„Teściowa od lat porównuje mnie do swojej byłej synowej. Tym razem posunęła się o 1 krok za daleko”
„Dotąd zaciskałam zęby. Uśmiechałam się, kiwałam głową, nawet kiedy miałam ochotę rzucić łyżką. Ale tym razem przekroczyła granicę, po której już nie zamierzałam udawać, że wszystko jest w porządku. Nie tym razem”.

- Redakcja
Wiedziałam, że nigdy nie będę jej „tą idealną”. Łudziłam się, że może chociaż kiedyś przestanie o niej wspominać. No bo ile można?! Od siedmiu lat jestem żoną jej syna. Siedmiu! A mimo to za każdym razem, kiedy coś zrobię inaczej, niż by sobie tego życzyła, słyszę ten sam refren:
– A Kasia to zawsze wiedziała, jak zrobić bigos...
– Kasia to by tak nie powiedziała, Kalinko...
Tak, Kasia. Była żona mojego męża. Rozwiedli się, ale teściowa widzi w niej ideał: cudowną gospodynię, doskonałą synową i kobietę, która – w przeciwieństwie do mnie – potrafiła „z klasą podać schabowe”. Dotąd zaciskałam zęby. Uśmiechałam się, kiwałam głową, nawet kiedy miałam ochotę rzucić łyżką. Ale tym razem przekroczyła granicę, po której już nie zamierzałam udawać, że wszystko jest w porządku. Nie tym razem.
Tylko zacisnęłam zęby
– Mogłabyś mi pomóc z tymi pierogami? – zapytała teściowa, nawet nie patrząc w moją stronę.
Zgodziłam się, choć wiedziałam, że i tak usłyszę, że robię to „nie tak”. Po chwili już mnie instruowała:
– Farsz musi być drobno mielony, bo jak nie, to wychodzą kluchy. Kasia zawsze dwa razy mieliła. I jeszcze skrapiała masełkiem...
Zacisnęłam zęby i podeszłam do stolnicy.
– Każdy robi trochę inaczej. Ja na przykład lubię, jak są bardziej wyraziste. – Uśmiechnęłam się, próbując brzmieć neutralnie.
– Ach, no tak... wy młodzi wszystko chcecie robić „po swojemu”... – westchnęła. – A potem efekt byle jaki.
Michał wszedł do kuchni, akurat w idealnym momencie. Spojrzał na nas i chyba od razu wyczuł napięcie.
– Coś się dzieje? – zapytał, zerkając na mnie.
– Nic takiego – powiedziałam szybko.
Jednak teściowa uznała, że musi skomentować:
– Po prostu pokazywałam Kalinie, jak to robiła Kasia. Te pierogi, co ona robiła na Wigilię... o jejku, Michałku, pamiętasz?
– Mamo... – jęknął Michał. – Nie zaczynaj znowu.
– Tylko mówię... Bo kto jak kto, ale Kasia znała się na domowych sprawach. I zawsze taka grzeczna, delikatna...
– To może ją zaprosisz na kolację, skoro taka była wspaniała – wyrwało mi się.
Zapadła cisza. Teściowa znieruchomiała z wałkiem w dłoni. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to dopiero początek.
Nie mogłam już udawać
– Mamo, naprawdę... ile razy jeszcze musimy rozmawiać o Kasi? – zapytałam spokojnie, choć ręce aż mi się trzęsły.
Teściowa odłożyła wałek i spojrzała na mnie uważnie.
– A co? Nie można już wspomnieć o kimś, kto był rodziną?
– Można. Tylko nie przy każdej okazji. Zwłaszcza kiedy ja stoję obok. Ja też się staram, mamo. A ty nie zauważasz niczego poza tym, że nie jestem Kasią.
– Bo nie jesteś! – wypaliła ostro. – I nawet nie próbujesz być!
Zaniemówiłam. Michał zrobił krok w naszą stronę, wyciągnął rękę w moją stronę, jakby chciał mnie osłonić.
– Mamo, dość – powiedział cicho, ale stanowczo. – Kalina jest moją żoną i to powinno wystarczyć.
– Ja tylko chcę, żeby wszystko było tak, jak kiedyś.
Spojrzałam na nią. Po raz pierwszy nie jak na przeciwniczkę, ale jak na kogoś... zagubionego. Mimo to nie mogłam już udawać.
– Mamo, ja wiem, że ją lubiłaś. Jednak, jeśli nie zaczniemy od nowa, bez tej całej... rywalizacji z duchami przeszłości, to nic z tego nie będzie.
Zapadła długa cisza. Teściowa nie odpowiedziała. Wzięła wałek, przetarła blat i wyszła z kuchni bez słowa.
Byłam szczera
Przez kolejne dni panowała cisza. Wszyscy wiedzieli, że coś wisi w powietrzu. W sobotę po południu Michał pojechał z dziećmi do kina. Zostawił nas same. Podejrzewałam, że zrobił to specjalnie – żebyśmy „sobie pogadały”. Z początku każda udawała, że ma coś do roboty. Ja myłam okna w kuchni, teściowa przestawiała te same słoiki w spiżarce, już któryś raz z rzędu.
– Kalina... – odezwała się w końcu. – A ty naprawdę myślisz, że ja cię nie lubię?
Odwróciłam się powoli.
– Myślę, że patrzysz na mnie przez pryzmat kogoś, kto dawno zniknął z waszego życia. Jakbyś czekała, aż się zmienię w tamtą. A ja nie umiem i nie chcę być kimś, kim nie jestem.
– Ale ja nie... – zaczęła, ale zaraz przerwała. – Może rzeczywiście za bardzo porównuję. Widzisz, z Kasią spędziłam ponad dziesięć lat. Znałam jej mamę, razem robiłyśmy przetwory, śmiałyśmy się...
– Rozumiem. Tylko jestem żoną Michała już siedem lat, a wciąż czuję się jak nieproszony gość.
Westchnęła i usiadła przy stole.
– A myślisz, że mi jest łatwo? Miałam nadzieję, że to wszystko będzie inaczej. Że ty... no nie wiem... sama zapytasz, jak robię te pierogi. A nie że każda rozmowa kończy się spięciem.
Podeszłam do stołu i nalałam nam herbaty. Usiadłyśmy naprzeciwko siebie.
– To może spróbujemy jeszcze raz?
– Dobrze. Ale farsz i tak musi być dwa razy mielony – mruknęła, a ja pierwszy raz się uśmiechnęłam.
Próbowałam zachować spokój
Zaczęło być... normalniej. Przez kilka dni naprawdę miałam wrażenie, że coś się zmieniło. Teściowa mniej wspominała o Kasi. A nawet, o dziwo, raz pochwaliła moje ciasto marchewkowe.
– Nie sądziłam, że potrafisz takie wilgotne upiec. Nawet bez proszku do pieczenia. – I aż wzięła dokładkę.
Już miałam nadzieję, że jest między nami nić porozumienia, może nawet na coś w rodzaju... sympatii? Ale wtedy przyszła sobota. Weszłam do kuchni i od razu poczułam znajomy zapach.
– Ktoś tu był? – zapytałam, zaskoczona.
– Kasia przyszła – powiedziała mama, jakby informowała, że listonosz przyniósł gazetę. – Przyniosła mi ten krem, co kiedyś miałam. Wiesz, pamiętała, że mi się kończy. Miłe, prawda?
– Kasia tu była? Dzisiaj? – upewniłam się, próbując zachować spokój.
– No tak, chwilkę. Wypiła herbatę, pogadałyśmy sobie. Jak to kobiety. – Spojrzała na mnie uważnie. – Nie denerwuj się, Kalinko. To była synowa, ale przecież nie wróg.
Usiadłam powoli.
– Mamo, rozumiem, że możecie mieć kontakt. Ale to... było dziwne. Ani słowa nie powiedziała mama Michałowi, ani mi. I zapach jej perfum w naszym domu... To chyba nie było zbyt taktownie.
– Oj, przesadzasz. To nie konkurs, kto wygra tytuł lepszej synowej.
– Może nie. Ale ja mam poczucie, że właśnie znów zostałam oceniona.
Mama tylko wzruszyła ramionami, a ja poczułam, że coś we mnie pękło.
Wygarnęłam jej
Następnego dnia nie wytrzymałam.
– Mamo, możemy porozmawiać? – spytałam spokojnie, choć w środku wszystko mi się gotowało.
Teściowa spojrzała na mnie z lekkim zaskoczeniem.
– No pewnie. Tylko nie tutaj, bo Michał zaraz wiertarkę odpali.
Weszłyśmy do kuchni. Usiadłam. Tym razem to ja nalałam herbaty. Chciałam zrobić to spokojnie. Bez krzyku. Bez trzaskania drzwiami.
– Mamo, nie zabraniam ci mieć kontaktu z Kasią. Tylko nie mów, że nie chodzi tu o porównania.
– A o co, twoim zdaniem, chodzi? – zapytała cicho.
– O to, że ja cały czas czuję się jak ktoś tymczasowy. Jakby mama czekała, aż Michał się obudzi z tego... błędu. Że mnie wybrał. I że wróci do niej.
– Kalina...
– Nie, mamo, ja muszę to powiedzieć. Bo nie dam już rady dłużej. Szanuję cię. Staram się. Robię wszystko, żeby nasza relacja była choć trochę normalna. Tylko to nie działa, kiedy wciąż patrzysz na mnie przez cień tamtej kobiety.
Teściowa spuściła wzrok. Długo milczała.
– Wiesz... bałam się, że on cię nie pokocha tak naprawdę. Że to taka ucieczka po rozwodzie. Teraz widzę, jak on na ciebie patrzy. I jak się przy tobie zmienił.
– To dlaczego nie możesz mnie po prostu zaakceptować?
Spojrzała na mnie.
– Bo czasem łatwiej trzymać się przeszłości. Ale spróbuję. Obiecuję, Kalina.
Nie wiem, czy to była prawda. Jednak pierwszy raz... chciałam jej uwierzyć.
Spojrzałam na nią zdziwiona
Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. I naprawdę – coś się zmieniło. Może nie drastycznie, ale wystarczająco, bym przestała czuć się jak intruz we własnym życiu. Pewnego dnia teściowa przyniosła mi ciasto – swoje legendarne drożdżowe z kruszonką.
– Dla ciebie. Bo wiem, że nie lubisz z rodzynkami, więc zrobiłam bez.
Spojrzałam na nią zdziwiona.
– Pamiętałaś?
– Staram się zapamiętywać rzeczy ważne – mrugnęła. – A poza tym... twoje marchewkowe było lepsze od mojego. Musiałam się jakoś zrehabilitować.
Zaśmiałyśmy się razem, pierwszy raz naprawdę szczerze. Michał, który wszedł w tym momencie, spojrzał na nas i aż się zatrzymał.
– O rany... Dobrze was widzieć razem. Trochę jak... cud.
– To twoje ciasto – powiedziałam, podając mu kawałek. – Zjedz, zanim mama zmieni zdanie i wszystko zabierze.
– O nie! – teściowa się zaśmiała. – Teraz już nie rywalizujemy. Jesteśmy po tej samej stronie. Nareszcie.
Nie wiem, czy rzeczywiście nareszcie, ale pierwszy raz poczułam, że nie muszę już być nikim innym. Że jako ja – wystarczam. I to było więcej, niż się spodziewałam.
Kalina, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa twierdzi, że kobieta nie powinna hańbić się pracą. Tyle że bez mojej pensji nie miałaby co do garnka włożyć”
- „Teściowa zmyła mi głowę, bo nie kupiłam chryzantem na parafialnym straganie. Od dzisiaj może zapomnieć, że ma wnuki”
- „Gdy mąż przyniósł mi kwiaty, czułam, że coś przeskrobał. Kiedy zaczął sam sprzątać, było pewne, że to coś poważnego”