„Teściowa dała mi luksusowy krem na zmarszczki 70+. Mąż mówi, że robię aferę, ale ja nie dam się traktować jak śmiecia”
„Teściowa zapowiedziała, że przygotowała dla mnie coś drobnego. Już wtedy coś mnie ścisnęło w środku. Bo ona potrafi dać prezent, po którym człowiek czuje się gorzej niż przedtem. Niby niechcący. Niby z troski. A potem jeszcze ten sztuczny uśmiech i uwaga, że przecież się nie obraziłam za to chyba”.

- Redakcja
Zawsze byłam osobą, która nie lubi robić zamieszania wokół siebie. Urodziny to dla mnie bardziej przypomnienie o czasie, który ucieka, niż okazja do świętowania. Ale w tym roku... czułam jakoś inaczej. Może dlatego, że wszystko we mnie krzyczało, że potrzebuję choćby małego znaku, że ktoś mnie widzi. Że jestem ważna, nie tylko jako mama, żona, gospodyni. Teściowa zapowiedziała, że przygotowała dla mnie „coś drobnego”. Już wtedy coś mnie ścisnęło w środku. Bo przy całym jej „złotym sercu”, jak mówi mój mąż, ona potrafi dać prezent, po którym człowiek czuje się gorzej niż przedtem. Niby niechcący. Niby „z troski”. A potem jeszcze ten uśmiech i zdanie: „No przecież się nie obraziłaś, prawda?”
– Jak myślisz, co mi tym razem wymyśli? – rzuciłam przez telefon do Anki. – Może waga łazienkowa?
– Albo krem antycellulitowy – odpowiedziała bez wahania. – W zeszłym roku dała ci patelnię. Nadal wygrywa w kategorii: „Jak subtelnie powiedzieć, że nie jesteś dość dobra”.
Śmiałyśmy się przez chwilę, ale potem zrobiło się cicho. Bo obie wiedziałyśmy, że to nie tylko o prezenty chodzi. Tylko o to, co się za nimi kryje. W salonie dzieci kończyły robić laurki. Starsza córka podbiegła do mnie z jedną z nich:
– Mamo, jesteś królową! Tylko twojej sukni jeszcze nie dokończyłam – powiedziała i pocałowała mnie w policzek.
Uśmiechnęłam się. I naprawdę, przez chwilę, poczułam się jak królowa. Nie miałam jeszcze pojęcia, że za kilka godzin ktoś mi tę koronę brutalnie zdejmie.
Dała mi chamski prezent
– No to wszystkiego najlepszego, skarbie – powiedziała Barbara, podając mi małe, elegancko zapakowane pudełeczko. – Mam nadzieję, że się przyda. W tym wieku to już trzeba się zabezpieczać!
Śmiech. Uśmiechnęłam się krzywo, próbując nie wybuchnąć. Rozerwałam srebrny papier. W środku – krem. Przeciwzmarszczkowy. 70+. Z najwyższej półki. Bardzo drogi.
– To naprawdę świetna marka – dodała teściowa, widząc moją minę. – Dorota mi mówiła, że u niej to działa cuda! A ty przecież zawsze miałaś delikatną cerę.
– Dziękuję – powiedziałam cicho, jakby mnie ktoś zdmuchnął.
Siedzieliśmy wszyscy przy stole – dzieci, Irek, Barbara, Dorota. Szarlotka, kawa, talerze po sałatce. Ale ja już nie czułam smaku. Czułam tylko, jak coś się we mnie zaciska. Kiedy goście wyszli, weszłam do kuchni jak automat. Włożyłam ręce do zlewu, chociaż nie było już co zmywać. Po chwili usłyszałam kroki.
– Magda... – Irek wszedł niepewnie.
– Dlaczego jej pozwalasz na takie rzeczy? – zapytałam bez odwracania się.
– Przecież... to tylko krem. Nie przesadzasz znowu?
Odwróciłam się gwałtownie. Woda z moich rąk chlusnęła na podłogę.
– Nie. To nie jest „tylko krem”. To sposób, w jaki mi mówi: „starzejesz się”, „nie jesteś już ładna”, „trzeba cię poprawić”. A ty? Ty siedzisz i się uśmiechasz!
– Nie przeginaj...
– Naprawdę nie widzisz, co ona robi? – głos mi się załamał. – A może po prostu już przywykłeś?
Spojrzał na mnie i milczał. I to bolało jeszcze bardziej niż sam głupi prezent.
Prawda była gorsza
– Więc co? Będziemy udawać, że wszystko jest okej? – zapytałam, osuszając ręce papierowym ręcznikiem. – Jak zawsze?
Irek oparł się o framugę, patrząc gdzieś obok mnie.
– Magda, nie chciałem robić sceny przy stole.
– Ale ja nie zrobiłam sceny! – wybuchłam. – Ja po prostu... siedziałam tam, jak idiotka, z tym kremem w ręku, i udawałam, że wszystko gra. A w środku miałam ochotę wrzeszczeć na całe gardło i wyjść stamtąd jak najszybciej.
– Przesadzasz – mruknął.
Spojrzałam na niego. I nagle zrobiło mi się zimno. Jakby między nami otworzyła się przepaść.
– Serio? Przesadzam? A może gdyby twój ojciec dał ci książkę „Jak być lepszym mężem”, to też byś powiedział, że „nic się nie stało”?
– Przecież mama nie miała złych intencji...
– A jakie miała? Że niby mnie kocha, więc troszczy się o moją twarz? Żeby jej wnuki się mnie nie bały?
Irek spuścił wzrok. Cisza między nami była gęsta.
– Słuchaj... – odezwał się w końcu. – Ona ten krem dostała od Doroty. Nie chciała go, więc... dała tobie.
Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.
– Co?
– No… powiedziała, że to markowy, drogi krem i szkoda, żeby się zmarnował.
– Więc nawet nie kupiła go specjalnie dla mnie? – powiedziałam, niemal szeptem. – Przekazała mi coś, czego sama nie chciała?
– Magda... nie dramatyzuj...
– Wyjdź.
– Co?
– Po prostu... wyjdź z kuchni. Teraz.
Nie krzyczałam. Nie płakałam. Ale Irek zrozumiał, że nie żartuję. Zostawił mnie samą, z rysą, która właśnie pojawiła się w moim sercu.
Czułam się jak śmieć
Siedziałam przy stole, z kubkiem herbaty, który dawno wystygł. Krem stał obok, jak wyrzut sumienia. Patrzyłam na niego i próbowałam przekonać siebie, że to tylko produkt. Że nie ma znaczenia. Że nie powinien mnie boleć. Ale bolał. Jak cholera. Usłyszałam kroki. Irek wszedł niepewnie, jakby szedł po cienkim lodzie.
– Słuchaj... – zaczął cicho. – Wiem, że cię to dotknęło. Ale mama... naprawdę nie chciała źle.
– Nie chciała źle? – podniosłam wzrok. – Więc nie dość, że to upokorzenie, to jeszcze przypadkowe? To nawet nie zasłużyłam na specjalne, przemyślane upokorzenie?
– Przestań tak mówić.
– Nie mogę. Bo mnie to boli. I nie dlatego, że mam zmarszczki. Tylko dlatego, że jestem dla niej nikim.
Irek usiadł naprzeciwko mnie. Wzrok wbił w blat.
– Chciała dobrze. Ona... po prostu nie myśli tak jak ty.
– A ty? Ty myślisz jak ja?
Milczenie.
– Wiesz, co było najgorsze? – powiedziałam, ściszając głos. – Że przez chwilę naprawdę pomyślałam, że może ma rację? Może już czas, żebym się „naprawiła”. Może już jestem za stara, za nijaka, za mało kobieca.
Irek spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Ale nie powiedział nic.
– Nie chodzi o ten cholerny krem – dodałam. – Chodzi o to, że poczułam się przez to jeszcze mniej ważna. Jakby ktoś przypieczętował to, co i tak we mnie siedzi.
Nie próbował mnie przytulić. Nie powiedział nic. A ja chyba właśnie przestałam czekać, że zrobi cokolwiek.
Teściowa nic nie rozumiała
Barbara otworzyła drzwi z uśmiechem.
– Och, Magdo, dzień dobry! Przyszłaś po przepis na to ciasto, co piekłam?
– Nie – odpowiedziałam, wchodząc do środka. – Muszę z tobą porozmawiać.
– Ojej. Tak poważnie? – Teściowa uniosła brwi i spojrzała na mnie z udawaną troską. – Co się stało?
Usiadłam na kanapie. Ona tuż obok, z filiżanką herbaty. Tylko jej usta się nie uśmiechały.
– Chodzi o ten krem, który dostałam na urodziny.
– O rany... tylko nie mów, że nie pasuje ci do cery? – zaśmiała się nerwowo. – No przecież to naprawdę dobry produkt! Sama bym go używała, ale...
– Ale właśnie – przerwałam jej. – Nie chciałaś. Więc dałaś go mnie.
– No tak, ale co w tym złego?
– Nie rozumiesz? Nie chodzi o sam krem. Chodzi o to, jak się po tym poczułam.
– Oj, nie bądź taka wrażliwa. Przecież kobiety powinny dbać o siebie. To był po prostu prezent. Drogi zresztą.
– A co on miał wyrażać? – zapytałam cicho. – „Zrób coś ze sobą”? „Już nie jesteś ładna”?
Barbara westchnęła teatralnie.
– Naprawdę nie miałam nic złego na myśli. Może to błąd, że nie kupiłam nic innego, ale... myślałam, że się ucieszysz.
– Naprawdę sądziłaś, że się ucieszę z czegoś, co sama uznałaś za zbędne?
– Magda... Ja nie jestem dobra w takich rzeczach. Nigdy nie byłam. Ale to nie znaczy, że cię nie lubię.
Spojrzałam na nią długo. I zrozumiałam, że ona naprawdę nie widzi, co zrobiła. I może nigdy nie zobaczy.
Poczułam się bezpieczna
W niedzielę po południu poszłam do mamy. Siedziała w kuchni, jak zwykle z kubkiem kawy i gazetą, którą czytała tylko z przyzwyczajenia.
– Coś się stało? – zapytała od razu. – Wyglądasz, jakbyś miała zaraz wybuchnąć, albo się rozpłakać.
Usiadłam naprzeciwko niej i powiedziałam wszystko. O kremie. O Barbarze. O rozmowie z Irkiem. O tym, że czuję się jak niewidzialna. Mama słuchała w milczeniu. A potem sięgnęła po moją dłoń.
– Masz prawo tak się czuć – powiedziała spokojnie. – Masz prawo być wkurzona. Upokorzona. I masz prawo powiedzieć „dość”.
– Ale co to zmieni?
– Zmieni to, że postawisz granicę. A twoje granice to coś, co cię chroni przed światem. Nawet jeśli ten świat to twoja teściowa.
– Irek jej broni. Jakby to była drobnostka.
– Bo nie chce być między młotem a kowadłem. Ale ty jesteś jego żoną. I on powinien umieć cię postawić na pierwszym miejscu.
Zamilkłyśmy na chwilę. Mama wstała, nalała mi herbaty, tak jak robiła to zawsze, kiedy byłam dzieckiem i coś mnie bolało. Potem przysiadła się z powrotem.
– Teściowe potrafią być okrutne, choć nawet nie wiedzą, że takie są – powiedziała ciszej. – Ale to nie znaczy, że masz się na to godzić. Twoje uczucia też się liczą.
Patrzyłam na nią długo. Starszą, silniejszą wersję mnie. I przez moment poczułam się naprawdę bezpieczna.
Magda, 46 lat
Czytaj także:
- „Na emeryturze wytańczyłam sobie miłość. Mój związek z instruktorem był romantyczny jak walc wiedeński”
- „Przypadkowo przesunęłam w prawo w aplikacji randkowej. Spotkanie na kawie przerodziło się w ślub na plaży w Gdyni”
- „Przeprowadziliśmy się na wieś, ale sielanka nie trwała długo. Sąsiedzi mają nas za miastowych i traktują jak intruzów”