Reklama

Z pozoru wszystko było idealne. Miałam kochającego męża, wygodne mieszkanie w spokojnej dzielnicy i pracę, którą lubiłam. Marcin, mój mąż, wierzył, że zna mnie na wylot. Że jestem kobietą uczciwą, lojalną i całkowicie oddaną naszej rodzinie. I może rzeczywiście taką byłam – dla niego. Ale każdy ma coś, o czym woli nie mówić.

Reklama

Powiedziałam o tym tylko jednej osobie – Anecie. Mojej przyjaciółce od podstawówki, tej, która znała mnie zanim jeszcze spotkałam Marcina. Mogłam jej powiedzieć wszystko. Byłyśmy same w salonie, piłyśmy wino, a ja, chyba za bardzo rozluźniona, powiedziałam jej... no właśnie za dużo. Nie zauważyłam, że drzwi do pokoju były uchylone.

Następnego dnia, kiedy szykowałam śniadanie, Leszek – mój teść – wszedł do kuchni z tym swoim ironicznym uśmieszkiem.

– Masz chwilkę, Joasiu? – zapytał słodko, siadając przy stole jak król.

– Jasne – odpowiedziałam, choć jego ton już wtedy zjeżył mi kark.

Nachylił się ku mnie i szepnął:

– Podsłuchałem wczoraj twoją rozmowę z Anetą. Ciekawe rzeczy opowiadasz... Ciekawe, co Marcin by na to powiedział.

Zamarłam. Chciałam spytać, o co mu chodzi. Udawać, że nie wiem. Ale widziałam w jego oczach: on wiedział wszystko.

Udawałam głupią

– O czym ty mówisz, Leszek? – zapytałam, starając się, by mój głos nie zadrżał.

Teść uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym wyjął z kieszeni marynarki srebrną papierośnicę, którą zawsze nosił przy sobie. Zanim odpowiedział, zapalił papierosa i spojrzał na mnie spod zmrużonych powiek.

– Wiesz, Joasiu, ściany w tym domu są cienkie. A wy z Anetą byłyście… bardzo szczere. Nie spodziewałaś się chyba, że nikt nie słyszy, jak się przyznajesz do takich rzeczy.

Stałam jak sparaliżowana. Serce waliło mi jak młotem. Wiedział. Wiedział o tym wieczorze sprzed trzech lat. O tej jednej decyzji, której nikt nie miał poznać.

Jeśli szukasz sensacji, Leszku, to przykro mi – zaczęłam, ale on mi przerwał, machając dłonią.

– Och, nie rób ze mnie idioty. Nie jestem głupi, dziewczyno. I nie jestem tu po to, żeby cię oceniać. Ale… – zaciągnął się dymem – każdy sekret ma swoją cenę, prawda?

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. On naprawdę chciał mnie szantażować?

– Czego chcesz? – zapytałam cicho.

– To zależy od ciebie, Joasiu. Na razie tylko rozmawiamy. Ale dobrze by było, gdybyś zaczęła traktować mnie z należnym szacunkiem. I może… przekonała Marcina, żeby wreszcie zainwestował w ten mój interes.

Zaniemówiłam. Czy on naprawdę zamierzał wykorzystać moją tajemnicę, żeby manipulować własnym synem?

Wyszłam z kuchni bez słowa, ale jego ostatnie słowa jeszcze długo brzmiały mi w uszach:

– Tylko pamiętaj, kochana… Sekrety mają tendencję do wypływania na powierzchnię.

Ten sekret mnie uwierał

Zamknęłam drzwi do sypialni na klucz i wyjęłam z szuflady nocnej szafki małe, bordowe pudełko. Leżało tam od trzech lat, nieotwierane, a jednak nigdy nie miałam odwagi się go pozbyć. Przesuwałam palcem po jego krawędziach, czując znajomy dreszcz. W środku były dwa testy ciążowe. Oba pozytywne. Ale to nie było dziecko Marcina.

To był krótki moment. Jednorazowy. Podczas wyjazdu integracyjnego, kiedy z Marcinem byliśmy na granicy rozstania. Ja – wściekła i zagubiona. On – znikający na całe dnie. Zaczęłam pić, zbliżyłam się za bardzo do jednego z kolegów z pracy… Nazajutrz zalała mnie fala wstydu. Kilka tygodni później okazało się, że jestem w ciąży.

Zerwałam kontakt z tamtym mężczyzną. Wróciłam do Marcina, a dziecko… cóż. Poroniłam. Nie powiedziałam nikomu. Ani o zdradzie, ani o ciąży, ani o stracie. Zakopałam to w sobie.

A teraz Leszek groził, że to wszystko wyciągnie na światło dzienne.

– Co on dokładnie słyszał? – zapytała Aneta przez telefon.

– Nie wiem. Ale wystarczająco dużo, żeby mnie zniszczyć.

– Jo… jeśli Marcin się dowie…

Stracę wszystko.

Wzięłam pudełko do ręki, jakby ważyło tonę. Sekret, który miał umrzeć razem ze mną, teraz miał być kartą przetargową w rękach mojego teścia. I pierwszy raz w życiu naprawdę zaczęłam się bać.

Teść mnie szantażował

Przez cały dzień chodziłam jak cień. Robiłam wszystko automatycznie – zmywałam naczynia, odpowiadałam na maile w pracy, odbierałam telefon od Marcina, jakby nic się nie stało. Ale wszystko się zmieniło. Leszek był jak duch, który przestał się ukrywać – chodził po domu z uniesioną głową, jakby właśnie wygrał jakąś osobistą wojnę, o której nikt nie wiedział, że się toczy.

Pod wieczór usiadł obok mnie w salonie. Włączył telewizor, ale nie patrzył na ekran.

Masz dobre życie, Joasiu – powiedział, nie patrząc mi w oczy. – Szkoda by było je zniszczyć.

– Nie musisz mi grozić. Wiem, czego chcesz – rzuciłam ostro.

– Ja? Grozić? Skądże – uśmiechnął się kątem ust. – Ja tylko myślę o rodzinie. O swoim synu. O tym, żeby miał lepszą przyszłość. A ty możesz mu w tym pomóc.

Zacisnęłam zęby.

– Powiesz mu? Naprawdę chcesz rozwalić mu życie?

– Nie ja. Ty to zrobisz. Albo zrobisz to, o co proszę. I wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie.

Gdy wyszedł z pokoju, nogi mi się ugięły. Usiadłam na podłodze. Łzy cisnęły się do oczu, ale nie płakałam. Nie tym razem.

Wieczorem, kiedy Marcin wrócił, objął mnie w kuchni.

– Wszystko okej? Wyglądasz, jakbyś nie spała od tygodnia.

– Po prostu... stres w pracy – odpowiedziałam, uśmiechając się słabo.

Pocałował mnie w czoło i nalał nam wina. A ja, siedząc naprzeciwko niego, wiedziałam jedno – jeśli Leszek ujawni ten sekret, nie zostanie nic. Ani z tego wieczoru, ani z naszego małżeństwa.

Zaczął być niecierpliwy

Następnego dnia Leszek nie bawił się już w subtelności. Złapał mnie na korytarzu, gdy wychodziłam do pracy. Zamknął drzwi, stanął przede mną jak strażnik i powiedział:

Mam nadzieję, że już podjęłaś decyzję.

– To nie takie proste – odpowiedziałam, nerwowo trzymając klucze w dłoni jak broń.

– Ależ właśnie, że proste. Albo pomagasz mi przekonać Marcina do inwestycji, albo… cóż, przygotuj się na długą i szczerą rozmowę z mężem.

Patrzył na mnie, jakby już wygrał. Jakby mnie połknął i właśnie przeżuwał ostatni kawałek. Coś we mnie pękło.

– Jesteś podły – syknęłam. – Jak możesz robić to własnemu synowi?

– Nie robię tego jemu. Robię to tobie. Bo to ty jesteś problemem, Joanno. Ty z twoimi tajemnicami. Ja tylko dbam o interes rodziny.

Wybiegłam z mieszkania, a łzy same popłynęły mi po policzkach. Nie z żalu. Z wściekłości. Wiedziałam, że nie mogę iść do Marcina. Nie teraz. Musiałam działać. Ale jak się walczy z kimś takim jak Leszek, który ma w rękach twój wstyd, twoją słabość? W pracy patrzyłam w ekran, ale widziałam tylko Leszka. Jego uśmiech. Jego groźby.

Pod wieczór znów mnie niepokoił.

– Czas minął, Joasiu.

Daj mi jeszcze jeden dzień – powiedziałam szeptem.

– Ostatni.

Patrzyłam na Marcina, który coś opowiadał o swoim dniu. Nie słyszałam nic. Myślałam tylko o jednym: czy jeszcze mam jakąkolwiek szansę, by ocalić to, co między nami prawdziwe… zanim prawda zniszczy wszystko?

Wyznałam prawdę mężowi

W nocy siedziałam przy kuchennym stole. W głowie szalał chaos, w sercu – cisza przed burzą. Jedyną rzeczą, której byłam pewna, było to, że nie mogę pozwolić, by to on kontrolował moje życie.

Rano wstałam wcześniej niż zwykle. Ubrałam się starannie, zrobiłam sobie mocną kawę i… powiedziałam Marcinowi, że musimy porozmawiać. Spojrzał na mnie z niepokojem, ale nic nie powiedział. Usiadł przy stole. Spojrzałam mu prosto w oczy.

Jest coś, czego ci nigdy nie powiedziałam.

Zaczęłam mówić. O tamtym wyjeździe. O zdradzie. O ciąży. O poronieniu. O wszystkim. Mówiłam, a głos nie drżał ani razu. Czułam, jak zrzucam z siebie ciężar. Nie błagałam o wybaczenie. Chciałam tylko, żeby znał prawdę. Żeby to ja mu ją powiedziała, a nie jego ojciec.

Kiedy skończyłam, przez chwilę panowała cisza. Potem Marcin wstał. Odwrócił się do mnie plecami. Zsunął obrączkę z palca.

– Nie wiem, kim jesteś – powiedział. – Ale nie jesteś tą kobietą, z którą chciałem spędzić życie.

Wyszedł. Po prostu wyszedł.

Siedziałam w tej samej pozycji przez godzinę, może dwie. Telefon zadzwonił. Leszek.

– Powiedziałaś mu? – spytał z irytującą ciekawością w głosie.

– Tak – odpowiedziałam.

– I co?

Teraz już nie masz nade mną władzy.

Rozłączyłam się.

Czułam pustkę, jakiej nigdy wcześniej nie znałam. Ale też dziwną ulgę. Nie walczyłam. Nie próbowałam go zatrzymać. Kiedy Marcin spakował torbę i wyszedł, zamknęłam za nim drzwi i oparłam się o nie plecami. To się musiało tak skończyć.

Reklama

Joanna, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama