Reklama

– Musimy pogadać – oznajmił teść, wchodząc bez pukania.

Reklama

„Tylko nie w tej chwili!” – przeszło mi przez myśl. „Nie dam rady słuchać twoich morałów i historyjek o tym, co ty byś zrobił na moim miejscu. Daję z siebie wszystko. Nawet w takim stanie... Chociaż z bólu ledwo mogę usiedzieć w miejscu” – myślałem.

Myślałem, że słowa teścia to wytwór fantazji

– Mogę usiąść? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, wygodnie rozsiadł się na krześle obok. – Kozaki dla Ch.? – spojrzał na buciory, nad którymi męczyłem się od paru dni.

Ani trochę mnie nie zaskoczyło, że trafnie odgadł właściciela butów. Przez blisko pół wieku zajmował się szewstwem, a swoją przygodę z tym fachem rozpoczął, mając zaledwie naście lat. Nawet po omacku mógłby poznać, do kogo należą buty i jeszcze je naprawić. Zupełnie inaczej niż ja! Amator z ledwie piętnastoma latami doświadczenia. Aż zagotowałem się w środku na samą myśl o tym, co za chwilę usłyszę, ale mój teść jedynie odchrząknął.

– Nie o tym chciałem pogadać – oznajmił.

– To o co chodzi? – spytałem, czując ucisk w gardle.

– O twoim schorzeniu – odchrząknął po raz kolejny. – Zdaję sobie sprawę, jakie są nasze relacje. Nie przyszedłem się nad tobą pastwić. Chcę jedynie zakomunikować, że przekażę ci te brakujące 178 tysięcy złotych, abyś mógł kontynuować terapię.

Mało brakowało, a kopyto do naciągania butów wypadłoby mi z rąk. Czyżbym miał halucynacje? A może mój stan się pogorszył i teść jest tylko wytworem mojej wyobraźni, podczas gdy w rzeczywistości siedzę tu w samotności? Onkolog ostrzegał, że w drugim stadium mogą dziać się różne dziwactwa. Właściwie powinienem już wracać do mieszkania i się położyć – delikatnie odłożyłem więc przyrząd i raz jeszcze spojrzałem na krzesło obok.

Asia mocno mnie wspierała

Nadal tam był. Wręcz zapadał się w starym, połatanym płaszczu, którego od lat zabraniał nam się pozbyć. Sprawiał wrażenie podstarzałego pijaczka, który deklarował, że opłaci moją kurację w Niemczech. Jakim cudem zwykły szewc dysponowałby takimi pieniędzmi, otrzymując jedynie 1800 złotych emerytury?

Odłożyłem 12 tysięcy, a brakującą kwotę zaciągnąłem pod hipotekę – wyjaśnił teść.

– Tato, co ty zrobiłeś?! Przecież to szaleństwo! Postawiłeś na szali własny dom?! – zerwałbym się jak oparzony, gdyby nie przeszywający ból głowy.

Chyba zauważył grymas cierpienia malujący się na mojej twarzy, bo złapał mnie za bark i przytrzymał w miejscu. Tak nietypowy gest troski z jego strony sprawił, że zaniemówiłem i skoncentrowałem się na oddychaniu, usiłując opanować cierpienie bez wsparcia tabletek.

Przeczekał w milczeniu, aż dojdę do siebie. Kiedy już się uspokoiłem, wytłumaczył mi, czym kierował się, podejmując taką decyzję. Z jego słów wynikało, że samotnej osobie w jego wieku spory dom jest już zwyczajnie zbędny. Gdyby nie hamował mnie ból, pewnie parsknąłbym śmiechem. Przecież uwielbiał grozić, że nie dostanę po nim złamanego grosza.

Używał wszelkich metod, by nastawić ją przeciwko mnie

W jego oczach byłem jedynie przybłędą (jak mnie określał, bo przecież jako dziecko zostałem sierotą), kimś podrzuconym pod drzwi, kto oszustwem omotał jego piękną córeczkę, próbując wkupić się w łaski szanowanej familii.

Odkąd zaczęliśmy ze sobą chodzić, a było to 23 lata temu, teść robił, co mógł, by odciągnąć ode mnie Asię. Jedyne, co osiągnął, to karczemna awantura. Zapowiedziała wtedy, że zerwie z nim kontakt, jeśli wciąż będzie mnie nękał.

Widziałem, ile ją to wszystko kosztuje, bo kochała swojego tatę jak nikogo na świecie. Tym bardziej ceniłem sobie to, jak się wobec mnie zachowywała. Była drobniutka, ale miała w sobie ogromną siłę, którą pokazywała każdego dnia, gdy zmagałem się z chorobą.

Mój nowotwór nie reagował na żadne leki. Polscy medycy w zasadzie poradzili mi, bym pokładał nadzieję w cudzie lu nowatorskich sposobach. Metoda ta w naszym kraju stosowana była tylko w jednej placówce, gdzie ustawiały się ogromne kolejki chętnych, a mój stan pogarszał się w szybkim tempie ze względu na gwałtowny rozrost guza.

Joanna zaraz po usłyszeniu tych wieści odnalazła stosowną organizację charytatywną, nakreśliła moją sytuację, utworzyła dla mnie konto i rozpoczęła zbieranie funduszy na terapię. Dołożyła wszelkich starań, by nagłośnić nasz przypadek, ale przez kwartał udało się zgromadzić zaledwie 22 tysiące złotych.

Mówiąc szczerze, ta suma pieniędzy, która wtedy wydawała nam się astronomiczna, wystarczyła jedynie na pokrycie kosztów pierwszej konsultacji lekarskiej w Monachium i wykonanie paru podstawowych badań diagnostycznych. Niestety, zabrakło funduszy na kontynuowanie procesu leczniczego.

Razem z żoną dokładaliśmy wszelkich starań, by nie dać po sobie poznać, jak wielkie poczucie zawodu nas ogarnęło. Nie chcieliśmy martwić naszej dwójki dzieci. Mieszkańcy naszej niewielkiej mieściny nie należeli do najbogatszych, więc mimo że byłem tu powszechnie lubiany i szanowany, nie byli w stanie wesprzeć mnie większą kwotą.

Lubiłem klientów i mieszkańców miasteczka

Mojej żonie chodziło po głowie, aby ksiądz oddał na moją rzecz dochody chociażby z pojedynczej mszy, ale zakazałem jej prosić ludzi o datki. Następnie wpadła na pomysł, abyśmy wszyscy przenieśli się do Niemiec.

Gdyby pojechała tam ze mną, znalazłaby jakąś pracę, a ja mógłbym w końcu załapać się na ubezpieczenie zdrowotne i darmowe wizyty u lekarza. Widziałem jak jej oczy rozbłysły, gdy o tym rozmawialiśmy, ale ani ja, ani jej tata nie byliśmy zachwyceni taką perspektywą.

Teść chyba pękłby z rozpaczy, wiedząc, że straci kontakt ze swoją kochaną córeczką i wnuczętami. No a ja… Chociaż czasem ciężko było nam się dogadać, to uwielbiałem warsztat, który od niego przejąłem i robotę, którą tam wykonywałem. Poza tym lubiłem naszych klientów i to małe miasteczko, w którym mieszkaliśmy. Może dlatego, że byłem adoptowany i nigdy nie poznałem swojej prawdziwej rodziny, tak mocno przywiązałem się do tego miejsca?

Tak szczerze, to wtedy przyszedłem do warsztatu nie tyle, żeby skończyć te dwa ostatnie zlecenia, co raczej po to, by pomyśleć, jak tu zdobyć potrzebne pieniądze bez konieczności opuszczania rodzinnych stron.

Gdyby sprawa dotyczyła tylko mnie, to sprzedałbym auto albo wyjechał za granicę do pracy, ale tak to nie było opcji. Mieszkaliśmy w trzypokojowym mieszkaniu na kredyt, więc o jakiejś kolejnej sporej pożyczce mogłem tylko pomarzyć. No i wtedy właśnie wszedł mój teść, bez ceregieli zajął miejsce obok mnie na krześle i rzucił pomysłem pożyczki.

– Ojciec oszalał! – oznajmiłem powoli, odzyskując kontrolę nad swoim ciałem.

– Wiesz, że jednak bardziej mi się podoba, jak zwracasz się do mnie „tato” – stwierdził i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, podszedł do drzwi. Położył dłoń na klamce, obrócił się i rozejrzał się po pomieszczeniu. – Kiedy wyzdrowiejesz, przydałoby się tu trochę odnowić wnętrze. No wiesz, zrób coś po swojemu, żeby zaznaczyć, że to twoja firma, a nie świątynia ku mojej pamięci.

Czy on faktycznie chciał to dla mnie zrobić?

Parsknąłem śmiechem. Byłbym gotów się założyć, że na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a może nawet zaszkliły mu się oczy. Niestety nie jestem tego pewien, bo poszedł, zanim doszedłem do siebie.

– Słyszałeś nowinę? – gdy tylko wróciłem do domu, Aśka z radosnym piskiem wskoczyła mi w ramiona.

– Tatusiu! Tatku! Będą cię leczyć! Wyzdrowiejesz! Skończą się te twoje bóle głowy! – nasze dzieci podskakiwały wokół nas, nie posiadając się z radości.

Gdy nasze dzieciaki poszły spać, stwierdziłem, że muszę pogadać z moją drugą połówką. Chciałem się podzielić z nią tym, co mi chodziło po głowie. Z jednej strony miałem nadzieję, że leczenie pomoże, ale z drugiej, nie byłoby w porządku, gdybym udawał, że nic złego nie może się stać. A co jeśli umrę, a teść z Asią, a może nawet moje dzieci, zostaną z kredytem na karku? Na coś takiego nie mogłem pozwolić.

– Ojciec pożyczył pieniądze bez rozmowy z nami, bo wiedział, że nie zgodzisz się na kolejne zobowiązanie. Wszystko załatwił. Ma nawet jakiś plan, jak spłacić te raty, więc skarbie, temat z głowy! – Asia zamknęła mi usta całusem.

Zanim ruszyłem w podróż do stolicy Bawarii, po paru tygodniach, które spędziłem przykuty do łóżka i faszerowany lekami, poczułem się na tyle dobrze, by odwiedzić mojego teścia i wyrazić wdzięczność za jego hojność. Gdy do niego dotarłem, akurat grzebał w starych rupieciach, trzymając fajkę w zębach.

– Trzeba tu będzie w końcu ogarnąć ten bałagan – zauważył, strzepując z siebie kurz. – Za dużo tych gratów, za dużo wspomnień, a za mało życia, jak to się mówi – odchrząknął jak zawsze.

– No pewnie – chciałem zripostować czymś błyskotliwym, ale kurz zaległ mi w gardle, więc też tylko odchrząknąłem.

Razem z żoną i dziećmi odmienimy dom teścia

Parsknął ze zdumienia, że go przedrzeźniam, a następnie obaj ryknęliśmy gromkim śmiechem.

– Dasz sobie radę, jakoś to będzie – w pewnej chwili położył mi dłoń na ramieniu.

Dzięki twojemu wsparciu, tato, na sto procent – odparłem z głęboką wiarą.

– Muszę ci powiedzieć…

– Jeśli się zastanawiasz, to wiedz, że robię to dla mojej córki – wszedł mi w słowo.

Miałem jednak przeczucie, że w jego słowach kryje się coś więcej i przyszło mi na myśl, iż bez względu na to, co twierdzi, zrobił to wszystko z mojego powodu.

– No, zmykaj już i wracaj do zdrowia… Oczywiście dla dobra mojej córki – powiedział, kiedy przekraczałem próg.

Nie musiałem nawet spoglądać za siebie, by wiedzieć, że obaj ponownie się uśmiechamy. Minął już rok od naszej pamiętnej rozmowy. Choć nadal czuję się nieco osłabiony, to coraz częściej odwiedzam naszą firmę, którą nieco zmodernizowałem, biorąc pod uwagę rady teścia.

Zgodnie z życzeniem tchnę w ten dom nowe życie, a mówiąc precyzyjniej – nasze wspólne tchnienie, gdyż po konsultacjach z bankami i wielogodzinnych debatach w gronie najbliższych, podjęliśmy decyzję o sprzedaży naszego mieszkania.

To pozwoli nam spłacić zadłużenia i zamieszkać u ojca mojej żony, aby ramię w ramię działać na rzecz uregulowania kredytu zaciągniętego pod zastaw domu. Jestem pewien, że razem nam się to uda.

Reklama

Maciej, 44 lata

Reklama
Reklama
Reklama