„Teściowa obiecała mi pomagać przy dzieciach. Ale gdy zaszłam w 4 ciążę, całkiem zapomniała o wnukach”
„Teściowa zawsze mówiła, że mogę na nią liczyć. Że jak już będzie emeryturka, to ona chętnie weźmie dziewczynki na popołudnie albo zrobi obiad. No i tak to wyglądało. Na początku. Teraz to nawet nie pamięta, ile jej wnuczki mają lat”.

- Redakcja
Mam trzy córki i brzuch jak arbuz, bo zaraz urodzę czwarte dziecko – chłopca. Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę, gwar, śmiech i nawet trochę chaosu. Ale teraz... teraz czuję się, jakby ten cały chaos walił się tylko na moją głowę. Teściowa zawsze mówiła, że mogę na nią liczyć. Że jak już będzie emeryturka, to ona chętnie „weźmie dziewczynki na popołudnie” albo „zrobi obiad, żebyś ty, skarbie, mogła odpocząć”. No i tak to wyglądało. Na początku. Teraz to nawet nie pamięta, ile jej wnuczki mają lat.
Nie mogłam na nią liczyć
– Mamo, mogłabyś wpaść jutro na chwilkę? – zapytałam przez telefon, zerkając jednym okiem na Zosię, która właśnie wylewała sok malinowy na biały dywan.
– A po co, kochanie? – głos teściowej był rześki, trochę jakby... zbyt rześki.
– No wiesz... może posiedziałabyś chwilę z dziewczynkami? Mam wizytę u lekarza, a z tym brzuchem... – zaczęłam, ale mama mi przerwała.
– Oj, nie dasz rady sama? Wiesz, ja mam jutro jogę, a po południu spotkanie z koleżankami. No i jeszcze muszę się spakować. Wyjeżdżam w piątek.
– Znowu? – nie ukryłam zdziwienia. – Przecież dopiero co wróciłaś z sanatorium!
– Teraz jadę nad morze – wyjaśniła z dumą. – Trzeba korzystać z życia!
Spojrzałam na Anielkę, która właśnie próbowała nakarmić kota chrupkami z miski Zosi.
– Rozumiem. – Złapałam się na tym, że mój ton stał się sztywny. – Czyli nie masz czasu. Spoko.
– Przecież wiesz, że cię kocham. Tylko musisz też zrozumieć, że ja całe życie na kogoś pracowałam. Na dzieci, na męża, potem na was. Teraz chcę mieć czas dla siebie.
– Jasne, mamo. Tylko że ja się nie umawiałam na bycie samotną matką czwórki dzieci.
– Oj, nie przesadzaj. Masz męża.
Zamknęłam oczy.
– Mój mąż pracuje po dwanaście godzin dziennie. Ale dzięki, że przypomniałaś.
Rozłączyłam się, zanim usłyszałam odpowiedź.
Nie wiedziałam już, co powiedzieć
W niedzielę wpadliśmy z dziećmi do teściowej na obiad. One biegały jak oszalałe, a ja próbowałam się nie położyć na dywanie i nie zasnąć.
– Mamo, masz może maść na ból pleców? – zapytałam, siadając przy stole z westchnieniem.
– A to co, znowu cię boli? – zdziwiła się, patrząc na mnie, jakbym przesadzała.
– Mam brzuch jak balon i trójkę maluchów do ogarnięcia. No pewnie, że boli – mruknęłam.
– Oj, przesadzasz. Ja jak byłam w ciąży z twoim mężem, to jeszcze kartofle z pola nosiłam – rzuciła z rozbawieniem, nalewając sobie zupę.
– A potem opowiadasz wszystkim, jaka to byłaś zmęczona, i że nikt ci nie pomógł – rzuciłam pod nosem.
– Co mówisz?
– Nic, tylko że... chyba liczyłam, że ty będziesz inna. Że nie zostawisz mnie samej, jak ciebie zostawili.
Teściowa zamilkła na moment, spojrzała na mnie jakby uważniej. Po chwili tylko wzruszyła ramionami.
– Ja swoje już zrobiłam. Teraz chcę się nacieszyć życiem. A ty jesteś młoda. Dajesz radę.
– Daję, bo nie mam wyboru – odpowiedziałam cicho.
W tym momencie Zosia przewróciła szklankę z kompotem, która z hukiem spadła na podłogę. Julka zaczęła płakać, a Anielka domagała się deseru.
– No widzisz? – dodałam zrezygnowana.
– To przywieź je w środę. Tylko nie później niż na dziesiątą, bo o trzynastej mam masaż limfatyczny.
– Serio? – uniosłam brwi.
– No a co, nie zasłużyłam?
Zamilkłam. Bo szczerze? Nie wiedziałam już, co powiedzieć.
Miałam dość
Mąż wrócił z pracy po dziewiętnastej. Wszedł do kuchni, wciąż w roboczych spodniach, pachnący kurzem i farbą. Akurat kończyłam myć podłogę po kolejnym „eksperymencie” Zosi z jogurtem malinowym.
– Cześć, skarbie. – Pocałował mnie w czubek głowy. – Coś się stało? Wyglądasz, jakbyś miała się rozpłakać albo rzucić nożem w ścianę.
– Jedno nie wyklucza drugiego – burknęłam.
– Mama? – zgadł od razu.
– A kto inny? – odparłam. – W środę może „pomóc”, ale tylko do trzynastej, bo potem masaż limfatyczny.
– No to może się zrelaksuje i następnym razem posiedzi dłużej – rzucił, nalewając sobie herbaty.
– To już nawet nie jest śmieszne. Kiedyś potrafiła przyjechać na cały dzień. Ugotować rosół, zabrać dziewczynki na spacer. A teraz? Dwie godziny raz na miesiąc, i to jeszcze z wyrzutem.
– Może po prostu chce żyć po swojemu – powiedział spokojnie. – Ma emeryturę, zdrowie, koleżanki…
– A ja nie chcę żyć po swojemu? – wybuchłam. – Ja nie mam życia, mam grafik! Obiad, pieluchy, szkoła, lekarz, pranie, kolacja, kolki, kolka emocjonalna u mnie i zasypianie w dresie!
Mąż westchnął i usiadł przy stole.
– Wiem, że jest ciężko. Może... może byśmy jednak pomyśleli o niani? Choć na kilka godzin w tygodniu?
– Za co? – zapytałam gorzko. – Ty harujesz, ja nie zarabiam, bo kto zatrudni kobietę w ciąży z trójką dzieci?
Zapanowała cisza.
– Albo ja zwariuję, albo mama przypomni sobie, że ma wnuki – powiedziałam po chwili. – A obie opcje są równie prawdopodobne.
Nie chciała mi pomóc
W piątek z samego rana zapukałam do drzwi teściowej. Dziewczynki siedziały w aucie, wszystkie trzy ubrane w kurtki, czapki, z plecaczkami. Otworzyła z uśmiechem.
– Tak wcześnie?
– Miałaś dzisiaj zabrać dziewczynki. Umówiłyśmy się. Dziesiąta. Jest dziesiąta.
– Nie mówiłam, że dzisiaj – zmarszczyła brwi. – Mówiłam, że „w środę mogę”, nie że będę się nimi zajmować w każdą środę.
– Ty tak na serio? – sapnęłam, opierając się o futrynę.
– No bo wiesz, dzisiaj koleżanka ma urodziny. Idziemy na ciacho – zaśmiała się, jakby mnie to miało rozbawić.
– Błagam. Mam wizytę u lekarza. Kręgosłup mi siada, w nocy spałam godzinę, Anielka ma katar, a Zosia znowu pogryzła Julkę w przedszkolu. Czy mogłabyś... no nie wiem... po prostu je wziąć?
Zawahała się. Spojrzała przez moje ramię na auto.
– Dobrze, ale tylko do dwunastej. Potem muszę się szykować.
– O drugiej wrócę – powiedziałam twardo.
Teściowa zmrużyła oczy.
– Wiesz co? Kiedyś byłaś bardziej wdzięczna.
– Bo kiedyś byłaś obecna w naszym życiu – odpowiedziałam bez namysłu.
Na chwilę zapadła cisza. Potem tylko westchnęła, wyciągnęła ręce w stronę dzieci.
– No chodźcie do babci. Tylko nie rozsypcie nic na dywanie. I niech żadna mi nie rozleje soku.
