„Teściowa kazała nam się pozbyć kotki, bo zrobi krzywdę dziecku. A ona je chroniła przed wredną opiekunką”
„– Łatka świata poza Julcią nie widzi. I pewnie nie podoba się jej, że zajmuję się nią jakaś obca kobieta – westchnęłam głęboko. – A jeśli się nie zajmuje, tylko pięknie o tym opowiada? Lub nie daj Boże robi jej jakąś krzywdę? A kocica to sygnalizuje? – spytała Ola”.
- Natalia, 30 lat
Łatka mieszkała z nami od pięciu lat, była grzeczną i łagodną kotką. Wiedziałam, że nie zrobi mojej córeczce żadnej krzywdy. Teściowa jednak wiedziała swoje.
Teściowa się uparła
Teściowa marzyła o tym, żeby zostać babcią i jej pragnienie wreszcie miało się spełnić. Kiedy jednak już nas wyściskała i wycałowała, nagle wpadła w panikę i wykrzyknęła:
– O Boże, przecież wy macie kotkę! Musicie jak najszybciej znaleźć dla niej nowy dom!
– A to dlaczego? – zdziwiłam się.
– Jeszcze pytasz? Przecież nie wiadomo, co takiemu zwierzakowi do łba strzeli. Może wskoczyć do łóżeczka i podrapać maluszka. Albo oko mu wydłubać, a nawet zadusić… Słyszałam o takich przypadkach.
Zobacz także
– Od kogo?
– No… od ludzi…
– Mamo, to tylko złośliwe plotki, historyjki wyssane z palca. Nie można wierzyć we wszystko, co ludzie gadają – westchnęłam.
– Akurat! W każdej plotce jest ziarnko prawdy. Lepiej więc dmuchać na zimne. Jeszcze dziś popytam znajomych. Może ktoś ją przygarnie…
– Ani mi się waż! – przerwałam jej. – Znam Łatkę, jest z nami od pięciu lat. To najłagodniejszy i najgrzeczniejszy kot na świecie. Jestem pewna, że nie zrobi dziecku krzywdy. Ba, idę o zakład, że zakocha się w nim od pierwszej chwili.
– Ale…
– Żadnego „ale”. Łatka zostaje i już! – ucięłam.
Do porodu teściowa nie wracała przy mnie do tematu, bo nie chciała mnie denerwować, ale Pawłowi spokoju nie dała. Któregoś dnia przyznał się, że przy każdej okazji próbuje go przekonać, byśmy się pozbyli zwierzaka. Na szczęście mąż trzymał moją stronę, więc w końcu się poddała. Nie oznacza to jednak, że zmieniła zdanie.
– Jak dojdzie do tragedii, to może przejrzysz na oczy. Oby tylko nie było za późno – wykrzyczała synowi w twarz w trakcie ostatniej rozmowy.
Jedyne, co nam pozostało, to wiara, że gdy maluch przyjdzie na świat i teściowa zobaczy, jak zachowuję się Łatka, zrozumie, że jej obawy były bezpodstawne.
Kotka pokochała córeczkę
Urodziłam córeczkę. Śliczną i zdrową. Tak jak się spodziewałam, kotka od razu uznała ją za członka rodziny. I to takiego, który wymaga szczególnej uwagi i troski. Kładła się przy Julci, mruczała uspokajająco, dotykała noskiem jej rączek. A gdy mała płakała, kręciła się zaniepokojona i miauczała. Jakby chciała zapytać, co się dzieje i czy może pomóc. Spędzała przy mnie i córeczce całe dnie i noce. I choć opowiadaliśmy o tym teściowej, pokazywaliśmy zdjęcia i filmiki, ona ciągle trwała przy swoim i patrzyła na Łatkę z, delikatnie mówiąc, dużą rezerwą.
– Na razie jest miła i spokojna. Ale któregoś dnia pokaże pazury – powtarzała jak katarynka.
Na szczęście kocica zdawała się tego nie słyszeć. Wystarczało jej nasze zaufanie.
Potrzebowaliśmy opiekunki
Po urlopie macierzyńskim postanowiłam wrócić do pracy. Żal mi było rozstawać się z córeczką, ale nie miałam innego wyjścia. Uznałam, że na żłobek Julcia jest jeszcze za mała, więc musieliśmy zatrudnić opiekunkę.
– Mam dla was wspaniałą kandydatkę. Doświadczoną, kompetentną, godną zaufania. Lepszej nie znajdziecie – oświadczyła nam teściowa.
– To jakaś mamy dobra znajoma? – zapytałam z zaciekawieniem.
– Nie, mojej przyjaciółki. Ale Halinka głowę za nią daje. Mówi, że to anioł nie niania. I akurat jest wolna, bo jej ostatni podopieczny poszedł do przedszkola. Spotkacie się z nią?
– Oczywiście! – wykrzyknęłam uradowana. Od znajomych wiedzieliśmy, że znalezienie dobrej opiekunki graniczy nieomal z cudem. A tutaj teściowa podawała nam sprawdzoną pomoc niemal na tacy.
Byliśmy zachwyceni panią Jadzią
Pani Jadzia zrobiła na nas bardzo dobre wrażenie. Odpowiedziała kompetentnie na pytania, rozwiała wszelkie wątpliwości. I, co ważne, nie przeszkadzała jej obecność kotki. Ba, uważała, że dzieci od małego powinny chować się ze zwierzętami. Bo to dobre dla ich rozwoju i zdrowia.
– Naprawdę tak powiedziała? – nie dowierzała teściowa.
– Paweł świadkiem! Widzi mama? Nawet doświadczona niania trzyma naszą stronę.
– Czyli rozumiem, że ją zatrudniacie?
– Bez wahania. Miała mama rację, lepszej nie znajdziemy – uśmiechnęłam się.
Pani Jadzia zaczęła u nas pracę miesiąc później. Im lepiej ją poznawaliśmy, tym byliśmy nią coraz bardziej zachwyceni. Gdy opowiadała, jak to bawi się z Julcią, jak czyta jej bajeczki, zabiera w wózku na spacery, to mi się od razu lżej na sercu robiło. Cieszyłam się, że ktoś zajmuje się córeczką niemal tak dobrze jak ja. Niestety, Łatka nie podzielała naszego zachwytu.
Kotka stała się agresywna
Na widok opiekunki fukała i wystawiała pazury. Chwilami miałam wrażenie, że chce ją podrapać. Starałam się ją przywołać do porządku, ale nie słuchała. Wyginała grzbiet w łuk, stroszyła sierść. Pani Jadzia początkowo znosiła to ze względnym spokojem, ograniczając się do okrzyków typu: „a kysz, poszła mi stąd”, ale po kilku tygodniach straciła cierpliwość. Oświadczyła, że jeśli nie pozbędziemy się kotki lub przynajmniej nie zamkniemy jej w klatce i nie wyniesiemy na balkon, to ona zrezygnuje z pracy.
– Łatka jest pewnie zazdrosna o Julcię i dlatego tak się zachowuje. Gdy się do pani przyzwyczai, zmieni się. Proszę jeszcze o trochę cierpliwości – broniłam ulubienicę.
– Nie ma mowy. Nie będę ryzykować, że mnie podrapie. Macie państwo tydzień na decyzję – odparła stanowczo.
Byliśmy z mężem załamani. Zastanawialiśmy się, co zrobić. Nie chcieliśmy tracić tak dobrej opiekunki. Ale nie zamierzaliśmy zamykać Łatki w klatce, a tym bardziej się jej pozbywać.
– Musicie spełnić żądania pani Jadzi. Inaczej zostaniecie na lodzie. Poza tym wyszło na moje. Ta kotka jest niebezpieczna. Tylko patrzeć, jak zaatakuje także dziecko – grzmiała teściowa, która, niestety, dowiedziała się o wszystkim.
– Niech mama tak nie mówi. Łatka patrzy krzywo tylko na nianię. Przy Julci jest opiekuńcza i spokojna – zaprotestowałam.
– Tak, dzisiaj. A skąd wiesz, co będzie jutro? Nie ma się nas czym zastanawiać! Poszukajcie jej szybko nowego domu – upierała się.
– Musimy to jeszcze przemyśleć – ucięłam dyskusję.
Nie pozbyliśmy się Łatki. Bo niby dlaczego mielibyśmy to robić? Kochaliśmy ją, a ona nas. Byliśmy tego pewni. Poza tym, nie zrobiła przecież nic złego. Uradziliśmy więc, że poprosimy o ratunek zaprzyjaźnione małżeństwo kociarzy.
Musiałam to wyjaśnić
Ola i Jacek, właściciele dwóch dumnych dachowców, pracowali w domu i liczyliśmy na to, że przygarną Łatkę na kilka godzin dziennie, czyli na czas, kiedy będzie u nas pani Jadzia. Zwłaszcza że nasze koty się znały i tolerowały. Na szczęście mieszkali po sąsiedzku, więc transport nie byłby ani czasochłonny, ani kłopotliwy. Poszliśmy do nich jeszcze tego samego dnia. Gdy usłyszeli, w czym rzecz, natychmiast się zgodzili. Mieli jednak wątpliwości co do przyczyny zachowania kocicy.
– Słuchajcie, jesteście pewni, że tu chodzi o zazdrość? – zapytała Ola.
– A o co innego? Łatka świata poza Julcią nie widzi. I pewnie nie podoba się jej, że zajmuję się nią jakaś obca kobieta – westchnęłam głęboko.
– A jeśli się nie zajmuje, tylko pięknie o tym opowiada? Lub nie daj Boże robi jej jakąś krzywdę? A kocica to sygnalizuje? – spytała Ola.
– O czym ty mówisz? To niemożliwe. To dobra znajoma przyjaciółki mojej mamy – obruszył się Paweł.
– A sprawdziliście ją? – włączył się do rozmowy Jacek.
– Co masz na myśli? W jakim sensie „sprawdziliśmy”? – zdziwił się mąż.
– No, na przykład czy zainstalowaliście w domu monitoring, żeby zobaczyć, co się tam dzieje, gdy was nie ma.
– Myśleliśmy o tym, ale zrezygnowaliśmy. To osoba z polecenia, z doświadczeniem, godna zaufania… Głupio by było taką podglądać, sprawdzać…
– Ja na waszym miejscu jednak bym to zrobił. Bo coś mi się wydaje, że ta opiekunka wcale nie jest taka wspaniała, za jaką ją uważacie, a kot wam to sygnalizuje – powiedział z pewnością w głosie.
Odkryliśmy prawdę
Gdy wróciliśmy do domu, Paweł zainstalował dwie kamerki. Jedną w salonie, drugą w pokoju córeczki. Nagrywaliśmy przez dwa dni. Nie będę szczegółowo opisywać, co zobaczyliśmy na filmie, bo mnie na samo wspomnienie krew zalewa. W każdym razie okazało się, że niby cudowna pani Jadzia zamiast dzieckiem, zajmowała się sobą. Wylegiwała się na kanapie, oglądała telewizję, gadała przez telefon, a w międzyczasie obżerała się tym, co znalazła w lodówce. Nie wychodziła z Julcią na spacer, nie czytała jej bajek, nie zwracała uwagi na jej płacz. A jak już weszła do jej pokoju, to na nią krzyczała. Dopiero na godzinę przed naszym powrotem przewijała i przebierała córeczkę, żeby wyglądało, że dobrze o nią dba.
