Reklama

Czułam, jak zimny wiatr smaga moją twarz, a mokre od deszczu włosy przyklejają się do policzków. Staliśmy nad otwartą mogiłą, patrząc, jak trumna z ciałem Marka znika w wilgotnej ziemi. Ksiądz mówił coś o wiecznym spoczynku, o boskim planie, ale ja nie słyszałam prawie nic. Szum deszczu, przytłumione szlochy, ciche szepty – to wszystko zlewało się w jedną wielką kakofonię. Czułam na sobie wzrok Barbary, jego matki. Był ciężki, przenikliwy, jakby chciała mnie rozszarpać samym spojrzeniem.

Reklama

Rzuciłam się na teściową

Nie mogłam płakać. Nie dlatego, że nie czułam bólu. Ból był, ale tak głęboki, że nie znajdował ujścia. Patrzyłam na ludzi wokół. Sąsiadka ocierała nos chusteczką, kolega z pracy stał z pochyloną głową, a mój teść, chociaż pozornie spokojny, ściskał różaniec tak mocno, że aż pobielały mu knykcie. Wtedy to usłyszałam.

– Gdybyś go nie zdradzała, jeszcze by żył.

Zesztywniałam. To był szept, ale brzmiał głośniej niż wszystkie inne dźwięki wokół. Odwróciłam głowę i spojrzałam na teściową. Jej twarz była napięta, usta drżały, a w oczach miała coś, czego nigdy wcześniej w nich nie widziałam – czystą nienawiść.

– Co pani powiedziała? – wychrypiałam.

– Zabiłaś go swoim egoizmem – powtórzyła zimno, patrząc mi prosto w oczy.

W jednej chwili poczułam, jak krew uderza mi do głowy. Palce zacisnęły się w pięści, a w piersi wezbrał taki gniew, że nie byłam w stanie nad sobą zapanować. Rzuciłam się na nią. Ludzie zareagowali zbyt późno. Już chwytałam Barbarę za ręce, już potrząsałam nią, wykrzykując coś, czego sama nie pamiętam. Teść wpadł między nas, sąsiadka odciągnęła Barbarę, a ksiądz wołał o spokój. Jednak tłum wokół nas już nie patrzył na trumnę Marka. Wszyscy patrzyli na mnie.

– Boże, to prawda? Naprawdę go zdradzała? – usłyszałam czyjś szept.

– A kto wie… ale skoro teściowa tak mówi…

Mój oddech był płytki, ręce drżały. Spojrzałam na Barbarę. Odsunęła się, ale nie wyglądała na zaskoczoną moją reakcją. Raczej na zadowoloną. Jakby chciała, żebym straciła panowanie. Nie czekałam na koniec ceremonii. Odwróciłam się i odeszłam.

Ziemia usunęła mi się spod stóp

Zostawiłam ich tam wszystkich, stojących przy grobie mojego męża. Wśród deszczu, wśród szeptów, wśród spojrzeń, które teraz miały w sobie więcej ciekawości niż żalu. Ludzie zawsze byli tacy sami – kochali tragedie, o ile nie były ich własne. Słyszałam za sobą głos teścia, nawołujący mnie po imieniu, ale nie zatrzymałam się. Nie chciałam już słuchać niczyich osądów.

Szłam szybko przez cmentarz, mijając nagrobki pokryte mokrymi kwiatami i zniczami, które gasły od deszczu. Nie miałam nawet parasola. Nie pomyślałam, żeby go wziąć. Zresztą, co za różnica? Już i tak cała przemokłam. Dotarłam do samochodu i trzęsącymi się rękami zaczęłam szukać kluczyków w torebce. Wtedy usłyszałam kroki. Ktoś biegł za mną.

– Agata!

Zacisnęłam powieki. Wiedziałam, kto to.

– Agata, zaczekaj!

Nie chciałam z nią rozmawiać. Nie chciałam widzieć jej twarzy, słuchać kolejnych oskarżeń. Ale zanim zdążyłam wsiąść do auta, złapała mnie za ramię.

– Jak możesz po prostu sobie iść? – Barbara dyszała ciężko, ale w jej głosie nie było zmęczenia, tylko gniew. – To ty powinnaś tam leżeć, a nie mój syn!

– Zostaw mnie – syknęłam. Szarpnęłam się, ale trzymała mnie mocno.

– Nie, nie zostawię! – Jej palce wbiły się boleśnie w moją rękę. – Marek wiedział, że go zdradzałaś! Wiedział, a mimo to cię kochał!

Zamarłam.

– Co ty… co ty mówisz?

Barbara zmrużyła oczy.

– Myślałaś, że się nie dowiedział? Że umarł i to koniec, już o nic nie musisz się martwić?

Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod stóp. Marek wiedział? Ale… skąd? Nigdy mi nic nie powiedział, nigdy nawet nie dał do zrozumienia, że coś podejrzewał.

Ten sekret miał umrzeć razem z nim

Patrzyłam na Barbarę, szukając w jej oczach kłamstwa, ale widziałam tam tylko czystą, bolesną pewność.

Wiem o wszystkim – powiedziała. – I Marek też wiedział.

Nie odpowiedziałam. Po prostu wsiadłam do samochodu i odjechałam. Przez całą drogę do domu czułam, jak w mojej głowie kotłują się myśli. Nie byłam gotowa na tę rozmowę. Nie byłam gotowa na to, żeby Marek wiedział. To nie miało tak wyglądać. To miał być sekret, który umarł razem z nim. Weszłam do mieszkania i od razu rzuciłam płaszcz na podłogę. Był mokry i ciężki. Zdjęłam buty, ale nie włączyłam światła. Stałam w ciemnym korytarzu, próbując uspokoić oddech.

Nie mogłam tego tak zostawić. Musiałam się dowiedzieć. Zanim zdążyłam się nad tym zastanowić, już wykręcałam numer do Barbary. Odebrała po pierwszym sygnale.

– Agata – powiedziała, jakby na to czekała.

– Skąd wiesz, że Marek wiedział?

Po drugiej stronie zapadła cisza. Potem usłyszałam cichy, pusty śmiech.

– Przyjdź do mnie – rzuciła tylko i rozłączyła się.

Nie chciałam tam jechać, ale musiałam.

Dom Barbary pachniał kurzem i herbatą z cytryną. Nic się tu nie zmieniło, odkąd bywałam tu z Markiem. Usiedliśmy w kuchni, w tym samym miejscu, gdzie kiedyś piliśmy z teściową kawę i plotkowaliśmy o sąsiadach. Teraz panowała tu cisza, ciężka i duszna.

– Skąd wiesz? – powtórzyłam.

Barbara przez chwilę milczała, jakby ważyła każde słowo.

– Bo powiedział mi – odparła w końcu. – Kilka dni przed śmiercią.

Poczułam, jak coś ściska mnie za gardło.

– To niemożliwe – szepnęłam.

– Naprawdę? – Uniosła brwi. – Myślisz, że był idiotą? Że nie zauważył, jak się zachowujesz? Jak cię nie ma, jak patrzysz w telefon, jak unikasz jego dotyku? Wiedział. I bolało go to bardziej, niż myślisz.

Miałam ochotę wybiec. Ale nie mogłam.

– Czemu mi nic nie powiedział?

– Bo cię kochał – odparła twardo.

Zapadła cisza. Czułam, że serce wali mi tak mocno, że zaraz pęknie.

Czy to był zwykły wypadek?

Gdy wyszłam z domu Barbary, powietrze wydawało się gęstsze niż wcześniej. Jakbym dopiero teraz poczuła, że coś w tej historii nie pasuje. Marek wiedział. I nie powiedział mi ani słowa. Wróciłam do domu i rzuciłam torebkę na stół. W mieszkaniu panowała cisza, której nienawidziłam. Wcześniej wydawała mi się spokojna, teraz była ciężka, przytłaczająca. Zdjęłam kurtkę i usiadłam na kanapie. W głowie wciąż miałam słowa Barbary.

Miałam wrażenie, że coś mi umyka. Jakieś drobne szczegóły, które kiedyś zignorowałam, a teraz zaczynały układać się w całość. Sięgnęłam po telefon i zaczęłam przeglądać wiadomości od Marka. Było ich mnóstwo, zwykłe rozmowy, krótkie przypomnienia o zakupach, czasem żarty. Ale jedna przykuła moją uwagę.

Dwa tygodnie przed śmiercią napisał mi późnym wieczorem: „Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała coś mi wyznać, nie czekaj zbyt długo". Nigdy wcześniej tego nie zauważyłam. Albo raczej – nie chciałam zauważyć. Wzięłam głęboki oddech. Co jeszcze mi umknęło?

Reklama

Agata, 34 lata

Reklama
Reklama
Reklama