„Teść chciał dawać nam korepetycje w sypialni, a teściowa męczyła mnie o ciążę. Sprzedaliby duszę diabłu za wnuka”
Wszystko potoczyło się zgodnie z moimi przewidywaniami. Matka Antka obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem, dłużej przyglądając się mojemu brzuchowi. Teść z kolei poklepał syna po plecach i bez ogródek rzucił: No i jak? Strzeliłeś bramkę?”.

- listy do redakcji
Jakoś nie miałam nastroju na żadne wyjścia. Marzyłam tylko o tym, żeby zakopać się w pościeli na resztę dnia, a w sumie to nawet na kolejne kilkanaście miesięcy lub więcej.
– Zaraz zaczną swoją śpiewkę od nowa… – burknęłam w stronę Antka, który zawzięcie polerował moje kozaki.
– Nie mamy obowiązku się tłumaczyć – mruknął pod nosem, nawet na mnie nie zerkając.
Oboje mieliśmy już powyżej uszu tych ciągłych dociekań ze strony bliskich i przyjaciół. Nawet jeśli nie padało bezpośrednie pytanie o moją ewentualną ciążę, to i tak rzucali dwuznaczne uwagi, mrugali porozumiewawczo okiem lub krążyli wokół sprawy niczym padlinożercy nad konającym zwierzakiem. A moje samopoczucie przypominało właśnie stan takiego stworzenia – czułam, że powoli opuszczają mnie siły witalne, że brakuje mi już energii, by wstać, znowu gdziekolwiek się wybrać i po raz kolejny z kimś gadać.
– Impreza odbędzie się w domu mojej babci. Ona na nas czeka. Jest spoko – rzekł, zdejmując kocie włosy z mojego palta. – Kiedy miałem dość ciągłego darcia kotów moich starych, wydzwaniałem do babuleńki, a ona mnie stamtąd zabierała. W jej domu zawsze panował spokój i człowiek czuł się bezpiecznie.
W mojej pamięci utkwił jej obraz z wesela. Drobna, leciwa kobieta w sukni w kropki. Zaskoczyło mnie, że choć rzadko się odzywała, doskonale orientowała się w sytuacji. Podczas przyjęcia przesiadywała w samotności, podczas gdy inni bawili się w najlepsze, tańcząc lub wznosząc toasty i krążąc po sali. Ona spokojnie sączyła herbatę, uśmiechając się delikatnie i po prostu przyglądając się gościom. W końcu zwlekłam się z łóżka, narzuciłam na siebie wyczyszczony płaszcz, wsunęłam nogi w wypolerowane kozaki i ruszyliśmy do babuni Antka świętować trzydziestą rocznicę ślubu teściów.
Chciałam stamtąd zwiać
Wszystko potoczyło się zgodnie z moimi przewidywaniami. Matka Antka obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem, dłużej przyglądając się mojemu brzuchowi. Teść z kolei poklepał syna po plecach i bez ogródek rzucił: „No i jak? Strzeliłeś bramkę?". Natomiast ciotka, z nieukrywanym przejęciem, podsunęła mi pod nos ulotkę jakiejś kliniki zajmującej się leczeniem par, które nie mogą mieć dzieci
– Moja Kasia korzystała z ich usług – wyszeptała, ściskając moją rękę. – Przyjdzie dzisiaj. Zabierze ze sobą bliźniaki. Śmiało możesz ją popytać o szczegóły, na pewno z chęcią ci wszystko opowie – dopowiedziała.
Nie ma sprawy, uwielbiam dyskutować na temat mojej opornej fizjologii z osobą, którą ledwo znam. A już szczególnie ekscytujące jest słuchanie o jej bliźniaczym wyczynie reprodukcyjnym... Szarpnęłam męża za rękaw marynarki i głową wskazałam wyjście. W odpowiedzi otrzymałam pełne nadziei spojrzenie sugerujące: „dasz radę jeszcze chwilkę”, a następnie zostałam otoczona ramieniem i poprowadzona ku zastawionemu jedzeniem blatowi.
Ojciec mojego męża podniósł kieliszek, żeby wznieść toast za swoją śliczną małżonkę, ich trzydzieści lat w związku małżeńskim i dwadzieścia dziewięć bycia rodzicami. No i oczywiście przy okazji nie omieszkał głośno wszystkim powiedzieć, że ma nadzieję niedługo być też bardzo dumnym dziadkiem. Goście zaczęli klaskać i zerkać na mnie z uśmieszkami, a ja złapałam Antka pod stołem za udo tak mocno, że aż wykrzywił buzię z bólu.
Łzy same cisnęły mi się do oczu
– Znikam stąd – powiedziałam cicho po zakąskach. – Dłużej tego nie zniosę. Ty zostań, wymyśl coś na poczekaniu.
Wychodząc z pokoju, musiałam przejść przez kuchnię, gdzie natrafiłam na Anastazję, babkę Antka.
– Ja też chętnie bym się stąd ewakuowała – mruknęła, jakbyśmy były wspólniczkami. Nie mam zielonego pojęcia, skąd domyśliła się, że nie zmierzam tylko do toalety. – A może udać zawał i ty powiesz, że mnie zawiozłaś na pogotowie, co ty na to?
Na tę sugestię parsknęłam śmiechem.
– Zadzwoniliby po pogotowie i sprawa skończyłaby się fiaskiem – zaprzeczyłam ruchem głowy.
– W takim razie może chociaż pójdziemy na piętro? Masz słabość do kotów, zgadza się?
To pytanie padło nieprzypadkowo, ponieważ w sypialni na górze leżały pogrążone we śnie cztery koty. Wszystkie były czarne jak smoła. Zaciekawiona spytałam skąd taki dobór, na co staruszka odparła, że czarnych kotów nikt zazwyczaj nie chce przygarnąć, dlatego ona je bierze. Można by pomyśleć, że to dość logiczne wytłumaczenie, jednak i tak poczułam dziwny podziw dla tej staruszki. W wieku dziewięćdziesięciu dwóch lat wbiegła po schodach bez śladu zmęczenia. Jej wzrok był przenikliwy niczym u dziecka, które próbuje odgadnąć sekret magicznej sztuczki.
Unosił się wokół niej zapach czegoś, co kojarzyło mi się z domem i beztroskim czasem dzieciństwa.
– Poznaj Arystotelesa – rzuciła, gdy błyszczący czarny kot otarł się o moje łydki. – Możesz usiąść tam, obok Safony. A ty, Pitagorasie, zmykaj stąd! To jest mój ulubiony fotel.
Ostatnia z czwórki kotów, a właściwie kocia dama, nosiła imię Teano. Czarne mruczki jako greccy myśliciele i myślicielki. Nie sposób było nie darzyć sympatią tej fascynującej osoby. Na dodatek ta imponująca kolekcja książek na regałach, osobliwe rzeźby, minerały, pradawne przedmioty.
– Przeżyłam wiele niezwykłych chwil – odparła, zauważając moje zaciekawienie wnętrzem. – Te artefakty i magiczne manuskrypty pochodzą z najdalszych zakątków globu. Sporo zwiedzałam świata. Ale dość już o mnie. Zdradź mi, co skłoniło cię do opuszczenia przyjęcia w moich progach? Czyżby ktoś cię uraził?
Postanowiłam zrzucić z siebie ten ciężar
Wyznałam, że już od trzech lat, jeszcze przed zawarciem związku małżeńskiego, próbowaliśmy z Antkiem zostać rodzicami. Wspomniałam o tym, jak przeszliśmy przez różnorodne testy medyczne, które wykazały, że mój mąż jest w pełni zdrowy, a problem leży po mojej stronie – jak to ujął lekarz, mam „leniwe jajniki”. Później dowiedziałam się, że to sugeruje, że kiepsko odpowiadają na bodźce. Ale stymulowanie za pomocą hormonów również nie przyniosło efektów. Znaczy poniekąd zadziałało, bo przybrałam na wadze i stałam się płaczliwa, ale w ciążę nie udało mi się zajść.
Babcia Anastazja ani razu mi nie przerwała, jedynie spoglądała na mnie, jakby intensywnie nad czymś rozmyślała. Gdy zaczęłam płakać, wręczyła mi chusteczkę. A potem poprosiła, żebym moment poczekała. Zostałam sama z gromadą starożytnych myślicieli i naukowców, rozmyślając, dlaczego ona odeszła. Przyszła trzymając w dłoni naczynie, z którego unosiła się para. Zapach przypominał mieszankę polnej trawy, leśnego runa i czegoś jeszcze, być może kory z drzew.
– Musisz to wypić – nakazała stanowczo. – Proszę, weź to – dodała, kładąc mi na udach płócienny woreczek wypełniony aromatycznymi ziołami. – Pij ten napar za każdym razem, kiedy skończysz kochać się ze swoim mężczyzną. On powinien ci go przyrządzać. Ty tylko odpoczywaj i rób to – mówiąc te słowa, pomasowała sobie czoło okrężnymi ruchami.
Wspomniała również o masowaniu konkretnych partii twarzy, ale i tak kluczową rolę odgrywają zioła. Poczułam, jak ogarnia mnie optymizm. Zdaję sobie sprawę, że dzisiejsza medycyna nie jest w stanie poradzić sobie ze wszystkimi dolegliwościami i niekiedy opłaca się wypróbować naturalne sposoby.
Udało nam się!
Przez następne tygodnie ja i Antek postępowaliśmy zgodnie z zaleceniami jego babuni. Mąż z zapałem przyrządzał mi napary ziołowe po każdym zbliżeniu, gdyż jak mówił, babcia „od zawsze miała w sobie coś z wiedźmy”. Nawijał mi o różnych akcjach z czasów, gdy był małym dzieckiem. Mówił, że zioła, które zbierała jego babka, działały cuda. Potrafiły uspokoić jego matkę, gdy dostawała jakiegoś świra, a ojcu pomóc, jak bolała go wątroba po piciu. Sam też popijał te wynalazki na zdrowie i podobno był najtwardszym dzieciakiem w okolicy, przynajmniej tak twierdził.
Szczerze mówiąc, miałam niezachwianą wiarę, że ziołowe specyfiki oraz nietypowy masaż twarzy, który kojarzyłam z akupresurą i tradycyjnymi chińskimi praktykami medycznymi, zaowocują upragnionymi rezultatami. Z tego powodu nie przeżyłam szoku, gdy ujrzałam dwie kreski widniejące na teście.
– Wreszcie, udało się! – skomentowałam to krótko i zabrałam się za organizowanie niespodzianki dla mojego męża.
Kiedy wypiłam drugą herbatę z mieszanki ziół babuni Anastazji, wpadłam na pomysł z ciastkami w formie malutkich bucików dla niemowląt. Już w trakcie ich wypieku dotarło do mnie, że miałam niezachwianą pewność co do skuteczności tej metody. Gdy minął początkowy zachwyt, zwróciłam się do swojego ukochanego mówiąc, że warto by było podzielić się wiedzą o tych ziołach i masowaniu czoła z innymi. Skoro ja zaszłam w ciążę po 3 latach prób, to inne kobiety też mogłyby skorzystać z tej metody! Pełna entuzjazmu i z głową pełną pomysłów, od razu pobiegłam do babuni Anastazji.
– Moje dziecko... – jej twarz rozjaśnił ciepły uśmiech. – Czy wiesz, co to były za ziółka? Wzięłam trochę czarnej i zielonej herbaty, dorzuciłam melisę, pokrzywę i wszystko inne, co tylko udało mi się wygrzebać z szafki. Wiesz, my starsi kochamy ziółka, zawsze mamy ich pod dostatkiem. Nie ma w tym żadnej tajemnej receptury. Po prostu chciałam, żebyś przestała odczuwać tę okropną presję, że musisz zajść w ciążę. Zależało mi, żebyś się zrelaksowała i wyluzowała, dlatego wpadłam na pomysł z tym masażem twarzy. A jeśli chodzi o Antka, to wiesz, zależało mi, żeby zaczął się przyzwyczajać, że niedługo będzie musiał wstawać, iść do kuchni, odgrzewać jedzenie i komuś je przynosić. Żadnych czarów, skarbie.
Nie od razu byłam w stanie zaakceptować fakt, iż babcia Anastazja mnie nabrała. Herbatka z pokrzywy? Dopiero po chwili wybuchnęłam śmiechem. Ta kobieta w podeszłym wieku okazała się genialnym znawcą ludzkiej duszy – doskonale wiedziała, co jest mi potrzebne i właśnie to mi zapewniła: odrobinę wyciszenia, trochę czułości od męża i kapkę wiary w to, że cuda się zdarzają.
Oto jej sposób na urzeczywistnienie pragnienia posiadania potomstwa. Aktualnie przygotowuje się do bycia prababcią. Zapewne okaże się tą, co zawiązuje maluszkowi na nadgarstku czerwoną tasiemkę, aby odgonić wszelkie nieszczęścia, mrugając porozumiewawczo do zdenerwowanej młodziutkiej mamy i zapewniając ją, że dzięki temu wszystko będzie dobrze. Bo tak właśnie będzie. Mając taką prababcię, to murowane!
Magda, 28 lat