„Teściowa ostrzegała mnie przed mężem, ale myślałam, że chce rozbić nasze małżeństwo. Dziś wiem, że mogłam jej zaufać”
„Wszystko zaczęło się od zwykłej herbaty. Danuta, moja teściowa, zaprosiła mnie, jakby nigdy nic. I wtedy, pomiędzy jednym łykiem a drugim, powiedziała coś, co zmieniło wszystko. Dosłownie wszystko”.

- Redakcja
Zawsze wierzyłam, że nasze małżeństwo jest stabilne – może nie idealne, ale spokojne i oparte na wzajemnym szacunku. Codzienna herbata, wspólne zakupy, wieczorne filmy na kanapie. Czasem brakowało między nami czułości, namiętności jak na początku, ale tłumaczyłam to sobie dorosłością. Mówiłam sobie, że tak właśnie wygląda dojrzała miłość.
Z Markiem rozmawialiśmy o dziecku. Może nie wprost, ale coraz częściej sięgałam po myśl, że jesteśmy gotowi. Miałam nawet zapisany folder z inspiracjami na pokój dziecięcy. Nikt o tym nie wiedział – nawet on. Z jego matką, Danutą, relacje były poprawne, choć chłodne. Nigdy mnie nie pokochała, trzymała dystans. Zawsze miała tę lodowatą minę i ton, jakby wiedziała więcej niż ja. I może rzeczywiście wiedziała.
Podejrzane zaproszenie teściowej
– Usiądź, Karolino. Zaparzyłam twoją ulubioną – powiedziała teściowa, wskazując krzesło przy stole.
Zapach czarnej herbaty z cytryną unosił się w kuchni, a ja, choć wdzięczna za gest, czułam się jak na przesłuchaniu. Teściowa nigdy nie zapraszała mnie ot tak, „na pogaduchy”.
– Jak Marek? Nadal w pracy po nocach? – spytała, mieszając łyżeczką w filiżance.
– Tak, dużo zleceń. Ostatnio siedzi po godzinach. – starałam się brzmieć naturalnie.
– Aha… – odparła przeciągle, jakby coś w tym „aha” się kryło. – Wiesz, czasem lepiej wiedzieć mniej, niż za dużo.
Spojrzałam na nią zaskoczona, ale Danuta udawała, że patrzy przez okno.
– Nie bardzo rozumiem…
– Och, nie, nic takiego – uśmiechnęła się chłodno. – Po prostu… niektóre kobiety za bardzo ufają mężom. A świat jest pełen pokus.
Serce zaczęło mi bić szybciej.
– Pani Danuto, czy chce mi pani coś powiedzieć?
– Nie wiem, czy powinnam. – westchnęła teatralnie. – Nie chcę burzyć twojego spokoju. Ale... twój mąż nie jest święty. I dobrze o tym wiesz, tylko nie chcesz widzieć.
Słowa uderzyły mnie jak policzek.
– Co pani ma na myśli?! – podniosłam głos.
– Może nic. A może powinnaś sama się rozejrzeć. Kobieta zawsze czuje, kiedy coś jest nie tak – odparła, jakby z satysfakcją, że to powiedziała.
Nie pamiętam, jak skończyła się ta rozmowa. Herbata wystygła, a ja wyszłam, zanim skończyła mówić. Szłam ulicą jak w transie. Każdy dźwięk wydawał się zbyt głośny. „Nie jest święty”… Te słowa dudniły mi w głowie.
Kiedy otworzyłam drzwi do mieszkania, Marek właśnie wieszał kurtkę. Uśmiechnął się do mnie, jakby nic się nie stało.
A ja po raz pierwszy nie potrafiłam odwzajemnić uśmiechu.
Prawda czy wymysł teściowej?
Cały wieczór udawałam, że wszystko jest w porządku. Marek oglądał jakiś serial, ja niby czytałam, ale litery zlewały mi się w jedno. W głowie miałam tylko jej głos: „Twój mąż nie jest święty. I dobrze o tym wiesz…”
Kiedy poszedł pod prysznic, siedziałam na łóżku i próbowałam zebrać myśli. Może teściowa chciała mnie tylko zranić? Może wymyśliła coś, żeby nas poróżnić? Ale dlaczego? Po co?
Gdy wrócił, pachniał świeżym mydłem i wyglądał tak zwyczajnie, tak znajomo, że coś we mnie pękło.
– Marek, muszę ci coś zapytać – powiedziałam cicho.
– Jasne. Co się stało?
– Twoja mama… powiedziała dziś coś dziwnego. Że nie jesteś święty. Że coś ukrywasz.
Przez sekundę miałam wrażenie, że jego twarz lekko drgnęła, ale zaraz się opanował.
– Naprawdę uwierzyłaś mojej matce? – zaśmiał się nerwowo. – Przecież wiesz, jaka ona jest. Szuka dziury w całym.
– Więc to kłamstwo? – zapytałam zbyt szybko.
– Oczywiście, że kłamstwo! – podniósł głos, po czym zaraz dodał łagodniej: – Karolina, daj spokój.
Ale już widziałam, że coś się w nim zmieniło. Unikał wzroku. Nerwowo pocierał dłonie. Jakby się bał, że powiem coś jeszcze.
– Marek, ja ci ufam, ale… – urwałam, nie potrafiąc dokończyć.
Podszedł i pocałował mnie w czoło.
– Kochanie, nie słuchaj jej. Ona zawsze mnie krytykowała, teraz pewnie znalazła nowy sposób, żeby namieszać.
Chciałam mu wierzyć. Naprawdę chciałam. A jednak, kiedy zgasiliśmy światło, długo jeszcze leżałam obok i rozmyślałam. I nagle pomyślałam, że może właśnie wtedy śpi obok mnie ktoś, kogo wcale nie znam.
Prawdę odkryłam przypadkiem
Od naszej rozmowy minęły trzy dni. Marek zachowywał się tak, jakby nic się nie wydarzyło, ale coś w jego ruchach, w spojrzeniu, w tym nerwowym uśmiechu mówiło mi, że kłamie. Udawałam, że nie widzę, ale w środku dusiło mnie napięcie.
W piątek wrócił późno z pracy. Wszedł cicho, myślał, że śpię. Leżałam w łóżku, udając spokojny oddech. Z kuchni dobiegł mnie szelest otwieranej butelki wody, a potem… głos. Cichy, ale stanowczo nie skierowany do mnie.
– Nie, nie teraz… Tak, wiem. Ona coś podejrzewa. – głos Marka brzmiał twardo, przygaszony. – Mówiłem ci, żebyś nie dzwoniła o tej porze.
Zamarłam. Wstrzymałam oddech.
– Tak, kocham cię, ale musimy przestać się kontaktować. Przynajmniej na jakiś czas. Nie mogę ryzykować.
Serce waliło mi jak szalone. Przez chwilę miałam wrażenie, że to sen. Potem usłyszałam kroki, więc zerwałam się z łóżka i wyszłam do salonu. Stał tam, z telefonem w dłoni, z miną chłopca przyłapanego na kradzieży.
– Z kim rozmawiałeś? – zapytałam spokojnie, choć głos mi drżał.
– Z kim? Z nikim. Kolega z pracy, sprawy projektowe…
– Kolega, tak? – podeszłam bliżej. – To ciekawe, bo mówiłeś „kochanie”.
Marek pobladł.
– Karolina, przestań robić sceny, proszę…
– Więc to prawda – słowa same wypłynęły mi z ust. – Zdradzasz mnie.
Nie odpowiedział. Odwrócił wzrok, jakby szukał ucieczki. A ja stałam tam, w cieniu lampy, i wiedziałam, że wszystko, co budowaliśmy przez lata, właśnie się rozsypało.
Wyjaśnienia, których nigdy nie powinno być
– Karolina, nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego – powiedział, gdy cisza między nami stała się nieznośna.
– To powiedz mi, jak jest! – krzyknęłam. – Z kim rozmawiałeś? Kto to jest?!
Nie patrzył na mnie. Oparł się o blat kuchenny i przez chwilę milczał. Potem usiadł ciężko na krześle, jakby nagle zabrakło mu sił.
– To… tylko przygoda. – wyszeptał. – Z koleżanką z pracy. To już się skończyło.
W głowie mi zaszumiało.
– Tylko przygoda? – powtórzyłam jak echo. – Zdradziłeś mnie i mówisz o tym jak o… głupim weekendzie?!
– Nie chciałem tego. Wszystko potoczyło się samo. Byliśmy po delegacji, wypiliśmy trochę… Karolina, to nic nie znaczyło.
Roześmiałam się – sucho, bez życia.
– Nic nie znaczyło? To czemu dzwoni do ciebie w nocy? Czemu mówisz jej, że ją kochasz?!
Zamilkł. Zobaczyłam w jego oczach coś, czego nigdy wcześniej tam nie było – wstyd, ale też znużenie.
– Chciałem ci powiedzieć, tylko nie wiedziałem jak. Wiem, że spieprzyłem wszystko.
Poczułam, jak łzy same spływają mi po twarzy.
– A ja ci ufałam… Myślałam, że jesteśmy szczęśliwi.
Nie odpowiedział. Podszedł, jakby chciał mnie dotknąć, ale odsunęłam się gwałtownie.
– Nie waż się. – głos mi drżał. – Nie dotykaj mnie.
Zabrałam płaszcz, klucze, portfel. Nie wiedziałam, dokąd pójdę – po prostu musiałam uciec. Kiedy trzasnęły drzwi, wreszcie mogłam oddychać.
Pierwsza myśl? Alicja. Moja przyjaciółka. Jedyna osoba, która potrafi mnie zrozumieć. Ruszyłam w noc, nie oglądając się za siebie.
Coś się kończy, coś się zaczyna
– Boże, Karola… – Alicja tylko otworzyła drzwi i od razu mnie przytuliła. – Co się stało? Wyglądasz, jakbyś uciekła z pola bitwy.
– Bo tak się czuję – wyszeptałam. – Marek… zdradził mnie.
Zanim zdążyłam powiedzieć cokolwiek więcej, łzy zalały mi policzki. Posadziła mnie na kanapie, podała herbatę i koc, ten sam, w który zawsze owijałyśmy się przy babskich wieczorach. Tym razem nic nie było takie samo.
Opowiedziałam jej wszystko – słowa teściowej, rozmowę w nocy, jego wyznanie. Alicja słuchała w milczeniu, bez zbędnych komentarzy. Dopiero kiedy skończyłam, zapytała cicho:
– Karola… a ty? Ty byłaś szczęśliwa z Markiem?
Zdezorientowało mnie to pytanie.
– Oczywiście, że tak! – odparłam odruchowo. – Przecież… mieliśmy dobre życie.
– Dobre czy wygodne? – uniosła brew. – Bo to nie to samo.
Zamilkłam. W jej słowach było coś bolesnego, a jednak prawdziwego. Od miesięcy nasze rozmowy z Markiem sprowadzały się do rachunków, list zakupów, pracy. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz się śmialiśmy tak naprawdę.
– Może nie tylko on coś stracił po drodze – powiedziała delikatnie Alicja. – Może wy oboje przestaliście się widzieć.
Pokręciłam głową.
– Ale to nie tłumaczy zdrady. Nie po tym, co razem przeszliśmy.
Alicja skinęła powoli.
– Nie tłumaczy. Ale może pomoże ci zrozumieć, czego ty teraz potrzebujesz. Nie jego, nie zemsty. Siebie.
Jej słowa zostały we mnie jak echo. Po raz pierwszy od dawna nie płakałam. Po prostu siedziałam, patrząc w okno, i czułam, że coś się we mnie kończy. Ale może też coś się zaczyna.
Karolina, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Miałam już dość samotnych nocy, więc zaczepiłam sąsiada. Chciałam, żeby rozniecił żar, który się gdzieś we mnie tlił”
- „Bardzo chciałam zostać babcią. Gdy moje marzenie się spełniło, tak namieszałam, że prawie straciłam rodzinę”
- „Spotkałam faceta w saunie i aż spociłam się z wrażenia. Nie interesowało mnie to, że ma obrączkę. Męża trzeba pilnować”