„Teść traktował mnie jak śmiecia i upokarzał na każdym kroku. Dla niego mąż i ojciec ma zachowywać się jak zimny macho”
„Zebrała się cała rodzina. Usiadłem do stołu, podałem rękę teściowi i... nie miałem szans. Po trzech sekundach moja ręka była na stole, a jego głos niósł się po salonie: – Wiedziałem. Niby budowlaniec, a ręka jak z waty. Wszyscy się śmiali”.

- Redakcja
Zawsze myślałem, że jak będę miał rodzinę, to dam sobie radę ze wszystkim. Że dom może nie będzie wielki, ale będzie spokojny. Że nie musi być luksusów, ale ważne, żebyśmy byli razem. Pracuję na budowie – uczciwa robota, co prawda nie na umowie marzeń, ale pozwala przeżyć. Magda, moja żona, pracuje w przedszkolu. Mamy trzyletniego syna, Frania. Wynajmujemy dwupokojowe mieszkanie. Nie narzekam. Czasem tylko... czasem coś mi przeszkadza.
Boli mnie, że dla Wiktora, ojca Magdy, nigdy nie będę dość dobry. Od początku naszej znajomości dawał mi do zrozumienia, że nie spełniam jego oczekiwań. Wiktor to stary wojskowy, typ macho. Twardy, zasadniczy, wiecznie oceniający. Nie mówi tego wprost, nie musi. Wystarczy, że spojrzy tym swoim chłodnym wzrokiem i mruknie pod nosem: „Jak ty chcesz prowadzić rodzinę, jak sam się jeszcze nie ogarniasz?”. A potem rzuci coś w stylu: „W moich czasach to chłop nie jęczał, tylko działał”.
Zawsze miał dla mnie tylko jedną minę – patrzącą tą z góry. Wiem, że dla Magdy ważne są relacje z ojcem. Dlatego milczę. Nie mówię jej wszystkiego. Nie opowiadam, jak teść daje mi „złote rady”, jak komentuje, że mam ręce jak z waty, jak mówi, że prawdziwy facet powinien mieć własny dom, a nie wynajmować klitkę. „Zabrałbyś się za robotę po godzinach, zamiast siedzieć na kanapie” – to jego klasyk. Magda tego nie słyszy. A ja... ja udaję, że mnie to nie rusza. Ale rusza. I to cholernie mocno.
Teść wziął mnie na „męską rozmowę”
Po obiedzie u teścia kobiety zebrały się w kuchni – Magda z mamą zmywały naczynia, a Franio ganiał po salonie z nowym samochodzikiem. Ja chciałem już iść, bo czułem, że zaraz znowu zacznie się to samo. Ale nie – teść klepnął mnie w ramię i rzucił:
– Chodź, Paweł, na balkon. Pogadamy jak faceci.
Nie palę, ale poszedłem. Bo jak nie pójdę, to zaraz będzie, że „nie masz odwagi na męską rozmowę”.
Stanęliśmy na balkonie. Teść zapalił, zmrużył oczy i spojrzał na mnie, jakbym był chłopcem, który właśnie przyszedł do ojca swojej dziewczyny i ma prosić o jej rękę.
– Ty to jesteś taki... miły – zaczął, a ja już wiedziałem, że miły w jego ustach to nie komplement. – Ale miły to nie to samo co męski, rozumiesz?
– Pracuję, staram się, utrzymuję rodzinę – odpowiedziałem spokojnie.
– Utrzymujesz? Na wynajmie? Magda więcej do lodówki wkłada niż ty.
Zacisnąłem zęby. Nie chciałem się kłócić.
– Masz w ogóle siłę w tych rękach? Chodź, siłujemy się – powiedział nagle, jakby to miało coś udowodnić. – No dawaj, pokaż, że masz jaja.
Zanim zdążyłem odmówić, już krzyczał do środka:
– Magda! Chodźcie zobaczyć, jak twój mąż próbuje pokazać, że jest facetem!
Zebrała się cała rodzina. Siadłem do stołu, podałem rękę teściowi i... nie miałem szans. Po trzech sekundach moja ręka była na stole, a jego głos niósł się po salonie:
– Wiedziałem. Niby budowlaniec, a ręka jak z waty.
Wszyscy się śmiali. Ja też – z zaciśniętymi ustami. A w środku czułem się jak śmieć.
Żona dołożyła swoje 3 grosze
Wieczorem siedzieliśmy z żoną w salonie. Franio już spał, telewizor cicho brzęczał, ale ja patrzyłem tylko w podłogę. Magda spojrzała na mnie.