Odwróciłam się bez słowa. Byłam wdzięczna, ale bardziej zmęczona niż wdzięczna.
Poczułam, że zaraz wybuchnę
Tego dnia po wizycie u lekarza siedziałam w samochodzie przed blokiem teściowej. Przez chwilę miałam ochotę odjechać i napisać SMS-a: „Zaraz będę”. Wiedziałam, że wtedy usłyszę: „A nie mogłabyś się pospieszyć, bo już jestem zmęczona”. Weszłam na górę, dzieci rozłożone na dywanie, bajka grała w tle.
– I jak kręgosłup? – zapytała teściowa, podając mi w drzwiach Anielkę, jakby to było mleko z lodówki.
– A jak się może czuć kręgosłup, który dźwiga całą rodzinę? – mruknęłam.
Zatrzymała się w pół kroku.
– Też nie mam lekko. Mam swoje lata. Mam prawo czasem nie chcieć.
– Nie chcieć? – powtórzyłam. – Mamo, to nie o „niechcenie” chodzi. Ja też nie chcę! Nie chcę budzić się co noc, nie chcę znosić histerii w sklepie, nie chcę chodzić z brzuchem jak piłka i słuchać, że to był „nasz wybór”.
– No to po co decydowaliście się na czwarte? – zapytała, skrzyżowawszy ręce.
Zamknęłam oczy, bo poczułam, że zaraz wybuchnę. Zamiast krzyczeć, powiedziałam tylko:
– Bo wierzyliśmy, że mamy wsparcie. Że nie będziemy z tym sami.
Teściowa zamilkła. Pierwszy raz od dawna. Poprawiła rękaw swetra, spojrzała gdzieś w bok.
– Może przesadziłam. Po prostu boję, że znowu będę tylko służyć innym...
– Ja się boję, że zaraz nie będę mieć siły wstać z łóżka – odpowiedziałam cicho.
Nie powiedziała nic więcej.
Rozczarowałam się
W domu było cicho. Dziwnie cicho, jak na mieszkanie z trójką dzieci. Usiadłam na sofie z kubkiem zimnej herbaty. Nie chciało mi się nawet jej podgrzać. Mąż spojrzał na mnie spod oka.
– Było źle?
– Było. – Westchnęłam. – Ale nie tak, jak myślisz.
– Czyli?
– Czyli… ona chyba pierwszy raz się zawahała. Jakby coś do niej dotarło.
Usiadł obok mnie. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
– Czasem mam wrażenie, że oczekiwaliśmy od niej zbyt wiele – powiedział.
– A ja mam wrażenie, że ona przyzwyczaiła się do tego, że wszyscy czegoś od niej chcą, i teraz odcina się od wszystkiego. Nawet od wnuków.
– Myślisz, że wróci? Jako babcia?
– Nie wiem. Może. Tylko że już nie będę na nią czekać.
Pochylił się i pocałował mnie w czoło.
– To, co teraz?
– Teraz? Szukamy pomocy gdzie indziej. Może niania, może sąsiadka, może jakieś przedszkole. Nie możemy wisieć emocjonalnie na kobiecie, która nie chce być częścią tego wszystkiego.
– I tak jesteś niesamowita – powiedział cicho. – Gdybym miał nosić brzuch i ogarniać tę trójkę, to bym chyba uciekł z kraju.
Parsknęłam śmiechem. Po raz pierwszy od dawna.
– Ja też bym uciekła. Tylko, wiesz… nie mam kiedy.
Spojrzałam na niego. I choć oboje byliśmy padnięci, uśmiechnęliśmy się do siebie. Może właśnie w tym tkwiła nasza siła. Że mieliśmy siebie. Nawet gdy reszta się rozsypywała.
Justyna, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Chciałam iść na andrzejki do znajomych, ale musiałam zajmować się wnukami. Po godzinie miałam ich po dziurki w nosie”
- „Zdębiałem, gdy narzeczona zdradziła mi swoje grzeszne zachcianki. Zgodziłem się, ale do dziś pluję sobie w brodę”
- „Żona zmieniła moje życie w żart. Miałem być tatusiem gromadki maluszków, lecz dziś nie ma mi kto ich urodzić”