Reklama

Kiedy Piotr oświadczył mi się na klifie w Sopocie, z szampanem i pierścionkiem ukrytym w muszli, wydawało mi się, że wygrałam los na loterii. Nasze życie w wynajętym, ale przytulnym mieszkaniu miało być początkiem pięknej przyszłości. Szybko jednak przekonałam się, że razem z Piotrem wprowadziła się do naszego związku jeszcze jedna osoba – jego matka.

Reklama

Halina zawsze była na pierwszym planie. Perfekcjonistka, która z uśmiechem potrafiła krytykować wszystko: od wybranej przeze mnie zasłony w salonie po sposób krojenia warzyw do zupy. Ale nie narzekałam, bo przecież chciała dobrze. Tak przynajmniej mówił Piotr.

Ostatnio jednak coś mnie zaniepokoiło. Przestawione poduszki na kanapie, inne ustawienie filiżanek w szafce, a nawet świeżo umyta podłoga – mimo że na pewno jej nie myłam. Bagatelizowałam to, bo przecież czasem sama zapominałam, co robiłam w pośpiechu. Ale pewnego dnia zauważyłam, że zapasowy klucz do mieszkania, który zawsze leżał w szufladzie, zniknął...

Spojrzał na mnie, jakbym oszalała

– Kochanie, musimy porozmawiać – powiedziałam, siadając obok męża na kanapie. Było późno, ale musiałam z nim omówić to, co od kilku dni nie dawało mi spokoju.

– O czym tym razem? – Piotr westchnął. Był zmęczony i chyba nie miał ochoty na rozmowy, ale to nie mogło poczekać.

Masz czasem wrażenie, że ktoś grzebie w naszych rzeczach? – zapytałam ostrożnie.

Piotr spojrzał na mnie zdezorientowany.

– Co? Co masz na myśli?

– Wiesz… Poduszki na kanapie leżą inaczej, filiżanki w szafce są inaczej ustawione. To nie ja je przestawiam. Czy twoja mama...

– Daj spokój – przerwał mi z irytacją. – Mama? Naprawdę? Moja mama nie ma czasu na takie rzeczy, a nawet gdyby miała, to po co miałaby się fatygować?

– Nie wiem, ale to dziwne. I... klucz z szuflady zniknął.

Piotr odłożył pilot i spojrzał na mnie, jakbym oszalała.

– Może sama go gdzieś przełożyłaś? Albo po prostu wypadł. Nie doszukuj się teorii spiskowych. Mama chce nam tylko pomóc i nigdy nie zrobiłaby nic za naszymi plecami.

– A jeśli to jednak prawda? – zapytałam z desperacją. – Może warto byłoby zapytać ją wprost?

– Przestań. Robisz z igły widły – skwitował.

Czułam, że się poddaję, ale coś w środku mówiło mi, że nie mogę tego tak zostawić.

Teściowa uśmiechnęła się gorzko

Stałam przed drzwiami teściowej, trzymając w rękach ciasto. Czułam, że muszę dowiedzieć się prawdy. Zatrzymałam się na chwilę, by nabrać odwagi, a potem nacisnęłam dzwonek.

– Gosiu! Co za niespodzianka! – Teściowa otworzyła drzwi, ubrana w elegancki fartuch. W rękach trzymała wilgotną ścierkę, co od razu wywołało we mnie dziwne skojarzenie.

– Możemy porozmawiać? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał neutralnie.

W środku domu pachniało świeżo upieczonym chlebem. Usiadłyśmy w salonie, a teściowa, z pozorną troską, zapytała:

– Coś się stało?

Mamo, czy byłaś u nas w mieszkaniu pod naszą nieobecność? – wypaliłam, zanim zdążyłam się zastanowić nad delikatniejszym sposobem.

Teściowa zamarła na moment, po czym jej twarz rozpromienił uśmiech.

– Ależ kochanie, dlaczego pytasz?

– Ostatnio coś mnie niepokoi. Przestawione rzeczy, brak klucza… – Kontrolowałam ton głosu, ale widziałam, jak teściowa delikatnie odwraca wzrok.

– Ach, skarbie, nie chciałam cię denerwować. Tylko czasem... no wiesz, pomagam wam! Sprzątam, trochę układam. Piotruś ma tyle pracy, a ty na pewno jesteś zmęczona.

– Ale to moje mieszkanie – powiedziałam stanowczo. – Nie możesz wchodzić tam bez mojej zgody!

Na jej twarzy pojawił się chłód.

Robię to dla waszego dobra.

– Oddaj mi klucz – zażądałam.

Teściowa uśmiechnęła się gorzko.

– Nie zamierzam.

Nie mogłam dłużej tego czytać

Przez kilka dni próbowałam wyprzeć z głowy ostatnią rozmowę z teściową, ale nie mogłam. Myśl o tym, że była w naszym mieszkaniu bez mojej wiedzy, odbierała mi spokój. Wtedy przypomniałam sobie, że Halina wspominała kiedyś o tym, jak bardzo denerwuje ją bałagan w kuchennych szafkach. Postanowiłam to sprawdzić.

Zaczęłam od szafek w kuchni. Przeglądałam półki, wyciągałam kolejne pojemniki i pudełka, aż natknęłam się na coś, co wywołało we mnie falę gniewu. W jednym z pudełek leżał stary zeszyt. Na okładce widniał napis: „Domowe obserwacje”. Otworzyłam go, a moje ręce zaczęły drżeć. Pierwszy wpis: „15 marca. Gosia znowu źle ustawiła garnki. Zupełny brak organizacji”. Kolejny: „Kurz pod kanapą. Niewybaczalne niedbalstwo”. Strona za stroną teściowa dokumentowała moje „uchybienia”. Każdy wpis był jak mały cios – drobne uwagi, które razem układały się w obraz mojej porażki jako żony i gospodyni. Nie mogłam dłużej tego czytać. Zeszyt upadł mi na podłogę, a ja usiadłam ciężko przy stole, wpatrując się w niego. To nie była troska. To była inwigilacja.

Wieczorem mąż zastał mnie w kuchni. Trzymałam zeszyt w dłoni, gotowa na rozmowę.

– Czy wiesz, co twoja mama robi w naszym mieszkaniu? – zapytałam, a mój głos był pełen gniewu i żalu.

– Co znowu? – westchnął zmęczony.

Podałam mu zeszyt bez słowa. Piotr czytał w milczeniu, a jego wyraz twarzy zmieniał się każdą sekundą.

– Nie mogę uwierzyć... – zaczął, ale weszłam mu w pół słowa.

– I co zamierzasz z tym zrobić? – zapytałam, nie kryjąc złości.

„Piotruś zasługuje na więcej”

Nie spałam całą noc. Piotr przeczytał dziennik dwa razy. Widziałam, że jest rozdarty. Chciał bronić matki, ale treść zeszytu była niepodważalna.

– Może to tylko… głupi pomysł? Niefortunny żart? – zapytał niepewnie. – Może ona nie chciała…

– Nie chciała? – przerwałam, czując, jak gniew wraca z pełną mocą. – Każde zdanie w tym zeszycie to ocena mojego życia. Twoja matka nie tylko wchodzi do naszego mieszkania bez pozwolenia, ale śledzi każdy mój ruch i krytykuje mnie za wszystko!

Piotr spuścił wzrok.

– Porozmawiam z nią.

– Nie, to ja z nią porozmawiam.

Następnego dnia stanęłam przed drzwiami teściowej z zeszytem w dłoni. Otworzyła z promiennym uśmiechem, ale kiedy zobaczyła moją twarz i dziennik w rękach, uśmiech zgasł.

– Czy możesz mi to wyjaśnić? – zapytałam chłodno, podając jej zeszyt.

Przejrzała kilka stron, a potem spojrzała na mnie z wymuszonym spokojem.

– Gosiu, to… notatki dla mnie samej. Chciałam tylko pomóc.

– Pomóc? Pisząc, że nie potrafię utrzymać domu w porządku? Że „Piotruś zasługuje na więcej”? – głos mi się załamał. – To nie pomoc. To kontrolowanie mojego, naszego życia.

Teściowa tylko wzruszyła ramionami.

Piotrek to mój syn i mam prawo dbać o jego szczęście.

– A co z moim szczęściem? – zapytałam, próbując opanować drżący głos. – To moje życie. Mój dom. Nie masz do tego prawa.

– Myślę, że przesadzasz – odparła zimno. – Nie widzisz, jak wiele robię dla waszego dobra.

– Oddaj mi klucz – zażądałam.

Halina spojrzała na mnie wyzywająco.

– Nie oddam. Kto wtedy o was zadba? Ty?

– Tak. Nie potrzebuję twojej pomocy – powiedziałam stanowczo.

W końcu teściowa z teatralnym westchnieniem wyciągnęła klucz z szuflady w kuchni i rzuciła mi go na stół.

– Rób, co chcesz. Ale jeszcze kiedyś docenisz, ile dla was zrobiłam – rzuciła na odchodne.

Wróciłam do domu, czując zarówno ulgę, jak i niepokój. Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec.

Między młotem a kowadłem

Po naszej rozmowie teściowa przez kilka dni milczała. Nie odwiedzała nas, nie dzwoniła, nawet Piotr nie wspominał, że do niego pisała. Jednak nie czułam ulgi. W powietrzu wisiało napięcie, jakby cisza była tylko chwilowym zawieszeniem broni. Pewnego dnia Piotr wrócił z pracy i bez słowa usiadł obok mnie na kanapie. Przez chwilę wpatrywał się w ekran telewizora, jakby chciał uniknąć rozmowy. W końcu westchnął.

Mama chce, żebyśmy do niej wpadli na niedzielny obiad – powiedział, nie patrząc mi w oczy.

– Nie wiem, czy jestem gotowa, żeby z nią rozmawiać – odparłam. – Po tym, co się wydarzyło...

Piotr spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Może nie powinnaś tego tak rozdmuchiwać? Mama nie miała złych intencji.

– Złych intencji?! – przerwałam, czując, jak wzbiera we mnie gniew. – Weszła w nasze życie z buciorami. Czy ty tego nie widzisz?

– Widzę, ale... to wciąż moja mama – odpowiedział cicho. – A ja jestem między młotem a kowadłem.

– To może czas, żebyś w końcu postawił granice – powiedziałam chłodno.

Coś we mnie pękło. Zaczęłam pakować walizkę.

– Co ty robisz? – Piotr wszedł do pokoju zdezorientowany.

– Muszę wyjechać na kilka dni. Przemyśleć wszystko – odparłam, nawet na niego nie patrząc.

– Wyjechać? Ale dokąd? – zapytał zaniepokojony.

– Do siostry. Potrzebuję przestrzeni. Nie wiem, czy nasze małżeństwo ma sens, jeśli nie widzisz, jak bardzo twoja matka mnie rani – powiedziałam, zamykając walizkę.

Piotr złapał mnie za rękę.

– Nie dramatyzuj. Porozmawiam z mamą. Obiecuję. Zostań.

Spojrzałam na niego z bólem.

– Zawsze to mówisz, ale nigdy nic się nie zmienia.

Tej nocy pojechałam do siostry. W drodze nie mogłam powstrzymać łez.

Czułam niepewność

Wróciłam po dwóch dniach. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja, stojąc przed drzwiami naszego mieszkania, czułam niepewność. Gdy weszłam do środka, w salonie zastałam Piotra. Stał tam z kluczem w dłoni.

– Zabrałem go od mamy – powiedział cicho, widząc moje pytające spojrzenie. – I… zmieniłem zamki. Na wszelki wypadek.

Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Wymiana zamków była drobnym gestem, ale miała dla mnie ogromne znaczenie. Mąż podszedł do mnie powoli, jakby bał się, że każde słowo może mnie odepchnąć.

– Wiem, że zawaliłem. Powinienem był cię bronić od samego początku. Obiecuję, że od teraz będę po twojej stronie.

Spojrzałam na niego z mieszanką ulgi i nadziei. Może w końcu mieliśmy szansę zacząć od nowa, wreszcie bez cudzej ingerencji.

– Dziękuję – szepnęłam. I choć wiedziałam, że czeka nas jeszcze wiele trudnych rozmów, poczułam, że to pierwszy krok w dobrym kierunku.

Reklama

Gosia, 36 lat

Reklama
Reklama
Reklama