„Teściowa chlapnęła 2 słowa za dużo i prawda o moim małżeństwie wyszła na jaw. Dzięki tej zołzie przejrzałam na oczy”
„Czuję smutek. Czasem wściekłość. Ale gdzieś między tymi uczuciami pojawiło się coś nowego – spokój. Wreszcie wiem, na czym stoję. Nie muszę się domyślać, nie muszę analizować jego gestów. Znam prawdę. I nawet jeśli ta prawda mnie boli, to daje też coś cennego – siłę”.

- Redakcja
Czasem czuję się jak tło we własnym życiu. Michał bywa czuły, ale częściej nieobecny. Milczy, gdy pytam, unika, gdy chcę bliskości. Jego matka od początku traktuje mnie chłodno, z dystansem, jakby nasz ślub był błędem, którego już nie da się naprawić. Dziś wieczorem znów idziemy do niej na kolację. Ola zostaje u mojej mamy, więc będziemy sami – ja, Michał i Halina. Niby zwykłe spotkanie, ale coś we mnie mówi, że po tym wieczorze już nic nie będzie jak dawniej. Czuję niepokój. I dziwną pewność.
Teściowa powiedziała dwa słowa za dużo
Siedzieliśmy już przy stole. Michał po mojej lewej, po prawej teściowa. Stół uginał się od jedzenia, jak zwykle – zupa krem z pora, pieczony schab z jabłkami, sałatki, ciasto. Idealny obrazek. Gdyby tylko w powietrzu nie wisiało napięcie. Halina była w formie – komentowała wszystko. Jak Ola ma krzywo przyciętą grzywkę, jak mój sos mało wyrazisty, jak Michał wygląda na zmęczonego. Przytakiwałam grzecznie, jak zawsze. Udawałam, że mnie to nie rusza.
– Michałku, pamiętasz, jak Kasia robiła te śledzie z cynamonem? – rzuciła znienacka Halina, zerkając na mnie kątem oka.
Michał zamarł na moment, ale nie odpowiedział. Uśmiechnął się krzywo i sięgnął po wino.
– A ty, Natalio, chyba nie przepadasz za rybami, prawda? – kontynuowała Halina, jakby mówiła o pogodzie.
– Lubię, ale… nie wszystkie – odparłam spokojnie, czując, jak zaciska mi się żołądek.
Wypiła łyk wina. Oparła się wygodnie o krzesło. Uśmiechnęła się bez cienia sympatii.
– A mógł mieć tak dobre życie...
Cisza. Michał nie zareagował. Moje serce waliło jak młotem. Odstawiłam widelec. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– Co pani chce przez to powiedzieć?
– Że jak już był zaręczony z Kasią, to mogli wziąć ślub. Była dla niego dobra. Ale pojawiłaś się ty.
Wbiła we mnie wzrok. Michał milczał. Czułam, jakby ktoś wbił mi nóż między żebra. Zaczęłam się bać, że to nie koniec.
Nie mogłam w to uwierzyć
Nie odzywałam się przez całą drogę powrotną. Michał też milczał. Siedział obok, z dłońmi na kierownicy, jakby to pomagało mu się trzymać rzeczywistości. W domu pierwsza zdjęłam buty i weszłam do kuchni. Nie zapalałam światła. Usiadłam przy stole, czekając, aż wreszcie się odezwie. Nic. Cisza. Jakby tamta kolacja się nie wydarzyła. Jakby słowa jego matki zniknęły z powietrza.
– Michał – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Dlaczego mi nie powiedziałeś, że byłeś zaręczony?
Stał w progu. Oparty o framugę, jakby zbyt zmęczony, żeby wejść.
– Bo to nie miało znaczenia.
Prychnęłam.
– Nie miało znaczenia? A twoja matka uważa inaczej. Zresztą, sądząc po twoim milczeniu, chyba jej nie przerywałeś, bo się z nią zgadzasz.
– To nie tak. Natalia… to było dawno. Zanim cię poznałem.
– Ale zaręczyny to nie „jakaś tam przeszłość”. Układałeś sobie z nią życie. I co, nagle ci przeszło?
– To nie była wielka miłość. Po prostu… byliśmy razem. Ale potem wszystko się zmieniło.
– Bo zaszłam w ciążę?
Nie odpowiedział. Odsunęłam krzesło, wstałam. Mój głos zadrżał.
– Powiedz mi szczerze. Gdyby nie Ola, byłbyś ze mną?
Milczał. Patrzył na mnie jak ktoś, kto właśnie przegrał coś ważnego. Wyszłam z kuchni. Drzwi zamknęły się za mną bezgłośnie. Ale cisza między nami zaczęła wrzeszczeć.
Jego słowa mnie zabolały
Po tamtej nocy nie rozmawialiśmy. Michał wychodził wcześnie, wracał późno, jakby pracą chciał zamazać to, co się wydarzyło. Ja siedziałam w domu, bawiłam się z Olą, robiłam pranie, gotowałam. I czułam się coraz bardziej niewidzialna. W piątek po południu pojechaliśmy z Olą do mojej mamy. Michał miał „załatwić coś u matki”. Zostawił mnie pod klatką, bez słowa.
Nie wiem, co mnie podkusiło, by pojechać tam za nim. Może ciekawość. Może wściekłość. Albo po prostu coś we mnie pękło. Stanęłam pod oknem Haliny i usłyszałam ich głosy. Rozmawiali w salonie, a uchylone okno działało jak głośnik.
– Z Kasią byłbyś szczęśliwy – mówiła Halina chłodno. – A teraz co masz? Obowiązek.
– Mamo, to już się stało – odpowiedział Michał. – Nie cofnę tego.
– Nie cofniesz? Ale przecież to widać, że jesteś nieszczęśliwy. Że nie tak miało być. Że Natalia cię w to wciągnęła. Złapała cię na dziecko.
– Nie chciałem tego tak… – Michał zamilkł.
Nogi miałam jak z waty. Weszłam przez furtkę, zadzwoniłam dzwonkiem. Gdy otworzyła mi Halina, minę miała, jakby zobaczyła ducha.
– Nie cofniesz? – powiedziałam, wchodząc do środka. – A może nigdy nie chciałeś tego wszystkiego?
Michał wstał z kanapy, zbladł. Nie zdążył nic powiedzieć. Spojrzałam raz na niego, raz na jego matkę. I nagle zrobiło mi się zimno. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Poczułam się oszukana
Wyszłam z ich mieszkania bez słowa. Nie krzyczałam. Nie płakałam. Nawet nie trzasnęłam drzwiami. Po prostu odeszłam. Michał za mną nie wybiegł. Halina nie zatrzymała. Tylko cisza, ciężka i lepka, osiadała mi na plecach jak brudny płaszcz. Nie wiedziałam, dokąd pójść, więc szłam przed siebie. Bez celu. Minęłam kilka ulic, dopóki nie usiadłam na ławce w parku. Zimnej, wilgotnej, ale przynajmniej własnej. Przez chwilę miałam ochotę się rozpłakać, ale nawet łzy mnie opuściły.
Obok mnie przysiadła starsza kobieta. Ubrana skromnie, w płaszcz i beret.
– Widziałam, jak płaczesz – powiedziała spokojnie. – Chcesz pogadać?
Spojrzałam na nią zaskoczona. Skinęłam głową.
– Nie wiem, kim jestem dla mojego męża – powiedziałam. – Może tylko wpadką. Obowiązkiem. Może nigdy mnie nie kochał.
Pokręciła głową.
– Czasem lepiej znać prawdę, nawet najgorszą, niż żyć w iluzji. Prawda boli. Ale iluzja niszczy powoli.
Nie znałam jej, ale jej słowa uderzyły mnie prosto w serce. Milczałyśmy chwilę, obie zapatrzone w dzieci bawiące się na huśtawkach. Potem wstałam.
– Dziękuję – powiedziałam cicho. – Mam wiele spraw do przemyślenia.
Szłam dalej. W głowie miałam pustkę. Ale pierwszy raz od dawna czułam się sama – nie porzucona, nie zlekceważona. Po prostu sama. I może właśnie tego potrzebowałam najbardziej.
Nie chciałam żyć w takim związku
Wróciłam późnym wieczorem. Ola już spała. Michał siedział w salonie, przy zgaszonym świetle, w rękach ściskał kubek z zimną herbatą. Spojrzał na mnie, jakbym wróciła z dalekiej podróży. Nie wstał. Tylko czekał, aż coś powiem.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam cicho, siadając naprzeciwko niego. – I chcę, żebyś był ze mną szczery.
Skinął głową.
– Michał, muszę wiedzieć, że jesteś tu, bo mnie kochasz. Nie dlatego, że musisz.
Patrzył na mnie długo. Zbyt długo.
– Chcę cię kochać – powiedział w końcu. – Naprawdę. Ale czasem… nie wiem, co czuję. Gubię się. To wszystko się tak szybko wydarzyło. Ciąża, ślub, Ola. Nie miałem czasu się zatrzymać.
– Ale ja miałam. I wiesz, do czego doszłam? Że przez cały ten czas czekałam, aż mnie pokochasz. Aż powiesz, że nie żałujesz. Ale ty milczysz. Albo uciekasz.
– Bo się boję. Bo nie chcę cię zranić. A wszystko, co mówię, i tak cię boli.
Pokręciłam głową. Wstałam, czując, że decyzja dojrzewała we mnie od dawna.
– Potrzebuję czasu. Przestrzeni. Zabiorę Olę do mojej mamy na kilka dni. Może na dłużej. Nie chcę żyć w półprawdach.
Michał nie zatrzymał mnie. Nie próbował przekonywać. I to bolało najbardziej. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam, zostawiając za sobą pustkę.
Wiem, na czym stoję
Pierwsze dni u mamy były ciche. Taką ciszę się pamięta – dźwięczy w uszach, choć nie ma w niej słów. Ola spała spokojnie, jakby nie czuła napięcia. Ja z trudem przełykałam śniadanie. Patrzyłam przez okno i zastanawiałam się, jak to możliwe, że życie potrafi się rozpaść w jeden wieczór. Ale to przecież nie był jeden wieczór. To był proces – cichy, systematyczny demontaż zaufania.
Michał nie zadzwonił. Nie przysłał wiadomości, nie zapytał, czy Ola zdrowa, czy czegoś nam nie trzeba. A może właśnie to było jego odpowiedzią. Może nigdy mnie nie zatrzymał, bo nigdy nie był pewien, że chce mnie mieć. I ja już nie zamierzam go przekonywać. Nie będę się łudzić, że się obudzi, że zrozumie, że pobiegnie na dworzec jak w filmach i krzyknie „wróć”.
Czuję smutek. Czasem wściekłość. Ale gdzieś między tymi uczuciami pojawiło się coś nowego – spokój. Wreszcie wiem, na czym stoję. Nie muszę się domyślać, nie muszę analizować jego gestów. Znam prawdę. I nawet jeśli ta prawda mnie boli, to daje też coś cennego – siłę.
Nie wiem, co będzie dalej. Może wrócę. Może nie. Może spotkamy się kiedyś jako inni ludzie. Ale jedno wiem na pewno – nigdy więcej nie pozwolę, żeby ktoś decydował za mnie, jak ma wyglądać moje życie. Nawet jeśli to „ktoś” to ojciec mojej córki.
Natalia, 27 lat
Czytaj także:
- „Mąż wściekał się na mnie za rzekomy romans z trenerem pilatesu. Miałam tego dość i w końcu zadałam mu bobu”
- „Szparagi i czereśnie to dla mnie nieosiągalny luksus. Po porodzie zostałam w domu z dzieckiem i bieda aż piszczy”
- „Na pogrzebie taty wybuchł skandal. Nieznajomy wyjawił nam jego brudne sekrety, które zmieniły moje życie o 180 stopni”