„Teściowa ćwiczyła z instruktorem jogi nie tylko pozycje lotosu. Ale gdy zwinął manatki, wcale po nim nie płakała”
„– Tak, spotykam się z kimś – przyznała. – Krystian ma 42 lata. Uczy mnie oddychać, rozluźniać się, żyć tu i teraz. To nie chwilowa zachcianka. Mówiła, jakby miała 25 lat. Opowiadała o spacerach, o ciepłych dłoniach i że od lat nikt nie słuchał jej uważnie. Że z Edwardem byli obok, nie razem”.

- Redakcja
Gdyby ktoś mnie zapytał jeszcze pół roku temu, jaka jest moja teściowa, odpowiedziałabym bez chwili zawahania: zorganizowana, porządna, oszczędna i raczej... mało wylewna. Danuta nie była kobietą, którą się przytula na powitanie. Raczej tą, która od progu poprawia zasłonę, zauważa ślad na lustrze albo krzywo postawioną filiżankę. Ale nie da się jej odmówić jednego – przez lata była jak ten szkielet, który trzymał całą rodzinę w pionie.
Jestem żoną Michała i matką dwójki dzieci. Z Michałem jesteśmy razem od studiów. Pobraliśmy się młodo, trochę za szybko, ale jakoś to się trzyma. W codziennym życiu jesteśmy bardzo zwyczajni – kredyt, praca, przedszkole, zupa, pranie. Od czasu do czasu wspólny weekend, jakiś wieczór filmowy. Stabilni. Trochę nudni, ale bezpieczni.
Moja relacja z teściową? Hmm... szanowałyśmy się, ale nie byłyśmy sobie bliskie. Ona zawsze perfekcyjna – fryzura w idealnym koku, sukienka dopasowana do torebki, obiad trzydaniowy o piętnastej, ciasto z domową galaretką. Ja – z wiecznie rozwichrzonymi włosami, spóźniona, z plamą po soku jabłkowym na swetrze. Teść, Edward, był jej przeciwieństwem – domator, introwertyk, człowiek, który najbardziej kochał swoją rutynę. Kawa o ósmej, spacer o czternastej, wiadomości o dziewiętnastej. Nigdzie nie wyjeżdżał, nigdzie nie chodził, narzekał na pogodę, młodzież i ceny w sklepach.
W każde święta wyglądało to tak samo. Siadaliśmy przy stole – dzieci rozbrykane, Michał milczący jak zwykle, Edward z gazetą, Danuta z niezadowoleniem spoglądająca na bałagan na stole. I wtedy wszystko jeszcze wydawało się normalne. Aż przyszły ostatnie święta Bożego Narodzenia. Stół jak zwykle zastawiony, barszcz, uszka, śledzie. Wszystko jak trzeba. I nagle, między jednym a drugim kęsem ryby po grecku, Danuta odłożyła widelec, poprawiła się na krześle, spojrzała na nas i powiedziała:
– Muszę wam coś powiedzieć. Wyprowadzam się.
Zamarliśmy.
– Nie kocham już Edwarda – dodała, jakby mówiła o pogodzie. – I chcę w końcu żyć po swojemu.
Zrobiło się cicho. Michał spojrzał na nią, ale nic nie powiedział. Teść patrzył w talerz, jakby ryba miała zaraz do niego przemówić. Dzieci przestały jeść. A ja... poczułam, jakby ktoś wylał mi na głowę wiadro lodowatej wody. Danuta. Perfekcyjna, zimna Danuta. Ta sama, która nigdy nie zostawiła niepozmywanych naczyń. Która nigdy nie wypiła więcej niż lampkę wina. Która całe życie była „jak trzeba”. Coś się właśnie rozpadło. Ale coś innego miało się dopiero zacząć.
Teściowa oznajmiła, że to koniec
Nie zareagowaliśmy od razu. Michał spojrzał na nią, jakby nie zrozumiał, co usłyszał. Dzieci spojrzały po sobie i przestały się śmiać. Edward wpatrywał się w stół. A ja, czując dziwny ucisk w brzuchu, spytałam:
– Co to znaczy? Dokąd?
Danuta podniosła na mnie wzrok. Nie wyglądała na zdenerwowaną. Wręcz przeciwnie, mówiła, jakby odczytywała listę zakupów.
– Nie chcę już udawać. I nie chcę tak dłużej żyć. Spakowałam się. Wynajęłam mieszkanie. Jutro się wyprowadzam.
W pokoju zrobiło się cicho. Michał otworzył usta, ale nic nie powiedział. Jego matka nie patrzyła na nikogo z nas dłużej niż kilka sekund. Edward wciąż się nie odzywał. Siedział z rękami na kolanach, jakby nic nie słyszał.
– Ale... to tak po prostu? – zapytałam cicho. – Po tylu latach?
Danuta spojrzała na mnie niemal z ulgą, że padło to pytanie.
– Tak. Po tylu latach.
Chciałam zapytać, czy chodzi o kogoś innego, ale słowa nie chciały mi przejść przez gardło. Michał tylko pokręcił głową. Widziałam, że walczy z czymś w sobie, ale nie powiedział ani słowa. Dzieci uciekły do swojego pokoju. Po chwili usłyszałam, jak zamykają drzwi. Zbierając naczynia ze stołu, starałam się zrozumieć, co się właściwie stało. Jak można po tylu wspólnych świętach, wakacjach, zakupach, po wspólnym życiu, po prostu oznajmić przy obiedzie, że to koniec? Czy naprawdę wystarczy wynająć mieszkanie i spakować się, żeby przekreślić całe małżeństwo? Danuta złożyła serwetkę na pół i wstała od stołu.
– Nie chcę, żebyście się martwili. Wszystko przemyślałam.
I wyszła z pokoju, zostawiając nas w tym samym układzie, w jakim przyszliśmy, tylko z zupełnie innym poczuciem, że coś właśnie wymknęło się spod kontroli.
Spotykała się z młodszym joginem
Nie musiałam długo czekać, żeby zrozumieć, że w tej całej historii nie chodziło tylko o „chęć życia po swojemu”. Informację podała mi córka Danuty – młodsza siostra Michała. Zadzwoniła dwa dni po tamtym obwieszczeniu, wyraźnie zdenerwowana.
– Wiesz, mama... ona się z kimś spotyka – powiedziała od razu, bez wstępów. – Młodszy facet, prowadzi zajęcia z jogi. Ma na imię Krystian.
Milczałam. Chciałam zapytać, ile młodszy, ale coś mnie powstrzymało. Przypomniałam sobie jej promienny spokój, tę pewność, z jaką siedziała wtedy przy stole. Czy to była miłość? Czy tylko ucieczka? Zadzwoniłam do niej tego samego dnia. Odebrała szybko, jakby się tego spodziewała.
– Tak, spotykam się z kimś – przyznała od razu. – Krystian ma 42 lata. Uczy mnie oddychać, rozluźniać się, żyć tu i teraz. I nie, to nie jest chwilowa zachcianka.
Brzmiała tak, jakby miała 25 lat. Opowiadała o spacerach, o ciepłych dłoniach, o tym, że od lat nikt nie słuchał jej tak uważnie. Że z Edwardem byli obok siebie, nie razem. Że przez pół życia nie czuła się kobietą. W słuchawce słyszałam jej oddech, spokojny, głęboki. Słuchałam, przytakując, a gdzieś we mnie zaczynała się sączyć zazdrość. I coś jeszcze – niepokój. Bo choć chciałam ją ocenić, nie potrafiłam. A gdy skończyłyśmy rozmawiać, patrzyłam długo na własnego męża, siedzącego w salonie w ciszy. Zastanawiałam się, kiedy ostatni raz spojrzałam na niego z ciekawością, nie przyzwyczajeniem.
Jogin szybko zwinął manatki
Wiadomość, że Krystian zostawił Danutę, przyszła od Michała. Wrócił z pracy, rzucił torbę w kąt i powiedział bez większych emocji:
– Ten cały jogin zwinął manatki. Mama została sama.
Nie zapytałam skąd wie. Usiadł przy stole i nalał sobie wody. Ulga chyba mieszała się w nim z gniewem. Patrzyłam, jak zaciska szczęki.
– Myślała, że zacznie nowe życie. A została z niczym – mruknął. – Żal mi jej, ale też trochę czuję, że dobrze jej tak. Ma za swoje.
Nie odpowiedziałam. Wydawało mi się, że on sam nie wie, co czuje. Chciał, żeby wróciła? A może tylko chciał, żeby się potknęła?
Kilka dni później odwiedziłam Edwarda. Miałam mu coś zawieźć – słoiki od Danuty, jeszcze sprzed jej wyprowadzki. Otworzył drzwi w swetrze, który zawsze pachniał czystością i starym proszkiem. W środku panowała cisza. Żadnych zapachów obiadu, żadnej muzyki w tle.
– Myślałem, że jej przejdzie – powiedział, siadając powoli przy stole. – Że wróci po miesiącu, może dwóch.
Nie mówił tego z rozpaczą, raczej z czymś na kształt zawodu. Jakby ktoś mu odebrał coś, co uważał za własność. Zapadła cisza. Potem dodał:
– Teraz widzę, że chyba nie chodziło tylko o faceta. Może chciała zniknąć z tego wszystkiego, co jej zbudowałem. Jakby ją to dusiło.
Wychodząc, czułam ciężar tej rozmowy. Nie mogłam przestać myśleć o Danucie. Czy żałowała? Czy teraz była nieszczęśliwa? A potem przyszło mi do głowy coś jeszcze gorszego. A jeśli nie chodziło o szczęście, tylko o wolność? A jeśli samotność była ceną, którą uznała za wartą zapłacenia?
Nie wyglądała na porzuconą
Spotkałam ją przypadkiem w centrum. Szłam z zakupami, ona wyszła właśnie z kawiarni z jakąś kobietą w kolorowym szalu. Miała jasne spodnie, apaszkę zawiązaną w niedbały supeł i krótsze włosy. Uśmiechała się, jakby nic się nie wydarzyło. Zobaczyła mnie i podeszła.
– Luiza! Dobrze cię widzieć – powiedziała swobodnie. – Poznaj Kasię, razem chodzimy na zajęcia z historii sztuki. I jeszcze na hiszpański. Mamy bilety na wystawę.
Byłam zbyt zaskoczona, żeby coś sensownego odpowiedzieć. Zapytałam tylko, czy wszystko u niej w porządku.
– Świetnie – odparła. – Nie żałuję niczego. Wreszcie czuję, że żyję. I nie chodzi o Krystiana. To ja się zmieniłam.
Kiedy odeszła, stałam chwilę z torbami w rękach. Nie wyglądała jak kobieta porzucona. Przeciwnie – wyglądała na wolną. Pomyślałam, że może właśnie tego zazdroszczę jej najbardziej.
Całe życie nie była szczęśliwa
To był mój pomysł. Zaproponowałam Michałowi, żeby zaprosić Danutę na obiad. Dzieci się ucieszyły, on był niechętny, ale się zgodził. Danuta przyszła punktualnie, z deserem i bukietem kwiatów. Miała spokojny uśmiech, jakby wcale nie przekraczała progu domu, z którego zniknęła bez uprzedzenia. Rozmawiała z wnukami, śmiała się, opowiadała o zajęciach i planach na lato. Przez dłuższą chwilę wszystko wyglądało jak dawniej. Do czasu, aż Michał zapytał:
– Dlaczego nie wróciłaś?
Zamilkło. Danuta spojrzała na niego poważnie.
– Bo wreszcie jestem sobą – odpowiedziała. – Nie byłam szczęśliwa. Przez lata starałam się dopasować do życia, którego nie czułam. I bałam się odejść, bo nie wypadało. Aż w końcu uznałam, że albo teraz, albo nigdy.
Nie próbował z nią dyskutować. Kiwnął tylko głową i nalał sobie wody. Patrzyłam na nich i wiedziałam, że ta rozmowa była potrzebna. Może nie zmieniła wszystkiego, ale coś się odblokowało. Czułam, że to już nie jest ucieczka. Danuta nie porzuciła rodziny. Ona po prostu przestała być dla wszystkich – a zaczęła być trochę dla siebie.
Zaczęłam myśleć o sobie
Przez piętnaście lat znałam Danutę jako matkę mojego męża. Była dla mnie częścią układu, do którego się przyzwyczaiłam – punktualna, obowiązkowa, spokojna. A jednak dopiero teraz zaczynam ją rozumieć. Z tej poukładnej kobiety, zawsze w tle, wyłoniła się osoba, której wcześniej nie widziałam. Nie wróciła do Edwarda. Nie próbowała niczego naprawiać. Nie przepraszała. Po prostu poszła w inną stronę i przestała się oglądać. Na początku oceniałam ją za to. Myślałam, że jest samolubna, że zburzyła porządek bez powodu. Teraz wiem, że to był jedyny sposób, żeby się z tego porządku wydostać.
W naszej rodzinie nadal jest napięcie. Michał nie mówi o matce zbyt wiele, Edward zamknął się jeszcze bardziej. Ale dzieci pytają o babcię, chcą się z nią spotykać. A ja... zaczęłam myśleć o sobie. Może też powinnam zapisać się na jakieś zajęcia? Może czas porozmawiać z Michałem o czymś więcej niż zakupy i plany na weekend? Danuta nie zmieniła się dzięki mężczyźnie. Zmieniła się dzięki sobie. I chociaż nie jestem pewna, czy miałabym w sobie tyle odwagi, czuję, że coś we mnie drgnęło. Może jeszcze nie wiem, co z tym zrobię. Ale już wiem, że nie chcę, żeby całe życie przeszło mi obok.
Luiza, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Chciałem oczarować dziewczynę włoskim daniem. Zaliczyłem kulinarną wpadkę, ale i tak trafiłem do jej serca”
- „Po śmierci męża czułam się w domu jak w trumnie. Obcy ludzie przywrócili mi chęć do życia”
- „Wyszłam za mąż z rozsądku i zdradziłam z braku namiętności. Gdy kochanek postawił mi ultimatum, wszystko się rozsypało”