„Teściowa bez ustanku nawozi moje życie pretensjami. Jej nie podoba się nawet to jak kroję cebulę”
„Teściowa była mistrzynią manipulacji. Mateusz nie widział jej kąśliwych uwag, jej gierek. Widział tylko troskliwą matkę, którą jego żona bez powodu traktuje ozięble”.

- Redakcja
Nigdy nie sądziłam, że życie z teściową może być aż tak wyczerpujące. Zawsze wydawało mi się, że te wszystkie historie o apodyktycznych matkach mężów to mocno przesadzone anegdoty. Naiwnie wierzyłam, że jeśli będę miła i pomocna, nasza relacja ułoży się harmonijnie. Jak bardzo się myliłam! Dni mijały pod ciężarem jej nieustających uwag i pretensji, a ja czułam się jak intruz we własnym domu. To nie była już zwykła krytyka – to był metodyczny atak na wszystko, co robiłam i kim byłam. Każdego dnia zastanawiałam się, jak długo jeszcze wytrzymam.
Wszystko zaczęło się nagle
Już pierwszego dnia po naszym ślubie wiedziałam, że łatwo nie będzie. Miałam cichą nadzieję, że skoro z Mateuszem kupiliśmy mieszkanie, to uda nam się uniknąć życia pod jednym dachem z jego matką. Niestety, rzeczywistość szybko zweryfikowała moje plany. Teściowa, z pozornie niewinnym uśmiechem, oznajmiła:
– Kochani, skoro macie tyle miejsca, to na razie się do was wprowadzę. Tyle lat mieszkałam sama, że czas odpocząć od tej ciszy.
Mateusz nawet nie próbował się sprzeciwić. Ja też nie miałam odwagi zaprotestować. „To tylko na chwilę” – powtarzałam sobie, choć w głębi duszy czułam, że to nieprawda. Pierwszy tydzień był jeszcze znośny. Starałam się być miła. Codziennie przygotowywałam dla niej obiad, sprzątałam, pytałam, czy czegoś potrzebuje. Wydawało mi się, że jeśli pokażę jej, że może się u nas czuć jak w domu, to może nawet mnie polubi. Ale zamiast wdzięczności, spotykałam się z coraz bardziej kąśliwymi uwagami.
– Moja droga, chyba nigdy nie słyszałaś o soli, co? – powiedziała pierwszego dnia, zerkając na zupę. – Mateusz zawsze lubił dobrze doprawione jedzenie.
Kolejnego dnia, gdy tylko wstałam, zobaczyłam, że myje okna. Zdziwiona zapytałam:
– Mamo, przecież myłam je tydzień temu!
– Naprawdę? Bo wyglądały jakby od lat nikt ich nie ruszał – odpowiedziała z uśmiechem.
Wtedy po raz pierwszy poczułam, że to nie będzie tylko „na chwilę.”
Codziennie dawała mi popalić
Każdy dzień przynosił kolejne drobne złośliwości. Nie były to jawne ataki – teściowa działała subtelnie, z uśmiechem na twarzy, jakby robiła mi przysługę.
– Kochana, wiesz, że jak się kroi cebulę, to nie powinno się jej zgniatać nożem? Wtedy wszystko się rozłazi i wygląda niechlujnie – rzuciła pewnego dnia, patrząc, jak przygotowuję obiad.
Przy Mateuszu była jednak idealna. Nigdy nie powiedziała złego słowa, uśmiechała się do mnie, dziękowała za posiłki. Ale gdy tylko zostawałyśmy same, jej ton zmieniał się diametralnie.
– Naprawdę myślisz, że to odpowiednia sukienka na niedzielny obiad? – zapytała, patrząc na mnie krytycznie. – No ale jeśli Mateuszowi się podoba, to co ja tam wiem…
Najgorsze było to, że Mateusz nie widział problemu. Gdy próbowałam mu coś powiedzieć, tylko machał ręką.
– Oj, przestań. Mama się po prostu troszczy. Zresztą, przecież ona cię lubi!
To było najgorsze – bo właśnie tego nie mogłam mu udowodnić. Nie nagrywałam jej komentarzy, nie miałam świadków. Była mistrzynią w tym, co robiła – w sianiu wątpliwości, w umiejętnym sprawianiu, że czułam się niewystarczająco dobra. A ja coraz częściej czułam, że się duszę. Że we własnym domu muszę uważać na każdy gest, na każde słowo. I coraz bardziej zaczynałam się zastanawiać: jak długo jeszcze dam radę to znosić?
Walczyła ze mną o swoje miejsce
Z czasem zaczęłam zauważać, że teściowa nie tylko mnie krytykuje, ale wręcz próbuje podważyć moją pozycję w naszym małżeństwie. I robiła to w najgorszy możliwy sposób – powoli i metodycznie, tak by Mateusz nawet się nie zorientował.
– Synku, jak ty to znosisz? – westchnęła kiedyś teatralnie, kiedy tylko wszedł do kuchni. – Przecież ona nawet herbaty ci nie zrobi!
Stałam obok czajnika, właśnie nalewałam wrzątek do kubka, ale to nie miało znaczenia. Mateusz uśmiechnął się tylko i pocałował mnie w czoło.
– Oj, mamo, nie przesadzaj – rzucił lekko.
Ale widziałam, jak jej usta wyginają się w triumfalnym uśmiechu. Bo choć teraz się zaśmiał, to w jego głowie ziarenko zostało zasiane. Innym razem, gdy wróciłam z pracy, zastałam ich razem na kanapie, wpatrzonych w ekran telewizora.
– No i co ja miałam robić, synku? – mówiła teściowa, gładząc go po ramieniu. – Siedzieć cały dzień w brudzie? Wyprałam ci koszule, bo wyglądałeś jakbyś z pola wrócił.
– Mamo, przecież Karolina to robi – zaśmiał się, ale widziałam, że nie jest mu do śmiechu.
A ja zacisnęłam pięści. Bo już wiedziałam, że jeśli nic z tym nie zrobię, to któregoś dnia Mateusz rzeczywiście zacznie myśleć, że jestem złą żoną. Tylko co mogłam zrobić, jeśli on nie chciał widzieć problemu?
Nie mogłam na nią patrzeć
Zaczęłam unikać teściowej, ale w naszym własnym mieszkaniu nie było to łatwe. Gdy tylko zostawałyśmy same, znajdowała sposób, by zatruć mi dzień.
– Karolinko, wiem, że się starasz, ale widzę, że niektóre rzeczy cię przerastają – powiedziała pewnego popołudnia, gdy zajmowałam się obiadem. – Może po prostu nie masz instynktu do prowadzenia domu? Nie każda kobieta go ma, to nic złego…
Zignorowałam ją, ale w środku aż się gotowałam. Gdy Mateusz wrócił, od razu usłyszał jej teatralne westchnienie.
– Wiesz, synku, nie chciałam nic mówić, ale twoja żona chyba się na mnie gniewa. Cały dzień mnie ignoruje, a ja tylko chciałam pomóc…
– Karola, naprawdę? – Mateusz spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami. – Mama chce dobrze, a ty się obrażasz?
Chciałam coś powiedzieć, wytłumaczyć, ale uświadomiłam sobie, że to bez sensu. Teściowa była mistrzynią manipulacji. Mateusz nie widział jej kąśliwych uwag, jej gierek. Widział tylko troskliwą matkę, którą jego żona bez powodu traktuje ozięble. Tego wieczoru, leżąc obok niego, patrzyłam w sufit i zastanawiałam się, czy jeszcze mamy szansę być szczęśliwi. Bo czułam, że jeśli coś się nie zmieni, to albo ja zwariuję, albo ona mnie całkowicie wyeliminuje z jego życia.
Nie mogłam już dłużej milczeć
Musiałam coś zrobić, zanim teściowa całkowicie przekręci rzeczywistość na swoją korzyść. Zaczęłam od rozmowy z Mateuszem.
– Kochanie, czy ty naprawdę nie widzisz, co się dzieje? – zapytałam, siadając obok niego na kanapie. – Twoja mama na każdym kroku mnie krytykuje. Wszystko, co robię, jest według niej złe.
Mateusz westchnął i potarł twarz dłońmi.
– Karola, po co ty się tak nakręcasz? Mama po prostu chce pomóc.
– Naprawdę? – prychnęłam. – Pomagałaby, nie robiąc z ciebie małego chłopca, którego trzeba ubierać i karmić. Myślisz, że jej chodzi o dobro? Nie, ona chce mnie zdyskredytować!
Zobaczyłam na jego twarzy cień wahania, ale zaraz pokręcił głową.
– Przesadzasz.
Tego się spodziewałam. Musiałam działać inaczej. Następnego dnia, gdy teściowa po raz kolejny zaczęła swoje uwagi, włączyłam dyktafon w telefonie. Nie miałam innego wyjścia.
– No i zobacz, znowu to zrobiłaś źle – powiedziała, patrząc na stół. – Nie wiem, jak Mateusz może to wytrzymać. Może po prostu nie nadajesz się na żonę?
Wieczorem odtworzyłam nagranie mężowi. Siedział przez dłuższą chwilę w milczeniu.
– Nie sądziłem… – zaczął cicho. – Nie wiedziałem, że ona tak się do ciebie odzywa.
Widziałam, że to dla niego trudne. Ale ja nie zamierzałam już dłużej czekać.
– Albo ona się wyprowadza, albo ja. Wybór należy do ciebie.
Będę panią w swoim domu
Mateusz długo milczał. Widziałam, jak wewnętrznie walczy ze sobą. Jego matka była dla niego autorytetem, a ja właśnie kazałam mu stanąć po którejś stronie.
– Karola… – westchnął w końcu. – Nie mogę jej tak po prostu wyrzucić.
– A ja mam dalej znosić jej docinki? – zapytałam ostro. – Mam udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy we własnym domu czuję się jak niepotrzebny dodatek?
Widziałam, że go to boli, ale nie zamierzałam go oszczędzać. Zbyt długo milczałam.
– To twoja matka, Mateusz, a ja jestem twoją żoną. Jeśli teraz nie pokażesz, że nasz związek jest dla ciebie priorytetem, to co dalej? Mam tak żyć do końca życia?
Nie odpowiedział. Zostawiłam go z tym i poszłam spać do drugiego pokoju. Następnego dnia, ku mojemu zdziwieniu, wrócił z pracy wcześniej. Teściowa krzątała się w kuchni, jakby nic się nie stało.
– Mamo, musimy porozmawiać – powiedział stanowczo.
– O czym, synku? – zapytała słodkim tonem.
– O tym, że to nie jest już twój dom. Czas wrócić do siebie.
Widziałam, jak zamarła. Nie spodziewała się tego. Ale Mateusz był nieugięty. Kilka dni później teściowa się wyprowadziła. Nie bez dramatów i pretensji, ale jednak. Gdy zamknęłam za nią drzwi, poczułam, jakby ktoś zdjął mi z piersi wielki głaz. Nie było idealnie. Mateusz długo czuł się winny, a ja musiałam odbudować w nim obraz tego, co naprawdę się wydarzyło. Ale przynajmniej odzyskałam swój dom. I swoje życie.
Karolina, 29 lat