięła sprawy w swoje ręce.