– Co się z tobą dzieje? Od taty wróciłeś, jakbyś dostał w pysk.
Milczałem chwilę. Ale nie dało się już dusić tego w sobie.
– Twój ojciec traktuje mnie jak śmiecia – powiedziałem cicho.
– Znowu ci coś powiedział? – zapytała znużonym głosem.
– Nie tylko powiedział. Sama widziałaś. Upokorzył mnie przy wszystkich. Kazał się siłować na rękę. Jakbym był jego żołnierzem do musztry. A potem, jak przegrałem... „ręka z waty”, „gdzie ty masz jaja”. I śmiech. Twój, jego, twojej matki. Nawet Franio się uśmiechnął, bo nie wiedział, o co chodzi.
Magda zamilkła. Przez chwilę wyglądała, jakby miała coś powiedzieć, ale tylko wzruszyła ramionami.
– Paweł, on po prostu taki jest. Zawsze był. Mówi, co myśli. Trochę przesadza, ale...
– Ale co?! – wybuchnąłem. – Ja mu nigdy nie ubliżyłem. Nigdy nie okazałem braku szacunku. A on mnie regularnie gnoi. I ty nic z tym nie robisz.
– Może gdybyś się nie użalał nad sobą, to by cię inaczej traktował – rzuciła nagle, a ja poczułem, jakby coś mnie uderzyło w żołądek.
– Użalał? Ty myślisz, że to było śmieszne? To było upokorzenie! Ale skoro to twój ojciec, to wszystko mu wolno, co?
Magda milczała. A ja wstałem i wyszedłem do kuchni, bo czułem, że za chwilę powiem coś, czego już się nie da cofnąć.
Jednak mnie broniła
Dwa dni później pojechaliśmy z Franiem do teścia. Magda powiedziała, że mama potrzebuje pomocy z czymś w ogrodzie, a ja – mimo że nie chciałem – pojechałem. Dla świętego spokoju. Dla Frania.
Zostaliśmy na noc. Wieczorem poszedłem po telefon, który ładował się w przedpokoju. Kiedy mijałem kuchnię, usłyszałem ich głosy. Drzwi były lekko uchylone.
– On się nie nadaje – mówił teść. – Ty zawsze miałaś za miękkie serce. Bierzesz na siebie cudze błędy, jakby to były twoje.
– To mój mąż – odparła Magda cicho. – I nie pozwolę ci go ciągle traktować jak chłopca do bicia. Może nie jest taki jak ty, ale to nie znaczy, że jest gorszy.
Zamarłem. Stałem w ciemnym korytarzu, z zaciśniętą pięścią. Serce biło mi jak szalone.
– Magda, ty potrzebujesz faceta z charakterem, nie mięczaka, który da się złamać jednym spojrzeniem.
– Może ty potrzebujesz, żeby ludzie się ciebie bali. Ale ja nie chcę żyć w ciągłym napięciu. Paweł mnie nie krzywdzi. Nie musi nikogo dominować, żeby być mężczyzną.
Wtedy wszedłem do kuchni. Oboje zamilkli. Magda pobladła, teść tylko spojrzał chłodno.
– Możecie chociaż raz mówić o mnie tak, żebym nie musiał stać za drzwiami? – powiedziałem cicho. – Chcę jednego. Szacunku. I to nie jest wygórowane żądanie.
Teść wstał bez słowa i wyszedł. Magda została. Spojrzała na mnie – pierwszy raz od dawna z czułością.
Nie dało mu się nic przegadać
Złapałem go następnego ranka, gdy wyszedł z domu do garażu. Wiedziałem, że to jedyny moment, kiedy mogę z nim pogadać bez świadków.
– Powinniśmy pogadać – powiedziałem spokojnie, stając w drzwiach.
Teść spojrzał na mnie znad kubka z kawą. Westchnął ciężko.
– No to mów.
Zebrałem się w sobie.
– Nie wiem, co ci we mnie tak przeszkadza. Może to, że nie jestem taki jak ty. Nie krzyczę, nie stawiam się, nie muszę każdemu udowadniać, że mam rację. Ale kocham Magdę. I naszego syna. I nie chcę, żeby ten dom był miejscem, gdzie czuję się jak intruz.
Teść długo milczał. W końcu odsunął kubek.
– Nie chodzi o to, że cię nie lubię. Po prostu... nie jesteś mną. A Magda, choć o tym nie wie, zasługuje na silnego faceta. Takiego, który poprowadzi rodzinę. Ty... ty wszystko bierzesz zbyt do siebie.
– Może dlatego, że jestem człowiekiem, a nie maszyną – odparłem, czując, jak coś mnie ściska w gardle. – I może na tym polega bycie silnym – że się czuje. I nie wstydzi się tego.
Wiktor tylko pokręcił głową i wstał.
– Nie zmienimy siebie, Paweł. Ty masz swoją wizję bycia mężczyzną, ja swoją. Ale nie licz na to, że ci przyklasnę.
Zostawił mnie w garażu samego. Wtedy dotarło do mnie, że mogę próbować do skutku, ale on nigdy mnie nie zaakceptuje.
Syna nie pozwolę skrzywdzić
Wróciliśmy do domu wieczorem. Magda była zamyślona, ale nie powiedziała ani słowa o rozmowie z ojcem. Nie pytała też o moją. Może wiedziała, że i tak nie przyniosła niczego dobrego.
Położyłem Frania spać. Patrzyłem, jak zasypia – taki mały, a już w nim tyle życia. Usiadłem obok na łóżku i pogłaskałem go po włosach.
– Franio... – wyszeptałem. – Wiesz, ja nie jestem superbohaterem. Nie mam domu z ogrodem, nie mam drogiego auta. Ale mam ciebie. I twoją mamę. I chcę być dla was kimś, kto nigdy nie zawiedzie.
Mały przez sen chwycił moją dłoń. Uśmiechnął się lekko, nie budząc się. Poczułem, jak coś mi mięknie w środku.
– Nie pozwolę, żeby ktoś cię kiedyś złamał tak, jak mnie próbują. Nie będziesz musiał udowadniać, że jesteś „facetem”. Wystarczy, że będziesz sobą. A ja... ja będę cię kochał nawet wtedy, kiedy cały świat się od ciebie odwróci.
Łzy popłynęły mi po policzkach. Ale tym razem nie było w nich wstydu. Była ulga. Że mogę być inny niż mój teść. Że to ja wybieram, jakim ojcem chcę być.
Zgasiłem lampkę, jeszcze raz spojrzałem na syna i wyszedłem z pokoju. Cicho zamknąłem drzwi, niosąc w sercu ciężar... i coś jeszcze. Nadzieję.
Nie muszę nic udowadniać
Minęło kilka dni. Teść nie dzwonił. Magda też nie zaczynała rozmów o tym, co się wydarzyło. Jakby wszyscy postanowili milczeć. Tylko we mnie coś wciąż żyło – złość, smutek, zmęczenie.
Wieczorem siedziałem sam na balkonie. Patrzyłem na światła miasta i myślałem, co dalej. Nie było we mnie zwycięzcy. Ale nie czułem się też przegranym. Po raz pierwszy od dawna miałem poczucie, że zrobiłem coś w zgodzie ze sobą. Nie chciałem walczyć o uznanie Wiktora, nie za wszelką cenę. Jeśli nie potrafił zobaczyć, kim jestem, to jego strata. Ja miałem swoją rodzinę. Mój syn wiedział, że może mi ufać. Moja żona... No właśnie.
Magda usiadła obok mnie. Długo milczeliśmy, zanim powiedziała:
– Nie wiem, czy to się kiedyś ułoży.
– Też nie wiem – odpowiedziałem.
– Ale wiem jedno. Ty jesteś inny niż mój ojciec. I to dobrze.
Spojrzałem na nią. Po raz pierwszy od dawna w jej oczach zobaczyłem coś więcej niż rozczarowanie. Zobaczyłem współczucie. I może... nowy początek.
Nie wiem, czy się pogodziliśmy. Nie wiem, czy z teściem kiedykolwiek zbudujemy coś więcej niż chłodny dystans. Ale wiem, że już nie chcę nikomu niczego udowadniać. Bo jestem, kim jestem. I właśnie to wystarczy.
Paweł, 35 lat
Czytaj także:
- „W końcu z sukcesem wygrzebałem się spod pantofla żony. Kto by pomyślał, że wystarczyło posłuchać złotych rad teścia”
- „Żona wyśmiewała moje marzenia i plany. Musiałem w końcu zdecydować, czy zostaję pod pantoflem, czy żyję naprawdę”
- „W nowej pracy mnie nie szanowali, bo byłam zbyt młoda i ładna. Już przy pierwszym projekcie musieli zmienić zdanie”