„Teściowa mnie osaczyła i ciągle mam ją na głowie. Boję się, że wejdzie ze mną nawet do toalety”
„– Chcesz kawałek szarlotki? Właśnie kończę piec i podobno nikt nie robi lepszej niż ja. – Jestem pewna, że świetnie ci wyszła, ale nie dam rady nic zjeść – odparłam. – Odrzuca cię słodkie? O! To znaczy, że będziesz miała synka! – uradowała się Jadzia”.
- Listy do redakcji
Wydaje mi się, że zamiast męża mam drugą mamę, szczególnie teraz, gdy mój partner wyjechał, a jego matka praktycznie się do nas wprowadziła. Nie miałam jak się przeciwstawić jej nadopiekuńczości. Mogłam jedynie obserwować jej nieustanną krzątaninę, która może i byłaby miła, gdyby nie cała ta sytuacja...
Wszystko wiedziała najlepiej
– Musisz leżeć pod kołdrą, żeby się dobrze wypocić. W ciąży nie można brać żadnych tabletek na przeziębienie – słyszałam za każdym razem, kiedy tylko spróbowałam wystawić nogę spod przykrycia.
Wychowywanie się wśród trzech sióstr i braci, w tym pary bliźniąt, nauczyło mnie cierpliwości i radzenia sobie z różnymi charakterami. Ale wszystkie moje sposoby na ludzi zawodziły przy mamie Michała – ona od początku była na mnie cięta.
– Nie jestem w ciąży. To zwykłe zatrucie czy coś w tym stylu.
– Prosiłam, żebyś zwracała się do mnie „mamo” – teściowa spojrzała na mnie krzywo.
Nie potrafiłam zwracać się do niej per mama, bo to słowo było na wyłączność dla mojej biologicznej matki. Nie wyobrażałam sobie używać go w stosunku do tej nieznanej mi osoby, którą poznałam tylko dlatego, że wyszłam za Michała. Starałam się omijać ten niewygodny temat. Ten sposób działał od ponad roku i pozwalał mi nie myśleć o Jadwidze jak o matce.
– Gadaj sobie co chcesz, ale ja to wiem na pewno. Wy młode nie macie pojęcia, a ja już niejedno w swoim życiu przeszłam.
– Przecież to zwyczajne przeziębienie – powiedziałam niewyraźnie.
– Jak ktoś wymiotuje od rana, to znaczy że będzie dziecko – nie odpuszczała teściowa.
– Przecież mam zapalenie gardła... – mruknęłam cicho, nie chcąc wdawać się w dyskusję.
– Co powiesz na kawałek szarlotki? Dopiero co ją upiekłam, podobno nikt nie robi lepszej. Nawet Michał zawsze twierdził, że dla mojego wypieku gotów jest na wszystko.
– Na pewno jest przepyszna, ale niestety nic nie dam rady zjeść – wskazałam na szyję i ponownie zaczęłam kaszleć, żeby lepiej to zobrazować.
– Nie ciągnie cię do słodyczy? O! To znaczy, że będziesz miała synka! – podekscytowała się Jadzia.
Aż mi szczęka zdrętwiała.
– A może małe ogóreczki konserwowe? Mogę ci pokroić cieniutkie plasterki, Uleczko?
Kręciła się przy mnie bez przerwy
Nie namówiła mnie do wykonaniua test ciążowego. Każdego dnia wpadała z uśmiechem na twarzy, szczęśliwa, że wreszcie ma jakieś konkretne zadanie. Mogła przejąć kontrolę nad kuchnią i robić w niej porządki w swoim niepowtarzalnym stylu. Nie odpuszczała mi nawet podczas wizyt w łazience. Zachowywała się jakby był to jej własny dom, jednocześnie spełniając wszystkie moje zachcianki. A właściwie to nie moje – według niej należały się one maleństwu, które podobno miałam niedługo urodzić.
Od kilku miesięcy Michał mieszkał w Dublinie, gdzie odbywał staż w miejscowym szpitalu i uczył się pod okiem znanego specjalisty medycyny chirurgicznej. Miał niepowtarzalną szansę nauczyć się rzeczy, które jego koledzy z Polski znali tylko z artykułów w medycznych pismach.
– Jedź spokojnie, poradzę sobie – powiedziałam do męża, wiedząc w głębi duszy, że powinnam wyrazić zgodę na ten wyjazd.
Zapewniał o częstych wizytach, ale zniknął bez śladu, a zamiast niego zaczęła wpadać Jadwiga. Początkowo moja teściowa zaglądała do mnie tylko na momencik, raz albo dwa w tygodniu, ostrożnie badając grunt i sprawdzając granice. Stopniowo jej odwiedziny stawały się coraz częstsze, aż w końcu, kiedy dopadła mnie choroba, Jadzia pojawiła się od razu. Praktycznie się wprowadziła – przychodziła gdy tylko wstawało słońce i zostawała do późnego wieczora. Zwierzyłam się mamie, że teściowa mnie nie odstępuje na krok.
– Musisz ją zrozumieć, córeczko. Sporo przeszła przez te wszystkie lata. Samotnie wychowała twojego męża i chyba całkiem nieźle sobie poradziła, no nie? Pomyśl tylko, jak ciężko musiało jej być. Może spróbujesz wczuć się w jej sytuację.
– Nie dam rady – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – I szczerze mówiąc, nawet nie chcę próbować – przebiegło mi przez myśl.
– Bo jeszcze nie masz własnych dzieci. Ja urodziłam was wszystkich czworo i nawet nie wyobrażam sobie, co by było, gdyby wasz ojciec nas zostawił.
– Oj mamo, właściwie to komu ty kibicujesz? – nie wytrzymałam. – Mnie czy może Jadwidze?
– A od kiedy to trzeba wybierać? – mama spojrzała na mnie ze zdziwieniem i już mogłam przewidzieć jej następne słowa.
Ona zawsze tak bardzo przejmowała się tymi wszystkimi rodzinnymi powiązaniami i relacjami, w przeciwieństwie do mnie. Nigdy nie czułam potrzeby, żeby się zbliżyć do Jadwigi, a co dopiero traktować ją jak własną matkę. Przecież to dla mnie zupełnie obca kobieta
Czuła się samotna
Z czesem moja teściowa przestała mnie tak często odwiedzać. Widzę, że próbuje zachować pewien dystans, mimo że w głębi duszy pewnie chciałaby spędzać u nas całe dnie. Na szczęście rozumie, że to nie wypada. Dzięki temu, że dała mi trochę przestrzeni i odpuściła z tym nadmiernym troszczeniem się o mnie, przestała mnie tak denerwować. To zdecydowanie polepszyło atmosferę między nami. Niestety, pewnej soboty rano Jadzia zapomniała o naszych niepisanych zasadach i bez uprzedzenia wtargnęła do domu.
– Wpadłam na targ i zrobiłam zakupy. Mają tam wspaniałe warzywa prosto od rolnika! Od razu pomyślałam, żeby ci je przynieść, bo kobiety w ciąży muszą dbać o zdrową dietę – mówiła, wyciągając z siatki pęki świeżych warzyw i dorodne, czerwone pomidory.
Teściowa zaakceptowała fakt, że na razie nie planujemy potomstwa, choć była przekonana, że kiedyś na pewno się na to zdecydujemy.
– Musicie się jednak pospieszyć z tym dzieckiem – pouczała, kompletnie ignorując fakt, że mój mąż przebywa obecnie poza granicami kraju, a sama nie mogę zostać matką.
– Słuchaj, tata ma dzisiaj urodziny. Obiecałam mamusi, że przyjadę przed czasem i pomogę jej w przygotowaniach – powiedziałam, rozkoszując się aromatem świeżego pomidora.
Zobaczyłam, jak mina Jadwigi nagle posmutniała. Najprawdopodobniej liczyła na to, że uda jej się namówić mnie na wspólny posiłek, który oczywiście chciała własnoręcznie ugotować. Teoretycznie powinnam się cieszyć, że udało mi się pokrzyżować jej plany, jednak poczułam ukłucie żalu. W tym momencie dotarło do mnie, że stojąca przede mną starsza pani jest zupełnie sama, a jej jedynym substytutem rodziny jestem ja – obca osoba, która nawet za nią nie przepada.
– A może zechcesz do nas dołączyć? Byłoby super, rodzice na pewno się ucieszą – wypaliłam spontanicznie, kompletnie nie przemyślawszy tych słów.
Działałam pod wpływem chwili i sama nie byłam pewna, czy zaraz nie będę żałować tej propozycji.
– Zastanawiam się, czy to wypada – zawahała się na moment, ale widziałam w jej oczach, że jest już prawie przekonana.
– W gronie rodzinnym nie ma miejsca na takie formalne konwenanse – powtórzyłam ulubione powiedzenie mamy.
Na twarzy Jadwigi pojawiły się różowe wypieki, przypominające zarumienioną twarz młodej dziewczyny.
– Jak miło, że dotarłyście. Wchodźcie, proszę – powitał nas tata ciepłym tonem, pokazując ręką drogę do domu.
Nie jest złą kobietą
Za każdym razem, gdy ktokolwiek odwiedzał ich mieszkanie, ojciec powtarzał dokładnie to samo. Nie robiło mu różnicy, czy gościł krewnych czy przypadkowe osoby. Jadzię to kompletnie zaskoczyło – w sumie spotkała moich rodziców zaledwie kilka razy, no i była obecna podczas mojego ślubu, nic poza tym. Słysząc nietypową reakcję taty, zrezygnowała z planowanych wyjaśnień dotyczących swojej wizyty. Weszła do środka, co sprawiło niemałą satysfakcję mojemu ojcu, który przecież uwielbiał trzymać pieczę nad wszystkim.
Mama wystawiła głowę zza drzwi kuchni.
– Ula, przyjechałaś? Ach, Jadzia! Jak dobrze, że przyszłaś, bo przyda mi się wsparcie. Sama nie nadążam z robotą – powiedziała, od razu znajdując zajęcie dla mamy Michała.
Jadzia momentalnie zapomniała o wątpliwościach, czy nie przychodzi nie w porę, i pobiegła pomagać, dzięki czemu mogłam złapać chwilę spokoju. Niestety, niedługo to trwało...
– Ulka? – zawołała Jadzia, wychylając się z kuchni i łapiąc mnie tak mocno, że aż mnie zamurowało. – Kompletnie zapomniałam o prezencie dla twojego taty!
– Spokojnie, ja też nic nie kupiłam – odpowiedziałam lekkim tonem, dając jej do zrozumienia, że w naszym domu to normalne.
Ojciec otrzymał od rodziny wspaniały prezent – elegancką skrzynkę wypełnioną różnorodnymi narzędziami. To on sam ją wybrał i wskazał, będąc przekonanym, że tylko on rozumie swoje potrzeby. Jadźka nie musiała o wszystkim wiedzieć. Tylko pokiwała z dezaprobatą głową, coś jej tam nie pasowało, ale odpuściła i poszła z powrotem do kuchni. W środku panował straszny rozgardiasz, jak to zwykle przy takich okazjach. Chociaż tata dostawił dodatkowy stół, i tak siedzieliśmy strasznie ściśnięci, a gości wciąż przybywało.
Odnalazła się w mojej rodzinie
Na przyjęciu zjawili się nie tylko członkowie rodziny, ale też sąsiedzi z wyższego piętra. Moi bracia przyszli w towarzystwie kumpli z osiedla, co nikogo specjalnie nie zaniepokoiło.
– Spoko, pomieścimy się wszyscy – stwierdził tata z szerokim uśmiechem na twarzy, wyglądając jak szczęśliwy kocur przed pełną miską.
Na szczęście podczas spotkania Jadwiga usiadła przy Pawle, z dala ode mnie. Dzięki temu mogłam uniknąć rozmów z teściową, co przyjęłam z prawdziwą radością. Chociaż mama męża była dość milcząca, widać było, że dobrze się bawi. Co jakiś czas na jej obliczu pojawiał się delikatny uśmiech. Nie próbowała zwracać na siebie uwagi ani być w centrum wydarzeń. Taka wersja teściowej naprawdę przypadła mi do gustu.
– Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę, ale nie wszystko potoczyło się po mojej myśli – powiedziała cicho Jadwiga, kiedy szłyśmy razem w stronę jej domu. – Nie masz pojęcia, jakim błogosławieństwem jest być otoczonym przez kochających krewnych.
– Naprawdę rozumiem – odparłam.
Pogrążona w zadumie, zdawała się nie słyszeć moich słów.
– Mam nadzieję, że niedługo uszczęśliwicie mnie wnukiem – znów zaczęła swój ulubiony temat.
– Będziemy się starać ze wszystkich sił – zapewniłam ją z entuzjazmem. – Jutro Michał ma się odezwać, to właśnie wtedy...
Razem wybuchłyśmy śmiechem. Na razie odpuściła sobie temat wnuka, ale dobrze wiem, że niedługo znów zacznie. No trudno, powoli uczę się z tym żyć. Dam radę to znieść. Myślę, że rozwiązaniem będzie częstsze zabieranie jej na wizyty do mamy i taty.
Ula, 27 lat