„Rodzina ma nas za nieporadną parę w podeszłym wieku, które trzeba pilnować jak dzieci. Na starość chcemy zaszaleć”
„Nie jesteśmy z mężem jeszcze aż tak starzy i nieporadni, żebyśmy nie umieli sobie zaplanować i zorganizować wakacji. Nasza rodzina uważa chyba jednak inaczej... Wiem, że chcą dobrze, ale od tych ich dobrych rad można oszaleć!”
- Elżbieta, lat 60
Miało być „tylko we dwoje” a tu, panie, dyskusja na forum niemal międzynarodowym – śmiał się mój mąż, Andrzej.
Jesteśmy małżeństwem z 35-letnim stażem. Mamy dzieci „na swoim”, zdrowe i piękne wnuki, oboje jesteśmy już na emeryturze. Nie przelewa się nam, ale biedy nie klepiemy. Mamy miłe, nieobciążone kredytem mieszkanie, nieco oszczędności, a ostatnio mężowi trafiła się fucha w postaci jakiegoś projektu na zlecenie (jest inżynierem elektrykiem) i troszkę grosza nam wpadło. Pomyśleliśmy, że fajnie byłoby zrobić sobie wakacje i odpocząć od tej prozy życia. Od lat nigdzie nie wyjeżdżaliśmy, a „we dwoje” to już chyba wieki temu. Coś nam się jeszcze od życia w końcu należy. Nie wiedzieliśmy jednak, że wywołamy taką burzę.
A czemu nie?
Zaczęło się od tego, że jeszcze zimą, podczas Wigilii, kiedy cała rodzina spotkała się przy stole, któreś z nas niebacznie powiedziało, że chcielibyśmy uczcić naszą 35-tą rocznicę ślubu nie jakąś tam wystawną imprezą, tylko po prostu wyjechać sobie gdzieś „we dwoje”.
– Oj, jak romantycznie – westchnęła moja szwagierka i dałabym sobie głowę uciąć, że zabrzmiała w tym nutka zazdrości. (Brat mojego męża jest nieco sztywnym człowiekiem i nie zawraca sobie głowy „romantycznymi gestami”).
– Tak, mamo, koniecznie – zapaliła się do tego pomysłu moja córka Agnieszka.
No i każdy za punkt honoru postawił sobie udzielenie nam jakiejś rady, co do wyboru miejsca.
– Koniecznie Wenecja – oznajmiła kategorycznie Agnieszka. – Nie znam bardziej romantycznego miasta na ziemi.
– O, nie. Jeśli miasto, to Paryż – odezwała się szwagierka i dodała, patrząc na Agnieszkę. – Kochane dziecko, pomyśl, w wieku twoich rodziców ważny jest komfort, więc jak możesz wysyłać staruszków do tej wilgoci, brr… Żeby im potem strzykało w stawach?
Mój mąż tylko się uśmiechnął pod nosem, ale ja nie wytrzymałam.
– Jeszcze nie jest tak źle z naszymi stawami, Krysiu. Wenecja nie jest złym pomysłem, ale…
– Ale lepiej pojechać tam, gdzie nie będzie wilgoci na ścianach – dokończył za mnie mój brat, Grzegorz. – Ja wam radzę coś z suchym, ciepłym klimatem.
– Może Saharę, co? – roześmiał się Andrzej.
– A czemu nie? – zaperzył się Grześ. – Pustynia jest urzekającym miejscem.
– No właśnie, mamo. Można zresztą wybrać się choćby i do Tunezji. Masz wtedy morze i pustynię w jednym – zauważył rozsądnie mój syn, Mateusz, który w studenckich czasach podróżował po różnych egzotycznych miejscach z plecakiem.
– No, ale czy tam jest teraz bezpiecznie? – zaniepokoiła się nagle szwagierka.
Ponieważ temperatura dyskusji niebezpiecznie rosła, zmieniłam temat. Nie chciałam roztrząsać tego przy stole. Na szczęście (albo i na nieszczęście) dyskusja zeszła na sprawy polityczne, no i już po dziesięciu minutach szwagierka była śmiertelnie obrażona na mojego męża, a moja córka ścięła się ze swoim stryjem.
Intuicja mnie nie myliła
Temat naszych wakacji jednak powracał cyklicznie. W marcu brat męża obchodzi imieniny, zostaliśmy zaproszeni.
– No i jak tam z waszymi planami wakacyjnymi? – zagadnęła Krysia.
– Jeszcze nie zdecydowaliśmy – odparł mąż, na co ona aż się żachnęła.
– Już koniec marca, trzeba rezerwować miejsce na wycieczkę, bo potem ceny pójdą ostro w górę. Poza tym trzeba uważnie wybierać biuro podróży…
– Ale my wcale nie chcemy jechać z żadnym biurem – zaoponowałam.
No i masz! Kolejny temat do roztrząsania. Jak tak można w naszym wieku hołdować tym hipisowskim nawykom jeżdżenia z plecakiem? I na dodatek bez przewodnika? I bez opcji all inclusive? Już lepiej zapłacić i potem spokój z dodatkowymi kosztami.
– Krysiu! – zagrzmiał nieoczekiwanie szwagier. – Daj już spokój. Każdy niech sam wybiera sobie taki rodzaj podróżowania, jaki uważa za najwygodniejszy.
– Tak? A ty od kiedy jesteś ekspertem w podróżach? – zasyczała zjadliwie.
A więc intuicja mnie nie myliła. Jej dusza wyrywała się do wycieczkowego raju, a tu niestety klops. Albo kwestia pieniędzy, albo niezgodność poglądów co do spędzania wolnego czasu.
Kiedy wracaliśmy do domu, rozmawialiśmy o tym przez chwilę. Okazało się, że mąż nie ma pomysłu na naszą wyprawę.
– Zostawiam to tobie – oznajmił. – Wszędzie będzie mi dobrze, byle z tobą.
– Pomyślimy – uśmiechnęłam się do Andrzeja ciepło, bo jego słowa sprawiły mi radość. – Ale nie wiem, czy któraś z tych ich propozycji jakoś szczególnie mnie przekonała. To zazwyczaj dość zatłoczone miejsca, a ja nie lubię przepychać się w tłumie turystów.
– Racja, nie pomyślałem o tym.
Zapomnieli, że to nasz wyjazd
Postanowiliśmy poszukać inspiracji w lekturze i internecie. Nie dane nam jednak było przygotowywać się w spokoju, czekała nas kolejna runda. Zaprosiliśmy na niedzielny obiad dzieci z wnukami. Przy drugim daniu znowu zeszło na temat naszej rocznicy.
– A co byście chcieli dostać? A… prawda, zapomniałem, że przecież wyjeżdżacie w siną dal – odezwał się syn.
– Słuchajcie, a może Egipt? – rzuciła Agnieszka. – Teraz tam jest bardzo tanio. My też chętnie byśmy pojechali z dzieciakami. Oczywiście nie mamy zamiaru wam wchodzić w paradę. Ale zawsze fajniej razem, a właśnie Piotr dostał podwyżkę, możemy sobie pozwolić na ten luksus.
– A może urlop w Polsce? Znalazłem ostatnio w internecie rewelacyjne kwatery na Dolnym Śląsku. Po co jeździć do zamków nad Loarą, skoro mamy wspaniałe zamki w Polsce? – zachęcał syn.
– Oj, daj spokój, niech staruszkowie zobaczą trochę świata – zaoponowała Aga.
– Ładny mi kawałek świata – odciął się Mateusz. – Chcesz zamknąć się w jakimś egipskim kurorcie, nie zobaczyć nic a nic z tego kraju i na dodatek mieć pod ręką pomoc do dzieci w postaci rodziców.
Kiedy oni jeszcze się kłócili, popatrzyliśmy na siebie z Andrzejem porozumiewawczo. Pod pretekstem zaparzenia kawy wyszłam do kuchni. Mąż po chwili dołączył do mnie.
– I co o tym myślisz? – spytał.
– Że sami sobie zorganizujemy ten wyjazd. Nasze dzieci zapomniały, że to nasz wyjazd i nie potrzebujemy niczyich rad.
I kiedy wróciłam z kawą do pokoju, oznajmiłam, że już dość dyskusji na ten temat. A jakie będzie miejsce naszego wypoczynku, dowiedzą się z… kartki pocztowej, którą im wyślemy z podróży.
Zapadła cisza.
– Ty poważnie mówisz, mamo? – odezwała się w końcu Agnieszka.
– Tak kochanie, jak najpoważniej.
I nasze dzieci dostały kartkę. Z Norwegii. Bo uroki Morza Śródziemnego i Paryża są niewątpliwie ogromne, ale fiordy i Droga Trolli, którą od dzieciństwa chciałam zobaczyć, są nawet piękniejsze.