Reklama

Matka mojego męża była kobietą tradycyjną. Nie chcę powiedzieć, że to było złe, choć… tak, miało to znamiona jakiejś niezbyt zdrowej fascynacji kontrolą nad innymi i zmuszaniem ich do ciężkiej pracy. Do tego teściowa była zwyczajnie niemiła i potrafiła mnie celowo urazić. „Kobieta powinna znać swoje miejsce i usługiwać mężowi”– zwykła mawiać. A moja praca i moje ambicje zawodowe, były dla niej nic nie znaczącą fanaberią. Najgorzej jednak zaczęło się dziać zaraz po tym, jak urodziłam dziecko.

Reklama

– Teraz nareszcie poznasz, co to znaczy być kobietą, z krwi i kości! – wykrzyknęła od razu, gdy tylko obwieściliśmy jej z Rafałem, że będziemy rodzicami. Patrzyłam na nią jak popijała kawę ze swojej ulubionej filiżanki. Jej oblicze zdradzało pełnię satysfakcji, już bardziej zadowolona być nie mogła. Tak jakby myślała, że teraz właśnie dostanę za swoje i dopiero zobaczę, co to znaczy żyć. Obudziło to we mnie mimowolny bunt.

Dlaczego niby od teraz dopiero? O co jej chodzi? Wcześniej niby nie wiedziałam jak być kobietą? A kim niby, do cholery, byłam? Od zawsze musiałam słuchać jej kąśliwych komentarzy dotyczących mojej osoby. Ciągle coś było nie tak. Lubiłam nosić kostiumy do pracy, to wyśmiewała je, że to taka paniusiowata wielkomiejska moda.

– W tej koszuli zamierzasz przyrządzać obiad? – już od progu potrafiła tak mnie przywitać.

Gdy byłam mocniej umalowana, od razu dawała mi do zrozumienia, że naturalne piękno nie potrzebuje takiego jaskrawego i sztucznego podkreślania. Sama nigdy oczywiście się tak nie malowała!

Najmocniej przeszkadzało chyba jej to, że chodzę do pracy na osiem godzin, codziennie. Tak nie przystoi przecież dobrej żonce, która ma usługiwać mężusiowi strudzonemu po ciężkim dniu. Kobieta powinna strzec ogniska domowego i zajmować się dziatwą, a dla przyjemności robić na szydełku, drutach lub wyszywać obrusy i serwetki. Ja tak nie robiłam, niczego nie strzegłam, bo pracowałam na etacie, a i brałam czasami nadgodziny jak trzeba było. Rafał poznał mnie właśnie taką i taką mnie pokochał – wymalowaną, w kostiumie i na wysokim obcasie.

– Kto to widział, żeby niewiasta chodziła do pracy w banku? – prychnęła, a ja czułam od razu rosnącą gulę w gardle.

Rafał lojalnie mnie uprzedzał, że nie jest łatwa, zanim doszło do naszego pierwszego spotkania, myślałam jednak, że prędzej czy później jakoś się dotrzemy. Myślałam dziecinnie, że jeśli kocham jej syna, to i ją obdarzę ciepłymi uczuciami. Nic bardziej mylnego.

Teściowa zawsze wbijała mi szpilę

Wyzłośliwiała się bez powodu, była opryskliwa, ciągle mówiła, że trafił mi się Rafał, jak ślepej kurze ziarno. Z pozoru niby mówiła coś miłego, ale zawsze na koniec wbijała jakąś szpilę, żeby mi zrobić przykrość, żeby mi tylko przygadać, umniejszyć i tak w kółko. Mówiła na przykład: „O, serniczek? Pewnie z cukierni?”, „Rafałku nie wyglądasz najlepiej. Przychodź do mnie się trochę podtuczyć”, „Agnieszko, masz cienie pod oczami? Pewnie za dużo pracujesz, a to zdrowe nie jest, w dodatku mało ruchu, a potem wiadomo, ciężko zrzucić”.

Przy mnie zawsze mówiła coś takiego, co miało mi jakoś dokopać. Rafał nie raz mi tłumaczył, żebym wpuszczała jednym uchem, a wypuszczała drugim te jej komentarze, ale nie potrafiłam. Nie podobało mi się też, że zamiast wziąć mnie w obronę, on tylko tchórzliwie, jak synek mamusi, potem za jej plecami wyjaśniał mi co starsza dama miała na myśli. I że nie to, co wszyscy usłyszeli, tylko coś innego. A figa z makiem!

Nie raz zwracałam mu uwagę, by powiedział swojej matce, żeby ostrożniej się wypowiadała, bo zwyczajnie często jest mi przykro. Niestety Rafał ani razu jej nic nie powiedział. Plusem całej tej sytuacji było to, że nie mieszkaliśmy z nią pod jednym dachem, ani zbyt często nas nie odwiedzała. Raz na jakiś czas musieliśmy wpaść do niej w niedzielę na uroczysty obiad i to by było na tyle. Ale te kilka godzin czasami było nie do wytrzymania. Nie zawsze dawałam radę to przetrwać bez szwanku. To było momentami cholernie trudne.

Od zawsze chciałam robić karierę

Wtedy, gdy obwieściliśmy, że spodziewam się dziecka, nie dałam rady pozostawić jej paplania bez reakcji.

– Co mamusia ma konkretnie na myśli? – dopytałam ją przymilnym głosikiem, na jaki tylko umiałam się zdobyć.

– A to mam na myśli, ze wreszcie dasz sobie spokój z tą twoją wielką posadą i zaczniesz zajmować się mężem i dzieckiem.

Miałam tego dość, nikt nie będzie mi mówił co mam robić. Od ośmiu lat pracowałam w bankowości. Byłam dobra w swoim fachu. Szefowie i współpracownicy cenili mnie za profesjonalizm i chyba też mieli za dobrą koleżankę, a ona śmiała to wszystko podważać? Za kogo ona się uważała, do cholery!

– Niczym się nie zamierzam zajmować! – wypaliłam z grubej rury. – Mam za to zamiar godzić życie zawodowe z prywatnym.

Teściowa prawie zachłysnęła się kawą słysząc moje słowa. Rafał objął mnie ramieniem, co miało mnie chyba ochronić przed wybuchem, który miał nastąpić. Jednak ja nie chciałam już żadnej pomocy z jego strony. Było na to za późno.

Lata studiów i podyplomowe, bezpłatne staże, potem płatne praktyki, wreszcie stanowiska juniorskie, seniorskie, aż wreszcie samodzielna specjalistka i ekspertka w swojej dziedzinie. Nikt mi tego nie odbierze i nikt mi nie będzie wytykał, że nie zajmuję się odpowiednio własną rodziną! A już na pewno nie ona!

– Po porodzie, jak będzie maleństwo, zupełnie ci się odmieni, wspomnisz moje słowa – a ta dalej swoje jak stara katarynka.

Potrząsnęłam odmownie głową, ale teściowa wiedziała swoje. Zakończyłam tę jałową dyskusję, bo to rzeczywiście było bezcelowe. Wszystko miało wyjść w praniu. Mama Rafała niestety bardzo czynnie zaczęła uczestniczyć w przygotowaniach do narodzin naszego dziecka. Przychodziła bez zapowiedzi, przynosząc jakieś podarki, które nie były mi niezbędne, albo jakieś ciuszki dla malucha. Była cała w emocjach i czekała niecierpliwie na rozwiązanie. To akurat normalne, chciała zobaczyć już swoją pierwszą wnuczkę. Bo to miała być dziewczynka.

Myślałam, że wszystko sie ułoży

Początkowo niechętnie, ale jednak zaczęłam być wdzięczna za to, że mi pomaga. Doszłam do wniosku, że maleństwo sprawi, że będzie między nami lepiej. Myślałam o tym, że czas zapomnieć o dawnych waśniach, że teraz zaczniemy nowy rozdział w naszej relacji. Pewnego dnia jak gdyby nigdy nic wpadła bez zapowiedzi i wprowadziła jedną wypowiedzią totalny zamęt:

– Agusiu, jestem bardzo zadowolona, że jednak poszłaś po rozum do głowy i zrezygnowałaś z posady.

– Co proszę? Ale co też mama mówi? Pierwsze słyszę?

Teściowa się speszyła i zdziwiła nie bardziej ode mnie.

– No Rafał mówił, że po roku macierzyńskiego to ty już nie masz zamiaru podjąć ponownie pracy w tym twoim banku?

Nie wierzyłam własnym uszom. Czy mój małżonek rzeczywiście powiedział coś takiego? Pewnie z tego powodu ostatnio wydawała się jakby milsza w stosunku do mnie. Albo to jej własna zagrywka i jeszcze chce w to wplątać Bogu ducha winnego Rafała?

Odpowiedziałam jej, że widocznie doszło do jakiegoś nieporozumienia, a potem zasłoniłam się migreną. Nie chciałam niczego wyjaśniać. Za to późnym popołudniem, gdy odpoczywałam z Rafałem na kanapie i śledziliśmy jednym okiem jakiś serial, nie omieszkałam mu wspomnieć o całej tej wymianie zdań. Myślałam, że skwituje to machnięciem ręką, zacznie się śmiać lub zniecierpliwi na to, co ta matka wygaduje. Ale nie byłam przygotowana na to, co usłyszałam.

– No, ale o co ci właściwie chodzi? Chyba to, że nie wracasz do pracy to jednak normalna sprawa? Będzie dziecko, trzeba będzie się nim zajmować, więc jeśli nie ty, to kto? – powiedział zupełnie nie zdając sobie sprawy, jakie to wywołało u mnie wrażenie i schrupał nerkowca z miseczki ze smakiem.

– Czyś ty Rafał postradał zupełnie zmysły?! Ja nie mam najmniejszego zamiaru nie wracać do pracy!

Nasze wspólne plany właśnie chyba legły w gruzach. Rafał popatrzył na mnie uważnie, wyłączając w tym samym momencie telewizor z pilota.

Maluch musi mieć matkę, to chyba oczywiste? Kasę zarabiam ja i będzie nas stać na wszystko. Już moja w tym głowa, tym się nie kłopocz – nagle stał się głową rodziny patriarchalnej. – Mogę pracować więcej, wystaram się o podwyżkę, może awansuję, a ty nie będziesz musiała wracać do zawodu. Będziesz mogła być w domu i dbać o nas – produkował swoją sielankową wizję dalej.

Co to był za bełkot? I kto mi podmienił męża? Nie za takiego Rafała wychodziłam za mąż.

Gdzie się podział mój mąż?

Nadciągała afera i to wielkimi krokami, ale póki co usiłowałam się jakoś opanować. Wytłumaczyłam mu jeszcze raz, że nie zamierzam rezygnować z pracy zawodowej i po roku w domu z dzieckiem mam zamiar wrócić na swoją posadę. Mała pójdzie w tym czasie do żłobka.

– Przecież znałeś moje plany i poglądy na karierę od samego początku? Nie mam pojęcia, co się nagle zmieniło, że wygadujesz takie kompletne bzdury? I to z pełną powagą.

Na twarzy Rafała pojawił się grymas, który znałam aż za dobrze. Była to identyczna mina, którą widywałam u jego matki. Pobłażliwo-współczująca. Miałam ochotę się rozpłakać. Bałam się, że za chwilę nie będzie już mojego męża, tego faceta, w którym się zakochałam, a który był postępowy, równościowy i wspierał oraz rozumiał kobiety i ich aspiracje. I to wszystko wyszło dopiero na jaw, gdy oczekujemy pierwszego dziecka. Byłam zdruzgotana!

Jak do tego doszło? Jak można się tak pomylić? Jak szczęście może być tak ulotne? On mnie po prostu oszukał! Zupełnie nie tak miał wyglądać ten radosny czas, w którym czekamy wspólnie na nasze dziecko. Jak mogliśmy się tak bardzo różnić i tak bardzo zmienić? To było niewyobrażalne. Po prostu. Rozminęliśmy się.

Pojechałam do siostry na kilka dni. Sama. Bez Rafała. Nie chciałam, żeby mi towarzyszył, mimo że zazwyczaj przyjeżdżaliśmy do niej we dwoje. Agata godziła jakoś wychowywanie dzieci z pracą zawodową, więc chciałam od niej usłyszeć, że to jest możliwe. Że to nie są jakieś moje dziwne wymysły. Chciałam, żeby mnie wsparła w tej nierównej walce z teściową i Rafałem, który był pod jej przemożnym wpływem w tej sprawie.

– Agnieszka, to nie są proste sprawy. Bywa cholernie ciężko, ale jeśli mam być szczera, to myślę, że cały ten wysiłek się opłaca. Dzieci są małe tylko przez krótki czas, to prawda, ale trzeba im dużo dać od siebie. Myślę, że kobieta, która się spełnia zawodowo i rozwija, bo chce, będzie szczęśliwsza od tej, która siedzi w domu, bo tak jej ktoś kazał. A szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko. Sfrustrowana matka to nieszczęśliwe dziecko. Dzieci szybko się usamodzielniają, a kobieta zostaje z tym, czego wcześniej się dorobiła. Jak nie wrócisz do pracy po pewnym czasie, to później będzie ci bardzo ciężko zacząć coś od nowa.

Czułam, że to co mówi ma sens. Miałam zbieżne poglądy. Praca była jednocześnie moją pasją i nie chciałam się jej wyrzekać. Nie chciałam się poświęcać dla dobra dzieci. Rafał miał zupełnie inne podejście. Od tego czasu ciągle się kłóciliśmy na ten temat. Po pewnym czasie postanowiłam, że dyskusję trzeba zakończyć, bo stres jeszcze zaszkodzi maleństwu.

Byłam jednak pewna co do tego, że na pewno wrócę do pracy. Przed rozwiązaniem zapowiedziałam kadrze kierowniczej, że idę na macierzyński, a potem od razu wracam.

Bycie mamą było cholernie trudne

Po porodzie nie wydarzyło się nic, co by mnie jakoś szczególnie zdziwiło. Oczywiście nasza córeczka była najwspanialszym darem i cudem świata. Ale byłam przygotowana, bo moja siostra Agata regularnie opowiadała mi o wszystkich trudach związanych z jej rodzicielstwem przy dwójce dzieci. Wiedziałam, że noce będą nieprzespane, że będę wykończona i ciągle poddenerwowana. I rzeczywiście tak było, ale miłość do Dominisi była bezgraniczna i wynagradzała mi wszystko. Każdy ból, każdą łzę, każdą niewygodę. Rafał przychodził coraz później, brał coraz więcej pracy i w kółko mówił, że to wszystko dla nas.

– Dla nas to ty mógłbyś wracać po piętnastej i odciążyć mnie trochę przy malutkiej! – ripostowałam z przekąsem.

– Zrozum, że pracuję więcej, żebyście mogły sobie bezpiecznie z Domi siedzieć w domku i żebyś o nic się nie musiała martwić – ględził jak zdarta płyta.

Słyszałam od niego też w kółko, że teściowa jest bardzo chętna do pomocy, ale to była już ostateczna ostateczność. Kłóciliśmy się od nowa, a wszystko nasilało się jeszcze bardziej, im mniej zostawało mi macierzyńskiego. Rafał bez przerwy podkreślał jaka to jestem świetna w roli mamy i że sama chyba zrozumiałam na czym to wszystko polega.

– Na pewno nie masz ochoty siedzieć teraz osiem godzin za biurkiem. W domu przyjemniej z maleńką sobie tak poprzebywać, nacieszyć się nią, patrzeć jak się rozwija – zagadywał do mnie.

– To przebywanie przyjemne z dzieckiem w domu, o którym mówisz to jest ciężka harówka! – wkurzałam się niemiłosiernie, ale on tego kompletnie nie rozumiał.

Przyszło mi wtedy coś niespodziewanie do głowy i postanowiłam szybko to zrealizować.

– Jadę pomóc Agacie z dziećmi, bo dopadło ich wszystkich jakieś choróbsko, a Jarek oczywiście jest w tym czasie na delegacji.

– Jedziesz? Tak nagle? A Dominika?

– Ty z nią zostaniesz, przecież jesteś jej tatą. Dasz sobie radę. Ale nie wzywaj na pomoc swojej mamusi. To zakazane. Potraktuj to jako wyzwanie. Będzie dobrze. – uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam się pakować.

Rafał zaniemówił z wrażenia. Biedak nie zdążył nic wymyślić i został postawiony przed faktem dokonanym. Po niedługim czasie miałam wszystko przygotowane, dałam im soczyste całusy i wyszłam z domu.

Jechałam tylko na trzy dni, to nie było nic wielkiego. Nawet pobudek nocnych może nie będzie musiał zaliczać? Nie będzie musiał za dużo jej przebierać, ani nosić w czasie ząbkowania… Ale taki krótki trening na pewno mu się przyda. Może łatwiej pojmie z czym ja się codziennie zmagam. I co to naprawdę znaczy opiekować się dzieckiem w domu. To nie jest urlop. To jest ciężka praca. Po trzech godzinach dzwonił do mnie z rozpaczą w głosie.

– Aga, błagam cię wracaj. Ona nie chce wcale spać, musze ją cały czas nosić, ciągle płacze. Nie wiem co jej jest, może jest chora?

– Na pewno nic jej nie jest, po prostu potrzebuje twojej bliskości i spokoju – odparłam przytomnie. – Wypij kawkę i działaj! Dasz radę! – zawołałam pokrzepiająco.

Siedzenie z dzieckiem to ciężka praca

Te trzy dni sprawiły, że dość dobrze poczuł jaki to jest rodzaj zmęczenia i co to znaczy czuwać. Że to jest ciągła praca i że opieka nad dzieckiem bardzo męczy dorosłego człowieka. Przez te trzy dni nie musiał niczego przepierać, ani prasować. Raczej też za dużo nie gotował. Ale i tak co chwila do mnie dzwonił ze swoimi wątpliwościami i dylematami rodzicielskimi: co robić jak tyłas jest zaczerwieniony, ile dawać jej mleka, a co jak nie wypije, czy można puścić jej piosenkę z telefonu, ile trwa drzemka i dlaczego tak krótko…

Na wszystkie te pytania cierpliwie udzielałam odpowiedzi, a Rafał był wycieńczony. Gdy wróciłam do domu, oddał mi dziecko, padł na fotel i nie ruszał się przez długi czas. Chciało mi się śmiać.

– Nie wiem jak ty sobie ze wszystkim tak dobrze radzisz? To jest jakiś roller-coaster, serio!

– Tak, to siedzenie w domu i urlopik, przecież, nieprawdaż? –zapytałam dowcipnie, a Rafał zaprzeczył gwałtownie ruchem głowy.

Temat mojego powrotu do pracy wrócił naturalnie. Mój mąż stwierdził sam z siebie, że skoro macierzyński mi się kończy, musimy poszukać żłobka dla Dominisi.

– Tylko trzeba sprawdzić czy mają kuchnię na miejscu, menu bez cukru i soli oraz dużo miejsca do biegania w ogrodzie. I oczywiście monitorowane obejście.

Mogłam wreszcie odetchnąć. Jednego z ostatnich weekendów mojego macierzyńskiego odwiedziliśmy teściową. Kiedy wypowiedziała to swoje drwiące: „Kariery się zachciało, a co z dzieckiem? Schodzi teraz na dalszy plan?”, szykowałam już w głowie jakąś równie złośliwą odpowiedź, ale nie zdążyłam. Rafał wypalił od razu:

– Aga to najlepsza mama dla naszej córki i nie ma lepszej na całym świecie. Pójdzie do pracy i będzie się w niej spełniać. A to ją tylko wzmocni!

Wzruszyłam się ogromnie i nawet nie widziałam jaką minę miała teściowa po tych słowach. Nareszcie znowu pojawił się ten człowiek, w którym się zakochałam i który był mi najbliższy na świecie. Mój najlepszy przyjaciel. Wspierający i dobry.

Rafał przestał pracować całymi dniami, wraca teraz często wcześniej i pomaga mi przy małej. Ma do pracy na dziewiątą, więc wiezie Dominikę najpierw do żłobka, a ja odbieram ją koło piętnastej. Oczywiście to wszystko nie jest takie łatwe i nie zawsze wszystko jest idealne, ale mamy siebie. Dominisia dobrze się chowa, a my już nie kłócimy się o głupoty. A jak się miewa moja teściowa? Gdy Rafał stanął jednoznacznie po mojej stronie, jego mama jakby przycichła, mniej komentuje to co robimy i muszę przyznać, że jest świetna babcią dla naszej córeczki. Ja nadal się z nią nie zaprzyjaźniłam, ale nie można mieć w życiu wszystkiego…

Agnieszka, 31 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama