„Teściowa nie rozumie, że wolę iść spać, niż męczyć się na na pasterce. Obraziła się, gdy usłyszała, co o tym myślę”
„Kiedy tylko skończyliśmy kolację wigilijną, teściowa spojrzała na mnie z tym swoim stanowczym wyrazem twarzy, który zawsze zapowiadał nadchodzący rozkaz. Czułam już w kościach, o co chodzi, a mimo to liczyłam na cud. Może w tym roku odpuści? Może zauważy, że moje oczy same się zamykają”.

- Redakcja
Zawsze uważałam święta za czas, w którym człowiek powinien po prostu odpocząć, zjeść coś dobrego i obejrzeć film, który zna na pamięć, ale nadal go wzrusza. W moim przypadku był to oczywiście „Kevin sam w domu”, który od lat dawał mi poczucie jakiejś dziwnej, świątecznej normalności. Kiedy jednak wyszłam za Kamila, okazało się, że jego rodzina ma własny rytm i własne tradycje, a najważniejszą z nich była pasterka. Teściowa traktowała ją jak obowiązek, prawie jak sprawdzian wiary i charakteru. W tym roku wyjątkowo nie miałam na to najmniejszej ochoty.
Chciałam po prostu odpocząć
Kiedy tylko skończyliśmy kolację wigilijną, teściowa spojrzała na mnie z tym swoim stanowczym wyrazem twarzy, który zawsze zapowiadał nadchodzący rozkaz. Czułam już w kościach, o co chodzi, a mimo to liczyłam na cud. Może w tym roku odpuści? Może zauważy, że moje oczy same się zamykają, a myśl o wyjściu z ciepłego domu napawa mnie rozpaczą? Niestety.
– Wychodzimy za godzinę, prawda? – zapytała tak, jakby decyzja już zapadła i każdy rozsądny człowiek wiedział, że pasterki się nie odpuszcza.
Kamil spojrzał na mnie niepewnie, jakby próbował wybadać moją reakcję.
– Mamo, może w tym roku… – zaczął cicho, lecz teściowa uniosła rękę, uciszając go w pół słowa.
– Pasterka to tradycja. Trzeba ją szanować. – Wbiła we mnie spojrzenie pełne oczekiwania.
– Szanować można też sen – odpowiedziałam, starając się brzmieć lekko, jakby to była żartobliwa uwaga. Wiedziałam jednak, że ona w ogóle jej tak nie odbierze.
– Sen nie jest ważniejszy niż duchowe przeżycie – odparła z przekonaniem.
Wróciłam myślami do kanapy, koca i „Kevina”, którego miałam już przygotowanego na wieczorne oglądanie. Wyobrażałam sobie, jak Harry z Marvem wpadają w kolejne pułapki, a ja popijam gorącą czekoladę. To była moja mała, przyjemna tradycja, która nikomu nie szkodziła.
– Zostanę w domu – powiedziałam spokojnie, dobrze wiedząc, że to dopiero otwarcie drzwi do konfliktu.
Teściowa zmrużyła oczy.
– W naszej rodzinie się chodzi. Wszyscy chodzą.
– A ja jestem zmęczona. Chcę po prostu odpocząć – dodałam, czując narastające napięcie.
Kamil milczał. Udawał, że nalewa sobie kompotu, choć widać było, że chce zniknąć pod stołem. Czułam, że moja odmowa była jak zapalenie lontu w dynamicie teściowej. Święta dopiero się zaczynały, a ja już miałam nieprzyjemne przeczucia.
Szacunek do siebie jest ważny
Kiedy wyszłam do kuchni po oddech, miałam nadzieję, że emocje trochę opadną. Wzięłam się za zmywanie talerzy, choć teściowa zawsze mówiła, że w święta nie powinno się „moczyć rąk w zimnej wodzie”. Tym razem nie skomentowała, co było niepokojące samo w sobie. Po chwili weszła do kuchni i stanęła naprzeciw mnie z miną jak przed poważną rozmową dyscyplinarną.
– Nie rozumiem cię – zaczęła spokojnie, co tylko potęgowało mój niepokój. – Wszyscy idziemy. To ważne wydarzenie. Chyba możesz się poświęcić?
– Poświęcam się cały rok – odpowiedziałam, odkładając talerz. – Dzisiaj chcę po prostu mieć chwilę dla siebie.
– Chwilę dla siebie możesz mieć jutro – odparła stanowczo.
– Jutro też mam prawo do odpoczynku – powiedziałam, czując, że moje ręce drżą.
Teściowa skrzyżowała ramiona.
– Wiesz, kiedy ja byłam młodą żoną, nikt mnie nie pytał, czy mam ochotę. Po prostu robiło się to, co wypada.
– Może dlatego teraz nie masz ochoty na żadne odstępstwa? – zapytałam, choć wiedziałam, że nie powinnam była tego mówić na głos.
Jej twarz stężała.
– Szacunek do tradycji jest ważniejszy niż wygoda.
– Szacunek do siebie też jest ważny – odpowiedziałam.
W drzwiach stanął Kamil, wyraźnie spięty.
– Może ustalmy coś pośrodku? – zaproponował.
– Nie ma środka – ucięła teściowa. – Idziemy wszyscy.
– Ja nie pójdę – powtórzyłam.
Po domu rozeszła się cisza, która brzmiała głośniej niż jakakolwiek kłótnia. Kamil spojrzał na mnie z troską, ale także z lękiem przed reakcją matki.
– Porozmawiamy później – mruknął, po czym wrócił do salonu.
Zostałam sama, czując, że coś w tej rodzinnej układance właśnie się zmieniło. Nie wiedziałam jeszcze jak bardzo.
Nie chciałam konfliktu
Usiadłam na kanapie, chcąc, choć na chwilę poczuć się jak u siebie. Światełka na choince migotały spokojnie, a w tle cicho grały kolędy. Przez moment miałam wrażenie, że sytuacja ucichła, że teściowa uznała moją decyzję i każdy zajmie się swoimi sprawami. Spokój trwał jednak krótko. Po kilku minutach usłyszałam charakterystyczne kroki, a potem teściowa pojawiła się w salonie, tym razem z łagodnym, niemal współczującym wyrazem twarzy.
– Przemyślałaś już? – zapytała, siadając obok mnie, jakby chciała rozwiązać problem w przyjacielskim tonie.
– Tak. Chcę zostać – odpowiedziałam bez wahania.
– Nie rozumiem, skąd ten upór. – Jej głos brzmiał miękko, co zaskoczyło mnie bardziej niż wcześniejsza surowość. – Przecież to tylko godzina. Możesz później oglądać, co chcesz.
– To nie chodzi o godzinę – westchnęłam. – Chodzi o to, że czuję, jakbym musiała się podporządkować tylko dlatego, że tak było zawsze.
– W rodzinie wszyscy idą jednym rytmem – stwierdziła spokojnie.
– A jeśli ktoś ma inny rytm?
Zmrużyła oczy, lecz wciąż mówiła łagodnie.
– Wtedy musi się zastanowić, czy na pewno jest częścią tej rodziny.
Słowa uderzyły we mnie z siłą, której się nie spodziewałam.
– Naprawdę tak to widzisz? – zapytałam, czując, jak zaciska mi się gardło.
– Nie chcę konfliktów – odparła. – Chcę jedności.
– Jedność nie polega na tym, że wszyscy robią to samo – odpowiedziałam, starając się brzmieć spokojnie.
Do pokoju wszedł Kamil, już ubrany do wyjścia.
– Mamo, zostaw to. Jeśli Ola chce zostać, to jej decyzja – powiedział, nie patrząc ani na mnie, ani na nią.
Teściowa wstała powoli.
– Zawiedziesz nas – rzuciła, a potem wyszła z salonu.
Słuchałam, jak szykują się do wyjścia, a w mojej klatce piersiowej rosło dziwne uczucie smutku i ulgi jednocześnie.
Nie czułam żadnego triumfu
Kiedy drzwi wejściowe zatrzasnęły się za Kamilem i teściową, w domu zapanowała cisza, której dawno tu nie słyszałam. Zawsze ktoś coś mówił, ktoś nucił, ktoś poruszał garnkami. Teraz byłam tylko ja, choinka i telewizor, który czekał, aż włączę mój ulubiony film. Zanim jednak to zrobiłam, usiadłam na kanapie i pozwoliłam sobie na chwilę spokoju. Wbrew pozorom nie czułam triumfu, raczej ciężar. Zastanawiałam się, czy rzeczywiście przesadziłam. W końcu to tylko jedna noc, jedno wyjście, a tyle emocji dookoła.
Jednocześnie wiedziałam, że jeśli ulegnę raz, potem będzie już tylko gorzej. Teściowa przywyknie, że wystarczy nacisnąć, a ja się poddam. To był pierwszy raz, kiedy powiedziałam „nie” tak wyraźnie. Wzięłam pilota do ręki i włączyłam film. Kevin właśnie odkrywał, że obudził się sam w domu. Zawsze śmieszyła mnie ta scena, a dzisiaj wywołała coś w rodzaju nostalgii. Byłam dorosła, miałam męża, a mimo to czułam się tak samo zagubiona, jak to dziecko. Nagle zadzwonił telefon. Na ekranie wyświetliło się imię Kamila. Odebrałam po krótkiej chwili.
– Wszystko u ciebie w porządku? – zapytał, szeptem, jakby stał z boku kościoła.
– Tak. Oglądam „Kevina” – odpowiedziałam równie cicho.
– Mama jest… no, wiesz jaka. Spróbuj się nie przejmować.
– Staram się – mruknęłam.
– Wracamy po mszy. Porozmawiamy wtedy, dobrze? – zaproponował.
– Dobrze.
Rozłączyliśmy się, a ja wróciłam myślami do tego, jak bardzo zależało mu, by nikt się nie kłócił. Czasami miałam wrażenie, że stoi w rozkroku między mną a matką i nie potrafi zrobić kroku w żadną stronę. Kiedy film zaczął się rozkręcać, w końcu poczułam, że wraca mi odrobina świątecznego nastroju. Nie wiedziałam jednak, co mnie czeka, gdy oni wrócą.
Chciałam tylko trochę przestrzeni
Gdy usłyszałam klucz w zamku, film był już w połowie, a ja zdążyłam wypić dwie herbaty i oswoić się z myślą, że czeka mnie trudna rozmowa. Drzwi otworzyły się powoli, jakby oboje wracający nie mieli pewności, co zastaną. Kamil wszedł pierwszy. Zdjął czapkę, otrzepał płaszcz i spojrzał na mnie niepewnie. Za nim pojawiła się teściowa, która nawet nie spojrzała w moją stronę. Przeszła obok mnie z podniesioną brodą, jakby nie chciała dotknąć spojrzeniem powietrza, którym oddychałam.
– Jak było? – zapytałam Kamila, chcąc przełamać ciszę.
– Zimno – odpowiedział krótko, a potem dodał już ciszej: – Mama jest… lekko rozczarowana.
– Wiem – westchnęłam.
Teściowa w tym czasie krzątała się przy stole, choć wszystko było wysprzątane. Udawała zajętość z taką determinacją, że aż robiło mi się niezręcznie. Po chwili jednak przerwała swoją pozorną pracę i zwróciła się do mnie.
– W kościele wszyscy pytali o ciebie – powiedziała chłodnym tonem. – Co miałam powiedzieć?
– Prawdę – odpowiedziałam spokojnie. – Że zostałam w domu.
– Nie wszyscy muszą znać szczegóły – mruknęła.
– To nie jest szczegół, tylko decyzja – odparłam.
Kamil stanął między nami.
– Proszę, nie róbmy z tego wielkiej sprawy. Są święta.
– Święta wymagają zaangażowania – odparła teściowa.
– Wymagają też spokoju – odpowiedziałam, starając się mówić łagodnie.
Spojrzała na mnie w końcu. W jej oczach było coś pomiędzy złością a zmęczeniem.
– Nie rozumiem cię – powiedziała, po czym powoli ruszyła w stronę sypialni.
Zostałam z Kamilem, który usiadł obok mnie na kanapie.
– Postaram się z nią porozmawiać – powiedział, choć brzmiał tak, jakby sam nie wierzył, że to pomoże.
– Nie chcę wojny – szepnęłam. – Chcę tylko trochę przestrzeni.
Kamil skinął głową, a ja wiedziałam, że niezależnie od jego chęci, ta noc coś pomiędzy mną a teściową zmieniła.
Nie chciałam nikogo ranić
Kiedy następnego ranka zeszłam do kuchni, teściowa siedziała już przy stole z filiżanką herbaty. Przez chwilę stałam w progu, zastanawiając się, czy powinnam się odezwać pierwsza, czy poczekać, aż sama coś powie. W końcu usiadłam naprzeciw niej. Milczała, ale nie wyglądała już tak twardo, jak poprzedniej nocy.
– Dzień dobry – powiedziałam cicho.
– Dzień dobry – odpowiedziała po chwili, nie podnosząc wzroku.
Przez kilka sekund mieszała herbatę bez potrzeby. W końcu odłożyła łyżeczkę i spojrzała na mnie z wyraźnym wahaniem.
– Zaskoczyłaś mnie wczoraj – powiedziała.
– Wiem. Nie chciałam nikogo ranić. Chciałam tylko… być sobą.
– Czasem trudno mi to zrozumieć – przyznała. – W mojej rodzinie zawsze było wiadomo, co kto zrobi. Nikt nie dyskutował.
– Ja nie chcę dyskutować dla zasady. Chcę czuć, że mogę decydować o sobie – odpowiedziałam spokojnie.
Teściowa oparła ręce na stole, jakby ciężar rozmowy znalazł się między nami.
– Spróbuję to przyjąć. Tylko daj mi czas – powiedziała w końcu.
Kamil wszedł do kuchni w idealnym momencie, jakby czekał za drzwiami na znak, aż atmosfera złagodnieje. Uśmiechnął się do mnie, a ja poczułam delikatną ulgę. Może faktycznie da się zbudować coś, co będzie działało po naszemu, a nie tylko według schematów sprzed lat. Później, kiedy siedzieliśmy razem przy śniadaniu, pomyślałam, że te święta – choć trudne – wprowadziły do tej rodziny coś nowego. Nie było pełnej zgody, nie było cudów, ale pojawiła się szczelina, przez którą mogło wpaść trochę zrozumienia. A to czasem więcej niż absolutna jednomyślność.
Ola, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Utknęłam z facetem mdłym jak karp w galarecie. Oświadczył mi się w wigilię, bo tak mu mamusia kazała”
- „Po 15 latach wróciłam ze Szkocji do kraju, bo tęskniłam za ojczyzną. Niestety Polacy nie przyjęli mnie zbyt ciepło”
- „Choć mam 70 lat to nie jestem za stara na przygody. Los sprawił, że w starej windzie poczułam się jak nastolatka”