„Teściowa ciągle zagląda mi do portfela i rozlicza paragony. Boję się wydawać pieniądze, by jej nie denerwować”
„Kilka tygodni później, kiedy wspomnieliśmy Teresie, że planujemy zakup nowego samochodu, poczułam, że wyczerpałam swoje zasoby cierpliwości. – Nowy samochód? – zapytała, unosząc brwi. – Czy to naprawdę konieczne?”.
- Redakcja
Przewracałam w rękach rachunki z ostatniego miesiąca, starając się uporządkować budżet domowy. Nie dlatego, że było to konieczne – byliśmy z Łukaszem dobrze zorganizowani. To była raczej moja forma odpoczynku, coś, co dawało mi poczucie kontroli. Niestety, każda rozmowa z Teresą, moją teściową, sprawiała, że to poczucie znikało jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Podobno chciała dobrze
Teresa była jedną z tych osób, które zawsze wiedzą lepiej. Jej rady były jak strzały wymierzane prosto w moje poczucie kompetencji. Na początku uważałam, że jej uwagi wynikają z troski. Ale po kilku miesiącach krytykowania naszych wydatków zrozumiałam, że to coś więcej. W jej oczach nigdy nie robiliśmy nic wystarczająco dobrze – mieszkanie wybraliśmy złe, nie umieliśmy oszczędzać.
– Agnieszka, spójrz na to tak – mówił Łukasz, kiedy próbowałam wyżalić mu się po kolejnej rozmowie z jego matką. – Ona naprawdę chce nam pomóc.
– Pomóc? – prychnęłam. – A może po prostu chce kontrolować nasze życie?
Łukasz nie odpowiedział. Wiedziałam, że nie chciał się z nią kłócić, ale ja coraz bardziej czułam, że jeśli nic z tym nie zrobimy, będę musiała postawić granicę sama. Pierwsza rozmowa o naszych wydatkach odbyła się na obiedzie u Teresy. Wszystko zaczęło się od niewinnego pytania o to, co robiliśmy w sobotni wieczór.
– Wybraliśmy się do tej nowej włoskiej restauracji – odpowiedział Łukasz z entuzjazmem. – Mają świetną pizzę na cienkim cieście.
– Restauracja? – zdziwiła się Teresa. – Nie uważasz, że to trochę za drogo, jak na wasze możliwości?
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy.
– Mamo, to tylko kolacja – powiedział Łukasz, próbując załagodzić sytuację. – Nie robimy tego często.
– Może i tak, ale te drobne wydatki się sumują – odparła Teresa. – Młodzi czasami nie zdają sobie sprawy, jak szybko pieniądze mogą się rozchodzić.
– Mamo, my naprawdę mamy wszystko pod kontrolą – wtrąciłam spokojnie, ale czułam, jak narasta we mnie napięcie.
– Nie wątpię, Agnieszko – odparła Teresa, a jej ton był przesadnie uprzejmy. – Ale czasem dobrze jest posłuchać rad od kogoś bardziej doświadczonego.
Te słowa tkwiły mi w głowie jeszcze długo po powrocie do domu.
Pilnowała naszych kont
Kilka tygodni później, kiedy wspomnieliśmy Teresie, że planujemy zakup nowego samochodu, poczułam, że wyczerpałam swoje zasoby cierpliwości.
– Nowy samochód? – zapytała, unosząc brwi. – Czy to naprawdę konieczne?
– Tak, mamo. Potrzebujemy niezawodnego auta, szczególnie że mamy dzieci – odpowiedział Łukasz, starając się mówić spokojnie.
– A nie lepiej było kupić coś używanego? – kontynuowała Teresa. – Przecież nowe samochody tracą na wartości zaraz po wyjechaniu z salonu.
– Wszystko sobie przeliczyliśmy. Stać nas na to – odparłam, próbując brzmieć zdecydowanie.
– Stać? – powtórzyła Teresa z lekkim uśmiechem. – A co, jeśli coś się zmieni? Kredyty, inflacja... Może warto byłoby najpierw odłożyć więcej pieniędzy na bok?
Miałam ochotę wstać i wyjść. Wciąż widziałam w oczach Łukasza, że nie chce jej urazić. Ale ja czułam się osaczona. Wieczorem tego samego dnia nie wytrzymałam. Gdy dzieci już spały, usiadłam z Łukaszem w salonie i postanowiłam wprost powiedzieć, co czuję.
– Musisz porozmawiać z twoją mamą – zaczęłam. – Nie mogę dłużej słuchać, jak krytykuje każdą naszą decyzję.
– Wiem, że to trudne – odpowiedział, ale unikał mojego wzroku. – Po prostu taka jest.
– Taka jest? – zapytałam z niedowierzaniem. – A ja mam po prostu to znosić?
Łukasz westchnął.
– Nie chcę się z nią kłócić. Ona naprawdę chce dobrze.
– Łukasz, to nie o to chodzi. Ja też rozumiem, że chce pomóc. Ale wtrącanie się we wszystko, co robimy, to nie pomoc, tylko kontrola.
Milczał przez chwilę, po czym pokiwał głową.
– Porozmawiam z nią – powiedział cicho.
Wiedziałam, że to będzie trudne, ale musiałam mieć nadzieję, że w końcu coś się zmieni.
Przelała się czara goryczy
Kilka dni później Łukasz spotkał się z Teresą. Zaczęło się spokojnie, ale szybko rozmowa nabrała tempa.
– Mamo, musimy porozmawiać – zaczął. – Wiem, że chcesz dla nas dobrze, ale twoje uwagi o naszych finansach są dla nas trudne.
– Trudne? – powtórzyła Teresa, a w jej głosie pojawiła się nuta zaskoczenia. – Przecież ja tylko próbuję wam pomóc.
– Wiem, ale musisz nam zaufać – kontynuował Łukasz. – Potrafimy sami podejmować decyzje.
Teresa spojrzała na niego, jakby nie wierzyła w to, co słyszy.
– Zaufać? – zapytała. – A potem patrzeć, jak podejmujecie błędne decyzje?
– To nasze życie, mamo – powiedział Łukasz z naciskiem. – Sami musimy nauczyć się na własnych błędach.
Teresa westchnęła, po czym wstała z kanapy.
– Jeśli tak to widzisz, to dobrze. Nie będę się więcej wtrącać – powiedziała chłodno i wyszła z pokoju.
Minęły dwa tygodnie, zanim Teresa sama zadzwoniła. Jej głos był spokojniejszy, choć wyczuwałam w nim pewną ostrożność.
– Agnieszko, chciałam z tobą porozmawiać – powiedziała. – Może rzeczywiście za bardzo się wtrącałam. Ale robiłam to z troski, nie ze złej woli.
– Wiem, że chcesz dla nas dobrze – odpowiedziałam szczerze. – Ale czasami musimy podejmować decyzje sami, nawet jeśli są błędne.
– Rozumiem. Nie chcę, żebyście czuli, że was kontroluję – powiedziała Teresa. – Po prostu czasami trudno mi się powstrzymać.
Uśmiechnęłam się, choć wiedziałam, że łatwo nie będzie.
– Dziękuję, że to mówisz. I naprawdę doceniam twoją troskę.
Od tamtej pory Teresa rzeczywiście starała się bardziej powściągliwie komentować nasze decyzje. Nie oznaczało to, że całkowicie przestała – ale teraz wiedziałam, że mogę liczyć na Łukasza, który w końcu nauczył się stawiać granice.
Odpuściła sobie kontrolę
Kilka miesięcy później, podczas niedzielnego obiadu u Teresy, zauważyłam, że coś się zmieniło. Rozmawialiśmy o planach na wakacje – ja i Łukasz planowaliśmy wyjazd nad morze, który w przeszłości z pewnością spotkałby się z komentarzem w stylu: „A czy to nie za drogo?”. Tym razem jednak Teresa po prostu zapytała, czy dzieci będą miały okazję zobaczyć fokarium. Było to subtelne, ale dla mnie znaczące. Teresa wciąż miała swoje opinie, ale zaczynała traktować nasze decyzje z większym dystansem. Nie musiała wszystkiego aprobować, ale przynajmniej nie próbowała ich kwestionować na każdym kroku.
Pod koniec obiadu, gdy Łukasz wyszedł z dziećmi do ogrodu, Teresa spojrzała na mnie z łagodnym uśmiechem.
– Wiesz, Agnieszko, chciałam ci podziękować – zaczęła niespodziewanie. – Nie wiem, czy kiedykolwiek ci to mówiłam, ale cieszę się, że Łukasz ma taką mądrą żonę.
Nie mogłam ukryć zaskoczenia.
– Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy – odpowiedziałam, czując, jak napięcie, które przez lata narastało między nami, zaczyna topnieć.
Wiedziałam, że Teresa nigdy nie przestanie być tą silną, pewną siebie kobietą, która ma zdanie na każdy temat. Ale nauczyła się wycofywać, zanim jej troska zamieniła się w kontrolę.
Tego wieczoru, wracając do domu, spojrzałam na Łukasza.
– Twoja mama chyba naprawdę się zmienia – powiedziałam z uśmiechem.
Łukasz objął mnie ramieniem.
– A może po prostu wszyscy uczymy się, jak żyć w zgodzie – odpowiedział.
I choć wiedziałam, że przed nami jeszcze wiele takich rozmów, poczułam, że teraz mamy na to większą szansę niż kiedykolwiek wcześniej.
Agnieszka, 36 lat