Reklama

Byłem wściekły. Harowałem przez ostatnie pół roku, żeby zająć stanowisko odchodzącego dyrektora działu sprzedaży. Wyrabiałem nadgodziny, zgłaszałem nowe inicjatywy, jeździłem na wszystkie możliwe szkolenia i spotkania, jakie przyszły szefostwu do głowy. A potem przeczytałem maila wysłanego do wszystkich pracowników:

Reklama

„Dziś obowiązki dyrektora finansowego przejmuje nasz kolega Arkadiusz Woźniak. Arek, powodzenia na nowym stanowisku”.

Musiałem włożyć naprawdę dużo wysiłku, żeby nie wybuchnąć przy innych. Przecież spotkanie dotyczące nominacji miało się odbyć za tydzień! Taką informację dostałem od mojej… hm, dziewczyny.

Romans z Mają to był jeden z efektów ubocznych zostawania po godzinach i jeżdżenia na szkolenia. Majka zajmowała się w firmie strategiami rozwoju i zarząd nie robił nic bez jej aprobaty. Kiedy po raz pierwszy zaprosiłem ją na sushi po pracy, chciałem tylko wyciągnąć trochę informacji. Potem pojechaliśmy na szkolenie i Majka pocałowała mnie w windzie.

– Mam żonę i czteroletnią córkę – powiedziałem jej uczciwie.

– A ja narzeczonego i sześcioletniego kota – zaśmiała się. – No, przestań tak patrzeć! Przecież nie zamierzamy spędzić ze sobą życia, prawda? Chodzi tylko o odrobinę zabawy.

Majka rzeczywiście niczego ode mnie nie chciała, poza chwilami namiętności w pustym biurze. Mnie było w to graj, zwłaszcza że zdradzała mi czasami, co się działo na posiedzeniach zarządu.

Po tej wpadce z awansowaniem kolegi zamiast mnie byłem na nią trochę zły. Nie do końca wierzyłem, że o tym nie wiedziała. Zapytałem, dlaczego mnie nie ostrzegła.

– Słuchaj, nie szukaj winy we mnie, bo od początku nie miałeś szans – przewróciła oczami. – Arkadiusz to tytan pracy! Wiesz, dlaczego dostał to stanowisko? Bo od trzech lat uczy się japońskiego i pozyskał dla nas gigantycznego klienta z Japonii. A ty co? Ledwie mówisz po angielsku.

Wyciągnąłem wnioski z tej lekcji i zapisałem się na niemiecki oraz angielski, żeby podnieść kwalifikacje. Postanowiłem, że przebiję Arkadiusza i zdobędę jeszcze większego klienta. W końcu będą musieli mnie docenić – rozmyślałem.

Zależało mi na rodzinie, dla niej tak harowałem!

Tyle że dwa kursy językowe, nadgodziny i nauka nowego programu do sporządzania planów inwestycyjnych zabierały mi praktycznie cały czas. Do domu wracałem w nocy, spóźniłem się na występ córki na Dzień Ojca, a w końcu wyjechałem w delegację w dniu naszej rocznicy, chociaż Ewa zaplanowała wspólną kolację.

– Gdzie jedziemy na wakacje? – zapytała żona, kiedy jakoś ją udobruchałem drogim prezentem.

– Gdzie chcesz – odpowiedziałem, przeglądają notowania spółek w telefonie. – Wybierz coś, może Kretę albo Cypr? Podeślij mi link i zapłacę.

– A termin? Nie musisz zaplanować urlopu? – Była zdziwiona, że tak łatwo się zgodziłem.

– Ja? – teraz ja uniosłem brwi. – Ja nie mogę jechać w ogóle. Dopiero w październiku będziemy mieli nieco luźniej w sprzedaży. Wiesz, że to szczyt sezonu, a my jesteśmy ściśle związani z rynkiem turystycznym. Ale was wyślę, gdzie tylko chcesz.

Tyle że Ewa nie wyobrażała sobie wakacji beze mnie. Chciała, żebyśmy wyjechali gdzieś całą trójką, argumentowała, że ona i tak spędza dużo czasu z Alusią, a ja zaczynam być weekendowym tatą.

– A nawet nie weekendowym, bo wtedy też najczęściej cię nie ma. Zrób coś, żeby dostać ten urlop. Chyba zależy ci na rodzinie?

Zaczynało mnie to męczyć. Jasne, że zależało mi na rodzinie! Przecież po to tyle harowałem. Właśnie dlatego, że miałem świetne efekty sprzedażowe, mogłem wysłać żonę i córkę na egzotyczne wakacje all inclusive.

– Ciebie się nie da zadowolić – warknąłem. – Wiesz, ile kobiet by chciało, żeby mąż je wysłał na taki urlop?

Ewa jednak wmówiła sobie, że jeśli będzie mi wiercić dziurę w brzuchu, to w końcu jakoś załatwię ten urlop i z nimi pojadę. Do tego zażądała, żebym bardziej się zaangażował w wychowanie Alusi. Wymyśliła, że mam z nią chodzić na lekcje pływania. Szlag mnie trafiał, bo ona przez cały dzień nie miała nic do roboty, a ja harowałem, żeby zapewnić nam byt. I jeszcze potem miałem gdzieś wozić małą!

– Nie chodzi o wożenie, tylko o to, żebyś z nią był na zajęciach – Ewa próbowała postawić na swoim. – Ona cię prawie nie zna!

Miałem dosyć tych pretensji i konfliktów z żoną. Wciągnęła mnie za to rywalizacja z Arkadiuszem. Majka twierdziła, że szefostwo po pierwszej euforii nie jest zadowolone z efektów jego pracy i być może zaproponują mu inne stanowisko, a posada dyrektora do spraw sprzedaży będzie znowu do wzięcia.

Pracowałem więc nad swoim niemieckim, żeby zrobić wrażenie na kliencie, którego chciałem pozyskać dla firmy, robiłem badania rynku, nawiązywałem kontakty. To wszystko było naprawdę czasochłonne i nie było możliwości, żebym marnował czas na wożenie Alusi na basen. Ewa musiała to zrozumieć, jeśli chciała mieć wymarzone mieszkanie, samochód i ekskluzywne wakacje.

Z Majką wciąż się spotykałem. Narzeczony ją rozczarował i z nim zerwała, miała więc więcej czasu na nasze randki, a mnie nie ciągnęło do domu, gdzie siedziała skwaszona Ewa. Wolałem iść na drinka z fajną laską, a potem pojechać do niej na godzinę seksu. Lubiłem myśleć, że to nawet lepiej dla naszego małżeństwa, bo wracam do domu spokojniejszy. Tamtego dnia od rana pracowałem w hałasie, bo zarząd budynku podjął decyzję o wymianie okien. Naprawdę można było oszaleć!

Około czternastej dostałem wiadomość od Majki.

„Idę na lunch. Chodź ze mną, może go sobie przedłużymy”.

Odpisałem, że zejdę za kwadrans, ale ona naciskała, że musimy wyjść od razu. Kiedy miała na coś ochotę, musiała dostać to natychmiast. Musiałem jednak coś dokończyć. Rozzłościło ją to i odpisała, że wobec tego idzie sama. Westchnąłem ciężko, bo ostatnie, czego potrzebowałem, to kolejna kobieta, która stroi fochy.

Cofnąłem się w szoku, patrząc na żelastwo

Zjechałem do recepcji i zobaczyłem, że Majka już przechodzi przez ulicę. Przyspieszyłem, ale nim przeszedłem przez obrotowe drzwi, zawibrowała moja komórka. Ewa. Skrzywiłem się, bo kompletnie nie miałem ochoty odbierać. Kilkanaście metrów dalej machała do mnie moja zniecierpliwiona przyjaciółka, a do tego byłem głodny. No i miałem nadzieję na to „przedłużenie lunchu”, jak pikantnie zasugerowała Maja. Nie odebrałem więc.

Ale Ewa się nie poddawała. Telefon znowu się odezwał. Majka wzięła się pod boki i zrobiła minę pod tytułem: „Pospiesz się, do cholery!”. Miałem do wyboru albo dalej ignorować żonę i iść z kochanką, albo odebrać i zapytać co się stało, że tak usilnie wydzwania. Przez moment chciałem zrobić krok i wyjść z budynku, ale jakaś resztka przyzwoitości kazała mi jednak cofnąć się i odebrać. Nie chciałem rozmawiać z żoną przy Majce, więc nie wyszedłem na chodnik.

– Tak? – odebrałem.

– Łukasz! – Ewa była podenerwowana. – Gdzie jesteś? Posłuchaj, musimy porozmawiać!

– Akurat teraz?

Byłem zły, bo Majka odwróciła się i zaczęła iść do restauracji. Miałem ochotę przerwać połączenie i za nią pobiec.

– Tak, proszę, tylko kilka minut… Po prostu ja…

Nie dowiedziałem się, co chciała powiedzieć, bo w tym momencie, dokładnie w miejsce na chodniku, gdzie powinienem właśnie przechodzić, spadł wielki metalowy klimatyzator. Cofnąłem się w szoku, patrząc na zniszczone, poskręcane kawałki blachy. Urządzenie spadło z kilkudziesięciu metrów. Gdybym tam stał, zginąłbym na miejscu…

– Łukasz? Jesteś tam? Co to za hałas?! – Ewa wciąż była na linii.

Kiedy potem z nią rozmawiałem, nie umiała powiedzieć, dlaczego wtedy tak bardzo chciała ze mną porozmawiać. Powtarzała, że po prostu poczuła, że musi zadzwonić, zupełnie jakby coś ją przymusiło. Powiedziałem jej, że uratowała mi życie.

Ale nie tylko życie. Kiedy stałem kilkanaście centymetrów od metalowego pudła, które – gdybym pobiegł za Majką, zamiast odebrać telefon
– spadłoby mi na głowę i rozsmarowało po chodniku, zrozumiałem, że to był znak. Chciałem gonić za kochanką, ale zatrzymał mnie głos żony. Żyłem, bo mimo tego, jaki byłem dla niej okropny, nie poddała się i wydzwaniała do mnie z powodu przeczucia, którego nawet nie umiała opisać.

Reklama

To był moment, kiedy otrzeźwiałem. Zakończyłem relację z Majką, odpuściłem sobie wyścig szczurów. Szefowi powiedziałem, że zamierzam wykorzystać zaległy urlop za poprzedni rok i nie mógł mi odmówić. Zabrałem swoje dziewczyny na Gran Canarię i przez dwa tygodnie byliśmy tylko my troje.
To był ostatni moment, by uratować moje małżeństwo i rodzinę. Na szczęście zdążyłem w porę.

Reklama
Reklama
Reklama