„Złapałam teściową na gorącym uczynku. Jak chciała się odmłodzić, mogła iść na masaż, zamiast brać się za młodzików”
„Stałam wtedy przy wejściu na parking pod galerią. W ręce miałam torbę z butami dla córki. Po drugiej stronie stała ona, w czerwonym płaszczu, lekko odchylona, z ręką w jego włosach. I on, młody, może po trzydziestce, z taką miną, jakby wygrał w totka. A przecież moja teściowa miała już wnuki”.

- Redakcja
Nie należę do osób, które lubią dramaty przy stole. Właściwie — jestem ich największą przeciwniczką. Rodzinne kolacje mają być oparte na rozmowach o dzieciach, pogodzeniu się z tym, że rosół z torebki to nie koniec świata i ewentualnie westchnięciach na temat inflacji. Ale tym razem... nie dało się milczeć. Miałam przed oczami obraz, który nijak nie chciał się zmieścić w kategorii „to nie moja sprawa”. Stałam wtedy przy wejściu na parking pod galerią. W ręce miałam torebkę z butami dla córki. A po drugiej stronie stała ona — w czerwonym płaszczu, lekko odchylona do tyłu, z ręką w jego włosach. I on, młody, może po trzydziestce, z taką miną, jakby wygrał w totka. A przecież... moja teściowa miała już wnuki. Powiedziałam sobie wtedy: „Kornelia, nie wtrącaj się”. Ale cóż, zawsze miałam problem z trzymaniem języka za zębami.
Wiedziałam już, co powiem
– Kornelia, podajesz jeszcze tę pieczeń, czy mogę już przynieść sernik? – zapytała teściowa, jakby była u siebie. Zresztą, czuła się u siebie. Zawsze.
– Podaję, podaję – uśmiechnęłam się sztucznie i nalałam więcej sosu na talerz męża.
Stół był nakryty jak zawsze – biały obrus, porcelana od babci, dzieci pod stołem bawiły się jakimiś resztkami makaronu, a ja… próbowałam nie wybuchnąć. Bo przecież miałam już plan. Wiedziałam, co powiem. Ćwiczyłam to w głowie przez całą drogę z galerii.
– Mamo, a może teraz ty coś opowiesz? – zagaił mój mąż, nieświadomy miny, którą miałam w tym momencie. – Co robiłaś dzisiaj po południu?
Spojrzałam na nią.
– O tak, bardzo mnie to ciekawi – powiedziałam lodowatym tonem. – Może coś ciekawego… na parkingu?
Zamilkli wszyscy. Szwagier spojrzał na mnie jak na wariatkę, teść odchrząknął. Teściowa nie zmieniła miny. Spojrzała na mnie spokojnie, jakby już wiedziała.
– Kornelia… Chyba nie sądzisz, że parkingi to miejsce, gdzie czają się sekrety?
– Czasem czają się uściski i pocałunki – wypaliłam. – Z obcym mężczyzną. Dużo młodszym. Chcesz coś powiedzieć?
Słychać było tylko szczęk sztućców. Teściowa spojrzała na mnie spokojnie i powiedziała:
– Dziękuję, że przypominasz mi, jak łatwo kobieta kobiecie odbiera prawo do szczęścia.
Nikt się nie odezwał. Nawet mój mąż.
Sprawiał, że czuła się żywa
Zaraz po tej bombie, którą rzuciła, teściowa wstała od stołu i zaczęła zbierać talerze, jakby nic się nie stało. Jej opanowanie doprowadzało mnie do szału.
– Naprawdę zamierzasz teraz po prostu… zebrać naczynia? – zapytałam, patrząc jakby była z innej planety.
– A co mam zrobić, Kornelia? Rzucić się na podłogę i krzyczeć, że zostałam przyłapana? – odparła spokojnie. – Ziemniaki i pieczeń mogą poczekać, ale dzieci są głodne.
– Mamo… – wtrącił się mój mąż niepewnie. – Może wyjaśnisz, o co chodzi?
Teściowa spojrzała na niego z czułością.
– Co mam wyjaśnić, kochanie? Że po dziesięciu latach wdowieństwa pocałowałam mężczyznę, który sprawia, że czuję się żywa? Czy to naprawdę takie skandaliczne?
Zagotowałam się.
– Skandaliczne? To nie chodzi o to, że… tylko o to, że… on mógłby być twoim synem!
– Ale nie jest – ucięła krótko. – A jeśli chcesz rozmawiać o wieku, przypomnij mi, ile lat miał twój Marek, jak się poznaliście?
– To co innego!
– Oczywiście – przytaknęła. – Bo kobieta, która zakochuje się po 60., to zagrożenie dla porządku świata. Ale facet w twoim wieku z dwudziestolatką – romantyk.
Zrobiło się cicho. Szwagier spuścił wzrok w talerz, dzieci przestały chichotać.
– Mamo… czemu nie powiedziałaś? – spytał mój mąż cicho.
– Bo wiedziałam, że Kornelia zareaguje, jak właśnie zareagowała.
Spojrzała na mnie i dodała cicho:
– Ale dziękuję ci. Potwierdziłaś moje przeczucia.
Bawiło mnie to i wkurzało
Zamknęłam z impetem zmywarkę. Przesadziłam. Może. Ale nie mogłam udawać, że nic nie widziałam. No nie mogłam. Ona się całowała na parkingu z facetem, który wyglądał jak kolega mojego siostrzeńca. A potem przyszła na kolację, jakby wróciła z jogi.
– Kornelia, mogę pomóc? – zapytała cicho zza moich pleców.
– Nie. Lepiej już nie. Jeszcze mi się coś wymsknie, a chyba wystarczy kompromitacji na dzisiaj.
– Kompromitacji? – powtórzyła spokojnie. – Dla kogo?
Odwróciłam się. Stała oparta o framugę, z rękami skrzyżowanymi na piersi. W czerwonym swetrze, takim samym, jaki miała wtedy. Zaczęło mnie to śmieszyć i wkurzać jednocześnie.
– Dla ciebie, Hanno. Wiesz, jak to wyglądało? Jakbyś wyjęła chłopaczka z aplikacji randkowej.
– A jeśli tak było?
Zatkało mnie.
– Przepraszam?
– Może właśnie tak było, Kornelio. Może zeszłam z kanapy, założyłam profil i napisałam komuś: „Masz 32 lata, lubisz jazz i psy? To umówmy się na kawę”.
Zaczęłam się śmiać. Ze złości.
– I co potem? Zrobiłaś mu termos herbaty i podałaś schabowego?
– Nie – odparła spokojnie. – On mnie zaprosił na kolację. Do lokalu. Potem na spacer. A potem pocałował. I wiesz co? Nie pytał o PESEL.
Wzruszyła ramionami.
– Nikt mi nie da drugiego życia. Albo to przeżyję po swojemu, albo nie przeżyję wcale.
Zamilkłam. Po raz pierwszy od lat zobaczyłam w jej oczach coś więcej niż nadzorujący błysk. Była… po prostu kobietą.
Poczułam ukłucie zazdrości
Wieczorem usiadłam z Markiem na kanapie. Z cichym kliknięciem odłożył pilota. To był jego znak: „będziemy rozmawiać”. Zawsze rozpoznawałam go bezbłędnie. Tym razem ja zaczęłam pierwsza.
– Wiesz, że ona się z nim całuje w biały dzień po parkingach?
– Wiem. Kornelia… ja też ich widziałem – odpowiedział cicho.
– I nic? Żadnej reakcji?
– A co miałem zrobić? Kazać mu się wylegitymować?
Przewróciłam oczami.
– Chociażby! Albo przynajmniej powiedzieć jej, że to trochę… dziwne. Obciachowe. Głupie.
– Dla ciebie. Dla mnie… może trochę zaskakujące. Ale widziałem ją wtedy. Wyglądała na szczęśliwą. Rozumiesz? Szczęśliwą. Pierwszy raz od lat.
Westchnęłam i oparłam się o poduszkę.
– Może ja jestem jakaś dziwna, ale ja mam wrażenie, że ona robi z siebie nastolatkę. Paznokcie w brokacie, jakieś opowieści o winie pomarańczowym…
Marek spojrzał na mnie spokojnie.
– A pamiętasz, jak twoja mama zaczęła chodzić na jogę i kupiła te obcisłe legginsy w panterkę? Też wtedy mówiłaś, że jej odbiło. A potem? Była zdrowsza, pogodniejsza, wreszcie przestała się wtrącać w twoje obiady.
Zamilkłam. To był cios poniżej pasa, ale niestety – celny.
– Myślisz, że ja przesadzam?
– Myślę, że się boisz, że stracisz na nią wpływ. Że Hanna już nie będzie tylko „teściową z ciętą ripostą”, tylko kobietą z własnym życiem.
Spojrzałam na niego i pierwszy raz poczułam ukłucie zazdrości. Nie o tę kobietę. O tę jej wolność.
– Więc mam jej przyklasnąć?
– Nie. Ale może spróbuj nie być pierwszą, która ją ocenia?
Zwyczajnie się przestraszyłam
Następnego dnia jechaliśmy z dziewczynkami do parku. Na tylnej kanapie słychać było śmiech, szuranie chipsów i dźwięk, którego najbardziej nie cierpiałam – plastiku otwieranej zabawki z jajka-niespodzianki.
– Mamo, a babcia Hanna ma chłopaka? – zapytała nagle młodsza, z tym błyskiem w oku, który zwiastował dziecięcą intrygę.
Spojrzałam przez lusterko.
– A skąd ci to przyszło do głowy?
– Bo mówiła, że jedzie na koncert z panem Robertem. A potem, że był u niej na kawie.
Marek parsknął. A ja znowu poczułam się jak ostatnia, która się o wszystkim dowiaduje.
– To znajomy – powiedziałam szybko. – Przyjaciel babci.
– A całują się? – zapytała starsza.
– Dzieci! – jęknęłam. – Skąd te pytania?
– Bo jak się całują, to znaczy, że się lubią. A ja lubię, jak ludzie się lubią – odpowiedziała z powagą.
Zamilkłam. Wróciliśmy do domu wcześniej. Teściowa siedziała w kuchni. Miała na sobie sukienkę w zielone liście i czytała książkę. Bez makijażu. Bez błysku. Taka zwykła. Ludzka.
– Hanna… – zaczęłam. – Możemy porozmawiać?
Odłożyła książkę i spojrzała na mnie z uśmiechem.
– Oczywiście, Kornelia. Jeśli nie chcesz już mnie spalić na stosie.
– Nie chcę. Ale… musisz zrozumieć, że mnie to zaskoczyło. I przestraszyło. Wiesz, przez chwilę… pomyślałam, że jesteś kimś zupełnie innym.
– A może właśnie pierwszy raz jestem sobą?
Milczałam. Może była.
Jej słowa dały mi do myślenia
Wieczorem siedziałam sama w kuchni. Dzieci już spały, Marek coś klikał w laptopie. Ja gapiłam się w zimną herbatę. Obok leżała kartka – zaproszenie na koncert jazzowy. Dla dwóch osób. Wiedziałam, że to od niej. Nie napisała nic więcej poza „czwartek, 19:00, będzie mi miło”. Mogłam to podrzeć. Albo udawać, że nie dostałam, ale ja… poszłam. W kameralnym klubie pachniało winem i starym drewnem. Hanna siedziała przy stoliku pod sceną. Ubrana zupełnie inaczej – prosto, zwyczajnie, bez tej całej teatralności. I on – Robert – wyglądał na bardziej zdenerwowanego niż zakochanego. Ale patrzył na nią tak, jak Marek patrzył na mnie na naszym pierwszym wspólnym śniadaniu.
– Nie sądzisz, że trochę się wygłupiłam ostatnio? – zapytałam, kiedy usiadłam obok niej.
Spojrzała na mnie z uśmiechem.
– Myślę, że każda z nas czasem się boi. Ty – że coś ci ucieka. Ja – że już wszystko mi dawno uciekło.
– A on? – skinęłam głową w stronę Roberta.
– On się mnie nie boi. I może właśnie dlatego przy nim czuję się… normalna.
Uśmiechnęłam się lekko.
– Nie wiem, czy ci kibicuję, ale… już cię nie oskarżam.
Hanna spojrzała na mnie spokojnie.
– Wiesz, Kornelia… kobiety potrafią być dla siebie najgorsze. Ale czasem wystarczy jedno zdanie, żeby przestać być rywalkami.
– Jakie zdanie?
– „Rozumiem cię”.
Wtedy zamilkłyśmy. Te słowa dały mi do myślenia.
Kornelia, 47 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż traktował mnie jak stary mebel, więc szybko wpadłam w miłosne sidła kochanka. Pech chciał, że to teść się nawinął”
- „Na cmentarzu koło mojej zmarłej żony leżał ktoś inny. Nigdy nie wybaczę dzieciom tego, co zrobiły, zanim ostygłem na wieki”
- „Od żony wiało chłodem, za to teściowa rozgrzewała mnie jak grzejnik w październiku. Tylko ksiądz nie uległby tej pokusie”