„Tak bardzo pragnęłam męża przyjaciółki, że gdy wyjeżdżała, udawałam jego żonę. Potem nie mogłam spojrzeć jej w oczy”
„Kiedy dowiedziałam się, że Agata wyjeżdża na tydzień, poczułam w ciele dziwne napięcie. Przez kilka pierwszych godzin starałam się zajmować drobnymi sprawami, a nie fantazjami. Było jednak coś w jego spojrzeniu, co sprawiało, że moje serce biło szybciej, a myśli błądziły tam, gdzie nie powinny”.

- Redakcja
Od lat obserwowałam jego uśmiech, sposób, w jaki mówił, jak poruszał się wśród ludzi. Był zawsze elegancki, pewny siebie, a jednocześnie miał w sobie coś, co sprawiało, że czułam się przy nim niewidzialna i wyjątkowa zarazem. Moja przyjaciółka nie zdawała sobie sprawy z moich uczuć, a ja nigdy nie odważyłam się ich wyznać. Każde spotkanie z nimi budziło we mnie mieszankę zazdrości, tęsknoty i niepewności. Kiedy ona wyjeżdżała w delegacje, zostawałam z nim sama w ich domu. Te chwile dawały mi poczucie bliskości, którego nie mogłam mieć w zwykłym życiu.
Pierwsze chwile samotności
Kiedy dowiedziałam się, że Agata wyjeżdża na cały tydzień poczułam w ciele dziwne napięcie. Dom, który zwykle tętnił jego obecnością, nagle stał się przestrzenią, w której czułam się niezwykle… wolna, a jednocześnie zagrożona własnymi uczuciami. Przez kilka pierwszych godzin starałam się zajmować drobnymi sprawami – podlewałam kwiaty, odkładałam książki na miejsce, wciąż jednak słyszałam jego śmiech w mojej głowie. Było coś w jego spojrzeniu, co sprawiało, że moje serce biło szybciej, a myśli błądziły tam, gdzie nie powinny.
– Chyba zrobiłam sobie o jedną herbatę za dużo – mruknęłam sama do siebie, uśmiechając się przy tym nerwowo.
Nie wiedziałam, czy to wstyd, czy ulga, że nikt nie patrzy. Jego obecność była tak bliska, a zarazem niedostępna. Gdy rozpakowywałam owoce na stole, poczułam, że jego fotel w salonie przyciąga mnie i jest dla mnie miejscem tajemniczym, pełnym obietnic, których nigdy nie powinnam doświadczać. Wieczorem usiadłam na kanapie, patrząc w pusty ekran telewizora. Chciałam zająć umysł czymś zwyczajnym, ale każdy ruch w domu przypominał mi jego gesty.
Sięgnęłam po książkę, ale palce nie potrafiły utrzymać kartki – wyobraźnia podsuwała obrazy naszych spotkań, które nigdy nie miały miejsca. Czułam, że ta samotność staje się pułapką, w której sama postanowiłam zamieszkać. Każdy dźwięk jego kroków w korytarzu wywoływał u mnie drżenie. Byłam świadoma, że moja fascynacja staje się coraz trudniejsza do kontrolowania. Wciąż powtarzałam sobie: „To tylko kilka dni. Nic się nie wydarzy”. Jednak serce wiedziało swoje – czułam, że te dni będą próbą mojej wytrzymałości, granic, których nigdy wcześniej nie musiałam przekraczać.
Małe gesty, wielkie emocje
Kolejny dzień zaczął się zwyczajnie – słońce wpadało przez okno, a ja wciąż czułam dziwny ciężar w klatce piersiowej. Przygotowałam śniadanie, takie jakie lubił. Każdy gest był przesycony moją niepewnością i pragnieniem, by być blisko, choć wiedziałam, że nie powinnam.
– Herbata z cytryną, tak jak lubisz… – wyszeptałam sama do siebie, podając kubek na stolik, jakby on był tutaj, siedział naprzeciwko.
Śmiałam się w duchu, bo przecież wcale nie miałam prawa do tej bliskości. Mimo to jego obecność czułam w całym domu – w poruszających się zasłonach, w odbiciu słońca na stole, w dźwięku własnych kroków. Zaczęłam przeglądać półki z książkami, układając je tak, jak lubił, żeby wszystko było na swoim miejscu. Każde poruszenie, każdy drobny gest sprawiał, że czułam się dziwnie zadowolona i zestresowana jednocześnie.
Wiedziałam, że te chwile są tylko chwilami, które szybko miną, a jednak pragnęłam by trwały wiecznie. Wieczorem usiadłam obok kominka, próbując skupić myśli na czymś neutralnym. Lecz nawet gdy książka spoczywała w moich dłoniach, wyobrażałam sobie jego spojrzenie, słyszałam jego głos w cichych zakamarkach wyobraźni. Każda drobna rzecz, którą robiłam w tym domu, była jak rozmowa z nim – czułam, jakbyśmy byli razem.
– Może powinnam wyjść na spacer – mruknęłam, zakładając kurtkę, choć wiedziałam, że i tak wrócę do pustego salonu.
Chciałam uciec od własnych myśli, ale jednocześnie pragnęłam pozostać, obserwować, czuć, że dom wciąż żyje jego obecnością. To był początek mojej drogi do czegoś, czego nie powinnam, a mimo to nie mogłam się oprzeć.
To były dni pełne napięcia
Kolejne dni mijały powoli, ale każdy z nich niósł ze sobą rosnące napięcie. Zaczynałam dostrzegać drobne szczegóły, które wcześniej ignorowałam – sposób, w jaki kładł książki na stoliku, gdzie zostawiał kubek po porannej kawie, a nawet zapach jego perfum, który wciąż unosił się w powietrzu. To były drobiazgi, ale dla mnie oznaczały cały świat.
– Ciekawe, czy on myśli o mnie, tak jak ja o nim… – mówiłam sama do siebie, a w głowie wyobrażałam sobie jego uśmiech i pochwałę.
Nie mogłam przestać myśleć o tym, jak bardzo różnił się od mojego męża. Nie chodziło tylko o wygląd czy styl, ale o sposób bycia – o jego pewność siebie, o to, że każda rozmowa z nim była pełna energii i ciepła. Zaczęłam gotować obiady tak, jakbym robiła je tylko dla niego. Każde danie przygotowywałam starannie, podgrzewając w myślach jego uznanie. W moim sercu rosło poczucie winy, bo wiedziałam, że nie powinnam czuć tej fascynacji, że powinnam zachować dystans. Ale każda chwila spędzona w jego domu, każdy uśmiech wyobrażony w mojej głowie sprawiał, że granice stawały się coraz mniej wyraźne. Wieczorami siadałam na kanapie i próbowałam czytać, ale słowa w książce uciekały, zastępowane obrazami naszych wspólnych chwil, które nigdy nie miały miejsca. Czułam, jak rośnie we mnie pragnienie bliskości, której nie powinnam doświadczać.
– To tylko kilka dni, nic się nie wydarzy – powtarzałam sobie, próbując uspokoić serce.
Ale każdy dźwięk w domu, każdy odgłos w korytarzu wywoływał we mnie drżenie. Byłam świadoma, że balansuję na granicy – granicy własnych uczuć, których nie mogłam już dłużej ignorować. Te dni pełne napięcia stawały się próbą mojej wytrzymałości i świadomości, że moje emocje wymykają się spod kontroli.
Moje serce nie słuchało rozumu
Nie wiedziałam, kiedy poczułam, że balansuję na krawędzi. Dni spędzone w jego domu, powoli przekształcały zwyczajną fascynację w coś, czego nie potrafiłam już dłużej ukrywać. Każdy jego gest, każde spojrzenie wyobrażone w mojej głowie, przyspieszało bicie serca. Czułam, że zbliżam się do granicy, której nie powinnam przekraczać, a mimo to nie mogłam się powstrzymać.
– Może powinnam zamknąć okno… – wyszeptałam sama do siebie.
Każdy dźwięk w domu był dla mnie okazją do wyobrażenia sobie jego obecności, jego głosu, jego dotyku. Kiedy przygotowywałam obiad, myślałam tylko o nim. Wieczorem, gdy usiadłam na kanapie z kubkiem herbaty, poczułam nagłe ciepło w piersi. To była mieszanka pożądania i strachu – strachu, że te emocje wymkną się spod kontroli. Chciałam tylko jednego: bliskości. Ale w głowie rozbrzmiewały słowa przyjaciółki, przypominając mi o jej zaufaniu i o tym, że nie powinnam się angażować w coś zakazanego.
– To niemożliwe – powtarzałam sobie – a jednak serce nie słuchało rozumu.
Przesuwałam dłonią po stole, wyobrażając sobie, że jego ręka spoczywa obok mojej. Każda minuta w tym domu stawała się próbą cierpliwości, a moje pragnienie rosło w miarę, jak świadomość tego, co robię, stawała się coraz bardziej realna. Nie mogłam już dłużej oszukiwać samej siebie. Granica była tuż przede mną, a ja stałam nad nią drżąc, świadoma konsekwencji. Wiedziałam, że następne chwile mogą odmienić wszystko, zmienić mnie i jego i naszą rzeczywistość. Mimo tego poczułam ekscytację, której nie potrafiłam stłumić i w tej ciszy domu usłyszałam bicie własnego serca, głośniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.
Płomień, który nie gasł
Czułam, że napięcie osiągnęło punkt krytyczny. Każda chwila spędzona w tym domu wypełniała mnie mieszanką pragnienia i niepokoju. Wiedziałam, że zbliżam się do czegoś, do czego nie powinnam – granicy, której przekroczenie mogłoby zmienić wszystko. Jednocześnie nie mogłam przestać myśleć o nim, o jego uśmiechu, o tym, jak lekko unosił brwi, gdy mówił coś zabawnego.
– Chyba zrobiłam ci herbatę za mocną… – wyszeptałam sama do siebie, unosząc kubek i patrząc w strone fotela.
W mojej wyobraźni był tu, siedział obok mnie, a ja czułam, jak płomień, który narastał we mnie od pierwszych dni jego nieobecności, staje się coraz silniejszy. Każdy ruch w domu wydawał się mieć znaczenie, każde dźwięki stawały się rytmem moich własnych emocji. Zaczęłam rozmawiać sama ze sobą, wyobrażając sobie jego odpowiedzi.
– Może usiadłbyś tu i wypił ze mną na kolanach? – pytałam w myślach.
Serce biło mi tak mocno, że słychać je na ulicy. W tym napięciu czułam jednocześnie ekscytację i strach – strach przed tym, że moje uczucia wymkną się spod kontroli i ekscytację z bycia blisko kogoś, kogo pragnęłam od lat. Wieczorem, gdy cisza wypełniła każdy kąt, poczułam, że nie potrafię już myśleć racjonalnie. W domu wszędzie czułam jego zapach. Każda rzecz, każdy detal, przypominały mi o tym, czego nie mogłam mieć, a jednak pragnęłam najbardziej na świecie.
– To niemożliwe – powtarzałam w myślach, a mimo to serce nie słuchało. Płomień, który w nim rozpaliłam w swojej wyobraźni, palił się mocniej niż kiedykolwiek. Czułam, że te dni zostaną ze mną na zawsze, że ta bliskość, choć częściowo wyimaginowana, stała się częścią mnie i że nigdy nie będę już taka sama.
Moje pragnienie było prawdą
Gdy nadszedł dzień jej powrotu, poczułam dziwną mieszankę ulgi i lęku. Dom, który przez cały tydzień był moim miejscem wolności, zaraz stał się areną prawdy, której nie dało się już uniknąć. Wiedziałam, że każda drobna rzecz, którą zrobiłam, każdy gest, każde westchnienie, może zostać odkryte.
– Cześć… – powiedziałam, gdy otworzyła drzwi.
Jej uśmiech był promienny, pełen radości, a ja czułam, że w jednej chwili moje serce zatonęło w poczuciu winy. Nie mogłam jej spojrzeć w oczy. Każda myśl o tym, co czułam, była teraz ciężarem, który trzeba było unieść. Przez kilka kolejnych godzin starałam się zachować spokój, ukryć emocje, które mnie spalały od środka. Wiedziałam, że to, co przeżyłam w czasie jej nieobecności, nie może ujrzeć światła dziennego. Choć nie wydarzyło się nic fizycznego, moje myśli i pragnienia były prawdziwe, a ja czułam, że część mnie zostanie już zawsze w tym domu.
– Wszystko w porządku? – zapytała, a ja skinęłam głową, starając się nie zdradzić niczego.
Wiedziałam, że muszę zapanować nad własnymi uczuciami, choć serce wciąż biło mi szybciej na jego widok. Byłam świadoma, że granice zostały nienaruszone, ale konsekwencje w mojej psychice były nieodwracalne. Tego wieczoru, kiedy w ciszy siedziałam w swoim mieszkaniu, poczułam ciężar tych dni i ich znaczenie. Moje pragnienie było prawdziwe, intensywne i niemożliwe do zignorowania. Wiedziałam, że muszę je zamknąć w sobie, ukryć, nauczyć się żyć dalej, bo prawda o moich uczuciach nie mogła już nigdy ujrzeć światła dziennego. Ten płomień, choć niezrealizowany, stał się częścią mnie, częścią mojej historii, która pozostanie w pamięci na zawsze.
Sylwia, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój zięć to nieudacznik i bumelant, który nie dba o rodzinę. Nie wiem, gdzie córka miała oczy, gdy brała go za męża”
- „Myślałem, że na starość już zawsze będę sam jak palec. Kto by przypuszczał, że miłość kryła się tuż za ścianą”
- „Córka udaje, że nie widzi zdrad męża, bo boi się zostać sama z dzieckiem. Niech da krzyż na drogę temu bezbożnikowi”