Reklama

W mojej rodzinie od zawsze wszystko miało swoje miejsce – i nie mam tu na myśli półki na przyprawy czy wazonu z suszonymi różami. Chodzi mi o to, kto, co, z kim i kiedy. Mąż był od zarabiania, teściowa od kontrolowania, ja od sprzątania i gotowania, a teść... no cóż, on był od siedzenia w fotelu i wygłaszania uwag na temat aktualnych wydarzeń i naszego „babskiego bełkotu”, jak to mawiał.

A jednak, kiedy spojrzę na tamten wieczór z dystansu, trudno mi dziś uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. Że nie wymyśliłam sobie tych czerwonych paznokci, pary w okularach przeciwsłonecznych po zmroku i stukotu obcasów, który rozbrzmiewał na pustym parkingu niczym werble zapowiadające katastrofę.

„Spacery” dla zdrowia

– Mamo, zrobiłam ci herbatę z melisą – powiedziałam, stawiając filiżankę na stole. – Z cukrem, jak lubisz.

– O, kochanie, nie trzeba było – teściowa uśmiechnęła się ciepło, choć podkrążone oczy mówiły swoje. – Ja już tylko Bogu się powierzam. Wczoraj pół godziny klęczałam przed obrazem świętego Judy. To patron spraw beznadziejnych, a przecież zdrowie naszego Henryka to teraz... no właśnie...

Spojrzałam na nią uważnie. Henryk, czyli mój teść, właśnie wrócił ze „spaceru” i poszedł do garażu. Oczywiście „spacery” miał regularne – punkt siedemnasta. Mówił, że dla serca. No, chyba że chodziło o serce, ale nie jego.

Tato był dzisiaj na spacerze? – zapytałam niby mimochodem, zerkając przez okno.

– Tak, oczywiście – potaknęła teściowa. – Wyszedł jak zawsze. On to przynajmniej dba o siebie, nie to co twój Marek. Tyle pracy w biurze... – westchnęła.

– No tak... dba – wymruczałam, ukrywając zniecierpliwienie. – A długo go nie było?

– Nie zwracałam uwagi, kochanie, byłam w kościele. W intencji całej rodziny. Jakie to szczęście, że jesteśmy tacy zgodni. Nikt nikomu nie wadzi, wszyscy uczciwi... – mówiła dalej z błogością w głosie, a ja czułam, że mam ochotę walnąć się głową w stół.

Właśnie wtedy przez okno mignął mi srebrny samochód teścia, który powoli wtaczał się na podjazd. Zamiast wysiąść od razu, siedział w środku dłużej niż zwykle. A potem… zobaczyłam, jak z tylnego siedzenia wychodzi jakaś kobieta. W czerwonych szpilkach.

– Tato... – szepnęłam pod nosem. – A niech cię diabli.

„Henryk to samotnik”

– Oliwka, przynieś mi proszę moje okulary z przedpokoju – poprosiła teściowa, nie odrywając wzroku od różańca.

– Jasne, mamo – odpowiedziałam.

Zamiast od razu pójść po okulary, zerknęłam przez firankę. Samochód stał już pusty, a po tajemniczej kobiecie nie było śladu. Tato zniknął gdzieś między garażem a drzwiami bocznymi. Zacisnęłam zęby. Wzięłam okulary i podałam teściowej, która w tym czasie nuciła coś pod nosem. Coś o przebaczeniu. Cóż za ironia.

– Mamo, a tato mówił ci może, z kim chodzi na te spacery? – zapytałam z pozorną ciekawością.

– Z nikim, kochanie. Henryk to samotnik. Mówi, że potrzebuje ciszy i skupienia. A dlaczego pytasz?

– Tak tylko... bo dziś widziałam, że ktoś z nim był. Kobieta. Może znajoma?

Teściowa uniosła brew i zmarszczyła czoło.

– Jaka kobieta? – zapytała powoli. – Ty coś sugerujesz?

– Nie, mamo... Po prostu... wysiadała z jego auta. Taka... bardzo elegancka. W szpilkach.

Zapanowała cisza. Teściowa odłożyła różaniec.

– Szpilki? – powtórzyła. – Henryk nie znosi kobiet w szpilkach. Zawsze mówił, że to niepraktyczne. Pewnie źle widziałaś.

Właśnie wtedy usłyszałyśmy trzask drzwi. Teść wszedł do kuchni z niewinną miną.

– Dzień dobry, dziewczyny! Coś pachnie? Herbatka się parzy?

Spojrzałam na jego rumianą twarz i rozpiętą kurtkę. I wtedy zobaczyłam – na kołnierzu miał długi blond włos.

– Tato, coś ci się chyba przykleiło – powiedziałam lodowato, wskazując na włos.

– A, pewnie z fotela w samochodzie – mruknął. – Jeździłem dzisiaj… do wulkanizatora.

– No tak. Z blond sekretarką w czerwonych szpilkach? – pomyślałam, ale nic nie powiedziałam. Jeszcze nie.

Jak wróci ze spaceru, będzie miał niespodziankę

– Oliwka, pomóż mi wyjąć ciasto z piekarnika – poprosiła teściowa. – Dla Henryka zrobiłam jego ulubiony jabłecznik. Jak wróci ze spaceru, będzie miał niespodziankę.

– Mamo, on już wrócił – powiedziałam, otwierając drzwiczki piekarnika. – Siedzi w garażu od piętnastu minut.

– Co? To czemu nie wszedł? – zdziwiła się, wycierając ręce o fartuch. – Może coś naprawia?

Westchnęłam i postawiłam ciasto na blacie. Czułam w sobie buzujące napięcie, które narastało z każdą minutą.

– Mamo, ja muszę z tobą szczerze porozmawiać – powiedziałam nagle.

– Co się dzieje, Oliwko?

– Nie wiem, jak to powiedzieć… Ale tato nie jeździ sam na te spacery. I to nie była przypadkowa kobieta. Widziałam ich już wcześniej. Dwa razy. Raz całowali się w samochodzie.

Teściowa zamarła. Stała bez ruchu, patrząc gdzieś ponad moim ramieniem.

– Kiedy? – zapytała cicho.

– We wtorek i dzisiaj. Oboje siedzieli z tyłu, zaparkowani za sklepem spożywczym.

– Może... może tylko się spotykają… to jakaś stara znajoma? – próbowała się bronić, ale jej głos już drżał.

W tym momencie drzwi kuchenne skrzypnęły. Teść wszedł do środka z kluczykami w dłoni i zaczął rozpinanie kurtki.

– Coś się tu święci? – zażartował. – Wyglądacie, jakbyście ducha zobaczyły.

– Tato – odezwałam się stanowczo – z kim się dziś widziałeś?

Teść spojrzał na mnie zaskoczony, potem przeniósł wzrok na żonę. Na twarzy pojawił mu się uśmiech, taki, który nie sięga oczu.

– A co to za przesłuchanie? Co się nagle dzieje w tej kuchni?

– Też chciałabym to wiedzieć – powiedziała teściowa. – Prawda, Henryku?

Kim jest ta kobieta?

Teść stanął jak wryty. Na sekundę zamarł, jakby rozważał, czy uciec, czy się wyprzeć.

– No dobrze, o co chodzi konkretnie? – rzucił w końcu, udając rozbawienie. – Bo nie wiem, czy to jeszcze herbatka, czy już sąd kapturowy.

– Tato, powiedz mi tylko jedno – spojrzałam mu prosto w oczy. – Kim jest kobieta, która dziś wysiadła z twojego samochodu?

Co za kobieta? – wzruszył ramionami. – Chyba ci się coś pomyliło.

– Mam oczy, tato. Wysiadła z tylnego siedzenia. Miała czerwone szpilki i blond włosy. Może mam ci to narysować?

Teściowa siedziała bez słowa, z dłońmi splecionymi na kolanach. Patrzyła na męża w sposób, który widziałam tylko raz – gdy lekarz powiedział jej, że wynik badań Marka „może sugerować coś poważniejszego”.

– Henryku... – odezwała się nagle, cicho, ale stanowczo. – To prawda?

– Dajcie spokój – warknął, nagle tracąc humor. – Jakaś kobieta, zabrałem ją po drodze, bo miała awarię auta. Po prostu uprzejmość, nic więcej.

– Tylko że ona wysiadała z tyłu. A ty miałeś rozpiętą koszulę i szminkę na szyi – powiedziałam ostro.

Zapadła cisza. Teściowa podniosła się powoli z krzesła.

– Więc dlatego nie chciałeś, żebym jeździła z tobą do sklepu. I dlatego zawsze wracałeś z „bólem kręgosłupa”. Od parkowania, tak? – jej głos drżał.

– Naprawdę nie rozumiem, po co te insynuacje – burknął teść. – I ty, Oliwka, nie wtrącaj się w nieswoje sprawy.

– To już niestety nasze sprawy, tato – odpowiedziałam. – Bo mama nie zasługuje na to, żebyś robił z niej idiotkę.

Wolność czy zdrada?

– Oliwka, proszę, zostaw nas samych – powiedziała teściowa cicho, ale z taką siłą, że aż cofnęłam się o krok.

Spojrzałam na nią pytająco. Jej twarz była blada, ale wzrok zdeterminowany. Kiwnęłam głową i wyszłam do salonu, zostawiając uchylone drzwi. Może nie było to eleganckie, ale po prostu musiałam wiedzieć.

– Henryku – zaczęła teściowa – nie jestem głupia. Coś czułam od dawna. Tylko łudziłam się, że się mylę. Ale już nie muszę się oszukiwać, prawda?

– Nie wiem, o co ci chodzi, Marianno. Robicie z igły widły – burknął. – Dziewczyna miała problem, podwiozłem ją. Tyle.

– To teraz powiedz mi, czy „podwiozłeś” ją też wtedy, gdy przyniosłam ci obiad do garażu, a ty się dziwnie zachowywałeś? Albo wtedy, kiedy wróciłeś z „rekolekcji” z folderami z hotelu w Busku?

– Miałem prawo gdzieś pojechać – uniósł głos. – Po tylu latach zasłużyłem na trochę wolności.

– Wolność, Henryku, to nie to samo co zdrada. A ja przez cały ten czas modliłam się za twoje zdrowie, trzymałam ci dietę, wcierałam ci maści na kolana... A ty w tym czasie... – zacięła się.

– Nie dramatyzuj. Życie to nie telenowela – syknął.

– Nie. To coś dużo gorszego. Bo w telenoweli chociaż na końcu winny żałuje – odpowiedziała i wyszła z kuchni.

Weszła do salonu, podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu.

– Oliwka, wiesz co? Może jutro wybiorę się z tobą do tej nowej siłowni. Tej, co ją polecałaś. Czas przestać się za niego modlić. Trzeba zacząć modlić się za siebie.

Nowa teściowa

Wieczorem usiadłyśmy razem w salonie. Teściowa – z kubkiem melisy, ja – z winem, które trzymałam na specjalne okazje. Cóż, ta z pewnością się kwalifikowała.

– Wiesz, Oliwko – powiedziała, wpatrując się w płomień świecy – przez tyle lat wydawało mi się, że miłość to znosić. Czekać. Przebaczać. Ale może miłość to też wiedzieć, kiedy przestać się oszukiwać.

– Mamo, ty jesteś silniejsza, niż myślisz – powiedziałam szczerze. – Ja bym się w życiu nie modliła za faceta, który całuje się z blondyną w passacie.

Teściowa uśmiechnęła się krzywo.

– A ja się modliłam nawet wtedy, gdy wiedziałam, że coś jest nie tak. Bo co innego mogłam zrobić? Kobiety z mojego pokolenia nie miały wielu opcji. Ale teraz... teraz chcę być inna.

– I dobrze. Czas najwyższy, żeby tato zobaczył, kogo stracił.

W tym momencie wszedł teść. Ubrany w piżamę, z gazetą pod pachą, udawał, że nic się nie stało.

– Idziecie spać? – rzucił obojętnie. – Jutro mam wcześnie do lekarza.

Sam sobie tam pójdziesz – odpowiedziała teściowa, nie odwracając wzroku od płomienia. – I nie licz, że ci upiorę koszulę. Masz dwie ręce, poradzisz sobie.

Teść spojrzał na nią zdumiony, ale nic nie powiedział. Po raz pierwszy, odkąd go znałam, nie miał gotowej riposty. A ja? Wstałam, dolałam mamie herbaty i położyłam rękę na jej dłoni.

– Mamo. Jutro po siłowni pójdziemy na lody. A potem... potem to już tylko z górki.

– Z górki, Oliwko. Nareszcie.

Oliwia, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama