Reklama

Zdarzało mi się słyszeć historie o wścibskich teściowych, lecz dopiero gdy poznałem Ewę, matkę mojej żony, zrozumiałem, co znaczy mieć kogoś nieustannie zaglądającego przez ramię. Odkąd zamieszkaliśmy z Izą w niewielkim domu pod miastem, teściowa zaczęła wpadać do nas tak często, że czasem łapałem się na tym, że nasłuchuję skrzypienia furtki. Udawałem, że wszystko jest w porządku, choć czułem rosnące napięcie.

Znowu ona!

Furtka zaskrzypiała dokładnie w chwili, gdy stawiałem czajnik na kuchence. Spojrzałem na zegar. Była 8:12. Zbyt wcześnie na gości. Westchnąłem ciężko, bo wiedziałem, kto za chwilę stanie w drzwiach.

Iza wybiegła z łazienki z ręcznikiem na głowie.

– Ona znowu? – zapytała szeptem, jakby w domu stały ukryte mikrofony.

– Kto inny? – odparłem, starając się nie brzmieć złośliwie.

Drzwi otworzyły się bez pukania. Ewa weszła do środka jak właścicielka pensjonatu, która przyszła skontrolować pokoje.

– Dzień dobry wam! – rzuciła z niewinnym uśmiechem. – Jechaliście może w nocy gdzieś? Światło na podjeździe migało.

– Nic nie wiem o żadnym miganiu – odpowiedziałem, choć miałem wrażenie, że nie czekała na moją reakcję.

Teściowa obeszła kuchnię, zajrzała do kosza, dotknęła mokrego blatu i stwierdziła:

– Trochę bałagan macie. Może wam pomogę?

– Mamo, przyszłaś w jakiejś konkretnej sprawie? – Iza zwęziła oczy, jakby sama zaczynała tracić cierpliwość.

– Chciałam tylko sprawdzić, czy wszystko jest u was w porządku. Ostatnio wyglądacie na zmęczonych. – Ewa spojrzała na mnie wyjątkowo wymownie. – Może powinniście wcześniej chodzić spać.

– Śpimy wystarczająco – odpowiedziałem, czując, że podnosi mi się ciśnienie. – Naprawdę nie musisz codziennie tu zaglądać.

– Codziennie? Przesadzasz – obruszyła się, choć doskonale wiedziała, że nie przesadzam. – Po prostu martwię się o was.

Iza przejechała dłonią po twarzy, a ja spróbowałem skupić się na gotującej się wodzie, lecz dźwięk jej kroków za plecami przyprawiał mnie o nerwowość. Furtka znów zaskrzypiała. Tym razem marzyłem, aby zamknęła się za nią na dłużej niż jeden dzień.

Grzebała w naszej szafie

Następnego dnia wróciłem do domu wcześniej z pracy. Marzyłem o godzinie ciszy, o której nikt mnie o nic nie zapyta. Ledwo zdjąłem buty, usłyszałem, że ktoś chodzi po piętrze. Zamarłem w przedpokoju, próbując rozsądnie ocenić sytuację, lecz kroki były zbyt znajome. Zawołałem niepewnie:

– Iza? Jesteś już?

– To ja! – dobiegło z góry, zdecydowanie zbyt rześkim tonem jak na moją żonę po pracy. – Sprawdzałam tylko waszą garderobę. Zgubiłam sweter, chyba zostawiłam go ostatnio u was.

Ewa. Oczywiście, że Ewa. Wszedłem na schody powoli, z nieudawaną ostrożnością. Stała przy otwartej szafie, przeglądając nasze rzeczy, jakby prowadziła inwentaryzację.

– Możesz mi wyjaśnić, dlaczego otwierasz nasze szafy bez pytania? – zapytałem, czując, jak napina mi się kark.

– Ojej, nie przesadzaj. – Machnęła ręką. – Przecież to tylko sweter. Nie chcę wam przeszkadzać, po prostu szukam.

Mamo, co ty tu robisz? – Iza pojawiła się nagle za moimi plecami. – Nie dzwoniłaś, nie pisałaś.

– Bałam się, że się rozładuje wam telefon, gdyby coś się stało – odparła z miną kogoś, kto tłumaczy się z troski, nie z naruszenia prywatności.

Iza spojrzała na mnie błagalnie, jakby prosiła, żebym tym razem był spokojniejszy. Widziałem w jej oczach zmęczenie całym tym chaosem.

– Powinnaś pytać, zanim wejdziesz – powiedziałem w końcu. – Nie możesz tak po prostu przeszukiwać naszych rzeczy.

– Oj, Krzysiu… – teściowa westchnęła z udawanym rozczarowaniem. – Jesteś ostatnio taki drażliwy.

Zamknąłem szafę zdecydowanie, a ona w końcu skierowała się do wyjścia, mrucząc pod nosem coś o niewdzięczności młodego pokolenia. Przez chwilę staliśmy z Izą w ciszy, słuchając oddalających się kroków, które brzmiały jak obietnica następnego najścia.

Tylko się o nas martwi...

Po ostatniej wizycie Iza zaproponowała, żebyśmy spokojnie porozmawiali z Ewą i wyjaśnili jej, że potrzebujemy więcej prywatności. Kiwałem głową, choć w środku czułem, że spokojna rozmowa niewiele zmieni. Mimo to spróbowaliśmy.

Umówiliśmy się na sobotę. Przygotowałem kawę i starałem się wyglądać jak człowiek, który nie planuje kłótni. Ewa usiadła z wyprostowanymi plecami, patrząc na nas podejrzliwie, jakby wyczuwała, że szykuje się dyskusja, z której może nie wyjść zwycięsko.

– Mamo – zaczęła Iza łagodnym tonem – chcemy porozmawiać o odwiedzinach. Ostatnio bywasz u nas naprawdę często.

– Przecież jestem rodziną – przerwała. – Rodzina powinna być blisko.

– To prawda – odpowiedziałem spokojnie. – Tylko że czasem potrzebujemy pobyć sami. Bez kontroli, bez sprawdzania, czy coś robimy dobrze.

Ewa zmrużyła oczy, jakby próbowała odczytać w naszych słowach ukrytą obrazę.

– Kontroli? Nigdy was nie kontrolowałam – postukała paznokciami w filiżankę. – Martwię się o was, to wszystko.

– Rozumiemy to – powiedziała Iza. – Chodzi jedynie o to, że wchodzisz bez zapowiedzi. I czasem robisz rzeczy, które naruszają naszą prywatność.

– Na przykład? – zapytała z oburzeniem, choć dobrze wiedziała.

– Szafa – odpowiedziałem krótko. – Schody. Drzwi otwierane bez pukania.

Cisza zawisła nad stołem. Ewa prostowała palcami rąbek serwetki, jakby próbowała uporządkować nie tylko materiał, ale i własne emocje.

– Jeśli tak to widzicie… – powiedziała w końcu chłodno. – Postaram się uważać.

Jej ton wskazywał, że wcale nie zamierzała uważać. Wychodząc, rzuciła tylko:

Człowiek chce dobrze, a zostaje potraktowany jak intruz.

Gdy zamknęły się za nią drzwi, spojrzałem na Izę. W jej oczach odbijał się strach, że ta rozmowa była dopiero początkiem.

Wydawało się, że zrozumiała. A jednak nie

Minęły zaledwie trzy dni od naszej „szczerej rozmowy”, a ja zacząłem się łudzić, że może jednak dotarło do Ewy, jak bardzo potrzebujemy spokoju. Myliłem się. W czwartek obudził mnie dźwięk telefonu. Była prawie 23.oo. Spojrzałem na wyświetlacz. Ewa.

– Odbierz – mruknęła Iza, choć brzmiała tak samo niechętnie jak ja.

– Słucham? – powiedziałem, starając się zabrzmieć normalnie.

– Widzę światło w waszej sypialni – oznajmiła bez przywitania. – Wszystko dobrze? Powinniście już spać, jutro praca.

– Wszystko jest dobrze, mamo – odpowiedziała Iza, przejmując ode mnie telefon. – Nie musisz chodzić po podwórku o tej porze.

– Przechodziłam tylko obok z psem! – zawołała Ewa, choć wiedzieliśmy, że to nie była prawda. – Pomyślałam, że może się pokłóciliście.

– Nie pokłóciliśmy się. Wracaj do domu, proszę – powiedziała Iza i rozłączyła się szybciej, niż Ewa zdążyła zaprotestować.

Leżeliśmy chwilę w milczeniu, lecz zasnąć było trudno. Czułem narastającą frustrację połączoną z czymś, co przypominało bezradność. Granice, o które prosiliśmy, były ignorowane, jakby nasze życie stanowiło dla Ewy otwartą księgę.

Rano furtka znów zaskrzypiała. Wszedłem do kuchni w szlafroku i zobaczyłem teściową stojącą przy stole z miną sędziego.

– Dzień dobry – rzuciła sucho. – Chciałam porozmawiać o tym tonie, którego użyliście w nocy.

– Mamo, była noc! – Iza spojrzała na nią z niedowierzaniem. – Każdy by się zirytował.

– Zmartwiłam się! – Ewa uniosła podbródek. – Nie lubię, gdy odpycha się moją troskę.

To nie była troska – powiedziałem, zanim zdążyłem się ugryźć w język. – To było przekroczenie granicy.

Jej oczy zwęziły się jak przed burzą. Czułem, że nadchodzi moment, w którym cierpliwość przestanie być wystarczającą odpowiedzią.

Ona nie ma skrupułów!

Sobota zapowiadała się spokojnie. Iza pojechała na zakupy, a ja zostałem w domu, próbując naprawić skrzypiący zawias w drzwiach sypialni. Pracowałem w ciszy, kiedy usłyszałem charakterystyczny klik furtki. Serce zabiło mi mocniej. Miałem nadzieję, że to listonosz, choć było zdecydowanie za wcześnie.

Niestety, po chwili w progu stanęła Ewa. Rozejrzała się po korytarzu, jakby szukała potwierdzenia własnych podejrzeń.

– Iza nie wróciła jeszcze? – zapytała tonem, który bardziej przypominał przesłuchanie niż zwykłą ciekawość.

– Nie. Zaraz będzie – odpowiedziałem, odkładając śrubokręt. – Mamo, umawialiśmy się, że dasz nam znać przed przyjściem.

– Przecież tylko zajrzę na chwilę – weszła głębiej, mijając mnie bokiem. – Zauważyłam, że macie zasłonięte okno w sypialni. Pomyślałam, że może coś ukrywacie.

– Nie masz prawa wchodzić do sypialni – powiedziałem twardo, gdy ruszyła w stronę schodów. – To nie jest miejsce na twoje kontrole.

– Kontrole? – odwróciła się gwałtownie. – Chcę wiedzieć, czy wszystko jest w porządku! Ostatnio zachowujecie się podejrzanie.

– Podejrzanie? – powtórzyłem, czując, że z mojej cierpliwości zostały strzępy. – Żyjemy swoim życiem. To nie znaczy, że masz nas sprawdzać.

Ewa wspięła się na pierwszy stopień.

– Jeśli nie macie nic do ukrycia, to chyba mogę zobaczyć, co tam robicie.

Wtedy coś we mnie się zakotłowało. Stanąłem na schodach, blokując jej drogę.

– Koniec. Nie wejdziesz tam. Nie możesz decydować, gdzie masz prawo się poruszać w naszym domu.

Oczy Ewy rozszerzyły się, jakby nikt nigdy nie powiedział jej „nie”.

W tej chwili drzwi wejściowe otworzyły się i stanęła w nich Iza z siatkami zakupów. Spojrzała na nas, na moją postawę, na twarz matki. Wiedziała, że doszliśmy do punktu, z którego nie ma powrotu.

Jej bezczelność nie ma granic

Iza odłożyła zakupy na podłogę i spojrzała na nas tak, jakby próbowała zrozumieć, w którym momencie wszystko wymknęło się spod kontroli. Ja stałem na schodach z ramionami napiętymi jak struna, a Ewa z uniesioną brodą wyglądała jak ktoś, kto właśnie został niesprawiedliwie osądzony. Cisza, która zapadła, miała ciężar zupełnie nowej rzeczywistości.

– Mamo, co ty robisz? – zapytała Iza powoli.

– Chciałam tylko wejść na górę – odpowiedziała Ewa. – Chciałam wiedzieć, dlaczego ostatnio mnie od siebie odsuwacie. To nienaturalne.

– To nie jest odsuwanie – powiedziała Iza, podchodząc bliżej. – To są granice. Próbowaliśmy ci to tłumaczyć już kilka razy.

Ewa otworzyła usta, jakby miała wygłosić długą przemowę, lecz żadne słowa nie wyszły. Patrzyła to na mnie, to na córkę, jakby próbowała zrozumieć, kiedy straciła wpływ na sytuację.

– Mamo, kocham cię – powiedziała Iza cicho – ale nie możesz wchodzić do naszego domu jak do siebie. Nie możesz nas kontrolować. To nas niszczy.

Teściowa odwróciła wzrok. Zeszła ze schodów wolno, jakby każdy stopień był osobnym ciężarem. Kiedy sięgnęła po klamkę, spojrzała jeszcze raz na nas oboje.

– Nie wiedziałam, że tak to odbieracie – powiedziała bez śladu poprzedniej zadziorności. – Spróbuję to przemyśleć.

Wyszła, a furtka zamknęła się za nią bez skrzypienia. Usiadłem na pierwszym schodku, czując zmęczenie, które rozlało się po całym ciele. Iza usiadła obok mnie i oparła głowę na moim ramieniu.

– Myślisz, że to coś zmieni? – zapytała.

– Nie wiem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Wiem tylko, że pierwszy raz od dawna czuję, że w naszym domu zrobiło się naprawdę cicho.

Może to była cisza przed kolejną burzą, a może dopiero początek zmiany. Tego dnia wystarczyło mi samo to, że należała do nas.

Krzysiek, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama