Reklama

Od dłuższego czasu borykałem się z problemami finansowymi. Moja firma, którą kiedyś uważałem za źródło dumy, stała się przyczyną niekończących się zmartwień. Rachunki piętrzyły się na biurku, a oszczędności topniały w zastraszającym tempie. Moja żona coraz częściej sugerowała, żebyśmy zwrócili się o pomoc do jej ojca. Ale ja nie chciałem tego zrobić. Nie mogłem znieść myśli, że zawdzięczałbym karierę teściowi. Iza nie rozumiała mojego uporu, a nasze rozmowy często przeradzały się w kłótnie. Podczas jednej z takich sprzeczek, podniesionym głosem oznajmiła, że mój sprzeciw to nie duma, a głupota. Ja jednak wiedziałem swoje. Napięcie między nami rosło, a ja coraz częściej czułem, że tracę jej wsparcie.

Reklama

Starałem się zachować spokój

Pewnego poranka, pełen obaw, zalogowałem się na konto bankowe. Moje serce zabiło szybciej, gdy zobaczyłem saldo. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Wszystkie długi zniknęły. Poczułem ulgę, ale i niepokój. Ktoś musiał je spłacić, ale kto? Nie mogłem tego zrozumieć. Bez zwłoki, postanowiłem podzielić się tym dziwnym odkryciem z Markiem, moim najlepszym przyjacielem. Spotkaliśmy się w naszej ulubionej kawiarni. Marek słuchał uważnie, a na jego twarzy rysowała się mieszanka zdumienia i zaniepokojenia.

Masz jakieś podejrzenia? – zapytał, biorąc łyk kawy.

– Wiem jedno – odpowiedziałem, starając się zachować spokój. – Nie zrobił tego nikt z moich znajomych.

Marek spojrzał na mnie znacząco.

Myślisz, że to teść? – zapytał cicho, jakby bał się, że ktoś nas podsłuchuje.

Pokręciłem głową, próbując ukryć narastający lęk.

– Jeśli to on, to jestem w bagnie. Będę musiał mu dziękować za to do końca życia – przyznałem z trudem.

Zrozumiałem, że muszę skonfrontować się z ojcem Izy. Nie mogłem dłużej żyć w niepewności.

Czułem się bezsilny

Następnego dnia, z bijącym sercem, udałem się do teścia. Byłem zdecydowany uzyskać odpowiedzi, chociaż bałem się tego, co mogłem usłyszeć. Teść przyjął mnie w swoim gabinecie.

Spłaciłeś moje długi? – zapytałem bez zbędnych wstępów, starając się, by mój głos brzmiał pewnie.

Teść patrzył na mnie przez chwilę, jego uśmiech był ledwie zauważalny, ale w oczach dostrzegłem triumf.

Teraz jesteś mi coś winien – odpowiedział, nie przestając się uśmiechać.

Poczułem, jak zimny pot spływa mi po plecach. Wszystko stało się jasne.

Nie prosiłem cię o pomoc – próbowałem się bronić, choć wiedziałem, że to na nic.

Teść wzruszył ramionami, jakby to była najmniej istotna kwestia.

– Wiem. Ale to nie zmienia faktu, że ją dostałeś – powiedział z satysfakcją w głosie.

Zawładnęło mną poczucie bezsilności.

Musiałem być ostrożny

Po rozmowie z teściem nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Próbowałem obmyślić plan, który pozwoliłby mi się wyplątać z tej sytuacji. Wiedziałem, że muszę być ostrożny. Nie miałem pojęcia, jakie są prawdziwe intencje teścia, ale byłem pewien, że nie chodziło o pomoc z dobrego serca. Następnego dnia teść niespodziewanie zaprosił mnie na kolejną rozmowę. Z duszą na ramieniu poszedłem do jego gabinetu. Tym razem nie owijał w bawełnę.

– Mam dla ciebie fuchę. Potrzebuję kogoś zaufanego w pewnej sprawie. I chcę, żebyś to był ty – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.

Miałem złe przeczucia, ale musiałem wiedzieć więcej.

Co to za sprawa? – zapytałem, starając się ukryć rosnący niepokój.

Tomasz uśmiechnął się, jakby wszystko było już przesądzone.

Niedługo się dowiesz – odpowiedział tajemniczo, co tylko potęgowała mój lęk i niepewność.

Zrozumiałem, że ojciec Izy chciał zrobić ze mnie swojego parobka.

Nie miałam innego wyjścia

Teść poprosił, żebym napisał poważny wniosek i wynegocjował dobrą cenę na półprodukty. Nie wiedziałem, jak się do tego zabrać, ale nie miałem innego wyjścia. Wziąłem dokumenty od teścia, starając się ukryć drżenie dłoni.

To tylko formalność. Na pewno dasz sobie radę – zapewnił.

Zabrałem dokumenty do domu, by je dokładnie przejrzeć. Kompletnie się na tym nie znałem, a połowy słów nawet nie rozumiałem. Język był techniczny, a ja przecież jestem humanistą.

Nie zrobię tego – oznajmiłem stanowczo, gdy następnego dnia pojawiłem się w gabinecie teścia.

Jego reakcja była chłodna i precyzyjna.

– To proste. Uwierz w siebie – teść poklepał mnie po ramieniu, jakby chciał dodać mi otuchy.

Miał rację. Ale to było trudne.

Zdesperowany, zwróciłem się ponownie do Marka, mając nadzieję, że pomoże mi znaleźć wyjście z tej sytuacji. Spotkaliśmy się na ławce w parku, gdzie nikt nie mógł nas podsłuchać. Opowiedziałem mu o wszystkim, co się wydarzyło.

Może nie będzie tak najgorzej. Ale jeśli chcesz się z tego wyplątać, musisz mieć plan – poradził, jego głos był pełen troski, ale też i rezygnacji.

Wiedziałem, że Marek miał rację. Problem w tym, że żadnego planu nie miałem. Ani innej propozycji pracy. Z ciężkim sercem postanowiłem porozmawiać z Izą, licząc na jej zrozumienie i wsparcie. Nasza rozmowa była jednak daleka od tego, na co liczyłem.

Mój ojciec ci pomógł, a ty teraz robisz problemy? – zapytała, jej ton był pełen złości i niezrozumienia.

Poczułem, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Nie chciałem być chłopcem na posyłki. Miałem swoje ambicje i marzenia. A jednocześnie wiedziałem, że nie mogę wybrzydzać.

Moje życie było koszmarem

Byłem zmuszony do dalszej współpracy z ojcem Izy. Nie miałem wyboru. Czułem się, jakbym żył w koszmarze, z którego nie mogłem się obudzić. Byłem na siebie zły, a Iza, jedyna osoba, którą kochałem i której ufałem, stanęła po stronie swojego ojca. Czułem, że tracę ją z każdym dniem. Pewnego wieczoru zadzwonił telefon. Na ekranie wyświetliło się nazwisko teścia. Wiedziałem, że ma dla mnie kolejną fuchę. Odebrałem, wiedząc, że nie mogę się sprzeciwić. Przecież jakoś musiałem zarabiać na dom.

– Masz chwilę? – usłyszałem w słuchawce.

Zamknąłem oczy, czując, jak ciężar tego wszystkiego mnie przygniata. Praca z teściem była dowodem na to, że nie radzę sobie w życiu, że jestem nikim. Nie umiem utrzymać rodziny. Miałem poczucie, że nie jestem odpowiednim partnerem dla żony. Wychodząc za mnie, liczyła, że będę taki jak jej ojciec. Było mi za siebie wstyd.

Reklama

Kacper, 42 lata

Reklama
Reklama
Reklama