– Zobacz, tak naprawdę tylko Łatka była przy Julci, tylko ona starała się ją pocieszać, uspokajać – spojrzałam na męża. Był aż czerwony z emocji.
– Nie daruję tej babie – zerwał się na równe nogi i zanim zdążyłam zareagować, wybiegł z mieszkania.
Mąż był wściekły
Wrócił po czterech godzinach. Przez ten czas siedziałam jak na szpilkach, bo wyobraźnia podsuwała mi tylko czarne scenariusze. Bałam się, że naprawdę zrobi pani Jadzi krzywdę. W zasadzie Paweł jest spokojnym i poukładanym człowiekiem, ale gdy coś zagraża jego rodzinie… Na szczęście po drodze ochłonął i – jak sam to określił – załatwił sprawę rozsądnie. Ograniczył się tylko do karczemnej awantury, wyrzucenia jej z pracy i obietnicy, że nikt jej już nie zatrudni. Bo dzięki portalom społecznościowym i poczcie szeptanej wszyscy dowiedzą się, jaka to z niej „wspaniała” opiekunka.
– I to wszystko zajęło ci aż cztery godziny? – zdziwiłam się.
– Nie, tylko godzinę – odparł.
– To gdzie byłeś przez kolejne trzy?
– U mamy.
– Naprawdę? Pokazałeś jej film, który nagraliśmy?
– Najbardziej drastyczne fragmenty. I opowiedziałem, dlaczego w ogóle zainstalowaliśmy kamerki.
– Czyli o prychaniu i pazurkach Łatki?
– Tak.
– A ona co?
– Najpierw płakała, potem wyklinała tę swoją Krysię oraz Jadzię, a na koniec obiecała, że przyjedzie przeprosić Łatkę.
– Poważnie? Nie wierzę.
– Moja matka nie lubi przyznawać się do błędów. Ale jak już to zrobi, to dotrzymuje słowa.
Teściowa nas przeprosiła
Teściowa przyjechała do nas następnego dnia. Z całą torbą smakołyków dla Łatki. Wręczyła je uroczyście, a potem czule pogłaskała i podrapała kocicę za uszkami i po grzbiecie. Zrobiła to chyba pierwszy raz w życiu i Łatka była zdziwiona tym gestem, ale poddała się pieszczocie. Gdy już zajęła się próbowaniem przysmaków, teściowa wzięła mnie na stronę.
– Słuchaj, przepraszam cię za to wszystko. Jak Paweł wczoraj ode mnie wyszedł, to – nie bacząc na późną porę – zadzwoniłam do Krysi. Wzięłam ją na spytki, no i okazało się, że ona zna tę Jadzię tylko z pogaduszek przed blokiem. I prawie nic o niej nie wie… Uwierzyła jej na piękne oczy, wychwalała pod niebiosa. Tak samo jak ja.
– I jak my… My też myśleliśmy, że to wspaniała osoba. Bo trzeba przyznać, umiała czarować i opowiadać. Tylko Łatka nie dała się nabrać. Tylko ona ją przejrzała…
– No właśnie. Czyli jaki z tego wniosek? – że bardziej trzeba ufać kotom niż ludziom.
– Mamo, naprawdę to powiedziałaś? Nie wierzę własnym uszom!
– Ja też jeszcze wczoraj bym nie uwierzyła. Ale dzisiaj? Z faktami nie będę przecież dyskutować! Koty wiedzą swoje.
Od tamtych wydarzeń minęło trochę czasu. Julcia ma już nową opiekunkę. Tym razem to naprawdę kompetentna, pełna empatii osoba. Zajmuje się naszą córeczką jak własnym dzieckiem. Skąd wiem? Bo po pierwsze, sprawdziliśmy to i na wszelki wpadek przez kilka dni włączaliśmy kamerki. A po drugie, Łatka ją lubi. Gdy przychodzi, wita się z nią, ociera o nogi. Jestem pewna, że gdy coś będzie nie tak, da nam znać…