Reklama

Zawsze czułem się trochę poza schematem. Nie miałem biurka w korporacji ani szefa nad głową. Zamiast tego – laptop, słuchawki, kawa w ulubionym kubku i deadline'y, które sam sobie ustalam. Jestem grafikiem. Freelancerem. Dla niektórych – wolnym człowiekiem. Dla innych – nieodpowiedzialnym chłopcem, który nigdy nie dorósł. Dla mojego teścia? Nieporozumieniem.

Reklama

Poznałem Magdę pięć lat temu, a zakochałem się w niej bez pamięci. Chodziliśmy na długie spacery, śmialiśmy się nad pizzą o drugiej w nocy i wspólnie planowaliśmy na przyszłość. Dopiero kiedy zapoznała mnie ze swoimi rodzicami, zrozumiałem, że dla jej ojca – emerytowanego wojskowego – byłem po prostu nikim.

– A ty, Tomek – zapytał przy pierwszym obiedzie – to, czym ty się właściwie zajmujesz… tak na poważnie?

Magda ścisnęła moją dłoń pod stołem. Uśmiechnąłem się. Wtedy jeszcze myślałem, że to tylko kiepski żart. Że to się zmieni.

Powiedziałem, co myślę

Stół był zastawiony jak na Wigilię, choć to był zwykły, majowy weekend. Teściowa krzątała się przy półmiskach, Magda kroiła sernik, a teść siedział już przy stole w swoim wyprasowanym swetrze, z ramionami skrzyżowanymi jak generał przed inspekcją.

– Siadajcie, bo wszystko wystygnie – rzucił chłodno.

Zająłem miejsce obok Magdy. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie. Ale wiedziałem, że to tylko pozory. Teść patrzył na mnie tym swoim wiecznie niezadowolonym wzrokiem, jakby kalkulował, ile jeszcze wytrzyma obecność tego „chłoptasia od obrazków”.

– I jak tam z tym twoim... freelancingiem? – zaczął z przekąsem, nakładając sobie ziemniaki. – Bo wiesz, ja to lubię konkrety. Etat, emeryturę, coś namacalnego. A nie bajki z Photoshopa.

– Dziękuję, w porządku. Klientów nie brakuje – odpowiedziałem spokojnie, choć z każdą sekundą czułem, jak kotlet rośnie mi w gardle.

– Ale jak to jest? Dziś masz robotę, a jutro nie. A za dziesięć lat?

– Tato, proszę cię... – Magda zaczęła, ale ojciec uciszył ją spojrzeniem.

– Nie mam zamiaru się tłumaczyć – powiedziałem cicho, zbyt cicho, a potem podniosłem głos. – Wiem, że mnie nie szanujesz. Ale to nie daje ci prawa mnie obrażać.

Teść rzucił sztućcami na talerz. Cisza.

– Wiesz co? – dodałem, patrząc mu prosto w oczy. – Czasem żałuję, że mam z tobą jakikolwiek kontakt.

– Tomek! – Magda syknęła z niedowierzaniem. Ale było już za późno. Ktoś musiał to w końcu powiedzieć.

Miałem dość

Wróciliśmy do domu bez słowa. Magda przez całą drogę wpatrywała się w telefon, jakby próbowała znaleźć tam odpowiedzi, których nie dało się wypowiedzieć na głos. Ja tylko prowadziłem. W milczeniu, z zaciśniętą szczęką i sercem, które waliło jak młot. Dopiero kiedy zamknęły się za nami drzwi mieszkania, wybuchła.

Po co to było?! Po co te słowa? Przecież to mój ojciec!

– Wiem. Ale ja też jestem człowiekiem. I twoim mężem. Nie workiem treningowym.

On po prostu… nie rozumie. Innego świata. Innych zasad.

– A ja mam się tłumaczyć za każde moje życiowe wybory, bo twój ojciec uważa, że tylko mundur i etat mają wartość?

Usiadła na kanapie, jakby nagle opadła z sił.

– On cię nie zna. Gdyby cię lepiej poznał, zmieniłby zdanie…

– A może nie chce mnie poznać? Może już ma mnie zaszufladkowanego i to mu wystarcza?

W jej oczach zobaczyłem łzy. Nie płakała głośno. Po prostu siedziała, wbijając wzrok w podłogę.

– Nie chcę wybierać między wami – wyszeptała.

Usiadłem obok, ale się nie zbliżałem.

– A ja nie chcę ciągle udowadniać, że zasługuję na miejsce w tej rodzinie. Mam dość. Nie chcę żyć jak intruz.

W pokoju zapanowała cisza, w której każde z nas zaczęło wątpić, czy naprawdę rozumie to drugie.

Zatkało mnie

W niedzielne popołudnie Magda pojechała sama do rodziców. Powiedziała, że musi z nimi porozmawiać, wyjaśnić, załagodzić sytuację. Nie protestowałem. Potrzebowałem chwili bez tej dusznej atmosfery. Ale po godzinie z nerwów zacząłem chodzić w kółko. W końcu wsiadłem w auto i pojechałem za nią. Nie po to, żeby robić sceny. Chciałem tylko poczekać w samochodzie, może ją potem odebrać. Ale kiedy zobaczyłem niedomknięte drzwi balkonowe, wyszedłem z samochodu i podszedłem bliżej. Ich rozmowy nie dało się nie słyszeć.

On cię niszczy – mówił Andrzej, spokojnie, ale twardo. – Nie masz żadnej stabilizacji, żadnej przyszłości z takim człowiekiem.

– Kocham go.

Miłość to nie wszystko. Jeśli zostaniesz z nim, możesz zapomnieć o moim wsparciu. Wybieraj.

Stałem tam jak wmurowany. A potem wszedłem bez pukania. Magda zbladła, jakby zobaczyła ducha.

– Nie musisz wybierać – powiedziałem. – Zrobię to za ciebie.

Teść spojrzał na mnie z pogardą, ale nic nie powiedział. Magda otworzyła usta, zamknęła, znów otworzyła. Nie padło ani jedno słowo więcej. Tylko cisza, która ciążyła jak gruba warstwa śniegu na dachu, gotowa w każdej chwili runąć. Odwróciłem się i wyszedłem, zanim któraś z nich zdążyła mnie zatrzymać.

Zwątpiłem w nasze małżeństwo

Noc spędziłem w aucie, zaparkowanym pod blokiem. Nie mogłem wrócić do mieszkania. Nie po tych słowach. Nie po tym spojrzeniu Magdy, w którym było więcej bólu niż złości. O świcie odezwała się teściowa. Nie zadzwoniła – przyszła. Pukała długo, zanim zrozumiałem, że to nie sen.

– Możemy porozmawiać?

Usiadła obok mnie na tylnej kanapie.

– Andrzej całe życie wierzył, że bezpieczeństwo to wszystko – zaczęła cicho. – Etat, pensja, emerytura. To mu dawało poczucie kontroli. Ty jesteś… kompletnie poza jego schematem.

Czyli jestem zagrożeniem?

– Nie. Jesteś kimś, kogo nie rozumie. A Andrzej nie ufa temu, czego nie zna.

Zamilkłem.

– Ale ja nie muszę być jego kopią, żeby być dobrym człowiekiem – powiedziałem w końcu. – Nie muszę mieć garnituru, żeby być mężem Magdy.

Teresa przytaknęła, choć jej oczy były smutne.

– Wiem. I on też to wie. Ale nie potrafi tego powiedzieć. Nie jeszcze.

Po jej odejściu długo siedziałem w ciszy. Nie wróciłem do domu. Poszedłem przed siebie. Potrzebowałem przestrzeni. Przestałem czuć się partnerem Magdy. Byłem tylko problemem, który trzeba rozwiązać.

Byłem wściekły

Nie miałem planu. Po prostu zapukałem. Teść otworzył drzwi i spojrzał na mnie, jakby widział cień, a nie człowieka.

Czego chcesz? – zapytał sucho.

– Porozmawiać. Bez świadków.

Wpuścił mnie bez słowa. Salon był sterylny, chłodny, bez ani jednej fałdki na zasłonie. Usiadłem, ale wstałem, zanim on zdążył dosiąść się naprzeciw.

– Masz pojęcie, co zrobiłeś Magdzie? Zniszczyłeś ją.

– Zniszczyłem? – warknął. – To ty wciągnąłeś ją w ten swój niestabilny świat, a teraz płaczesz, że ktoś to nazwał po imieniu.

Nie masz pojęcia, kim jestem. Ale to ci nie przeszkadza rzucać wyroków.

– Bo nie muszę cię znać, żeby wiedzieć, że człowiek bez fundamentu nie zbuduje rodziny!

Wybuchłem. Wstałem gwałtownie, potrącając krzesło.

– Nie masz monopolu na to, co to znaczy być mężem! Myślisz, że mundur i etat robią z ciebie bohatera? Może dla świata. Ale nie dla mnie. I nie dla niej.

Teść patrzył na mnie z nieukrywaną wściekłością.

– Gdybyś ją kochał, zostawiłbyś ją w spokoju.

– Nie. Właśnie dlatego, jestem tu, bo ją kocham. I powiem ci jedno. Nie muszę być twoim ideałem, żeby być jej wyborem. A jeśli to cię boli, to może problem nie leży we mnie.

Cisza była ciężka jak wyrok. Teść nie odpowiedział. W końcu tylko wycedził:

– Rób, co chcesz. Ale nie licz na to, że kiedykolwiek cię zaakceptuję.

Skinąłem głową. Wyszedłem. Nie jako wygrany. Ale już nie jako chłopiec do bicia.

Zostałem odtrącony

Minął tydzień. Wróciłem do domu, ale w Magdzie coś w niej pękło. Już się nie uśmiechała tak samo. Patrzyła na mnie, jakby próbowała zrozumieć, co jeszcze w nas zostało. Pewnego wieczoru siedzieliśmy przy kuchennym stole.

– Wybrałam cię – powiedziała cicho. – Ale nie wiem, czy ty nadal wybierasz mnie.

Spojrzałem na nią. Miała podkrążone oczy, włosy niedbale spięte. Wyglądała jak ktoś, kto od tygodni nie przespał nocy spokojnie. I pewnie tak było.

– Ja nie chcę wybierać między tobą a poczuciem własnej godności – odpowiedziałem. – Nie chcę, żebyś kochała mnie za coś. Chcę, żebyś kochała mnie mimo wszystko.

Pokręciła głową. Łza spłynęła jej po policzku.

– On mnie wychował. Ty jesteś moją przyszłością. I nie wiem, jak pogodzić te dwa światy.

Wstałem. Zbliżyłem się, chciałem ją objąć – ale się odsunęła.

– Daj mi chwilę – szepnęła.

Zamknęła się w sypialni. A ja zostałem przy stole, z pytaniem, które nie dawało mi spokoju. Nie wiedziałem, czy miłość wystarczy, jeśli wciąż musisz walczyć o prawo do istnienia? Tego dnia nie dostałem odpowiedzi. I może już nigdy nie dostanę.

Tomek, 34 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama