Reklama

Nigdy nie szukałam życia pełnego zaskoczeń. Dobrze czułam się w ciszy, kiedy wracałam z pracy, a w kuchni słychać było tylko tykanie zegara. Wiedziałam wtedy, że jestem w swoim świecie – poukładanym, przewidywalnym. Z Kamilem nie krzyczymy na siebie, nie trzaskamy drzwiami, nie gramy w emocjonalne gierki, ale też nie rozmawiamy o tym, co czujemy.

Miała swój świat

Moja teściowa jest inna niż ja i niż wszystkie moje koleżanki czy znajome. Nie udaje. Pije prosecco na śniadanie, spotyka się z mężczyznami, tańczy na imieninach u koleżanki, jakby miała znowu dwadzieścia lat. I nie ma kochanka, z którym żyje w sekrecie. Ona się z tym nie kryje.

Ona żyje, a ja się tego wstydzę. Nie dlatego, że kiedykolwiek mnie zawiodła. Ona zawsze była dla mnie ciepła i serdeczna. Ale kiedy wchodzę do salonu fryzjerskiego i widzę, jak kobiety śmieją się w kułak, wiem, że śmieją się z niej. A potem patrzą na mnie, a ja w tym spojrzeniu widzę ocenę: „to twoja rodzina”.

Tamtego dnia przyszłam do fryzjera trochę spóźniona. Deszcz rozmazał mi makijaż i mimo że próbowałam to ratować chusteczką, wyglądałam jak po nieprzespanej nocy. Fryzjerka spojrzała na mnie z litością i zaprosiła na miejsce. W tle leciała spokojna muzyka, ale mój wzrok od razu zatrzymał się na dwóch kobietach przy ekspresie do kawy. Siedziały bokiem do mnie, więc nie zauważyły, że już jestem.

Było mi wstyd

Głośno chichotały, jakby były same.

– Widziałam ją z tym łysym. Kolejny – powiedziała jedna z nich, nie spuszczając wzroku z ekranu telefonu.

– W sobotę? To już który? Dziesiąty? – odpowiedziała druga, zanosząc się śmiechem.

Nie musiałam się domyślać, o kogo chodzi. Teściowa była wszędzie rozpoznawalna – szeroki uśmiech, czerwone usta, płaszcz w panterkę. Zawsze wiedziała, jak się pokazać. I z jakiegoś powodu kobiety takie jak te tutaj nie mogły jej znieść. A ja siedziałam z twarzą w lustrze i udawałam, że mnie to nie dotyczy.

Fryzjerka zaczęła nakładać mi farbę, a ja patrzyłam tylko na swoje odbicie. W głowie tłukła się jedna myśl: dlaczego ja to czuję? Dlaczego to mnie boli, a nie teściową? Przecież to nie ja spotykam się z tymi mężczyznami, nie ja przyciągam spojrzenia, nie ja słyszę szepty za plecami, tylko je niosę, jakby ktoś je przypiął do mojej bluzki i kazał nosić przez cały dzień.

Nie miała skrupułów

Chciałam coś powiedzieć, stanąć w jej obronie, ale język ugrzązł mi w gardle. Bo co miałabym powiedzieć? Że moja teściowa ma prawo żyć, jak chce? Że to nie moja sprawa? Że każdy ma swoje życie i swoją wolność? Siedziałam więc niepewna, gdzie podziała się moja odwaga.

Nie powiedziałam nic mojemu mężowi. Tamtego dnia jadłam kolację z zamyśloną miną, odpowiadałam półsłówkami, udawałam, że jestem zmęczona. Ale w środku buzowało. Czułam, że zaraz wybuchnę, że nie da się dłużej udawać, że nie słyszałam tamtej rozmowy, że mnie to nie dotyka.

Gdy Kamil zmywał naczynia, oparłam się o futrynę i patrzyłam na niego, szukając w sobie odwagi. Niby taki spokojny, wyważony. I właśnie ten jego spokój czasem mnie przerażał najbardziej.

– Twoja matka robi z siebie pośmiewisko – wyrzuciłam z siebie, zanim zdążyłam to przemyśleć. – A ja muszę z tym żyć.

– Nie musisz – odpowiedział spokojnie.

Usprawiedliwiał ją

Poczułam, jak rośnie mi ciśnienie. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

– To nie przesada? Facet za facetem, miesiąc w miesiąc! Ludzie gadają!

Wytarł ręce w ściereczkę i w końcu spojrzał mi w oczy. Nie było w nim złości, tylko ta jego wieczna, wyciszona pewność.

– Może niech każdy wstydzi się za siebie.

Stałam przez chwilę bez ruchu. To zdanie uderzyło mnie mocniej niż jakikolwiek krzyk. Jakby ktoś rozsunął firankę i nagle do pokoju wpadło światło, którego wcale nie chciałam. On nie zamierzał się z nią kłócić. Nie miał potrzeby się jej wstydzić. Może dlatego, że niczego przed sobą nie ukrywał. Poczułam się, jakby ktoś wytknął palcem moją małość.

Pojechałam do teściowej następnego dnia. Zastałam ją w ogrodzie. Zobaczyła mnie, uśmiechnęła się jak zawsze, serdecznie, bez cienia zdziwienia.

– Maju, kawa się właśnie zaparza, wejdź, zaraz przyniosę.

Usiadłam na tarasie, a ona po chwili wróciła z filiżankami. Podała mi jedną i usiadła naprzeciwko. Patrzyłam na nią i w końcu powiedziałam, cicho:

– Dlaczego ciągle zmieniasz facetów i żyjesz, jakby wszystko ci było wolno?

Zrozumiałam ją

Spojrzała na mnie spokojnie.

– Ja po prostu przestałam się bać – powiedziała. – Za długo się bałam ludzi i tego, co powiedzą. A potem umarł mój mąż, dzieci wyfrunęły z domu i zostałam sama. I zrozumiałam, że albo teraz, albo nigdy.

– Ale ludzie… śmieją się z ciebie.

– Nie. Śmieją się z własnego strachu, bo sami nic nie robią. Czekają, aż ktoś się wychyli, żeby mogli pokazać palcem. Mój czas już się kończy, Maju. Nie chcę umierać jako kobieta, która przez całe życie patrzyła w podłogę.

Milczałam. Słowa teściowej nie były patetyczne. Były zwykłe, prawdziwe, takie, jakie nosi się w sercu. Pamiętałam, jak moja mama powtarzała, że lepiej nic nie mówić, niż powiedzieć za dużo. Że kobieta powinna być skromna, ułożona, niewidoczna. W szkole się nie wychylałam, w pracy starałam się nie robić problemu, w małżeństwie nie zadawałam zbyt wielu pytań.

I nikt mnie za to nie nagradzał. Po prostu byłam taka, jak trzeba: niewinna, uprzejma, bezpieczna. Ale kiedy dziś usiadłam przy teściowej, poczułam się jak ktoś, kto patrzy przez szybę na świat, w którym nigdy nie odważył się być.

To ja miałam problem

Poszłam do tego samego salonu fryzjerskiego miesiąc po ostatniej wizycie. Ta sama godzina, ta sama fryzjerka, ten sam zapach lakieru i kawy. I te same kobiety przy ekspresie. Siedziały w kącie, uśmiechnięte, gotowe.

– A ta Halina znowu z kimś nowym – powiedziała jedna z nich, nawet nie zniżając głosu.

Druga prychnęła śmiechem, kręcąc głową. Podeszłam do wieszaka, powiesiłam swój płaszcz. Spojrzałam na siebie w lustrze – nie było żadnej spektakularnej zmiany. Ta sama twarz, te same oczy. Ale w środku coś się zmieniło.

– Może to zazdrość, co? – powiedziałam do nich.

Rozmowa ucichła. Przez chwilę nikt się nie odezwał, a ja nie spuściłam z nich wzroku. Stałam prosto, z głową lekko uniesioną. Nie triumfowałam, nie szukałam odwetu, po prostu pierwszy raz nie uciekłam. Wyszłam z salonu z uczuciem zadowolenia z siebie. To nie był tryumf, ale poszłam krok naprzód. Może nigdy nie będę tak odważna jak moja teściowa, ale już nie chcę żyć jak cień.

Maja, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama