„Tajemnicza kartka walentynkowa wytrąciła mnie z równowagi. Opłakiwałam Marka, a on cały czas robił mnie w trąbę”
„I wtedy go zobaczyłam. Stał przy ławce, lekko pochylony, z rękami w kieszeniach. Serce mi stanęło. Marek. Nie mogłam oddychać. Przetarłam oczy, jakbym chciała sprawdzić, czy nie mam halucynacji, ale on nie zniknął”.

- Redakcja
Kiedyś czekałam na walentynki z ekscytacją, ale od roku święto zakochanych było tylko bolesnym przypomnieniem. To wtedy Marek, mój narzeczony, zniknął bez śladu. Bez pożegnania, bez wyjaśnień. Po prostu wyszedł i nigdy nie wrócił. Policja umorzyła sprawę po miesiącu – żadnych śladów, żadnych podejrzanych. A ja? Zostałam sama z pustką, której nie dało się wypełnić.
W tym roku na moim biurku w pracy pojawiła się anonimowa kartka. Biała, elegancka, z krótkim napisem: „Zawsze o tobie myślę”. Zamrugałam kilka razy, czując, jak ściska mnie w żołądku. Kto mógł ją wysłać? Tomek, który od dawna robił maślane oczy? A może sąsiad, który zawsze tak dziwnie się do mnie uśmiechał?
To musiał być jakiś żart
Siedziałam przy biurku, wpatrując się w kartkę, jakbym mogła wyczytać z niej coś więcej niż tylko te cztery słowa. „Zawsze o Tobie myślę”. Serce tłukło mi się w piersi, ręce miałam zimne. To musiał być jakiś żart. Ale kto miałby ochotę na takie głupie zabawy?
– Zosia, wszystko w porządku? – Tomek stanął obok mojego biurka.
Podskoczyłam, szybko chowając kartkę do szuflady.
– Tak, po prostu się zamyśliłam – skłamałam, starając się nie patrzeć mu w oczy.
Tomek nie wyglądał na przekonanego. Przez ostatnie miesiące był dla mnie naprawdę miły. Może nawet za miły. Czułam, że chciałby się do mnie zbliżyć, ale trzymałam go na dystans. Nie byłam gotowa. Po pracy zadzwoniłam do przyjaciółki.
– Anonimowa walentynka? – zaśmiała się Anka. – Może ktoś w końcu się odważył. Może Tomek?
– A jeśli to ktoś inny? – ściszyłam głos. – A jeśli… jeśli to Marek?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Marek zniknął rok temu – powiedziała w końcu. – Musisz iść dalej.
Chciałam jej uwierzyć. Naprawdę chciałam. Ale potem przyszła druga wiadomość: „Mam nadzieję, że ci się podobała. Spotkajmy się w parku o 20:00”. Nie idź, podpowiadał rozsądek. Ale serce szeptało coś zupełnie innego.
Serce mi stanęło
Szłam powoli, z rękami schowanymi głęboko w kieszeniach płaszcza. Park był niemal pusty. Latarnie rzucały długie cienie, a każdy szmer sprawiał, że spinałam ramiona. To był głupi pomysł. Powinnam zostać w domu. Powinnam była wykasować tamtą wiadomość i zapomnieć o niej. A jednak coś mnie tu przyciągnęło – może nadzieja, może strach. I wtedy go zobaczyłam. Stał przy ławce, lekko pochylony, z rękami w kieszeniach. Serce mi stanęło. Marek. Nie mogłam oddychać. Przetarłam oczy, jakbym chciała sprawdzić, czy nie mam halucynacji, ale on nie zniknął. Wyglądał inaczej. Wychudzony, zmęczony, jakby przeżył coś, czego nie potrafiłam sobie wyobrazić.
– To jakiś żart? – wykrztusiłam, podchodząc ostrożnie.
Podniósł na mnie wzrok i zobaczyłam coś, co sprawiło, że przeszedł mnie dreszcz. Nie było w nim dawnych ciepłych iskier. Było coś innego.
– Wiem, że masz mnóstwo pytań – powiedział cicho.
– Masz czelność wrócić po roku?! – głos mi zadrżał. – Po tym, co mi zrobiłeś?!
Nie odpowiedział od razu. Wpatrywał się we mnie tak, jakbym była kimś, kogo nie widział od lat.
– To nie było tak proste – odezwał się w końcu.
Poczułam, jak ogarnia mnie wściekłość.
– Więc powiedz mi, jak to było! – rzuciłam. – Bo ja przez te miesiące umierałam każdego dnia.
Ale prawda była taka, że w głębi serca bałam się bałam się odpowiedzi.
Spojrzałam na niego uważnie
Marek spuścił wzrok. Widziałam, jak jego szczęka się zaciska, jakby walczył sam ze sobą.
– Nie mogłem ci wtedy nic powiedzieć – odezwał się w końcu.
Prychnęłam, krzyżując ręce na piersi.
– Nie mogłeś? – powtórzyłam z ironią. – Po prostu zniknąłeś. Bez słowa. A teraz wracasz i oczekujesz, że uwierzę w jakieś „nie mogłem”?
Podniósł głowę, a w jego oczach zobaczyłam coś, co sprawiło, że złość na chwilę ustąpiła miejsca niepokojowi. W oczach Marka widziałam strach.
– Gdybym został, mogłoby ci się coś stać – powiedział cicho.
Serce mi zadrżało.
– Co ty mówisz? Przed kim niby miałabym się bać? – Spojrzałam na niego uważnie. – Co się stało?
Zamilkł. Przez dłuższą chwilę tylko patrzył gdzieś w bok, jakby wahał się, czy może mi zaufać.
– Wpakowałem się w coś, czego nie przewidziałem – powiedział w końcu. – Długi, ludzie, którym byłem winien pieniądze… Nie było wyjścia, musiałem zniknąć.
Poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg.
– Więc przez te wszystkie miesiące wierzyłam, że może nie żyjesz… a ty po prostu się ukrywałeś? – wyszeptałam.
Marek zacisnął usta.
– Każdego dnia chciałem wrócić.
Cofnęłam się o krok.
– Więc dlaczego teraz? – spytałam.
Z jego ust padło jedno zdanie, które zmroziło mi krew w żyłach.
Zacisnęłam usta
Nie odchodziłam. Stałam przed Markiem, czując, jak wzbiera we mnie gniew. Przez rok żyłam w niewiedzy, a on wracał teraz, jakby nic się nie stało. Jakby wystarczyło kilka słów, żebym mu wybaczyła.
– Więc całe te miesiące czekałeś, aż sprawa się rozwiąże? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał pewnie.
Marek kiwnął głową.
– Tak. Długi zostały spłacone. Nie muszę się już ukrywać.
– Nie musisz… – powtórzyłam gorzko. – A ja? Czy ja miałam wybór?
Opuścił wzrok.
– Wiem, że cię skrzywdziłem – powiedział cicho. – Myślałem, że to będzie chwilowe. Że wszystko szybko się ułoży i wrócę do ciebie. Ale sprawy się skomplikowały.
Zaśmiałam się sucho.
– Skomplikowały? Przez pół roku nie wiedziałam, czy żyjesz, czy nie. Próbowałam ułożyć sobie życie. Tomek...
Marek drgnął.
– Tomek?
Zacisnęłam usta. Nie musiałam nic mówić. Widziałam, jak jego szczęka się napina.
– Więc ktoś się pojawił – powiedział jakby bardziej do siebie.
– A co, jeśli tak? – uniosłam podbródek. – Ty miałeś swoje sprawy, ja miałam swoje.
Marek wziął głęboki oddech.
– Nie wróciłem, żeby walczyć o ciebie – powiedział. – Wróciłem, bo nie mogłem znieść myśli, że zostawiłem cię samą.
Pokręciłam głową.
– Może już za późno. Może nie da się tego naprawić.
Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. W końcu zrobiłam krok do tyłu.
– Wybacz mi – powiedział cicho.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam jeszcze, czy potrafię.
W mojej głowie kłębiły się tysiące myśli
Szłam przed siebie. Czułam, że Marek patrzy, jak odchodzę, ale nie zatrzymywał mnie. Może wiedział, że nie miał do tego prawa. Może sam nie był pewien, czy jeszcze powinien walczyć.
Noc była chłodna. Mróz szczypał mnie w policzki, ale prawdziwy chłód czułam gdzieś w środku. Przez tyle miesięcy marzyłam o tym, żeby wrócił. Żeby dał mi choć jedno wyjaśnienie. A teraz, gdy stał przede mną we własnej osobie, nie wiedziałam, co z tym zrobić. Telefon zawibrował w kieszeni. Tomek. Zatrzymałam się. Nie miałam siły rozmawiać. Jeszcze nie teraz. Usiadłam na ławce, chowając twarz w dłoniach. W mojej głowie kłębiły się tysiące myśli. Gdybym tylko mogła cofnąć czas... Ale nie mogłam. Usłyszałam kroki.
– Nie chcę cię naciskać – powiedział Marek. – Ale jeśli jeszcze coś dla mnie czujesz… jeśli chociaż część ciebie chce mi uwierzyć… pozwól mi to naprawić.
Podniosłam na niego wzrok. W jego oczach nie było pewności. Nie było arogancji.
– Nie wiem, czy potrafię – powiedziałam szczerze.
– Wiem – skinął głową. – Ale ja poczekam.
Spojrzałam na telefon. Tomek znowu dzwonił. Zacisnęłam powieki. Wzięłam głęboki oddech. Musiałam podjąć decyzję. Patrzyłam na Marka, ale nie widziałam już tego samego człowieka, którego kiedyś kochałam. Był inny. Może ja też się zmieniłam. Serce ścisnęło mi się w piersi. Przez tyle miesięcy marzyłam o tym, żeby wrócił, a teraz, gdy stał przede mną, czułam tylko pustkę.
– Marek… – urwałam, bo nie wiedziałam, jak ubrać w słowa to, co czuję.
Jego oczy zaszkliły się na ułamek sekundy, ale zaraz odwrócił wzrok.
– Rozumiem – powiedział.
Nie próbował mnie zatrzymać. Odwróciłam się i odeszłam, nie oglądając się za siebie. Tym razem to ja znikałam z jego życia.
Zosia, 28 lat