Reklama

Nie mogłem się zebrać, by uprzątnąć rzeczy, które zostały po mamie. Do tej pory kończyło się na otwarciu drzwi do jej mieszkania, przełożeniu paru drobiazgów z kąta w kąt i wyjściu. Nie byłem w stanie niczego wyrzucić i zatrzeć ostatnich śladów jej istnienia.

Reklama

– Pamięć nosimy w sercu – powiedziała Agata, kobieta z którą tworzę coś na kształt rodziny. – Gdybyśmy hołubili wszystkie przedmioty po zmarłych, zabrakłoby miejsca dla nowych pokoleń.

Pogłaskałem ją po zaokrąglającym się brzuchu, w którym rozwijało się nowe życie. Wnuczek, którego moja mama nigdy już nie zobaczy. Uprzątnięcie mieszkania, by zrobić miejsce nowemu, nie było tylko metaforą – taka jest kolej rzeczy. Agata jest praktyczną osobą i rzadko daje się ponieść emocjom, poza tym ma już za sobą śmierć obojga rodziców, więc jej życiowe doświadczenie jest większe od mojego.

Byłem jej wdzięczny, że nie zostawiła wszystkiego na mojej głowie

Pamiętała o takich szczegółach, jak plastikowe worki na ubrania, kartony na książki i drobne sprzęty. Upierałem się przy dokładnym obejrzeniu każdej wyrzucanej rzeczy, ale miała inne zdanie.

Im szybciej to zrobimy – powiedziała – tym szybciej odczujesz ulgę, zobaczysz. Zajmij się szufladami, w których leżą dokumenty, zdjęcia i inne papiery. Zostaw to, co ważne dla urzędu, dla siebie odłóż parę pamiątek, a resztę do kartonu i na śmietnik. Tak będzie lepiej.

Zobacz także

Zająłem się zatem przeglądaniem „papierzysk”. Mama nigdy nie zadała sobie trudu, żeby oddzielić dokumenty od rachunków czy rodzinne fotografie od starych kartek bożonarodzeniowych z osypującym się brokatem – wszystko tworzyło skłębioną substancję celulozową. Od czasu do czasu wyławiałem z tej masy jakieś zdjęcie i pieczołowicie odkładałem je do osobnego pudełka. Kontakty mamy z rodziną były znikome, więc każda fotografia stanowiła dla mnie cenną pamiątkę. Ojca nigdy nie poznałem. Nie, żebym nie chciał, ale ten temat był w domu tabu. Mama konsekwentnie ucinała wszelkie dociekania.

– Umarł – powiedziała kiedyś o swoim mężu. – Przynajmniej dla nas, i ani myślę o tym opowiadać, zrozumiano?

Jak można coś takiego zrozumieć?! Wielokrotnie ponawiałem próby, ale nigdy niczego się nie dowiedziałem, nawet od dziadków nie byłem w stanie uzyskać żadnej wskazówki.

Jeżeli matka nie chce ci nic powiedzieć – mruczała niewyraźnie babcia – to od nas też niczego się nie dowiesz.

Potem wykręcała się brakiem wolnego czasu i uciekała przede mną do pokoju, w którym leżała jej sparaliżowana córka, czyli moja ciotka. Nie lubiłem wchodzić do tego pomieszczenia, bo chora zawsze budziła we mnie strach i obrzydzenie. Wydawało mi się, że na mój widok zawsze się ślini i gulgocze, więc wolałem omijać ją z daleka. W domu dziadków bywałem zresztą bardzo rzadko, bo mama wyprowadziła się z rodzinnego miasta, kiedy miałem niespełna dwa lata, i osiadła na drugim krańcu kraju.

Z czasem wygasła we mnie gorączkowa chęć poznania prawdy, jednak teraz, gdy spośród rachunków wypadło czarno-białe zdjęcie przedstawiające mamę z jakimś przystojniakiem, natychmiast się ożywiłem. Fotografia była zrobiona gdzieś w plenerze, bardzo dawno temu, bo widoczna na niej mama mogła mieć około dwudziestu lat i wyglądała na niezłą laskę. Chłopak, właściwie mężczyzna, miał na głowie szopę jasnych, falujących włosów… Z wrażenia aż usiadłem. Miałem identyczne i zawsze były moim utrapieniem, bo nijak nie dawały się ułożyć.

Pokazałem zdjęcie Agacie.

– Faktycznie – stwierdziła, przyglądając się uważnie fotografii. – Mogłabym was chyba pomylić. A ta laska z drugiej strony twojego ojca, to kto?
Nie wiedziałem, bo i skąd? Nie znałem nikogo z przeszłości mojej matki, a nawet gdyby, to w miejscu, gdzie powinna być twarz drugiej dziewczyny, ziała dziura, starannie wycięta nożyczkami. Jak miałbym ją zidentyfikować? Po sukience?!

– Dziwne, nie? – spytała Agata, oddając mi fotkę. – Niesamowicie to wygląda.

Skinąłem głową w zamyśleniu. Starożytni Egipcjanie wymazywali ryte na kamiennych ścianach nazwiska tych, którzy sprzeniewierzyli się ówczesnym zasadom. Potomność miała o nich zapomnieć, ale właśnie te ślady wzbudziły największą ciekawość uczonych, i dziś doskonale znamy nie tylko imiona wyklętych władców, ale też ich życie i działalność.

Zostało mi jeszcze tylko uporządkowanie pawlacza

W końcu i ja miałem przed oczami wizerunek ojca, a zastanawiałem się, kim jest dziewczyna z „usuniętą” twarzą, i dlaczego ktoś jej to uczynił.

– To jest właściwie jasne – stwierdziła Agata. – Zrobił to właściciel zdjęcia, czyli dziewczyna po lewej stronie twojego ojca.

– Mama? Ale dlaczego?

– No cóż, matołku – odpowiedziała z uśmiechem godnym Giocondy. – Jeśli chodzi o kobiece zagrywki, wydajesz się zupełnie zielony… Wygląda na to, że znalazłeś wreszcie zdjęcie ojca oraz szczęściary, dla której was zostawił.

To mogła być słuszna koncepcja. Jeżeli udałoby się zidentyfikować dziewczynę, może odnalazłbym ojca? Ciekawie byłoby go poznać… No, chyba że gość sobie tego nie życzy. W końcu miał mnóstwo czasu, żeby mnie szukać. Myślałem o tym wszystkim, ale jakoś bez emocji, które kiedyś mną targały. Kierowała mną głównie ciekawość. Cóż z tego, skoro nie byłem w stanie jej zaspokoić, bo nie znałem nikogo mogącego rozpoznać dziewczynę ze zdjęcia. Jedyną żyjącą krewną, jaką jeszcze miałem, była sparaliżowana ciotka, dożywająca swoich dni w ośrodku prowadzonym przez siostry zakonne.

– Gdy już uporamy się z tym mieszkaniem – powiedziała Agata, jakby czytając mi w myślach – moglibyśmy zrobić sobie wycieczkę do miasta, w którym się urodziłeś. Może uda nam się znaleźć kogoś, kto pamięta twoją matkę, co ty na to?

Jasne, że tak. Po tylu latach pojawił się trop, który mógł pomóc w rozwianiu kilku rodzinnych tajemnic – mimo iż nie był to żywotny problem mojej egzystencji, chętnie poznałbym parę faktów.

Najpierw należało jednak skończyć „odgruzowywanie” mieszkania. Ubrania wynieśliśmy do kontenerów czerwonego krzyża, drobiazgi, z którymi nie wiadomo było co zrobić, poszły do śmieci. Naczynia kuchenne i meble miał odebrać ktoś z ogłoszenia. Wyglądało na to, że uda nam się uprzątnąć większość gratów i przygotować mieszkanie do remontu.

W oczekiwaniu na odbiorców mebli, postanowiłem zajrzeć na pawlacz, gdzie od niepamiętnych czasów wrzucało się wszystko, co przeszkadzało albo co było chwilowo niepotrzebne.

Przypuszczałem, że mogła zebrać się tam imponująca sterta śmieci, więc podstawiłem sobie stół i bez specjalnych sentymentów zacząłem wywalać wprost na podłogę: stare zeszyty szkolne, sflaczałą piłkę do siatkówki, zdezelowane buty, puszki z gwoździami i tym podobne skarby. Czasami brałem do ręki jakąś rzecz przywołującą wspomnienia z dzieciństwa i odkładałem na bok, by za chwilę rzucić ją na ogólną kupę śmieci. Na samym końcu szafki, wsunięte tak głęboko, że miałem problem po nie sięgnąć, przewiązane wyblakłą wstążką, leżało stare pudełko po butach.

Wyglądało jak prezent pod choinkę, dlatego z wielką ciekawością rozwiązałem kokardkę i zajrzałem do środka. Wewnątrz, na podściółce z waty, leżała mała laleczka z włóczki. Na jej główce starannie przytwierdzono dziewczęcą twarz wyciętą z czarno-białego zdjęcia.

To chyba taka poduszeczka na szpilki krawieckie, nie?

Chyba znalazłem brakującą twarz! – krzyknąłem do Agaty.

Ostrożnie zszedłem ze stołu i wyjąłem laleczkę z pudełka.

– Jezu – szepnęła Agata, wpatrując się w nią ze zgrozą.

W miękkim, włóczkowym ciele tkwiło kilkanaście szpilek o kolorowych łebkach. Wydawało się, że są powbijane na chybił trafił: parę w głowę, trochę w korpus i po kilka w kończyny.

– Pewnie poduszeczka do szpilek – wysnułem wątpliwej jakości hipotezę.

– Wiesz, żeby się nie gubiły.

– Jasne! – parsknęła ironicznym śmiechem Agata. – Z twarzą kobiety, która odbiła twojej matce męża. Taka maskotka, co? Dobre.

Rany, przecież widziałem, jak to wygląda, ale moja matka nie była wyznawczynią voodoo, lecz pragmatyczną ateistką! Kiedy miałem siedem lat, pozbawiła mnie złudzeń, co do postaci świętego Mikołaja, a teraz miałem uwierzyć, że po kryjomu uprawiała czarną magię?! To mi się w głowie nie mieściło.

Oderwałem delikatnie papier fotograficzny z głowy pacynki i przymierzyłem do otworu wyciętego w zdjęciu.

Pasował idealnie.

– Jezu, Daniel – jęknęła Agata. – Wygląda to strasznie makabrycznie. Wyjmijmy te szpilki, co?

Nie wierzyłem w żadne bzdury ze szkodzeniem komuś na odległość, ale trzeba przyznać, że bez szpilek lalka wyglądała już całkiem normalnie i mogłem ją bez wyrzutów sumienia załadować do wora razem z pozostałymi śmieciami. Powiem szczerze – chciałem się jak najszybciej pozbyć przedmiotu, który odsłaniał mroczną stronę natury mojej matki.

Jeszcze tego samego dnia przyjechała furgonetka z ogłoszenia, do której kilku gości zapakowało większość niepotrzebnych mebli; mogliśmy odfajkować sprawę.

Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, powinniśmy się byli z Agatą szykować do podróży w rodzinne strony mojej matki, ale nagle ogarnęły mnie złe przeczucia. Myśl o laleczce nie dawała mi spokoju.

Bałem się, że mogę odkryć coś, o czym wolałbym nie wiedzieć. Może nie warto „wymiatać spod dywanu” wszystkich rodzinnych tajemnic?

Chyba nie wierzysz w zabobony? – wyśmiała moje wątpliwości Agata.

– Cokolwiek odkryjesz, prawda może cię tylko wzmocnić, więc nie bądź baba i szykuj samochód na weekend. Ja też chcę poznać zakończenie tej historii.

Naiwnością było uważać, że na podstawie jednej fotografii dowiemy się prawdy o moich rodzicach. W mieście, gdzie się urodziłem, i gdzie mieszkali kiedyś dziadkowie, nie znałem nikogo. Mieszkanie po nich kupiła młoda para, która nie miała pojęcia, w którym zakładzie umieszczono moją ciotkę.

Siostra mamy, mimo że od lat przykuta do łóżka, przeżyła całą swoją rodzinę. Wyłączając, oczywiście, mnie.

– Może pani z dołu będzie coś wiedziała – doradzili młodzi ludzie. – To jedyna starsza osoba w kamienicy, mieszka tu chyba od urodzenia.

Na chwilę przed śmiercią paraliż ciała odpuścił

Podziękowaliśmy i zeszliśmy piętro niżej. Rzeczywiście, mieszkała tam miła staruszka, tyle że za nic nie chciała otworzyć drzwi. Zapewnienia o uczciwych zamiarach nie robiły na niej wrażenia, ale przynajmniej dowiedzieliśmy się, gdzie umieszczono moją sparaliżowaną ciotkę.

Może rozpozna pani kogoś z tej fotografii? – poprosiła jeszcze Agata, wpychając pod drzwi zdjęcie mężczyzny w towarzystwie dwóch młodych dziewcząt.

Wycięta głowa jednej z nich została przeze mnie starannie podklejona i liczyliśmy na to, że nikt nie zapyta, czemu była wcześniej usunięta.

– Muszę iść po okulary– zdecydowała po dłuższej chwili staruszka, wciągając zdjęcie do mieszkania.

Po pięciu minutach usłyszeliśmy, że zbliża się do drzwi, szurając papciami po parkiecie, po czym w szczelinie ukazało się znów nasze zdjęcie.

– To są córki O. z góry – usłyszeliśmy zza drzwi. – Joasia i Basia, a w środku to będzie chyba mężczyzna, o którego się pobiły. To był mąż Joasi, tej starszej, ale potem ją rzucił i przeprowadził się do młodszej.

– Joasia to moja matka – wtrąciłem w nadziei, że kobieta uzna mnie za „swojaka,” i chociaż uchyli drzwi, żebyśmy nie musieli się wydzierać.

Nic z tego.

– Szukam ojca, tego faceta ze zdjęcia. Nie wie pani, gdzie może być?

– Uciekł od Basi, gdy ją sparaliżowało – powiedziała. – To nie był dobry człowiek, ani razu go potem u niej nie widziałam. Nawet na pogrzeb nie przyjechał.

– Jak to? – spytałem. – To ciotka nie żyje? Gdy pytałem przed chwilą, skierowała mnie pani do sióstr zakonnych!

– Bo tam leżała, drogi panie, aż do poniedziałku. W środę był pogrzeb i mówię, że prawie nikogo na nim nie było. Pana też nie, więc wątpię, czy jest pan tym, za którego się podaje… Proszę już sobie iść, bo zadzwonię po policję.

Musiałem to wszystko jeszcze raz przemyśleć i poukładać sobie w głowie, ale wychodziło na to, że ciotka odbiła mamie męża, a mama, szukając zadośćuczynienia, powbijała szpileczki w jej podobiznę. Nie wierzyłem w podobne pierdoły, ale jednak ciotkę dotknął paraliż… Zastanawiałem się też, czy wyjęcie szpilek z laleczki mogło się przyczynić do śmierci ciotki, wszak porządki w pawlaczu przeprowadzałem dokładnie w dniu, gdy odeszła. Agata chyba też zauważyła zbieżność dat, bo szła obok zamyślona jak nigdy.

– Zajrzyjmy jeszcze do tego zakładu, w którym umarła – zaproponowała cicho.

Mieliśmy mnóstwo czasu, więc nic nie stało na przeszkodzie, żeby tam pojechać.

Myślisz, że zabiłem ciotkę? – spytałem Agatę w samochodzie.

Pokręciła głową, ale bez przekonania. Widać było, że też usiłuje znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie tej historii. U sióstr prowadzących zakład opieki nie dowiedzieliśmy się wiele. Spytałem siostrę, która była obecna przy śmierci ciotki, czy bardzo cierpiała.

– Nie – odpowiedziała zdecydowanym tonem, a potem, jakby w zamyśleniu, dodała: – To było bardzo dziwne, ale tuż przed śmiercią jakby spłynęła na nią łaska Pana. Myślę, że właśnie dlatego jej paraliż ustąpił. Powykręcane ciało nagle zwiotczało, wzrok się ożywił i proszę mi wierzyć albo nie, wypowiedziała słowo. Wiem, że nie mogła mówić, dlatego uważam to za przejaw boskiej ingerencji, czyli taki mały cud. Uśmiechnęła się do mnie, wyszeptała „nareszcie” i zamknęła oczy. Rzadko się zdarza tak spokojna śmierć. Myślę, że pańska ciotka była dobrą kobietą i Pan w swojej łaskawości to docenił.

Reklama

Przytaknąłem jej skwapliwie. Tak, bez wątpienia to był akt łaski, a skoro siostra, która na pewno umie rozpoznać interwencję Boga, w to wierzy, to i ja będę się trzymał tego wyjaśnienia.

Reklama
Reklama
Reklama