Reklama

Od ślubu minęło zaledwie dziewięć miesięcy, ale ja już zdążyłem poczuć, że wchodząc do tej rodziny, nie tylko poślubiłem Olę, ale też – chcąc nie chcąc – podpisałem cichy pakt z jej ojcem. Pan Andrzej. Emerytowany prawnik. Facet z kategorii „wszystko wiem najlepiej i nie zamierzam tego z nikim konsultować”. Od początku między nami zgrzytało. Ja – ugodowy, wycofany, z tych, co wolą przemilczeć, niż zaczynać awanturę. On – pewny siebie, głośny, wiecznie sprawdzający, ile można sobie pozwolić. Ale przecież to ojciec Oli. Więc próbowałem. Udawałem, że nie słyszę jego docinków, że nie widzę tych spojrzeń pełnych wyższości. Myślałem: „Jeszcze kilka takich kolacji, rozmów, wyjazdów i może się do mnie przekona”.

Reklama

Tym razem zaprosił nas do restauracji. Drogi lokal, taki z białym obrusem i kelnerem, który mówi poprawniej niż moja nawigacja w aucie. Ola mówiła, że to dobry znak – „Tata się stara”. W to chciałem wierzyć. Bo jeśli znowu nie – to nie wiem, po co w ogóle dalej próbować.

Złość i wstyd ściskały mnie od środka

– Co pan poleca z dzisiejszych dań? – zapytał teść kelnera z manierą, jakby znał właściciela lokalu osobiście.

– Policzki wołowe są naprawdę wyjątkowe, podawane z puree truflowym i warzywami konfitowanymi...

– Biorę. I jeszcze carpaccio z jelenia na przystawkę. Do tego butelka Barolo. Ola, ty coś chcesz?

Zamówiła skromnie – sałatkę z łososiem. Ja wziąłem makaron z kurczakiem i herbatę. Serce mi zabiło szybciej, gdy zobaczyłem ceny w karcie. Ale uśmiechnąłem się – w końcu zaprosili nas, prawda? Kolacja mijała jak zwykle – Andrzej prowadził monolog o polityce, Halina kiwała głową, a Ola uśmiechała się, jakby znała już te opowieści na pamięć. Gdy kelner przyniósł rachunek na prawie 1000 zł, uśmiechnięty podał go teściowi. Andrzej nawet nie spojrzał.

– Na pół. Panowie się rozliczą między sobą – rzucił i napił się wina.

Zamarłem. Spojrzałem na Olę. Uchyliła usta.

– Tato...

– Ola – przerwał jej tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Zacisnąłem zęby. Serce mi waliło, ale milczałem. Jak zawsze. Zapłaciłem. Kartą. Choć miałem nadzieję, że wystarczy mi na cały tydzień. W drodze do samochodu nie powiedziałem ani słowa. Złość i wstyd ściskały mnie od środka. Znowu dałem się ograć. Znowu.

Czułem się jak chłystek wodzony za nos

Zamknąłem drzwi od auta z głośniejszym trzaskiem, niż zamierzałem. Ola spojrzała na mnie z niepokojem, ale nie odezwała się ani słowem. Włączyłem silnik i ruszyliśmy. Kilka minut jechaliśmy w ciszy.

– Możesz mi powiedzieć, co to miało być? – odezwałem się w końcu, nie patrząc na nią.

– Tomek, serio? Chodzi ci o ten rachunek?

– A o co, twoim zdaniem, może mi chodzić? – warknąłem. – Twój ojciec zamówił wino droższe niż nasza lodówka, a ja mam za to wszystko płacić na pół? To zwyczajnie nieuczciwe.

Ola przewróciła oczami.

– Tomek... to tylko kolacja. Naprawdę musisz robić z tego tragedię?

Zahamowałem gwałtownie na czerwonym świetle. Spojrzałem na nią ostro.

– Nie chodzi tylko o rachunek. Chodzi o to, że ja się czuję jak jakiś chłystek, którego można wodzić za nos. Twój ojciec bawi się mną, a ty na to patrzysz i... nic.

– Czyli teraz to moja wina?

– Nie, po prostu... – westchnąłem. – Myślałem, że jesteśmy drużyną. Że jak coś jest nie fair, to się wspieramy.

Milczała przez chwilę. W końcu powiedziała cicho:

– Mój tata zawsze taki był. Przestałam z nim walczyć dawno temu.

– A ja mam się po prostu poddać?

– Nie wiem, Tomek. Może... po prostu nie róbmy z tego wielkiej sprawy.

Zamknąłem oczy. Poczułem, jak coś się we mnie łamie.

Teść traktował mnie jak zero

Nie mogłem spać całą noc. W końcu założyłem buty, kurtkę i pojechałem do teścia. Ola nie wiedziała. Nie chciałem, żeby próbowała mnie powstrzymać. Pan Andrzej otworzył drzwi w swetrze w romby, z kieliszkiem wina w dłoni.

– Tomek? O, proszę. Zgubiłeś coś?

– Chciałem porozmawiać – powiedziałem, starając się brzmieć spokojnie.

– Jeśli o polityce, to dziś nie mam nastroju. Ale jeśli o tym rachunku... – zaśmiał się i zrobił mi miejsce w drzwiach.

Wszedłem. Usiedliśmy w salonie. Cicho grało radio.

– O co chodzi, chłopcze? – zapytał, zaciągając się cygarem.

– O tę kolację. O ten rachunek. O to, jak się pan zachowuje wobec mnie, jakbym był... nikim.

Wypuścił dym i uniósł brew.

– A ty kim jesteś, Tomek? Studentem? Poetą? Może ja czegoś nie wiem?

– Jestem mężem pani córki. I chciałbym być traktowany z szacunkiem.

– Szacunek trzeba sobie wypracować, nie kupuje się go za pięć dych na bazarku. A wiesz, co widzę? Gościa, który nie potrafi stanąć za swoją żoną, ani za samym sobą.

Zacisnąłem pięści.

Mam dosyć tego cyrku. Tych gierek. Nie jestem tutaj, żeby udawać rodzinę tylko wtedy, kiedy to wygodne.

– A po co tu jesteś? Żeby się poskarżyć? Wyrzucić żal, bo nie stać cię na kolację?

– Może właśnie tak – powiedziałem i wstałem. – Ale przynajmniej mam odwagę powiedzieć to panu prosto w twarz.

Uśmiechnął się. Bezczelnie. Jakby właśnie wygrał.

– No i dobrze, Tomek. Wreszcie coś z ciebie wyszło.

– Szkoda, że dopiero po tym, jak mnie pan upokorzył.

Wyszedłem. Trzasnąłem drzwiami tak, że aż się ściany zatrzęsły.

W głowie mi huczało

Szedłem bez celu. Deszcz siąpił, kaptur zsuwał mi się z głowy, ale nie chciało mi się go poprawiać. Miasto tętniło życiem, a ja czułem się, jakby ktoś wyciągnął mnie ze środka i zostawił pustą skorupę. Skręciłem w jakąś boczną uliczkę, usiadłem na ławce przy placu zabaw i patrzyłem na mokre zjeżdżalnie. Kiedyś chciałem mieć tu dzieci z Olą. Teraz... nie wiedziałem, czy chcę wracać do domu. W głowie mi huczało. Słowa teścia – aroganckie, raniące – krążyły po mojej głowie jak wredna mantra.

Ale jeszcze bardziej bolało to, co się wydarzyło w aucie. Głos Oli, zimny i zdystansowany. Jakby bycie po mojej stronie to dla niej było coś... niewygodnego. Może popełniłem błąd. Może od początku w tej rodzinie byłem tylko dodatkiem, kimś, kto miał nie przeszkadzać. Grzeczny, cichy Tomek.

Taki, co zawsze zapłaci, uśmiechnie się, schowa urazę pod płaszczem uległości. Ale w środku wszystko się we mnie kotłowało. Spojrzałem na telefon. Ola dzwoniła trzy razy. Włączyłem tryb samolotowy. Nie wiedziałem, co dalej? Czy chcę wracać? Czy mam jeszcze siłę się starać? Czy ona mnie jeszcze rozumie? Po raz pierwszy od dawna... poczułem, że nie jestem pewien, czy to wszystko ma sens.

Chciałem znów czuć, że jesteśmy razem

Wróciłem późno, zmoknięty, zmarznięty i wściekły na cały świat. Gdy przekręcałem klucz w zamku, Ola już czekała. Stała w korytarzu, blada, z podkrążonymi oczami.

– Tomek... Gdzie ty byłeś? Odchodziłam od zmysłów. Telefon miałeś wyłączony.

Zdjąłem buty w milczeniu. Chciałem coś powiedzieć, ale w gardle miałem wielką dławiącą gulę.

– Nie rób mi tak więcej – wyszeptała i objęła mnie. Ale ja się nie odwzajemniłem. Stałem sztywno, jakby mnie nie było.

– Musimy pogadać – powiedziałem w końcu. – I to na serio.

Usiedliśmy w kuchni. Zaparzyła mi herbatę, ale nie tknąłem jej.

– Ja tak dłużej nie mogę – zacząłem. – Nie chcę być figurantem w teatrze twojego ojca. Nie chcę znów udawać, że wszystko gra, kiedy czuję, że to mnie niszczy.

Zamilkła. Spuściła głowę. Cisza między nami była głośniejsza niż krzyk.

– Myślałam, że przesadzasz. Że robisz z igły widły. Ale chyba... chyba się myliłam – powiedziała cicho. – Widzę, ile cię to kosztuje.

– Bo to nie chodzi tylko o rachunek. To chodzi o to, że ja w tej rodzinie czuję się, jak ktoś gorszy. A ty... ty czasem, zamiast mnie bronić, stoisz z boku.

Oczy jej się zaszkliły.

– Przepraszam – powiedziała w końcu. – Po prostu... z moim ojcem zawsze trzeba było jakoś lawirować. Uczyłam się tego całe życie. Ale nie chcę, żebyś przez to czuł się samotny. Już nie.

Pokręciłem głową.

– Ja nie chcę więcej takich konfliktów. Chcę po prostu czuć, że jesteśmy razem.

Złapała mnie za rękę. Nie było w tym wielkiego pojednania. Raczej początek jakiejś nowej drogi.

Tomek, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama