Reklama

Babcia była… wszystkim. Serio. Nie jakimś tam stereotypowym staruszkiem od naleśników i bajek, tylko żywą kobietą z temperamentem, ciętym językiem i sercem, które jako jedyne rozumiało mnie bez pytania. Zawsze mówiła mi: „Oliwka, nie musisz być grzeczna, musisz być prawdziwa”. I ja się jej słuchałam. Tylko że teraz nie mam już komu opowiadać, że w nocy znów płakałam bez powodu, że nie wiem, co czuję, ani po co się tak właściwie uczę tej psychologii. Babcia by mnie nie oceniała.

Rodzice są inni. Mama niby stara się być miła, ale zawsze zerkająca na zegarek, jakby wszystko trzeba było załatwiać w pośpiechu. A ojciec… No cóż. Od kiedy zmarła jego matka, zamknął się w sobie jeszcze bardziej niż zwykle. Nie mówi o niej prawie wcale. Ani razu nie widziałam, żeby uronił łzę. Przynajmniej nie przy mnie. A przecież to jego matka. Moja babcia.

Dlatego właśnie wróciłam – żeby pójść na cmentarz, zapalić znicz i powiedzieć babci to, czego nie zdążyłam. Ale bałam się tej wizyty, bo wiedziałam, że pójdziemy tam razem z tatą. A mój tata to mistrz pustych frazesów. „Trzeba pamiętać. Tradycja. Obowiązek”. Ale emocji? Zero. Nie wiem, co gorsze – to, że babci już nie ma, czy to, że będę musiała udawać, że wszystko jest w porządku. Jak co roku.

Nie o taką obecność jej chodziło!

– Trzeba pamiętać. To nasz obowiązek – powiedział ojciec, stając przed grobem babci Haliny i zapalając znicz.

Słowa padły jak z automatu. Znasz to uczucie, kiedy ktoś mówi coś tak często, że traci to wszelki sens? Tak właśnie brzmiał. Jakby nie mówił o człowieku, tylko o zajęciach, na których trzeba się podpisać na liście obecności.

Stałam obok z zaciśniętą szczęką. Cmentarz był pełen ludzi. Kobiety z bukietami, faceci z wiadrami wody. Dzieci kręcące się znudzone. Wszystko toczyło się jak co roku, tylko że teraz w środku mnie była pustka.

Ojciec położył chryzantemy na płycie i... wyciągnął telefon. Palce zaczęły mu szybko sunąć po ekranie.

– Serio? – wyrwało mi się. – Nawet tu?

Spojrzał na mnie, jakby nie rozumiał, o co chodzi.

– Muszę odpisać, to pilne – mruknął.

A babcia też była pilna? Czy do niej nie trzeba już odpisywać?

– Oliwia... – zaczął tonem ostrzegawczym, ale nie wytrzymałam.

– Nie! Bo to jest żałosne. Stoisz przy jej grobie i zamiast ją wspominać, scrollujesz wiadomości. Naprawdę myślisz, że o to jej chodziło? O taką obecność?

Wzruszył ramionami i schował telefon.

– Przyszliśmy. Jesteśmy. To się liczy.

Zacisnęłam dłonie w pięści. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale czułam, że głos mi zadrży. A tego nie mogłam mu dać. Nie teraz. Stałam więc w ciszy, patrząc na kamień z wyrytym imieniem kobiety, którą kochałam. I czułam, jak coś we mnie pęka.

Poczułam, że jest mi obcy

Milczeliśmy przez całą drogę. Ojciec prowadził, jakby był sam w samochodzie. Ja patrzyłam przez okno, dusząc w sobie wszystko, co chciało się wyrwać. Cmentarz migotał jeszcze w lusterku, ale ja już byłam gdzie indziej – z babcią w kuchni. Tam, gdzie nikt nie udawał.

W domu nie wytrzymałam.

– Ty naprawdę nic nie czujesz?

Ojciec zatrzymał się w przedpokoju, z kluczami w dłoni. Westchnął.

– Co ty znowu, Oliwia? To był trudny dzień.

– Dla ciebie? Trudny? – parsknęłam. – Ty nawet nie płakałeś na jej pogrzebie.

Cisza. Potem:

– Każdy radzi sobie inaczej.

– Nie. Ty nie radzisz sobie wcale. Chowasz się za telefonem, za tymi pustymi tekstami o obowiązku. Ale prawdziwych emocji? Zero.

– Bo nie wszystko trzeba rozkładać tak na części – powiedział chłodno. – Życie to nie psychologiczny esej.

– A może właśnie powinno być. Może wtedy nie byłbyś takim emocjonalnym kaleką!

Trafiłam. Cofnął się pół kroku, jakby naprawdę go zabolało. Ale nic nie powiedział. Tylko odwrócił się i odszedł do swojego pokoju, zostawiając mnie z krzykiem w gardle. Patrzyłam za nim, trzęsąc się od złości i bezradności. I po raz pierwszy w życiu pomyślałam, że mój ojciec jest mi zupełnie obcy.

Współczułam mu

Leżałam w swoim starym pokoju. Znów. Tylko że teraz łóżko wydawało się za krótkie, biurko za niskie, a wszystko wokół obce, jak z mieszkania kogoś, kim kiedyś byłam, ale już nie jestem. Nie spałam. W głowie wciąż huczała kłótnia. Emocje nie opadły – one buzowały, jakby chciały rozedrzeć mnie od środka. I wtedy usłyszałam głosy.

Drzwi do salonu były uchylone, więc podeszłam bezszelestnie. Ojciec mówił. Jego głos był cichy, ale inny niż zwykle – jakby nie miał siły się bronić.

– Ona myśli, że mnie to nie ruszyło. A ja... ja po prostu nie wiem, co czuję.

Zamarłam.

– Może powiedz jej to właśnie – odpowiedziała mama. – Że nie umiesz. Przestań się za wszystko chować. Nawet Halina mówiła, że kiedyś się udusisz tym swoim milczeniem.

– Wiem. – Długa pauza. – Tylko jak to powiedzieć dziecku? Że ojciec nie potrafi być czułym ojcem?

– Ona nie chce ideału. Chce kogoś, kto będzie... prawdziwy.

Zasunęłam się z powrotem do pokoju jak cień. W gardle miałam gulę, w oczach łzy, ale tym razem inne. Coś się we mnie złamało – nie ze złości, ale z żalu. I może... współczucia.

Bo może on naprawdę nie umie inaczej. Może cały ten chłód to tylko zbroja, którą założył, bo nikt go nie nauczył czuć. Ale ja nie chcę w niej żyć. Już nie.

Koperta z moim imieniem

Rano, zanim ktokolwiek wstał, zeszłam do piwnicy. Nie szukałam niczego konkretnego – po prostu musiałam uciec z tego dusznego domu, w którym każdy oddech bolał. W kącie, za kartonami z przetworami, stało stare pudełko po butach. Babcia zawsze tam trzymała „swoje skarby” – listy, fotografie, zasuszone liściki od wnuków.

Zsunęłam wieko i poczułam znajomy zapach: lawendy zmieszanej z kurzem i czymś ciepłym, bezpiecznym. Na samej górze – koperta z moim imieniem. Zaczęło mi drżeć serce.

„Oliwko, jeśli to czytasz, to znaczy, że mnie już nie ma. Ale spokojnie – ja i tak zawsze będę obok. W to wierzę. Może teraz jest ci ciężko. Może czujesz się sama. Ale pamiętaj: twoi rodzice są jacy są. Nie nauczyli się mówić o emocjach. Ty możesz. Ty potrafisz. Nie bądź jak oni. Nie chowaj tego, co czujesz. Krzycz, śmiej się, płacz. Mów. Kocham cię”.

List trzymałam długo, jakby był ratunkiem. Bo był. Później długo chodziłam po mieście. Czułam tęsknotę, ale też... zrozumienie. Babcia nie próbowała ich tłumaczyć. Ale widziała, że nie są złymi ludźmi. Tylko zagubionymi. Tak jak ja. Stanęłam na moście i rozpłakałam się jak dziecko. Ale to było dobre. Uwalniające. Nie muszę przebaczyć ojcu. Ale mogę spróbować zrozumieć, dlaczego milczy. I przynajmniej nie iść tą samą drogą.

Rozmowa z ojcem inna niż wszystkie

Rano zeszłam na dół wcześniej niż zwykle. Ojciec już siedział przy stole, z kubkiem kawy w dłoni. Parzyła mu palce, ale nie pił. Patrzył w okno, jakby wypatrywał tam odpowiedzi, których nigdy nie dostał. Usiadłam naprzeciwko. Cisza była gęsta, ale nie nieprzyjemna. Po prostu... prawdziwa.

– Ja naprawdę za nią tęsknię – powiedziałam w końcu. – Nie da się tego przykryć zniczem i obowiązkiem.

Nie odpowiedział od razu. Dłoń mu lekko drgnęła. Dopiero po chwili spojrzał na mnie. I wtedy zobaczyłam coś, czego nie widziałam nigdy wcześniej – strach. Prawdziwy, ludzki strach.

– Ja też – wyszeptał. – Tylko... nie umiem o tym mówić. Przez całe życie nikt mnie tego nie nauczył.

Zacisnęło mi się gardło.

– Wiem – powiedziałam cicho. – Ale ja potrzebuję, żebyś spróbował.

Skinął głową. Powoli, niepewnie.

– Bałem się, że jeśli pokażę ci, jak bardzo mnie to boli, to... nie będę już ojcem. Tylko smutnym wrakiem.

– A ja wolałabym wrak niż robota.

Zapadła cisza. Ale nie była już zimna. Raczej... ostrożna. Jakbyśmy oboje dopiero teraz zaczynali mówić tym samym językiem. Nie powiedziałam „wybaczam”. I on nie poprosił o to słowo. Ale pierwszy raz od roku pomyślałam, że może coś jeszcze można uratować. Tylko trzeba zacząć od zera.

Oliwia, 19 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama