Reklama

Gdy się poznaliśmy, miałam dwadzieścia cztery lata, on trzydzieści. Pracowałam wtedy w biurze rachunkowym, wynajmowałam kawalerkę z koleżanką. Michał był już po kilku związkach, wyglądał dojrzale i miał coś, czego szukałam: spokój, stabilność, ciepło. No i te jego niebieskie oczy.

Reklama

Chciała nam pomóc

Pobraliśmy się po dwóch latach. Ślub – kameralny, bez zadęcia. Plany? Mieliśmy wspólne: mieszkanie, dziecko, spokojne życie. Problem był jeden – kasa. Wkład własny na mieszkanie przekraczał nasze możliwości. No i wtedy pojawiła się propozycja teściowej:

– Pomogę wam z wkładem, dzieci, żebyście nie musieli brać kredytu na miliony.

– Ale mamo, to za dużo… – Michał próbował delikatnie się wykręcić.

– Przestań, to tylko pieniądze. Poza tym – dodała z uśmiechem – dopiszcie mnie do aktu własności. Tylko formalność, dla zabezpieczenia. Gdybyście kiedyś się rozwodzili albo coś… No, wiecie, czasy są niepewne.

Miałam wątpliwości. Zapytałam Michała wieczorem:

– A co, jeśli się kiedyś pokłócimy? Albo ona się wtrąci?

– Nie wtrąci się. Przecież to nasz dom. Mama chce tylko pomóc.

Zgodziłam się. Głównie dlatego, że czułam się jak ktoś, kto wnosi do tego związku mniej. Ja: bez oszczędności, bez rodziny z zapleczem. Ona: konkretna, z pieniędzmi i z opinią kobiety, która „wie, co robi”. Dziś wiem, że to nie była pomoc. To była inwestycja teściowej w kontrolę nad naszym życiem.

Miałam żądania

Zaczęło się od niewinnych rzeczy. Przestawiła kwiatki, potem firanki, potem meble. Wróciłam z pracy i od razu poczułam, że coś jest nie tak.

– Dzień dobry, Bożenko – powiedziała, siedząc przy stole i sącząc herbatę z mojej filiżanki. – Mam nadzieję, że nie masz mi za złe. Przestawiłam trochę meble, bo tak lepiej światło wpada do pokoju. W tym układzie wszystko wydaje się większe, prawda?

Patrzyłam na nasz salon – nasz, nie jej – i nie wiedziałam, co powiedzieć. Komoda z pamiątkami po babci była teraz pod oknem, fotel Michała stał w kącie. Nawet nasze zdjęcie ślubne wisiało niżej. Przełknęłam ślinę.

– Pani Halino… Nie trzeba było.

– Daj spokój, mów mi po imieniu. A poza tym, dzieci drogie, to przecież mój dom też, prawda?

Uśmiechnęła się do mnie tak, jakby to było coś oczywistego. W tym uśmiechu było wszystko – przekonanie, że ma prawo, że zrobiła dobrze, i że powinnam być wdzięczna.

Nie widział problemu

Wieczorem czekałam, aż Michał wyjdzie z łazienki. Wyszedł w piżamie, wycierając włosy ręcznikiem. Zatrzymałam go w korytarzu.

– Michał, musimy pogadać.

– Co się stało?

– Twoja mama przestawiła cały salon bez pytania. Nawet nie zadzwoniła wcześniej, po prostu przyszła i zmieniła wszystko po swojemu.

Michał westchnął, ale zamiast złości, zobaczyłam na jego twarzy zmęczenie.

– Bożena… Przecież nie zrobiła tego złośliwie. Wiesz, jaka jest. Lubi, jak wszystko wygląda, jak należy. To tylko meble.

– Nie chodzi o meble. Ona nie pyta, robi, co chce, bo uważa, że może.

Michał podszedł do mnie, objął mnie ramieniem i szepnął:

– To jej pieniądze, Bożenko. Wiesz, jak było z mieszkaniem. Nie możemy być niewdzięczni. Może przesadza, ale ona nie chce źle.

Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko jedno: czy naprawdę chodziło o pomoc? A może od początku miała plan? Te pytania nie dawały mi spokoju jeszcze długo po tym, jak Michał zasnął.

Wprosiła się

Któregoś dnia wróciłam wcześniej z pracy. Klucz w drzwiach nie zadziałał od razu – był przekręcony od środka. Po chwili otworzyła teściowa w kuchennym fartuchu, z tłustą łyżką w dłoni.

– O, jesteś! Zrobiłam gołąbki. Zawsze je lubiłaś, prawda?

Rozejrzałam się po mieszkaniu. Pachniało cebulą, wszędzie leżały jej rzeczy – torebka na moim fotelu, szalik na poręczy krzesła, apaszka w przedpokoju. Kuchnia – zmieniona. Garnki w innych szafkach, przyprawy poprzesuwane.

– A… pani dziś nocuje? – zapytałam, siląc się na spokój.

– Zrobiło się późno, a ja nie mam już siły wracać. Michał powiedział, że mogę zostać. Nie mam przecież daleko do kanapy, co?

Zacisnęłam dłonie.

– Pani Halino, to nie jest hotel. To jest nasze mieszkanie.

– Nasze – powtórzyła wolno. – Nie byłoby was tutaj, gdyby nie ja.

Miałam tego dość

Wieczorem powiedziałam Michałowi, że dłużej tak nie mogę. Odpowiedział, że „mama potrzebuje kontaktu, odkąd tata zmarł”. Znowu mówił półsłówkami. Kręcił się po pokoju, unikał mojego spojrzenia.

– Postaw się w mojej sytuacji – poprosiłam. – Czuję się jak gość we własnym domu.

– Spróbuję z nią porozmawiać – rzucił cicho. I tak wiedziałam, że nic z tego nie będzie.

W końcu postanowiliśmy z Michałem, że spróbujemy się wyprowadzić. Znaleźliśmy mieszkanie w innej dzielnicy – mniejsze, ale ciche, z zielenią dookoła. Sprzedamy to, kupimy tamto. Będziemy mieć święty spokój.

– Nie wyrażam zgody – powiedziała teściowa, gdy jej o tym powiedzieliśmy. – To moje mieszkanie. Macie to czarno na białym. Nie po to dawałam pieniądze, żebyście teraz mnie zostawili.

– Ale mamo, to nie o to chodzi…

– Pozwoliłam wam mieszkać jak ludzie, a wy chcecie mnie wyrzucić?

– My nie chcemy pani wyrzucić. Chcemy żyć po swojemu. Bez strachu, że jutro znów zastanę pani rzeczy w naszej łazience.

Była nieprzejednana

– Ja wam dałam życie na poziomie! A ty, dziewczyno, mi tu nie będziesz mówić, co wolno, a czego nie!

– Nie chcę być więźniem we własnym domu! – powiedziałam głośno, nie patrząc już na nią, tylko na Michała. – Albo coś z tym zrobimy, albo… ja się nie dam zgnieść.

Zamilkliśmy. A potem Michał powiedział coś, czego się po nim nie spodziewałam.

– Chyba będziemy musieli iść z tym do sądu.

Wtedy zrozumiałam, jak bardzo ta sprawa nas rozdarła. Zaczęły się miesiące milczenia. Teściowa przestała dzwonić, nie pojawiała się bez zapowiedzi. Sprawa trafiła do sądu. Michał był coraz bardziej przygaszony, jakby coś w nim gasło z każdym dniem.

– Może to była pomyłka… z tą sprzedażą – powiedział w końcu.

Spojrzałam na niego. Nie było w nim już ani sprzeciwu, ani ciepła, tylko zmęczenie. Chciałam coś powiedzieć, ale nie miałam siły.

Wszystko się rozsypało

Leżałam potem w łóżku, gapiąc się w sufit. Nie poznawałam własnego życia. Nie wiedziałam, czy Michał jest jeszcze po mojej stronie, czy już gdzieś pomiędzy mną a matką. Czułam się coraz bardziej sama. Nie sprzedaliśmy mieszkania. Nie mogliśmy. Teściowa nadal widnieje w akcie własności jako współwłaścicielka, Michał też. I ja. Trzy osoby, trzy różne światy.

Nie mamy z teściową kontaktu. Od rozprawy minęło prawie pół roku. Czasem tylko widzę, że Michał zerka w telefon, jakby czekał, że ona się odezwie. Albo może to tylko moje wyobrażenie. Michał też zamknął się w sobie. Nie kłócimy się, ale też nie rozmawiamy o tym, co było. Żyjemy obok siebie, nie razem. Czasem w kuchni coś powie, ale nie dopytuje, jak się czuję. Nie przytula. Nie pyta.

Ja już niczego nie oczekuję. Przestałam się łudzić, że można wrócić do tego, co było przed „formalnością”. Czasem patrzę na akt własności, leżący w szufladzie, i myślę: co by było, gdybym wtedy powiedziała „nie”? Ale wtedy miałam nadzieję. I to była moja największa pomyłka.

Bożena, 26 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama