Reklama

Z zewnątrz wszystko wyglądało poprawnie. Mąż lekarz, ja – specjalistka w korporacji, zadbane mieszkanie, syn w prywatnej szkole. Ludzie z zewnątrz często mówili nam: „Piękna rodzina, prawdziwy sukces”. A ja wtedy uśmiechałam się grzecznie i myślałam tylko o tym, jak bardzo bym chciała zniknąć. Albo zasnąć na kilka lat. Tomek nie dotykał mnie od miesięcy. Potrafiliśmy przesiedzieć obok siebie całą kolację bez słowa, każde z nosem w telefonie. W łóżku – przepaść. Czasem budziłam się w środku nocy z potrzebą, żeby ktoś mnie przytulił, cokolwiek powiedział. Zwykłe „dobrze, że jesteś”. Ale nie było nikogo. Tylko cisza.

Reklama

– Czy naprawdę tak ma wyglądać życie po dziesięciu latach małżeństwa? – myślałam, patrząc na zimne talerze w zmywarce. – Czy tak wygląda miłość? Milczenie i samotność w dwuosobowym domu?

Nie planowałam romansu. A już na pewno nie z nim. Z ojcem mojego męża. To przyszło cicho, jak deszcz, który najpierw tylko zawisa w powietrzu. A potem wali z hukiem w dach.

To jedno zdanie rozcięło mi serce

– Gdybyś zniknął jutro z mojego życia, nie zauważyłabym różnicy – powiedziałam to spokojnie, bez krzyku, patrząc mu prosto w oczy.

Tomek odłożył widelec na talerz. Na jego twarzy nie pojawiło się nic – ani złość, ani zaskoczenie. Jakby właśnie usłyszał, że skończyło się mleko.

– To nieprawda – rzucił sucho.

– Nie? – wstałam od stołu, zbyt gwałtownie. Krzesło zgrzytnęło po panelach. – A może wolałabym być z kimś, kto mnie widzi. Z twoim ojcem, na przykład!

Zrobiło się cicho. Nawet zegar przestał tykać. Tomek nie odpowiedział. Tylko spojrzał na mnie – nie tyle ze zdziwieniem, ile z czymś... nieokreślonym. Może bólem, a może pustką. Albo po prostu – obojętnością.

– Nic nie powiesz? – naciskałam. – Nawet teraz? Gdybym ci powiedziała, że cię zdradzam, nawet nie spytałbyś z kim, prawda?

Wzruszył ramionami.

– Nie wiem, Karolina. Nie wiem już, kim dla siebie jesteśmy.

To zdanie rozcięło mi serce. Bo ja wiedziałam. Byliśmy cieniem tego, czym kiedyś byliśmy. Ruiną, w której jeszcze tliło się światło z przeszłości. Ale nikomu już nie chciało się go podtrzymywać. Po jego milczeniu zrozumiałam jedno: nawet jeśli podejrzewał, że z Adamem coś nas łączyło – nie chciał tego wiedzieć.

Czułam wreszcie, że jestem kobietą

– Zwariowałaś? To twój teść! – Marta niemal krzyknęła, kiedy opowiedziałam jej wszystko.

Siedziałyśmy w kawiarni, gdzie kiedyś świętowałyśmy jej awans. Teraz trzymała filiżankę tak mocno, że aż jej ręce pobielały.

– Jeśli Tomek się dowie… – zaczęła, ale przerwałam jej, unosząc dłoń.

– Ale nie wie. I nie musi. On mnie nie kocha, Marta. Rozumiesz? Adam… Adam mnie słucha. Patrzy na mnie tak, jak nikt nie patrzył od lat.

– To nie jest miłość, Karolina. To ucieczka. – spojrzała na mnie uważnie, jakby szukała mojej starej wersji pod tą nową skórą. – Ucieczka przed samotnością, przed tym, że nie jesteś już tą samą kobietą.

Westchnęłam, zaciskając palce na szklance z wodą.

– Może i tak. Ale pierwszy raz od nie wiem, ilu miesięcy czuję, że jestem kobietą. Że ktoś mnie pragnie. Nie jak trofeum, nie jak towarzyszkę życia, ale jak… jak kobietę z krwi i kości. Kiedy Adam dotyka mojej dłoni, to…

– Karolina, przestań – szepnęła, spuszczając wzrok. – Mówisz o ojcu twojego męża.

Spojrzałam przez okno kawiarni. Ludzie przechodzili obok, niosąc siatki, rozmawiając, żyjąc. A ja żyłam w cieniu czegoś, co nie powinno się nigdy wydarzyć. Ale to się działo. Co wieczór. Cicho. Uważnie. I zbyt intensywnie, by się wycofać.

Mąż coś podejrzewał

Stałam za drzwiami gabinetu, nie oddychając. Weszłam tam tylko po notes, ale gdy usłyszałam ich głosy, zatrzymałam się jak sparaliżowana. Tomek i jego ojciec.

– Ona się oddaliła. Czuję to – mówił mój mąż cicho, z tą charakterystyczną nutą zmęczenia w głosie. – Myślisz, że mnie zdradza?

Zapadła krótka cisza. Słyszałam, jak Adam przesuwa coś na biurku.

– Może po prostu czuje się samotna – odpowiedział spokojnie. Zbyt spokojnie.

– Samotna w naszym domu? Przecież zawsze miała wszystko – kontynuował Tomek. – Nie sądzę, żeby chodziło o zwykły kryzys. Kiedy na mnie patrzy, jakby patrzyła przez szybę. Myślisz, że... gdybyś wiedział coś… powiedziałbyś mi, prawda?

Chwila zawahania. Dosłownie ułamek sekundy.

– Nie zawsze prawda przynosi ukojenie – powiedział Adam, a ja poczułam, że świat wokół mnie wiruje.

– Co to znaczy? – spytał Tomek podejrzliwie.

– To znaczy, że czasem lepiej nie wiedzieć wszystkiego. Serce ma swoje granice, Tomek. Nie każdą ranę trzeba rozdrapywać – usłyszałam, a potem kroki.

Chciałam zniknąć. Zapaść się pod ziemię.

– Nie wyobrażasz sobie nawet, jak blisko jesteś prawdy – dodał Adam półgłosem, nim wyszedł z pokoju.

Zostałam sama, drżąc w milczeniu. Wiedziałam, że ta rozmowa właśnie coś zmieniła. Już nie chodziło o romans. Chodziło o to, ile czasu jeszcze mamy, zanim wszystko runie.

Wiedzieliśmy, że to koniec

– To był błąd? – zapytałam go, stojąc oparta o framugę drzwi do jego pokoju.

Adam nie podniósł wzroku znad książki, którą trzymał w dłoniach. Przekładał kartkę, jakby to pytanie go nie dotyczyło. A przecież dotyczyło nas obojga. I tylko nas.

– Błąd, który był jedynym, co mnie ostatnio budziło – powiedział w końcu. – Czy żałuję? Tak. I nie.

Usiadłam powoli na krześle naprzeciwko. Jego twarz była starsza, niż ją zapamiętałam z początku naszej znajomości. Jakby nasz romans też odcisnął się na jego rysach.

– To mnie zabija, Adam. To mnie rozkłada od środka. Nie mogę spać. Nie mogę patrzeć na siebie w lustrze – głos mi się załamał.

Adam odłożył książkę. Wstał i podszedł do mnie. Uklęknął, jak wtedy, gdy pierwszy raz powiedział, że jestem piękna, nawet jeśli sama w to nie wierzyłam.

– Samotność nas do siebie popchnęła – powiedział. – Ja też się gubiłem, Karolina. Długo. Byłaś światłem w mojej ciemności. Ale może ja byłem tylko dymem w twoim życiu.

Zamknęłam oczy. Czułam się jak w rozszczepionym świecie – jednym, gdzie byłam kochanką, i drugim, gdzie wciąż byłam matką, żoną, kobietą.

– Muszę porozmawiać z Tomkiem – szepnęłam.

Adam tylko skinął głową. Wiedzieliśmy, że to koniec. Ale żadne z nas nie miało siły go wypowiedzieć.

Nie mogłam już dłużej

Siedział na kanapie z kubkiem herbaty, jakby był po ciężkim dyżurze. Ale tym razem to nie praca go zmęczyła. To ja.

– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam, czując, jak gardło mi się zaciska. – Zdradziłam cię.

Tomek nie drgnął. Spojrzał na mnie, jakby od miesięcy czekał na te słowa. Jakby wreszcie coś się dopięło, nawet jeśli miało go zniszczyć.

– Od kiedy? – zapytał cicho.

– Kilka miesięcy – przyznałam. – Nie chcę już żyć w kłamstwie. Nie potrafię.

Odstawił kubek na stolik. Przesunął dłonią po twarzy. Milczał. Czekałam na krzyk, może na przekleństwa. Ale jego głos był spokojny. Niebezpiecznie spokojny.

– Czy to był ktoś, kogo znam?

Zamarłam. To pytanie zawisło w powietrzu jak wyrok. Po chwili dodał:

To był mój ojciec, prawda?

Nie zaprzeczyłam. Nie mogłam. Tylko spuściłam wzrok.

– Wiesz, że nigdy już nie będę w stanie ci spojrzeć w oczy? – powiedział po długiej chwili.

Wstał. Bez słowa poszedł do sypialni, wyjął torbę z szafy i zaczął się pakować. Patrzyłam, jak wkłada rzeczy metodycznie – koszule, spodnie, ładowarkę. Jakby wybierał się na zwykły wyjazd, a nie uciekał z życia, które właśnie przestało istnieć.

Nie zatrzymałam go. Nie miałam prawa.

Już nic nie da się poskładać

Minęły trzy tygodnie, odkąd Tomek się wyprowadził. Zabrał tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Reszta została – jak duchy, które przypominają o tym, co się skończyło. Nie zapytał o syna, nie zostawił listu. Po prostu... zniknął. Adam nie odezwał się ani razu. Żadnego sms-a. Żadnego „przepraszam”. Żadnego „czy żyjesz?”. Zniknął równie skutecznie, co jego syn. Marta przestała odbierać. Najpierw zbywała mnie wiadomościami „oddzwonię później”, potem przestała pisać w ogóle.

W pracy wszystko działało jak zawsze – projekty, spotkania, tabelki. Tylko ja nie działałam. Nagle wszystko straciło smak, nawet te rzeczy, które kiedyś mnie ratowały. Puste mieszkanie wieczorem, cisza w kuchni, pokój syna, który pyta tylko „kiedy tata wróci?”. Wieczorem siedzę na tarasie. Trzymam lampkę wina i wpatruję się w ekran telefonu. Na górze ekranu wyświetla się jedno imię: Adam. Numer nieusunięty. Kciuk zawisa nad zieloną słuchawką...

Nie dzwonię. Nie tym razem.

Wpatruję się w ciemność i próbuję złapać oddech.

– Czy to był koniec? – mówię do siebie. – Czy może początek nowej samotności, o którą już nie będzie można nikogo obwiniać poza mną samą?

Nie wiem. Ale wiem, że to, co zniszczyłam, już nie da się poskładać. I może na to właśnie zasłużyłam.

Karolina, 40 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama