„Teściowa ma tylu adoratorów, ile jest grzybów w wigilijnych uszkach. Dla męża mama jest święta, więc milczę jak grób”
„Drzwi były uchylone, co już wtedy wydało mi się dziwne, bo jego mama dbała o detale, a tym bardziej o zamknięte wejście do mieszkania. Zanim zapukałam, usłyszałam męski śmiech, potem jej głos – niższy, ciepły. Takiej jej jeszcze nie znałam”.

- Redakcja
Nigdy nie przypuszczałam, że największym sekretem mojego małżeństwa nie będzie żaden mój błąd, żadne skrywane pragnienie ani żadna dawna historia, tylko… moja teściowa. Dla mojego męża była wzorem rozsądku i delikatności, kobietą, która rzekomo całe życie poświęcała rodzinie. Słuchałam jego opowieści o jej poświęceniu i dobroci, kiwając głową, a jednocześnie zastanawiałam się, jak wyglądałaby jego mina, gdyby zobaczył to, co ja widziałam wielokrotnie. Starałam się zachować spokój, choć wewnętrznie dręczył mnie ciężar tego, co musiałam ukrywać. Nigdy nie planowałam zostać strażniczką czyichś tajemnic.
Usłyszałam męski śmiech
Gdy wracam myślami do tamtego popołudnia, przypominam sobie, jak stałam w korytarzu teściowej, trzymając w dłoniach jej zakupy. Mąż został w samochodzie, więc weszłam pierwsza, żeby pomóc jej wszystko rozpakować. Drzwi były uchylone, co już wtedy wydało mi się dziwne, bo jego mama dbała o detale, a tym bardziej o zamknięte wejście do mieszkania. Zanim zapukałam, usłyszałam męski śmiech, potem jej głos, którego nigdy wcześniej nie słyszałam w takim tonie – niższy, ciepły, zawadiacki.
– Nie uciekaj mi tak szybko, rybko – powiedziała, wywołując we mnie niepewność.
– Przecież muszę, kochanie – odparł mężczyzna, a ja wbiłam wzrok w torbę, jakbym szukała tam wskazówek, co właściwie powinnam zrobić.
Stałam tak może dziesięć sekund, a może minutę. Czułam napięcie w karku, palce ściskały rączki siatki do bólu. W końcu usłyszałam szybkie kroki i szczęk zamka. Drzwi otworzyły się na oścież, a teściowa pojawiła się w progu z miną niewinnej gospodyni. Miała na sobie elegancką bluzkę i bardzo dopasowaną spódnicę.
– Och, to ty! – zawołała, udając zaskoczenie. – Weszłabyś, dziecko, po co tak stoisz.
– Drzwi były otwarte – odpowiedziałam spokojnie, choć moje serce biło jak oszalałe.
Zza niej przemknęła sylwetka mężczyzny, który rzucił mi krótkie spojrzenie.
– To… mój znajomy – mruknęła. – Pomagał mi naprawić krzesło.
Kiwnęłam głową, nie komentując, a ona już zmieniała temat, jakby chciała zetrzeć z powierzchni ziemi to, co przed chwilą się wydarzyło. Wtedy po raz pierwszy poczułam, że wchodzę w rolę, której nigdy nie chciałam odgrywać – świadka, który powinien udawać, że niczego nie widzi.
Stałam się strażniczką jej sekretu
Kilka tygodni później mąż poprosił, żebyśmy wpadli do jego mamy w sobotę po południu. Twierdził, że chciałby sprawdzić, czy nie potrzebuje pomocy z drobnymi naprawami. Nie protestowałam, choć na samą myśl o ponownym spotkaniu w jej mieszkaniu czułam niepokój. Uśmiechałam się więc uprzejmie i zgodziłam, starając się nie okazywać, jak bardzo jestem spięta. Gdy dotarliśmy, teściowa była zaskakująco wystrojona jak na domową wizytę. Miała świeżo ułożone włosy i pachniała tak intensywnie, że mąż aż uniósł brwi.
– Mamo, wybierasz się gdzieś później? – zapytał, próbując brzmieć żartobliwie.
– Ach nie, tak sobie… chciałam się poczuć lepiej – odpowiedziała, gładząc włosy w sposób, który miał wyglądać naturalnie.
Uśmiechnęłam się uprzejmie, choć w mojej głowie kłębiły się sceny z jej domu sprzed kilku tygodni. Chodziłam po salonie, udając, że podziwiam jej nowe dodatki do wystroju. W pewnym momencie coś przyciągnęło moją uwagę. Na oparciu fotela leżała męska marynarka, taka, której wcześniej u niej nigdy nie widziałam. Dotknęłam materiału niby przypadkowo. Pachniała perfumami, jakby ktoś zdjął ją zaledwie chwilę temu.
– Widzę, że masz gościa? – rzuciłam swobodnie, choć każde słowo ważyło mi w ustach.
– O, to… to są rzeczy do oddania – odparła szybko. – Zbieram je dla sąsiada, bo ma wyjechać.
Mąż nie zwrócił na to uwagi, zajęty sprawdzaniem półek pod telewizorem. Teściowa spojrzała na mnie ostrzegawczo, jakby chciała powiedzieć: „Nie wtrącaj się”. Odwróciłam wzrok, nie chcąc jej prowokować w obecności męża. Gdy przeszłam do kuchni, usłyszałam szelest, jakby ktoś przestawiał coś w sypialni. Znieruchomiałam, nadsłuchując. Teściowa momentalnie pojawiła się obok mnie, zbyt szybko, zbyt nagle.
– Chcesz herbaty? – zapytała, jakby nic się nie działo.
– Chętnie – odpowiedziałam, tłumiąc narastającą frustrację.
Wtedy zrozumiałam, że jej „znajomy” nie był jednorazową historią. To było coś znacznie większego, a ja stałam się niechcianą strażniczką tej misternie tkanej tajemnicy.
Byłam zmęczona udawaniem
Wszystko przyspieszyło pewnego środowego popołudnia, kiedy wracałam z pracy skrótem przez centrum. Chciałam tylko kupić chleb i wrócić szybko do domu, lecz los miał dla mnie inny plan. Zatrzymałam się na światłach, poprawiając szalik, i wtedy zobaczyłam ją – teściową – idącą pod rękę z jakimś mężczyzną. Nie rozpoznałam po plecach. Oboje wyglądali, jakby wracali z randki: uśmiechnięci, pochłonięci rozmową, od czasu do czasu dotykający się nawzajem ramieniem.
Zamarłam w miejscu, czując, jak moje serce przyspiesza. Przechodzili tuż obok mnie, choć wydawało się, że teściowa była tak skupiona na towarzyszu, iż nawet nie rozejrzała się wokół. Kiedy mężczyzna pochylił się, żeby coś jej wyszeptać, zauważyłam jej wyraźny rumieniec. Nagle zatrzymała się i spojrzała w moją stronę. Nie wiem, czy mnie rozpoznała, czy jedynie instynktownie przeskanowała otoczenie, lecz jej spojrzenie przecięło mnie jak szpilka.
– Może wpadniesz wieczorem? – usłyszałam, jak mężczyzna mówi do niej łagodnym tonem.
– Zobaczę, jak się ułożą plany – odparła.
Chwilę później skręcili w boczną uliczkę. Stałam jak wmurowana, zastanawiając się, ilu jeszcze mężczyzn przewinęło się przez jej życie w ostatnich miesiącach. I co najważniejsze – czy mój mąż miał o tym choćby cień podejrzenia. W domu przez długi czas nie potrafiłam skupić się na niczym. Kiedy mąż wrócił z pracy, próbowałam prowadzić normalną rozmowę, ale każde zdanie brzmiało sztucznie. On od razu to zauważył.
– Coś się stało? – zapytał, zbliżając się do mnie i opierając dłonie na blacie stołu.
– Jestem po prostu zmęczona – skłamałam, nie patrząc mu w oczy.
– Może trzeba na kilka dni zwolnić tempo – zaproponował troskliwie.
Pokiwałam głową, czując ukłucie winy. Nie byłam zmęczona pracą. Byłam zmęczona udawaniem, że nie widzę tego, co widzę. Prawda narastała we mnie jak napięcie przed burzą, które tylko czekało, by wyładować się w najmniej odpowiednim momencie.
Chyba ukrywała tam kogoś
W następny weekend teściowa zaprosiła nas na kolację. Mąż przyjął zaproszenie z entuzjazmem, a ja starałam się nie okazywać, jak bardzo mam ochotę znaleźć wymówkę. W końcu uznałam, że unikanie spotkań tylko wzbudzi jego podejrzenia. Pojechaliśmy więc późnym popołudniem, niosąc ciasto z lokalnej cukierni. Teściowa otworzyła drzwi szybciej, niż się spodziewałam, jakby stała tuż za nimi i czekała w pełnej gotowości. Wnętrze pachniało świeżymi ziołami i perfumami, które znałam już za dobrze. Udawałam, że tego nie zauważyłam, lecz czułam, jak żołądek ściska mi się coraz mocniej.
– Dobrze, że jesteście! – zawołała teściowa, zbyt ożywiona jak na kogoś, kto podobno cały dzień spędził w domu. – Zaraz podam kolację.
Mąż poszedł sprawdzić, co trzeba naprawić w kuchni, a ja została w salonie. Rozejrzałam się i dostrzegłam męskie okulary leżące na komodzie. Wzięłam je do ręki, przyglądając się im z rosnącą pewnością, że nie należą do nikogo z rodziny. Usłyszałam za sobą kroki, więc szybko odłożyłam je na miejsce.
– Nie grzeb tam – powiedziała teściowa zdecydowanym tonem. – To prywatne rzeczy.
– Zauważyłam tylko coś obcego – odpowiedziałam spokojnie. – Myślałam, że może ktoś był u ciebie.
– Przesadzasz – ucięła ostro. – Nie każdy drobiazg wymaga wyjaśnień.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, wrócił mąż, nieświadomy napięcia unoszącego się w powietrzu.
– Mamo, ten wentylator z okapu jest luźny, ale naprawię go po kolacji – oznajmił.
Teściowa natychmiast zmieniła ton, jakby przełączyła się w tryb idealnej gospodyni.
– Wspaniale! Siadajcie do stołu.
Przy kolacji udawaliśmy normalność. Mąż opowiadał o pracy, teściowa dopytywała o drobiazgi, a ja jadłam powoli, próbując nie myśleć o tym, że gdzieś w mieszkaniu zapewne siedział mężczyzna, który chyba musiał się ukryć, gdy tylko nas usłyszał albo może wyszedł gdzieś na czas naszej wizyty. Czułam, że balansujemy na cienkiej linie. Wystarczył jeden gest, jedno nieostrożne słowo, by wszystko runęło.
Nie mogłam mu powiedzieć
Po tamtej kolacji długo nie mogłam zasnąć. Mąż spał spokojnie obok mnie, a ja leżałam z otwartymi oczami, analizując każdy szczegół, który zebrałam przez ostatnie tygodnie. W pewnym momencie mąż poruszył się i usiadł na łóżku, przecierając oczy.
– Ty w ogóle śpisz? – zapytał, patrząc na mnie z troską.
– Tak… próbuję – odparłam wymijająco, lecz wiedziałam, że nie da się go zbyć tak łatwo.
– Cały wieczór byłaś spięta – zauważył. – Coś cię gryzie?
Poczułam, jak w gardle robi mi się sucho. Nie mogłam powiedzieć mu prawdy. Teściowa, z całą swoją potrzebą adoracji i sekretnymi znajomościami, stała przecież na piedestale w jego sercu. Byłam pewna, że jeśli powiem mu, co widziałam, potraktuje to, jak atak, a nie próbę szczerości.
– To nic poważnego – odpowiedziałam cicho. – Po prostu mam dużo na głowie.
– Może powinniśmy trochę zwolnić – zaproponował. – Ostatnio za mało odpoczywasz.
Skinęłam głową, udając, że to właśnie zmęczenie jest winowajcą mojego złego samopoczucia. On położył się z powrotem i próbował mnie objąć, lecz odsunęłam się lekko, tłumacząc to potrzebą przewietrzenia poduszki. Wiedziałam jednak, że oddalam się nie tylko fizycznie. Kiedy znów zasnął, wstałam po cichu i wyszłam na balkon. Chłodne powietrze przyniosło chwilową ulgę, lecz myśli wciąż gryzły mnie od środka.
Zaczęłam się zastanawiać, czy powinnam w ogóle chronić jego mamę. Kłamstwa narastały jak śnieg na gałęziach, z każdym dniem coraz cięższe. Wiedziałam, że prędzej czy później jedna gałąź pęknie, a wtedy wszystko spadnie na nas z hukiem. Czułam rosnącą presję, a jednocześnie irracjonalną lojalność wobec teściowej, choć przecież nie zrobiła nic, by na nią zasłużyć. Zastanawiałam się, jak długo jeszcze dam radę udawać, że nie widzę tego, co widzę. I czy w ogóle powinnam udawać dalej.
Nie chciałam ranić syna
Kilka dni później wydarzyło się coś, co przesądziło o wszystkim. Teściowa zadzwoniła do mnie późnym wieczorem, a jej głos brzmiał niespokojnie. Poprosiła, żebym przyjechała, bo „ma sprawę, o której nie chce mówić przez telefon”. Jechałam tam z mieszaniną lęku i rezygnacji, czując, że ta noc będzie przełomowa. Kiedy otworzyła mi drzwi, zobaczyłam ją z rozmazanym makijażem i drżącymi dłońmi. Mężczyzny nie było, choć w mieszkaniu znowu unosił się zapach męskich perfum.
– Musisz mi coś obiecać – powiedziała, zanim zdążyłam zdjąć kurtkę. – Twój mąż nie może się o niczym dowiedzieć. To dla jego dobra.
– Ile jeszcze mam to ciągnąć? – zapytałam zmęczonym głosem. – Udawać, że nie widzę tego wszystkiego?
– On mnie idealizuje – odparła. – Jeśli dowie się prawdy, straci wiarę we wszystko, co mu przekazałam. Ja… ja nie chcę go ranić.
Te słowa sprawiły, że poczułam mieszankę gniewu i współczucia. W jej oczach zobaczyłam nie kokietkę, którą widziałam w towarzystwie kolejnych mężczyzn, lecz przerażoną kobietę, której świat powoli wymyka się spod kontroli. Nagle zrozumiałam, że nie chodzi tylko o tajemnice, lecz o jej własną potrzebę bliskości i lęk przed samotnością, którego nie umiała nikomu wyznać.
– Nie mogę ciągnąć tego w nieskończoność – powiedziałam. – To wpływa na nasze małżeństwo.
Teściowa usiadła ciężko na sofie i zakryła twarz dłońmi.
– Wiem. Spróbuję to wszystko poukładać. Daj mi czas.
Nie obiecałam jej niczego. Wyszłam chwilę później, zostawiając ją samą z własnymi lękami. W drodze do domu czułam, że część ciężaru ze mnie opadła. Nie dlatego, że znalazłam rozwiązanie, lecz dlatego, że przestałam brać odpowiedzialność za sekrety, które nigdy nie były moje. Wiedziałam, że pewnego dnia prawda i tak wypłynie. Nie miałam jednak już siły być jedyną osobą, która ją niesie.
Lidia, 34
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na 18. urodziny dałam bratanicy 10 tys. zł i nie usłyszałam dziękuję. Dziś młodzi myślą, że wszystko im się należy”
- „Myślałem, że spędzę święta sam, ale ktoś zostawił mi prezent pod drzwiami. I znów wróciła mi wiara w ludzi”
- „Rodzice nie akceptowali mojego narzeczonego. Ostrzegali mnie przed ślubem, ale za późno zrozumiałam, że mieli rację”