„Teściowa nazwała mnie leniem przy całej rodzinie. Ale szybko zmieniła śpiewkę, gdy zabrakło jej do pierwszego”
„– Nie mogę tak tego zostawić – powiedziałem Asi, gdy dzieci już spały. – Nie chodzi o mnie. Jeśli twoja mama będzie mnie dalej traktować jak nieudacznika przy nich, to one też kiedyś zaczną w to wierzyć”.

- Redakcja
 
Nie jesteśmy zamożni, ale jakoś sobie radzimy. Tylko że z moją teściową to nigdy nie było „jakoś”. Cokolwiek bym nie zrobił, zawsze znalazła powód, żeby mnie zganić, podważyć, pouczyć. Zawsze elegancka, z mocnym makijażem i wyprostowanymi włosami, nawet gdy przyjeżdżała tylko na rosół. Żona twierdzi, że mama taka po prostu jest – że niby się martwi. Jednak wszystko do czasu. Nie to, że nagle zostałem jej ulubieńcem. Powiedzmy, że nieco zmiękła. A wszystko zaczęło się od jednej, niezapomnianej niedzieli u niej w domu.
Próbowałem zachować spokój
– Podaj śmietanę do sałaty – powiedziała teściowa.
– Już stoi przy łyżkach – rzuciłem cicho.
– No tak, nie zauważyłam – uśmiechnęła się sztywno. – A ty, jak zwykle, najpierw siedzisz, potem wstajesz, potem znowu siadasz... Człowiek by się zmęczył od samego patrzenia.
Teść chrząknął, a dzieciaków nie interesowało nic poza tym, co leży na paterze z ciastem. Próbowałem zachować spokój.
– Mamo, nie przesadzaj – powiedziała Asia, odkładając sztućce. – Przecież Eryk cały ranek gotował, żebyś miała dzisiaj wolne.
– No i bardzo dobrze, w końcu powinien się jakoś przysłużyć rodzinie. Tylko szkoda, że tak rzadko – prychnęła teściowa, nawet na mnie nie patrząc. – Zresztą, jak się człowiek nie narobi, to i nie zarobi. A lenistwo to pierwszy krok do biedy. No nie, Władek? – rzuciła do męża, który podniósł wzrok znad rosołu.
– Ja się nie wtrącam – powiedział spokojnie.
Zamarłem z widelcem w ręku.
– Wiesz, mamo... – zacząłem spokojnie. – Może i nie zarabiam jak dyrektor banku. Chyba nie muszę codziennie ci udowadniać, że nie jestem pasożytem?
Teściowa się zaśmiała.
– Oj, nikt cię tak nie nazwał!
Zalała mnie fala gorąca
Zawsze myślałem, że potrafię przełknąć upokorzenie. Zaciąć zęby, nie zrobić sceny. Jednak tamta niedziela... no cóż.
– Córeczko, a może powiesz mężowi, że odkąd stracił tę swoją firmę, to jakby trochę… stracił zapał do życia? – zaczęła teściowa, wycierając usta serwetką. – Siedzi w domu, coś tam dłubie na komputerze, niby zdalnie, ale w sumie kto to widział, żeby facet w jego wieku siedział całymi dniami w kapciach?
– Mamo! – warknęła Asia. – Nie jesteś na zebraniu zarządu, tylko przy stole z rodziną.
– Właśnie! – rzuciłem ostro. – Przyszedłem tu z dziećmi i żoną, żeby spędzić miło czas, a nie słuchać wykładów.
– Oj, nie unoś się – prychnęła. – Przecież ja tylko mówię, co wszyscy widzą. Ty chyba sam nie wiesz, co ze sobą zrobić. Siedzisz w tej swojej kawalerce, znaczy… gabinecie i udajesz, że pracujesz. A może przynajmniej wyniesiesz śmieci?
Nikt się nie odezwał. Nawet teść wbił wzrok w stół. A mnie zalała fala gorąca.
– Mamo – Asia wstała z krzesła. – To my już pojedziemy. Przykro mi, że nie potrafisz powstrzymać się od takich komentarzy nawet przy dzieciach.
– Obrażacie się? Bo powiedziałam prawdę? – teściowa wzruszyła ramionami. – A może prawda was w oczy kole?
W drodze do auta byłem jak głaz.
– Przepraszam, że nic nie powiedziałam wcześniej – mruknęła Asia. – Nie sądziłam, że jest do tego zdolna.
Spojrzałem na nią, zaskoczony
Tydzień po tamtej kolacji byłem jak wyjęty z życia. Niby normalnie pracowałem, ale wszystko mnie rozpraszało.
– Nie mogę tak tego zostawić – powiedziałem Asi, gdy dzieci już spały. – Nie chodzi o mnie. Jeśli twoja mama będzie mnie dalej traktować jak nieudacznika przy nich, to one też kiedyś zaczną w to wierzyć.
– Wiem… – westchnęła. – Zawsze była ostra. Jednak wcześniej trzymała się jakichś granic. Teraz jakby chciała cię zniszczyć.
– Bo pewnie w głowie jej się nie mieści, że ktoś może pracować z domu i jeszcze nie wyglądać na styranego życiem.
Asia przysiadła obok mnie na kanapie.
– Może gdyby zrozumiała, że nas utrzymujesz, przestałaby cię tak traktować?
– Wiesz, że nie zależy jej na faktach. Dla niej jestem leniem, bo nie wstaję o szóstej i nie wychodzę do pracy w garniturze.
– To może… dajmy jej lekcję – powiedziała Asia, jakby właśnie wpadła na coś konkretnego. – Przestańmy jej pomagać. Zobaczmy, co wtedy powie.
Spojrzałem na nią, zaskoczony.
– W jakim sensie?
– No wiesz, przypomnij sobie, kto załatwia jej recepty przez Internet, komu dzwoni, jak ma problem z bankiem, kto płaci za zakupy, bo „zapomniała portfela”. Przestańmy być na każde zawołanie. Zobaczymy, ile wtedy wart jest twój „leń”.
Pokiwałem głową powoli. Nie wierzyłem, że to zadziała, ale Asia była zdeterminowana.
Przestałem jej pomagać
Przez kolejne dni trzymaliśmy się ustaleń. Gdy teściowa dzwoniła z prośbą, bym „na chwilkę” podjechał i zainstalował jej nową aplikację do bankowości, odpisałem:
„Przykro mi, mam dzisiaj deadline. Może poprosisz sąsiada?”.
Nie odpowiedziała. Za to trzy dni później Asia odebrała od niej telefon i ledwo się powstrzymała od śmiechu.
– Co się stało? – spytałem, gdy skończyła rozmowę.
– Mama pytała, czy ty się na nią obraziłeś.
– I jeszcze zapytała, co by się stało, gdyby „ktoś jej kiedyś pomóc nie chciał i konto zablokowali”.
Wzruszyłem ramionami.
– No cóż. Ryzyko zawodowe.
Prawdziwa zmiana przyszła, dopiero gdy zadzwoniła w piątek wieczorem. Asia odebrała na głośnomówiącym.
– Córciu… Wiesz, nie chcę się narzucać, ale... leki mi się skończyły.
– A recepty masz?
– No właśnie, kończą się. I w dodatku coś się z tym e-receptą zrobiło, nie wiem, wszystko po angielsku wyskakuje...
– Mamo – Asia była spokojna. – Zawsze Eryk ci to ogarniał. Tylko wiesz, lenie nie mają czasu. Może zapytaj kogoś innego?
Zapadła długa cisza.
– Chyba wtedy trochę przesadziłam. Wiesz… Wcale nie uważam Eryka za lenia. Ja po prostu…
– Mamo – przerwała jej Asia. – Zadzwoń jutro. Jak Eryk będzie miał chwilę, może ci pomoże.
Patrzyliśmy na siebie, oboje lekko zszokowani.
Przeprosiła mnie
Następnego dnia przyjechała. Z ciastem. Jakby chciała nas przeprosić, ale nie wiedziała, jak to powiedzieć.
– Witaj, Eryku – zaczęła, stawiając blaszaną formę na kuchennym blacie. – Asia mówiła, że może… eee… znajdziesz chwilę, żeby mi pomóc z tym portalem. Oczywiście, jeśli ci to nie przeszkadza!
– Jasne, pokaż telefon – odpowiedziałem, zachowując spokój.
Teściowa usiadła grzecznie przy stole. Jakby nagle zapomniała, jak się krytykuje.
– Przepraszam, że tak… może ostatnio zbyt ostro – mruknęła, kiedy wpisywałem jej dane do aplikacji. – Czasem człowiek powie coś bez zastanowienia.
– Powiedziałaś to z pełnym przekonaniem, mamo – poprawiła ją Asia, siadając naprzeciwko. – Jednak dobrze, że to zauważyłaś.
– Wiem, wiem – westchnęła. – To nie złośliwość. Tylko czasem trudno mi zaakceptować, że czasy się zmieniły. Że nie wszystko musi wyglądać tak, jak było za dawniej. Jak Władek szedł do pracy, to było widać. Garnitur, teczka, śniadaniówka…
– A ja mam klapki, szlafrok i laptopa – uśmiechnąłem się. – I, jak się okazuje, robię więcej, niż ci się wydaje.
Zamilkła na chwilę. Patrzyła na mnie z lekkim zmieszaniem.
– No właśnie. I chyba do mnie dotarło… Bo ostatnio coś mi nie styka do pierwszego. A tu nikt nie chce mi pomóc. W banku kazali mi wszystko robić przez internet.
– Na leni nie można liczyć, co nie? – rzuciłem z przekąsem.
Spojrzała na mnie i pokiwała głową.
– No nie można. Jednak na zięcia czasem można.
Odzyskałem spokój
Nie powiem, żeby teściowa nagle stała się aniołem. Wciąż czasem kręci nosem. Jednak odkąd musiała choć raz sama zderzyć się z tym, co nazywała „wygodnictwem”, ton jej głosu zmienił się wyraźnie. Zdarza się, że teraz mówi:
– Eryczku, a może byś spojrzał, co tam mi się w komputerze pokazuje, bo ja nie wiem, czy to się aktualizuje, czy zawiesza...
A ja, zamiast się zżymać, tylko rzucam:
– Dobrze, może ten leniwy zięć może spróbuje...
I wtedy się śmieje. Tak szczerze.
– Wiesz – powiedziała któregoś dnia do Asi, gdy myślała, że nie słyszę – ty to masz dobrze. Taki spokój z tym Erykiem. Zawsze pomoże, a jeszcze ugotuje. Jakbym ja tak miała, to może mniej bym gadała, a więcej doceniała...
– Mamo, przecież jeszcze nic straconego – odpowiedziała Asia. – Wystarczy tylko czasem... po prostu być.
W tamtym momencie pomyślałem, że najwięcej wygrywa się wtedy, gdy nie chce się już nikomu nic udowadniać. A jeśli chodzi o mnie? Nadal jestem „leniwym zięciem z laptopem”. Tyle że teraz... czasem herbatę też dostanę.
Eryk, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mam 7 dzieci i nie wstydzę się, że żyję na garnuszku państwa. Nie pójdę do pracy, bo za bardzo kocham być mamą”
 - „Całe życie byłam dla nich bankomatem i kucharką. Poszłam po rozum do głowy i teraz nie mają grochówki ani złotówki”
 - „To była najstraszniejsza impreza Halloween w moim życiu. Mąż odstawił mi taki numer, że włosy stanęły dęba”