Reklama

Zamknąłem laptopa i wciągnąłem głęboko powietrze. W mieszkaniu panowała cisza – ta specyficzna, wieczorna, która kiedyś koiła, a teraz mnie uwierała. Agata jeszcze nie wróciła z pracy. Zwykle nie wracała przed dwudziestą. I kiedy tak siedziałem sam w kuchni, przy zlewie pełnym kubków, znów poczułem ten znajomy niepokój. Zimny i uparty jak wilgoć w ścianach.

Reklama

Odkąd Teresa, moja teściowa, się rozwiodła, nasze życie zaczęło się niepostrzeżenie zmieniać. Na początku było subtelnie – ot, wpadła na herbatkę, obejrzała z Agatą serial, pogadały. Czasem zostawała na kolację. Potem – bez zapowiedzi – pojawiła się ze swoją kosmetyczką, piżamą i „bo wiecie, u siebie to ja się czuję samotna”. Agata skinęła głową, a ja milczałem. Zawsze milczałem. Teraz nocowała trzy, cztery razy w tygodniu. Czasem przez cały tydzień. Nasze łóżko małżeńskie stało się miejscem, gdzie spaliśmy cicho, plecami do siebie. Gdy brałem prysznic, w łazience znajdowałem jej szczotkę do włosów, szminkę, nawet perfumy. Jakby to było jej mieszkanie. Jakbyśmy to my byli gośćmi.

Pewnego wieczoru, kiedy Agata pakowała mamie kolację do pojemnika, zapytałem niepewnie:

– Może... może twoja mama powinna wrócić do siebie? Chociaż na kilka dni?

Agata uniosła wzrok, jakbym zaproponował coś niedorzecznego.

Sam wiesz, jak się czuje. Boisz się, że ci lodówkę opróżni?

– Nie, ja po prostu... – urwałem, bo wiedziałem, że nie znajdę słów.

Kilka dni później:

– Bartek, mama może dzisiaj zostanie na noc? Nie chce wracać sama tak późno – rzuciła mimochodem, zdejmując szpilki przy drzwiach.

– Jasne – odparłem, choć wewnątrz ścisnęło mnie jak w imadle.

Z pozoru to był banał. Ale te banały się kumulowały. Kiedy rano wychodziłem do pracy, z kuchni pachniało jej ulubioną kawą. Kiedy wracałem – siedziała już w salonie, owinięta w koc, komentując wiadomości. Stała się naszym domownikiem bez zaproszenia. A ja? Ja znikałem. Czułem się jak cień w tle. Zacząłem unikać domu. Pracowałem dłużej, chodziłem na siłownię, choć nigdy nie lubiłem tłumów. A potem wracałem i znów to samo: jej zapach, jej głos, jej spojrzenie – oceniające, zimne, czasem za bardzo obecne. Agata nie zauważała nic. Albo nie chciała. Miałem przeczucie, że to nie skończy się dobrze. Ale nie wiedziałem jeszcze, jak źle może być.

Zaczęło się robić dziwnie

Tego wieczoru Agata wróciła później niż zwykle. Weszła do mieszkania cicho, z laptopem pod pachą, rzuciła tylko krótkie „dobranoc” i zamknęła się w sypialni. Teresa została w salonie. Oglądała jakiś program o kuchni włoskiej, na cały regulator, z podkurczonymi nogami i kieliszkiem białego wina w ręku. Usiadłem na fotelu, w kącie pokoju, udając, że skupiam się na wiadomościach w telefonie. Po jakimś czasie wyłączyła telewizor i zapadła cisza. Właśnie chciałem się podnieść i wyjść, kiedy usłyszałem ciche stukanie jej domowych pantofli. Weszła z kuchni i przysiadła się na kanapie – za blisko. Poczułem jej zapach, słodkawy, ciężki, który zawsze mnie drażnił.

– I co tam, Bartuś, jak ci minął dzień? – zapytała, przekrzywiając głowę.

Nie odpowiedziałem od razu. Ułożyłem w głowie coś neutralnego, coś, co nie pozwoli jej pociągnąć rozmowy.

– W porządku. Dużo pracy – mruknąłem, zerkając na zegarek.

Teresa nachyliła się, dotykając mojej ręki niby przypadkiem.

– Wiesz, dobrze ci z oczu patrzy. Gdybym była młodsza... – zaśmiała się cicho.

Zamarłem. Jej palce przesunęły się po moim ramieniu, a ja jakby przestałem oddychać. Próbowałem to obrócić w żart, może uda mi się jakoś wybrnąć, ale nie byłem w stanie nawet się uśmiechnąć. Spojrzałem na nią – siedziała swobodnie, z nogą założoną na nogę, i patrzyła mi prosto w twarz. Wstałem gwałtownie.

– Dobranoc – powiedziałem i wyszedłem z salonu.

W sypialni było ciemno. Agata już spała, słyszałem jej równy oddech. Położyłem się obok, ale nie mogłem zasnąć. Leżałem sztywno, wpatrzony w sufit, w głowie tłukły mi się myśli: czy to naprawdę się wydarzyło? Czy może coś sobie dopowiedziałem? Może ona po prostu żartowała? Przecież zna mnie tyle lat, wie, że jestem żonaty z jej córką... Ale ten dotyk... Ten ton głosu... Nie spałem tej nocy. Przewracałem się z boku na bok, analizując każdą sekundę tej rozmowy. W końcu zacząłem się zastanawiać, czy nie zrobiłem czegoś, co ją sprowokowało. Może byłem zbyt miły? Zbyt dostępny? Może chciała się poczuć atrakcyjna i tylko szukała potwierdzenia swojej kobiecości? Tylko że to nie był niewinny żart. Byłem tego pewien. I nie wiedziałem, co mam teraz zrobić.

Zostałem sam na sam z Teresą

W piątek Agata pojechała służbowo do Krakowa. Mieliśmy wrócić do rozmowy o tym wyjeździe, ale nie powiedzieliśmy sobie ani słowa. Po prostu wyszła z walizką, rzuciła mi szybkie „trzymaj się” i zamknęła za sobą drzwi. Zostałem sam z Teresą. Tyle że nie czułem się jak w domu. Czułem się jak intruz, który nie ma gdzie pójść. Unikałem wspólnego przebywania w jednym pomieszczeniu. Pracowałem w kuchni, słuchawkami odciąłem się od dźwięków telewizora, jej krzątaniny,. Próbowałem nie wdychać zapachów jej perfum. Starałem się nie patrzeć w jej stronę, nie wdawać w żadne rozmowy. Wieczorem zamknąłem się w łazience na zbyt długo, żeby tylko odwlec moment, gdy znów ją zobaczę. Wychodząc, minąłem ją w korytarzu. Stała boso, z kieliszkiem wina. Przez chwilę tylko, ale i tak poczułem napięcie – coś w jej spojrzeniu było zbyt bezpośredniego.

– Taka cisza dziś – odezwała się cicho. – Nie będziesz mnie zagadywał, jak zwykle?

Nie odpowiedziałem. Chciałem przejść, ale położyła dłoń na moim ramieniu. Szybkim, niezdarnym ruchem.

– Bartuś... ja przecież... tylko chciałam, żebyś wiedział, że możesz mi ufać – wyszeptała.

Odsunąłem się. Bez słowa wszedłem do sypialni, przekręciłem zamek i oparłem się plecami o drzwi. Serce waliło mi jak szalone. Co to miało być? Przecież nic nie zrobiłem. Nie zachęcałem. Nie prowokowałem. Zacisnąłem pięści. Nie wiedziałem, czy ze złości, czy z bezradności.

W poniedziałek Agata wróciła jak gdyby nigdy nic. Ucałowała mnie w policzek, rzuciła torbę na kanapę, a Teresa już czekała z kolacją. Rozmawiały przy stole o wszystkim – pogodzie, korkach, nowej koleżance z pracy. Ja milczałem.

Kilka dni później usłyszałem ich rozmowę w kuchni. Teresa mówiła do niej z przejęciem:

– Bartek ostatnio jakiś taki... zimny. Unika mnie. Coś się zmieniło.

– Praca go pewnie przytłacza – odparła Agata z nutą obojętności.

– Nie wiem, może coś ukrywa. Albo już mnie nie lubi. Przestał być miły.

Stałem za drzwiami jak sparaliżowany. Czułem, jak robi mi się gorąco. Jakby ktoś mnie oskarżył o coś obrzydliwego, czego nie zrobiłem. A jednak... czułem się winny. Bo milczałem. Bo nie umiałem powiedzieć prawdy. Bo dałem się zepchnąć w kąt. We własnym domu. Przez kobietę, która rozgrywała to wszystko z zimną precyzją. Wieczorem Agata usiadła na łóżku i spojrzała na mnie uważnie.

– Jesteś dziwny ostatnio. Wszystko w porządku?

Chciałem jej powiedzieć. Chciałem. Ale nie potrafiłem. Skinąłem tylko głową i poszedłem pod prysznic. Czułem, że coś się zbliża. Coś, czego nie zatrzymam.

Rodzina pękała w ciszy

Była sobota rano. Siedziałem w gabinecie, niby pracowałem, ale w rzeczywistości tylko przeklikiwałem pliki, słuchając rozmów dobiegających z kuchni. Drzwi były lekko uchylone. Nie podsłuchiwałem celowo. Po prostu nie mogłem się powstrzymać.

– Mamo, nie przesadzasz trochę? – głos Agaty brzmiał zmęczenie, ale też niepewnie.

– A co, mam milczeć, kiedy on traktuje mnie jak powietrze? – Teresa mówiła głośniej niż zwykle. – Odwraca wzrok, kiedy się do niego odzywam. Zachowuje się, jakbym była intruzem.

– Może po prostu potrzebuje przestrzeni. Znasz Bartka...

– Przestrzeni? – Teresa prychnęła. – Nie jestem głupia, Agatko. Coś się dzieje. Ja to czuję. Zresztą... nie chcę siać paniki, ale zastanów się – może ktoś inny pojawił się w jego życiu?

Serce mi stanęło. Przez chwilę miałem wrażenie, że wszystko się zatrzymało. Wyszedłem z gabinetu, zanim zdążyłem się powstrzymać. Wszedłem do kuchni pewnym krokiem, nie wiedząc, co powiem, ale wiedząc, że nie mogę już dłużej udawać. Obie zamilkły, kiedy mnie zobaczyły. Teresa trzymała filiżankę i patrzyła na mnie z udawaną niewinnością. Agata miała zmarszczone brwi i lekko rozchylone usta, jakby chciała o coś zapytać, ale się wahała.

– Nie będę udawał, że tego nie słyszałem – powiedziałem cicho. – Przestań wmawiać Agacie, że mam kogoś na boku. To jest chore. A już najbardziej chore jest to, że ty... że dotykasz mnie, że mówisz mi rzeczy, których żadna matka żony nie powinna mówić. Że przekraczasz każdą możliwą granicę. Teresa zrobiła wielkie oczy. Spuściła głowę, jakby ją właśnie uderzono.

– Bartuś... ja nie wiem, o czym ty mówisz... Przecież ja cię traktuję jak syna...

– Nie. Ty mnie traktujesz jak... jak obiekt, który ma ci wypełnić samotność. I jeszcze próbujesz odwrócić to przeciwko mnie – mówiłem szybciej, coraz bardziej roztrzęsiony. – To ty przyszłaś do salonu w szlafroku, siadałaś obok mnie, mówiłaś... rzeczy, których nie da się pomylić z matczyną troską. A teraz stawiasz mnie w roli agresora? Agata stała bez ruchu. Przez chwilę nikt się nie odezwał.

– To nieprawda – wyszeptała Teresa. – On coś sobie ubzdurał. Ja... ja się boję. To się wszystko wymyka spod kontroli. Może powinien pójść do psychologa?

– Przestań – syknąłem. – Nie dam się zastraszyć. Nie będę dłużej milczeć.

Agata spojrzała raz na mnie, raz na matkę. Jej twarz była pusta. Nie wiedziałem, co myśli. I to było najgorsze.

– Muszę pomyśleć – powiedziała cicho i wyszła z kuchni.

Zostaliśmy z Teresą sami. Ale nie spojrzeliśmy na siebie ani razu.

Patrzyła, jakby mnie nie znała

Agata zamknęła się w sypialni z matką. Słyszałem tylko urywki rozmowy przez ścianę. Teresa mówiła łagodnym, płaczliwym tonem.

– On mnie źle zrozumiał… Ja po prostu się do niego przywiązałam. Po rozwodzie czułam się tak samotna. On był jedynym mężczyzną w domu. Traktowałam go jak syna.

Agata coś odpowiedziała, ale zbyt cicho, bym mógł zrozumieć. Potem znów dało się słyszeć głos Teresy:

– Kobieca intuicja mi mówi, że on coś ukrywa. Że się czegoś wstydzi. A ja już się boję w tym domu odezwać.

Siedziałem w kuchni, nie mogąc się skupić. Czułem się jak podejrzany w sprawie, której nie popełniłem. Agata unikała mnie przez resztę dnia. Patrzyła, jakby mnie nie znała. Wieczorem wrzuciła pranie i zapytała, nie patrząc mi w oczy:

– Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?

Nie odpowiedziałem. Nie wiedziałem już, czy warto.

Bartłomiej, 33 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama