„Teściowa miała wprowadzić się do nas tylko na chwilę. Skończyłem na kanapie, bo żona od zbliżeń, woli plotki z mamusią”
„– Myślałem, że jesteśmy drużyną. Ale od miesięcy jestem sam. Jestem obcy we własnym domu. Nie wiem już, jak długo tak pociągnę. Cisza. Wtedy przyszedł Antek. W piżamce, z ulubionym misiem pod pachą. – Tato, czemu płaczesz? I dopiero poczułem, jak łzy lecą mi po policzkach”.

- Redakcja
Jeszcze rok temu miałem poczucie, że żyję w stabilnym, choć cichym szczęściu. Byłem typowym „panem od komputerów”, pracującym zdalnie z mieszkania na czwartym piętrze bloku z wielkiej płyty. Codziennie robiłem sobie kawę o ósmej, włączałem laptopa i pisałem kody. Kiedy syn, Antek, wracał z przedszkola, robiłem sobie przerwę, by zjeść z nim kanapkę z dżemem i obejrzeć przez chwilę bajki. Z Magdą, moją żoną, nie musieliśmy rozmawiać o wielkich rzeczach – cieszyliśmy się po prostu, że jesteśmy razem.
– Cicho tu, co? – powiedziała kiedyś, rozciągając się na kanapie. – Tylko ty, ja i nasza kanapa. I ten zapach kawy z kuchni. To chyba moja ulubiona pora dnia.
Nie wiedziała wtedy, jak bardzo te słowa utkwią mi w pamięci. Bo dziś już nie ma ciszy. Już nie pachnie kawa. Już nie mam swojej kanapy. Wszystko zaczęło się, kiedy teściowa – Helena – miała operację kolana. Magda zaproponowała, że u nas pomieszka. „Na kilka dni, góra tydzień”, zapewniała. Byłem zmęczony po pracy, więc skinąłem tylko głową. Przecież to jej matka. Kiedy miała wpaść na trzy dni, nie robiłem z tego tragedii. To nie miała być zmiana całego życia.
Ale to, co miało być przejściowe, rozpanoszyło się w naszym mieszkaniu jak wiecznie działający ekspres do kawy – głośny, rozpraszający i nie do wyłączenia. Helena zaczęła od komentarzy o kurzu na parapecie. Potem przerzuciła się na temat diety Antka. „Za dużo tego mleka. Dziecko nie powinno jeść tyle cukru. I nie pozwalaj mu tyle siedzieć przy bajkach, bo się zrobi z niego leń”. Ugryzłem się w język. Magda kiwała głową. „Mama ma rację.”
Nie zauważyłem, kiedy zaczęła ustawiać rzeczy w kuchni. Przestawiła kubki, bo „tak będzie wygodniej”. Przeorganizowała lodówkę. „Wstaw te swoje piwa gdzie indziej, Bartek, nie muszą stać na wysokości wzroku dziecka”. No dobrze. Zgodziłem się. Nie zauważyłem też, kiedy zacząłem sypiać na kanapie. Magda poprosiła raz, „bo mamie jest trudno z kolanem na rozkładanej”. Raz? Minęło już pięć tygodni.
Wcześniej lubiłem ciszę po pracy. Siadałem sobie z książką, słuchałem, jak Antek mówi do siebie przy swoich zabawkach. Teraz siedzę na kanapie z laptopem na kolanach i modlę się, żeby nikt nie komentował mojej pracy. Czasem zakładam słuchawki. Nie po to, żeby słuchać muzyki, tylko po to, by nie słyszeć, że jestem leniem, pasożytem, który „cały dzień tylko siedzi i klika”. To już nie jest mój dom. Jestem tu gościem. Tymczasowym. Kimś, kto nie decyduje. Nie wiem, kiedy to się stało. Ale wiem jedno, że jeśli jeszcze raz usłyszę słowa: „Bartek, zrób coś ze sobą”, to wybuchnę.
– Pamiętasz jak było cicho? – powiedziałem do siebie cicho, leżąc z poduszką w ramionach na kanapie. – Teraz jedyne, co słyszę, to mój własny gniew.
Czułem się jak jakiś mebel
– Bartek, możesz nie siorbać tej zupy? – odezwała się Helena, nawet nie patrząc na mnie, tylko poprawiając serwetkę przy Antku. – Dziecko się uczy manier od rodziców.
Zamrugałem. Łyżka zzastygła mi w powietrzu.
– Przepraszam – mruknąłem.
Magda siedziała naprzeciwko mnie, jadła spokojnie, jakby nic się nie stało. Tylko Antek spoglądał raz na mnie, raz na babcię, jakby nie wiedział, czy powinien się bać.
– Mamo, nie przesadzaj – odezwała się w końcu Magda, ale bez większego przekonania.
– Ja tylko zwracam uwagę, to przecież nie przestępstwo – rzuciła teściowa z uśmiechem.
Położyłem łyżkę.
– Może byśmy porozmawiali o tym, kiedy planujesz wrócić do siebie? – powiedziałem.
Helena spojrzała na mnie, jakbym co najmniej obraził papieża.
– Widzisz, jakie mam kolano? – poklepała się teatralnie. – Nie mogę jeszcze chodzić po schodach.
– Minęło sześć tygodni – powiedziałem. – Ja śpię na kanapie. Nie mam gdzie pracować. Antek zaczął mnie unikać, bo wszystko, co robię, jest nie tak.
– Bartek, nie zaczynaj – Magda odłożyła widelec. – Przesadzasz.
– Naprawdę? – warknąłem. – Może najlepiej, jakbyście mieszkały tu we dwie. Pasowałbym wam wtedy idealnie do zdjęcia w ramce!
– Przestań – rzuciła Magda, czerwieniąc się. – Mama tu mieszka tymczasowo. Trochę empatii, błagam!
– Empatii?! – aż się zaśmiałem. – Własna żona każe mi spać na kanapie, a teściowa urządza mi życie jak generał w wojsku!
Helena prychnęła.
– I jeszcze marudzisz.
Wstałem, zrzucając serwetkę na stół.
– To ja się chyba prześpię u kolegi. Może tam przynajmniej nie będą mnie traktować jak mebel.
– Antek słucha! – syknęła Magda.
Ale było już za późno. Wyszedłem trzaskając drzwiami.
Zacisnąłem pięści ze złości
Wróciłem późno. Magda już spała. Przynajmniej tak udawała – słyszałem jej oddech, zbyt równy, zbyt świadomy. Zostawiłem buty w przedpokoju i wślizgnąłem się do salonu. Kanapa czekała, jak lojalna towarzyszka w wygnaniu. Rano, kiedy tylko usłyszałem skrzypienie drzwi od łazienki, wiedziałem, że to mój moment. Magda szykowała się do pracy, a Helena poszła do kuchni. Ruszyłem za nią. Stała przy czajniku, już ubrana, jakby miała zaraz iść do pracy. A przecież nigdzie się nie wybierała.
– Możemy porozmawiać? – spytałem.
Nie odwróciła się. Zajrzała do kubka, jakby sprawdzała, czy wróżka zostawiła jej tam jakąś przepowiednię.
– O czym chcesz porozmawiać?
– O twoim pobycie tutaj.
– Mhm – mruknęła, nalewając sobie wrzątku. – Masz jakiś problem?
– Tak. Przeciąga się to. Miało być kilka dni. Spałem na kanapie już pięćdziesiąt dwie noce. Wiesz, ile razy powiedziałaś mi, co robię źle z Antkiem? co najmniej edenaście. Policzyłem.
– Bartek – westchnęła, odwracając się wreszcie. – To nie ty decydujesz, kiedy wyzdrowieję. Poza tym... twoja żona nie narzeka.
– Bo to twoja córka. Nie powie ci, że ją dusisz. Ale ja... ja tu mieszkam. Albo mieszkałem. Teraz czuję się jak wynajmujący.
Helena uniosła brwi.
– Jesteś zbyt delikatny, chłopcze. Życie nie zawsze jest wygodne.
– Ale to mój dom.
– I co z tego? Mężczyzna powinien ustąpić, kiedy trzeba. A ty marudzisz o sofie jak jakaś primabalerina.
Zaciąłem się. Zacisnąłem pięści, ale nic nie powiedziałem. Wiedziałem, że jeśli teraz wybuchnę, wszystko pójdzie na marne. Wyszedłem z kuchni. Jeszcze bardziej wściekły, niż kiedy wszedłem.
Coś było bardzo nie tak
Była sobota. Magda poprosiła, żebym wyskoczył po chleb i jajka. Zwykle przeciągałem takie wypady, traktując je jak chwilę oddechu. Ale tym razem wróciłem wcześniej. Nie wiem, czemu. Może coś wyczuwałem. Już na korytarzu usłyszałem głosy. Drzwi do mieszkania były lekko uchylone, jakby ktoś niedokładnie je domknął. Stanąłem, niepewny. Powinienem wejść, zapukać, dać znać, że wróciłem. Ale nie zrobiłem tego.
– …Bartek nie powinien o wszystkim decydować – mówiła Helena. Jej ton był pewny, jakby właśnie wygłaszała wykład o porządkach w świecie.
– Mamo, on też tu mieszka – usłyszałem cichy głos Magdy.
– Mieszka, ale to ty jesteś głową tego domu. Ty zarządzasz. On nie umie postawić granic nawet dziecku. Ty wiesz, co jest dobre dla Antka. I dla siebie.
– Ale czasem mam wrażenie, że go ranię – wyszeptała Magda.
– Bo się za dużo przejmujesz. Jego rany to jego wybory. Ty masz być silna. A nie się go pytać o zgodę na wszystko. Bartka nikt nie słucha, to ty powinnaś decydować, co będzie się działo w tym domu.
Zamarłem. Serce mi waliło. Wszedłem. Trzasnąłem drzwiami tak, że obie podskoczyły.
– Skoro nie mam tu nic do powiedzenia, to może w ogóle powinienem się wyprowadzić? – powiedziałem cicho, ale ostro.
Helena milczała, splatając dłonie. Magda pobladła.
– Bartek… To nie tak…
– Nie? A jak? Mam tylko robić zakupy i trzymać się z daleka od kuchni i własnego łóżka?
Zostawiłem torbę z chlebem na podłodze. Chyba zacząłem się trząść. Magda chciała coś powiedzieć, ale nie mogła znaleźć słów.
– Wiecie co? Zdecydujcie sobie same. Ja… pójdę się przejść. – I wyszedłem. Potrzebowałem przestrzeni, której nikt mi ostatnio nie dawał.
Łzy leciały mi po policzkach
Wróciłem wieczorem. Antek już spał. W mieszkaniu panowała nieprzyjemna cisza – taka, która nie koi, tylko napina mięśnie. Magda siedziała przy stole, w pidżamie, z kubkiem herbaty, który chyba od dawna już wystygł. Helena stała w kuchni, wycierała blat, choć nie było na nim ani okruszka.
– Musimy porozmawiać – powiedziałem. – Wszyscy.
Magda podniosła wzrok. Helena odwróciła się powoli i usiadła z teatralnym westchnieniem.
– Proszę bardzo – rzuciła.
– Nie jestem ważny w tym domu już od dawna. Jestem jego elementem, jak lampa albo ten stary czajnik. Nie pytacie mnie o nic. Nie liczy się to, że nie mam gdzie spać, że nie mam gdzie pracować. Że nie mam prawa do własnego zdania o moim własnym synu.
– Bartek, przecież to przesada… – zaczęła Magda.
– Przesada? – wszedłem jej w słowo. – A rozmowa z twoją matką dziś rano? „Bartka nikt nie słucha”? Naprawdę tak myślisz?
Zamilkła. Spuściła wzrok.
– To mama tak mówiła.
– Ale ty nie zaprzeczyłaś – powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy. – Stałem tam i słuchałem, jak wasze życie toczy się beze mnie.
Helena przewróciła oczami.
– Naprawdę będziesz robił z siebie ofiarę? Przecież ja tylko pomagam. I tobie też, bo twoje metody wychowawcze są, delikatnie mówiąc, dyskusyjne.
– Jesteś w moim domu. Od tygodni. Ustawiasz wszystko pod siebie. I robisz ze mnie błazna przy moim własnym dziecku!
Nagle głos mi zadrżał. Spojrzałem na Magdę. Widziałem, że coś w niej pękło. Jakby pierwszy raz zobaczyła mnie inaczej.
– Bartek… nie wiedziałam, że aż tak to wszystko w tobie siedzi.
– Bo nigdy nie pytałaś – wyszeptałem. – Myślałem, że jesteśmy drużyną. Ale od miesięcy jestem sam. Jestem obcy we własnym domu. I nie wiem już, jak długo tak pociągnę.
Cisza. Tylko cichy szmer lodówki w tle. Wtedy przyszedł Antek. W piżamce, z ulubionym misiem pod pachą.
– Tato… czemu płaczesz?
I dopiero poczułem, jak łzy lecą mi po policzkach.
– Bo czasem nawet dorośli nie wiedzą, co robić – powiedziałem cicho, kucając przy nim.
A potem spojrzałem na Magdę. I zobaczyłem w jej oczach coś, czego dawno tam nie było – cień współczucia.
Nie wiedziałem, co dalej
Następnego dnia spakowałem torbę. Bez słowa. Magda siedziała przy stole, w tej samej koszuli co wieczorem, z oczami czerwonymi od płaczu. Helena zniknęła gdzieś w sypialni. Nikt mnie nie zatrzymywał.
– Dokąd chcesz iść? – zapytała cicho, kiedy zasunąłem suwak.
– Do Kamila. Ma wolny pokój. Prześpię się tam kilka nocy. Muszę… odetchnąć. Muszę przypomnieć sobie, kim jestem.
– Bartek… – wstała i podeszła bliżej. – Przepraszam. Ja… dałam się wciągnąć. Wiesz, jak silna potrafi być mama. Jak bardzo przytłacza. Ale nie chciałam cię stracić. Naprawdę nie.
Patrzyłem na nią długo. Ta kobieta, z którą dzieliłem łóżko przez tyle lat, teraz wyglądała jak ktoś mi zupełnie obcy. A jednak jej głos był znajomy.
– Wiem, że to nie jest proste – powiedziała. – Obiecałam jej, że może zostać do końca rekonwalescencji, ale… zacznę rozmawiać z nią inaczej. Zacznę cię słuchać. Obiecuję.
– To nie wystarczy. Tu pękło coś więcej. Nie chodzi tylko o spanie na kanapie. Chodzi o to, że przez te wszystkie tygodnie nie miałem w tobie sojuszniczki. Tylko kogoś, kto patrzył, jak mnie z dnia na dzień ubywa.
Pokręciła głową.
– Chcę to naprawić. Daj mi, proszę, szansę.
Zawahałem się. Chciałem jej wierzyć. Ale nie potrafiłem się już oprzeć wrażeniu, że coś we mnie naprawdę się złamało. Nie ufałem jej tak jak dawniej. A może po prostu nie ufałem już sam sobie.
– Na razie muszę się wynieść – powiedziałem. – Ale wrócę. Zobaczymy, co dalej.
Opuściłem mieszkanie z torbą na ramieniu. I przez pierwsze minuty na klatce schodowej nie czułem nic – tylko ulgę. Cichą, bolesną ulgę Minął tydzień. Helena wciąż była w mieszkaniu. Magda dzwoniła codziennie, mówiła, że „rozmawiały”, że „coś się zmienia”. Ale ja już nie wierzyłem w słowa. Nadal spałem na rozkładanej kanapie – tylko że u Kamila. Siedząc wieczorem sam, wpatrywałem się w zdjęcie Antka na tapecie telefonu. Mój syn. Mój dom. A jednak… czułem się, jakby to wszystko należało do kogoś innego.
Bartek, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Sekretarka wydzwaniała do męża o dziwnych porach, a powód był szokujący. Wcale nie chodziło o pracę”
- „Mąż coraz częściej chodził pomagać sąsiadce. Z czasem zaczęłam czuć, że to coś więcej niż zwykła przysługa”
- „Wszystko w domu jest na mojej głowie, a mąż mówi, że to mój obowiązek, bo jestem kobietą. Nie będę już jego służącą”