Reklama

Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę szperać po cudzych kontach randkowych, parsknęłabym śmiechem. A jednak tu jestem – trzydzieści osiem lat, kawą zalewam trzecią noc z rzędu, a w zakładkach przeglądarki mam sześć różnych profili Laury. Laura – bo tak się przedstawiła. Zgrabna, uśmiechnięta niby trzydziestk, bo tak się opisała, a z przymrużonymi oczami i uśmiechem jak z reklamy pasty do zębów. „Szukam dojrzałego, pewnego siebie mężczyzny z doświadczeniem” – pisała w opisie. A mój teść, jak ostatni naiwniak, kliknął wszedł w to jak w masło.

Od zawsze miał słabość do kobiet. Wdowiec od pięciu lat, nie potrafił sobie poradzić z samotnością. Myślałam, że to przejściowe – że kliknie raz, drugi, porozmawia i wróci do rzeczywistości. Ale nie. Laura wciągnęła go jak odkurzacz. Na początku to było nawet zabawne. Potem irytujące. A na końcu – przerażające. Bo ile razy można ostrzegać dorosłego faceta, że jego „dziewczyna” gra w zupełnie inną grę niż on? I że nie chodzi w niej ani o miłość, ani o doświadczenie.

Teść leciał jak ćma do światła

Zaczęło się, jak to zwykle bywa zupełnie niepozornie. Niedzielny obiad, rodzinna atmosfera i teść, który dziwnie często zerkał w telefon.

– Coś ważnego? – zapytałam mimochodem, bo nie dało się nie zauważyć, jak co chwilę wyświetla mu się powiadomienie.

– A nie, taka... znajoma – rzucił z rozbrajającym uśmiechem. – Laura. Poznaliśmy się w aplikacji. Miła dziewczyna. Tylko się wygadałem, że lubię jazz i już zaprosiła mnie na koncert.

– Laura? – powtórzyłam, udając obojętność. – Młoda?

– Trzydzieści lat. Ale dojrzała. Ma taką... mądrość życiową. – Tu rozświetlił mu się wzrok jak chłopakowi przed pierwszą randką. – I mówi do mnie „mój wilku”. Trochę to głupie, ale w jej ustach brzmi... no, dobrze brzmi.

Spojrzałam na męża. On jak zwykle udawał, że nie słyszy. Od zawsze miał talent do nie wtrącania się. A ja? Nie miałam tego luksusu.

– Tato, tylko bądź ostrożny, dobra? – powiedziałam spokojnie. – Wiesz, w necie różne osoby się kryją pod ładnymi zdjęciami.

– Oj, Anitko, przestań. Nie jestem dzieckiem. Wiem, jak rozpoznać porządną kobietę. Laura nie jest jak te inne. Ona... ona mnie rozumie.

– Rozumiem – uśmiechnęłam się cierpko. – Tylko nie zapomnij, że ona wie o tobie tyle, ile jej powiesz. A ty o niej... no właśnie. Ile?

– Wystarczająco – odburknął.

Taaa. Wystarczająco, żeby dać się złapać na haczyk.

Wyciągała od niego kasę

Zaczęło się od wspólnej kawy, ale szybko przeszli do kolacji. I to nie byle gdzie – teść wrócił z oczami jak pięciozłotówki, opowiadając o restauracji, której ceny widywałam dotąd tylko w serialach.

– Laura uwielbia owoce morza – zaczął, zdejmując płaszcz. – A ja... no cóż, nie wypadało się nie postarać. Krewetki, wino, panna cotta. Trochę kasy wyszło, ale co tam, raz się żyje.

– Ile „trochę”? – zapytałam, odkładając książkę.

– Anitka, nie zaczynaj. To był wyjątkowy wieczór. Długo nie czułem się tak... doceniony.

– Przez kobietę trzydzieści lat młodszą, która przypadkiem lubi drogie restauracje i zapomina portfela?

– Przestań! – obruszył się. – Laura nie jest taka. Sama zaproponowała, że następnym razem ona stawia. Tylko że... akurat ma drobne kłopoty finansowe. Tymczasowe.

– Aha – mruknęłam. – I co, zapytała, czy możesz „pożyczyć” jej coś na czynsz?

– Skąd wiesz?

Poczułam, jak robi mi się gorąco. Dosłownie. Bo to było aż za klasyczne.

– Bo to typowe, tato. Zaczyna się od kolacji, kończy na przelewach. Pokazałeś jej, że masz kasę, to teraz będzie cię testować.

– Jesteś zazdrosna – warknął. – Nie każdy musi być taki cyniczny. Laura ma dobre serce. I nie chce ode mnie wiele.

– Nie, tylko twojej karty i ślepego zaufania – odparłam, wstając. – Ale dobrze. Rób, jak chcesz. Tylko potem nie mów, że cię nie ostrzegałam.

On milczał. Ale widziałam, że już był po uszy wciągnięty.

Nie rozumiał, co się dzieje

Z tygodnia na tydzień Laura stawała się stałą częścią naszych rozmów – chociaż, szczerze mówiąc, tylko jedna strona chciała o niej rozmawiać.

– Zobaczcie, co mi Laura przysłała – teść wyciągnął telefon przy niedzielnym rosole. – Takie zdjęcie... z podróży służbowej.

– Podróż służbowa do Mediolanu? – zdziwiłam się. – Pracuje w modzie czy w bajkach?

– Prowadzi butik online. Sama się tym zajmuje, bardzo przedsiębiorcza dziewczyna.

– I co? Wysłała ci rachunek za przelot? – mruknęłam pod nosem.

– Anitko, masz jakiś problem z moim szczęściem?

– Nie, tylko z twoim rozsądkiem. – Odłożyłam łyżkę. – Tato, ona cię doi. I to z klasą, z uśmiechem. Przecież to ewidentne. Najpierw kolacja, potem „niespodziewane” rachunki, a teraz... co, inwestycja w firmę?

Teść zawahał się. I właśnie ta pauza była najgorsza.

– No... coś w tym stylu. Chciałem jej pomóc. Taka zdolna dziewczyna, a potrzebuje wsparcia. Inwestuję w nią. To nie strata, to przyszłość.

– A pokazała ci choć raz dokumenty? Konto firmy? Cokolwiek?

– Anitka, nie każdy wszystko pokazuje. Związek to zaufanie.

– To nie związek, tylko teatr jednego aktora. Ona gra Laury, ty płacisz za scenografię.

– Zazdrościsz mi, bo sama masz nudne życie. – Jego głos był już ostry.

Zaparło mi dech. Spojrzałam na męża, ale on znów udawał, że soli ziemniaki.

– No dobrze. To może kiedy zostaniesz sponsorem butiku, zaprosisz nas na pokaz mody?

Wyszedł trzaskając drzwiami. A ja wiedziałam, że to dopiero początek.

Chciał wziąć chwilówkę

Dwa miesiące później Laura już nie jeździła do Mediolanu. Teraz „leczyła się po wypadku”, „walczyła z nieuczciwym wspólnikiem” i „stała przed życiową szansą, która wymagała zastrzyku gotówki”. Teść, niestety, widział w tym same „testy losu”.

Zrobisz mi przelew, złotko? – zapytał pewnego ranka, podając mi kartkę z numerem konta i sumą, która wystarczyłaby na tydzień wakacji dla czteroosobowej rodziny.

– Przepraszam, co? – spojrzałam na niego znad komputera.

– No, do Laury. Aplikacja mi się coś zawiesiła, a ona potrzebuje tego dzisiaj. Zwrot oczywiście będzie, tylko później.

– Nie ma mowy – powiedziałam, wracając do pisania. – Ani złotówki. Nie zamierzam finansować twojej... przyjaźni.

– To nie jest przyjaźń, tylko związek. I nie potrzebuję twojej zgody.

– A jednak przyszedłeś do mnie z kartką – zauważyłam. – Laura już nie ma siły kliknąć „poproś o przelew” sama?

Wstał, skrzywił się i wyjął telefon. Po chwili pokazał mi ekran.

– Widzisz? – rzucił z triumfem. – Sama do mnie napisała. „Jesteś moim jedynym światłem, kochanie. Bez ciebie bym nie przetrwała”.

– Zwróć uwagę – zaczęłam spokojnie – że nie napisała „jesteś moją miłością”, tylko „światłem”. Jak latarnia w porcie. Tyle że zamiast światła dajesz pieniądze.

Milczał. A potem znowu wyszedł. Zabrał ze sobą telefon i... moją cierpliwość. Wieczorem mąż wszedł do kuchni z dziwną miną.

– Tato mówił, że bierze chwilówkę. Bo Laura musi opłacić jakieś... „prawne zabezpieczenie inwestycji”.

Spojrzałam na niego.

– To koniec, Jarek. Albo mu pomożemy teraz, albo za chwilę zostanie z pustym kontem i rachunkiem wstydu.

Zrobił z siebie idiotę

Nie trzeba było długo czekać, aż wszystko runie. Rano z kuchni usłyszałam huk krzesła i jęk rozpaczy. Wbiegłam i zastałam teścia z głową w dłoniach, telefon leżał przed nim jak wyrzut sumienia.

– Tato? Co się stało?

– Ona... – wychrypiał. – Laura. Zniknęła. Nie odbiera. Konto na aplikacji zablokowane. Mail wraca jako niedostępny. A ja... jestem idiotą.

Podeszłam wolno, zajrzałam do telefonu. Zamiast zdjęcia uśmiechniętej Laury – komunikat: „Użytkownik nie istnieje”.

– Jarek, wołaj go do salonu – powiedziałam do męża. – I przynieś herbatę. Z cytryną.

Teść usiadł jak zgaszony. Milczał, aż w końcu sam przerwał ciszę.

– Oddałem jej wszystko. Oszczędności. Emeryturę z funduszu. Zastawiłem samochód. Brałem pożyczki, podpisywałem umowy, których nie czytałem... Wierzyłem. Do samego końca. Bo... bo tak bardzo chciałem, żeby ktoś mnie chciał.

– Nie jesteś pierwszy – powiedziałam łagodnie. – Ona miała co najmniej trzy konta. Wszystkie z tym samym zdjęciem, tylko inne imiona i zawody. Prowadzi działalność pod przykrywką. I wiesz co? Wcale nie ma trzydziestu lat.

– Jak to?

– Znalazłam jej prawdziwe dane. Jest starsza ode mnie. I była już zgłaszana przez kilku mężczyzn. Ale nigdy nie złapali jej za rękę. Zmienność kont, fikcyjne dane, fikcyjne zdjęcia. Prawdziwy biznes.

Teść nie zapytał, skąd to wiem. Wstał powoli.

– Anita... przepraszam.

– Przepraszaj siebie. Bo to sobie musisz to wszystko wybaczyć.

Spojrzał na mnie smutno. I wyszedł.

Może jeszcze będzie dobrze

Przez kolejne dni był jak cień. Nie prosił o pomoc, nie komentował, nie zaglądał do lodówki. Nawet pies sąsiadów przestał na niego szczekać. Siedział z gazetą, której nie czytał, i z telewizorem, którego nie słuchał.

– Może wyjdziemy na spacer? – zaproponowałam któregoś dnia, delikatnie. – Powietrze dobrze robi na głowę. I serce.

– Serce to ja mam już tylko do pompowania krwi – mruknął. – Reszta jest na złom.

– Oj przestań – usiadłam obok. – Każdemu może się zdarzyć. Nawet bardzo mądrym ludziom. Zresztą... Laura miała niezłe CV, jak na oszustkę.

– Wiesz, co mnie najbardziej boli? – spojrzał mi w oczy. – Że dałem się nabrać nie dlatego, że jestem głupi. Tylko dlatego, że byłem samotny. I ona to wyczuła.

– Bo to właśnie takich ludzi się wybiera – odparłam. – Ciepłych, trochę naiwnych, z sercem na dłoni. A ty taki jesteś, tato. I to nie wada. Po prostu... nie każdy zasługuje, żeby z tego korzystać.

Milczał przez chwilę, potem wziął głęboki wdech i wstał.

Dobra. Koniec płakania. Idę zrobić porządek w papierach. I wyrzucę wreszcie tę głupią pastę do zębów, którą mi zostawiła. W ogóle jej nie używałem. Miała smak jak… żel pod prysznic.

– Zrobisz herbatę? – uśmiechnęłam się.

Zniknął w kuchni, a ja po raz pierwszy od miesięcy poczułam, że może jeszcze będzie dobrze. Nie od razu. Ale kiedyś.

Anita, 40 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama