„Teść chodził wokół mojego ogródka, aż go w końcu wpuściłam. Za chwilę przyjemności zapłaciłam 9 miesięcy później”
„Z początku nie zwracałam uwagi na to, że teść za bardzo się mną interesuje. Pomagał mi wynosić pranie, przynosił zakupy z samochodu, raz nawet przyszedł do kuchni i zajął się krojeniem warzyw, kiedy gotowałam obiad. – Ty masz takie ładne dłonie, Klaudia – powiedział nagle. – Takie delikatne”.

- Redakcja
Odkąd zamieszkaliśmy z rodzicami Michała, wiedziałam, że to tylko „na chwilę”, ale ta chwila zaczęła się niebezpiecznie przeciągać. Z początku było wygodnie — duży dom, spokojna okolica, obiad zawsze na stole. Michał mówił, że dzięki temu szybciej uzbieramy na swoje. Ja też w to wierzyłam. Ale z czasem coś zaczęło mnie uwierać. Nie chodziło tylko o brak prywatności. Michał pracował nocami, a ja zostawałam sama z jego ojcem. Andrzej był miły. Aż za bardzo. A jego spojrzenia i gesty przestały wyglądać na przypadkowe.
Przeszył mnie dziwny dreszcz
Kiedy Halina zaczęła coraz częściej jeździć do swojej chorej siostry, w domu zostawaliśmy tylko we dwoje – ja i Andrzej. Michał pracował na nocne zmiany, czasem brał nadgodziny, więc widywaliśmy się właściwie tylko rano i wieczorem. Z początku nie zwracałam uwagi na to, że teść za bardzo się mną interesuje. Pomagał mi wynosić pranie, przynosił zakupy z samochodu, raz nawet przyszedł do kuchni i zajął się krojeniem warzyw, kiedy gotowałam obiad.
– Ty masz takie ładne dłonie, Klaudia – powiedział nagle, bez związku z niczym. – Takie… delikatne.
Uśmiechnęłam się i jednocześnie przeszył mnie dreszcz. Udawałam, że nie słyszałam. Ale od tamtej pory zaczął mówić takie rzeczy coraz częściej. Że mam piękny kolor włosów. Że kobieta mojego pokroju powinna nosić sukienki, nie dresy. Że Michał to szczęściarz. Pewnego wieczoru, kiedy Michał wrócił z pracy, odważyłam się poruszyć temat.
– Michał, twój ojciec… czasem zachowuje się dziwnie. Czuję się przez niego... adorowana – powiedziałam ostrożnie.
– Znowu przesadzasz. On tylko żartuje. Przestań widzieć problemy tam, gdzie ich nie ma.
– Więc to ja stwarzam problemy?
Michał spojrzał na mnie z niedowierzaniem, jakby mówiła to jakaś obca kobieta.
– Przestań. Mój ojciec na pewno tylko żartował.
Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. Patrzyłam w sufit, słysząc, jak Andrzej chodzi po korytarzu. Może faktycznie coś źle zrozumiałam.
Był bardzo pomocny i czarujący
Dni zaczęły mi się zlewać w jeden, a noce stawały się coraz dłuższe. Michał w pracy, Halina u siostry, a ja w tym wielkim domu z człowiekiem, który cały czas był blisko mnie. Andrzej potrafił być czarujący. Zawsze wiedział, co powiedzieć, żeby brzmiało to jak komplement. Pomagał mi przy porządkach w ogrodzie, przynosił drewno na opał, zaglądał do kuchni, kiedy wieczorami robiłam herbatę. Trudno było go unikać. Pewnego popołudnia usiadł ze mną przy stole, niby towarzysko.
– Wiesz, Klaudia… masz w sobie coś takiego… jak kiedyś moja Halina. Ale nawet więcej. Tyle ciepła – powiedział spokojnie, jakby zdradzał tajemnicę.
– Panie Andrzeju, proszę… – próbowałam zakończyć rozmowę.
– Ja tylko mówię, co widzę – uśmiechnął się.
Uciekłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi, choć wiedziałam, że to dziecinne. Siedziałam na łóżku i czułam się winna, mimo że nie zrobiłam nic złego. W głowie powtarzałam sobie, że przesadzam, że może to wszystko jest tylko w mojej wyobraźni. Ale jego słowa wciąż we mnie dudniły. Kiedy wieczorem zadzwoniłam do Michała, by powiedzieć, że chcę się wyprowadzić, usłyszałam tylko zmęczone westchnienie.
– Klaudia, nie wymyślaj. Jeszcze trochę, uzbieramy i się wyniesiemy. Moi rodzice są jak złoto – powiedział.
A ja, ściskając telefon, poczułam, że zostaję z tym zupełnie sama.
Czułam wstyd i spełnienie
Tamtej nocy w domu zrobiło się zupełnie ciemno. Najpierw było słychać trzask, potem zgasły wszystkie światła. Stałam w kuchni z kubkiem gorącej herbaty, a nagle ogarnęła mnie cisza i chłód. Przez chwilę stałam nieruchomo, serce waliło mi jak młotem. Nienawidziłam ciemności. Drzwi do kuchni skrzypnęły i pojawił się Andrzej z latarką.
– Spokojnie, Klaudia. To tylko korki. Zaraz sprawdzę – powiedział, zbliżając się do mnie powoli.
Światło latarki przesuwało się po ścianach jak drapieżnik. Andrzej położył dłoń na moim ramieniu. Mój oddech znacznie przyspieszył.
– Nic ci nie grozi. Jestem obok – dodał ciszej.
Poczułam, jak całe moje ciało drży. Nie pamiętam dokładnie, co się wydarzyło w następnych minutach. Były jego szepty przy uchu, zapach dymu z jego swetra. Była też ciemność, która wszystko gubiła. W tej ciemności przekroczyliśmy granicę, której nie powinniśmy przekroczyć. Kiedy znowu zapaliło się światło, siedziałam przy stole, patrząc na swoje dłonie. Andrzej wyszedł do korytarza, jakby nic się nie stało.
– Nie martw się niczym. To nasza tajemnica. Czasem życie samo wybiera – rzucił przy śniadaniu, patrząc mi prosto w oczy.
Nie odpowiedziałam ani słowa. Czułam wstyd, ale też dziwne spełnienie. A kilka tygodni później dowiedziałam się, że... jestem w ciąży.
W jednej chwili wszystko runęło
Ciąża przebiegała ciężko. Michał był szczęśliwy, chodził po domu podekscytowany i przynosił mi owoce, jakby to miało załatwić wszystkie moje lęki. W jego oczach byłam przyszłą mamą jego dziecka, symbolem spełnienia marzeń. W moich – byłam więźniarką tajemnicy, którą nosiłam pod sercem. Starałam się uśmiechać, przygotowywać wyprawkę, udawać, że czekam na to samo co on. Ale w nocy płakałam w poduszkę.
Andrzej stał się jeszcze bardziej obecny, jakby świadomość tego, co nas łączy, dawała mu poczucie władzy. Nie odzywał się do mnie bezpośrednio, tylko rzucał półsłówka, niby żarty, które miały sens tylko dla nas. Patrzył na mój brzuch dłużej, niż powinien, a ja marzyłam, żeby to wszystko było tylko sennym koszmarem, z którego zaraz się obudzę. W dniu porodu Michał był przy mnie. Widziałam jego wzruszenie, jego drżące dłonie. Byłam rozdarta – jednocześnie cieszyłam się z życia, które przyszło na świat i czułam strach przed tym, co będzie dalej. Kiedy pielęgniarka przyniosła nam syna, Halina jako pierwsza się odezwała:
– Ojej, on ma oczy mojego Andrzeja…
Jej słowa uderzyły mnie jak policzek. Michał spojrzał na dziecko, potem na mnie i od razu zrozumiał, że coś jest nie tak.
– Oczy mojego ojca? – wyszeptał.
– Michał, ja… to nie tak miało być... – łzy same spływały mi po twarzy.
– Nie tak miało być?! To znaczy jak?! – krzyknął, odwracając wzrok.
Nie potrafiłam nic odpowiedzieć. W jednej chwili wszystko runęło.
Michał był czerwony z wściekłości
Do domu wróciliśmy w milczeniu. Michał niósł torbę z rzeczami ze szpitala, a ja synka przytulałam tak, jakby samym dotykiem mogła go ochronić przed tym, co się wydarzy. Halina chodziła po kuchni z zapłakanymi oczami, Andrzej siedział przy stole, bawiąc się filiżanką. Powietrze było gęste jak przed burzą. Michał w końcu nie wytrzymał.
– Nie wierzę… ojciec?! Ty?! – wrzasnął, stawiając torbę z hukiem na podłodze.
Andrzej podniósł wzrok.
– Synu, to nie było tak, jak myślisz…
– Jak myślę?! – Michał był czerwony z wściekłości. – Ona jest moją żoną!
Spojrzałam na niego i wzięłam głęboki oddech.
– To było dokładnie tak, jak myśli – powiedziałam cicho. – Nie będę się tłumaczyć.
Halina zakryła usta rękami i zaczęła płakać jeszcze głośniej. Andrzej próbował coś mówić, jakieś „oboje tego chcieliśmy”, „to się samo stało”, ale jego słowa brzmiały śmiesznie, nawet dla niego samego.
– Wyjdź! – Michał zwrócił się do ojca lodowatym tonem. – Nie chcę cię tu widzieć.
Andrzej wstał, spojrzał na mnie jeszcze raz i wyszedł bez słowa. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Michał stał chwilę bez ruchu, po czym również wybiegł z domu. Zostałam sama w kuchni z dzieckiem w ramionach. Patrzyłam w jego oczy i czułam, że całe moje życie właśnie się rozsypało. Nie wiedziałam, czy Michał wróci, ani czy kiedykolwiek mi wybaczy.
Zostałam zupełnie sama
Michał wyprowadził się trzy dni po tamtej nocy. Zabrał tylko najpotrzebniejsze rzeczy i nawet nie spojrzał mi w oczy. Nie pytał o dziecko, nie prosił o nic. Po prostu zniknął. Halina próbowała jeszcze przez kilka dni udawać, że „to się jakoś ułoży”, ale nie dało się już udawać niczego. W końcu zabrała swoje rzeczy i przeprowadziła się do córki. Zostałam w domu sama. Ja i mój syn.
Andrzej przepadł. Ktoś wspomniał, że wyjechał do brata na wieś. Nie szukałam go. Nie chciałam. Nienawidziłam go za to, co się stało, ale najbardziej nienawidziłam siebie. Za słabość. Za milczenie. Za to, że uległam tej jednej chwili. Że pozwoliłam mu wejść do mojego świata, do mojego ciała. Dziecko rosło, zdrowe, śliczne. Czasem patrzyłam w te same oczy, które przypominały mi jego ojca i czułam, jakby ktoś wbijał mi nóż w serce. A innym razem tuliłam je tak mocno, jakby tylko ono mogło uratować mnie przed całkowitym rozpadem.
Nie wiem, czy zasłużę kiedyś na przebaczenie. Może nie. Może nie o to w ogóle chodzi. Zaczęłam pracę, wynajęłam mieszkanie w innym mieście, nikt mnie tu nie zna. Mówię, że jestem samotną mamą. Nikt nie pyta, gdzie ojciec dziecka. Czasami jednak śnię o tym domu. O cichych korytarzach, zapachu kawy, ciepłych dłoniach Andrzeja błądzących po moim ciele w ciemnościach... A potem się budzę i patrzę na mojego syna, który śpi obok.
Klaudia, 26 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż nigdy nie kiwnął w domu palcem, bo to rola kobiety. Przestałam więc udawać, że taka praca jest darmowa”
- „Na widok ojca robi mi się niedobrze. Mam gdzieś, że rodziców ma się tylko jednych, po tym co zrobił, nie chcę go znać”
- „Gdy z kieszeni wypadły mu lśniące kasztany, już czułam, co jest grane. Stary grzyb przygruchał sobie młodą jesieniarę”