Reklama

Gdyby ktoś zapytał mnie dwa lata temu, jak wygląda moje życie, odpowiedziałabym bez wahania: szczęśliwe. Mam dobrą pracę w agencji kreatywnej, kochającego męża, stabilność, plany na przyszłość. Marzyłam, że niedługo powiększymy rodzinę. Że w weekendy będziemy chodzić na spacery z wózkiem, robić zakupy w osiedlowym warzywniaku i kłócić się o to, kto dzisiaj wstaje do dziecka. Wszystko wydawało się na swoim miejscu – aż do pewnego momentu.

Reklama

Nie wiem dokładnie, kiedy to się zaczęło. Może wtedy, gdy Michał przyniósł do domu domowy rosół od mamy i powiedział: „Wiesz, żebyś się nie przemęczała”. A może kiedy do lodówki zaczęły trafiać dziwne pojemniki z podpisem „na sobotę”, a ja nawet nie wiedziałam, że ktoś zamierza mi planować weekend.

Teresa – moja teściowa – stała się stałym elementem naszego życia. Niby nie mieszka z nami, ale jest wszędzie. W telefonie Michała. W naszym menu. W naszych planach na święta. Kiedyś śmiałam się z koleżanek, które mówiły: „Nie wychodzisz za mężczyznę, tylko za jego rodzinę”. Dziś wiem, że to nie żart, tylko brutalna prawda.

Czasem czuję się, jakbyśmy tworzyli dziwny trójkąt. Michał i ja… i Teresa. Trzeci głos przy stole. Trzeci cień w sypialni.

– Czuję się, jakby Teresa była moją współlokatorką. Bez kluczy, ale z kontrolą – powiedziałam ostatnio Karolinie, mojej przyjaciółce, sącząc piwo w pubie, kiedy znów odwołałam wspólny weekendowy wypad, bo „Michał zapomniał, że zaprosił mamę”.

– A Michał? – zapytała Karolina, marszcząc brwi.

Wzruszyłam ramionami. Bo co miałam odpowiedzieć? Że mój mąż twierdzi, że „ona tylko chce pomóc”? Że jestem niewdzięczna? Że przesadzam? Przecież to tylko mama.

Tylko że ja coraz częściej mam wrażenie, że to już nie moje życie. Tylko jakieś… rodzinne przedstawienie. A ja gram w nim drugoplanową rolę.

Jak to mama wpadła na weekend?!

– Michał, kto to przyjechał? – zapytałam, słysząc przekręcanie zamka. Przez chwilę myślałam, że to sąsiedzi. Ale potem usłyszałam jej głos.

– Kochanie, to mama. Wpadła na weekend – powiedział spokojnie, jakby mówił o pogodzie.

Zamarłam.

– Co zrobiła?

No... przyjechała. Mówiłem ci przecież... – Michał podrapał się po karku, jak zawsze, kiedy kłamał.

– Nie, Michał. Nie mówiłeś mi nic. A nawet gdybyś wspomniał, że może, to nie załatwiasz nam gościa na trzy dni bez pytania mnie o zdanie!

– Natalia, przestań. To moja mama. Chciała spędzić z nami trochę czasu. Co w tym złego?

– Może to, że planowaliśmy ten weekend dla siebie?! Mieliśmy jechać do Kazimierza. Zarezerwowałam hotel! – krzyknęłam.

– Przecież możemy pojechać innym razem – rzucił nonszalancko – Mama już tu jest. Nie każę przecież jej wracać.

No to może powinieneś z nią zamieszkać, skoro tak bardzo jej potrzebujesz! – wyrzuciłam, zanim zdążyłam się powstrzymać.

Widziałam jego zawód, ale nie miałam już siły.

– Jestem w tym małżeństwie sama, Michał. Ty masz dwie kobiety. Jedna gotuje ci obiady, druga... no cóż, śpi z tobą. Ale chyba nawet to przestaje cię interesować.

– Przestań dramatyzować – burknął.

Nie odpowiedziałam. Zostawiłam go w przedpokoju, poszłam do sypialni i zatrzasnęłam drzwi.

Wpatrywałam się w sufit, a w głowie miałam tylko jedno pytanie: Kiedy dokładnie przestałam być dla niego ważna?

Nie wytrzymałam. Powiedziałam, co myślę

Zebrałam się w sobie dopiero w niedzielę rano. Michał od soboty chodził po mieszkaniu, jakby go nie było. Udawał, że mnie nie widzi. A jego mama… cóż, z uśmiechem robiła nam jajecznicę i zagadywała, jakby nic się nie wydarzyło.

– Dziękuję za śniadanie – powiedziałam, podchodząc do stołu. – Ale chciałabym o coś cię poprosić. Albo raczej… porozmawiać.

Spojrzała na mnie zaskoczona, ale usiadła, wciąż z łyżką w ręce.

– Oczywiście. Słucham.

– To dla mnie trudne… ale mam wrażenie, że… że zaczęłaś trochę za bardzo ingerować w nasze życie. My z Michałem też chcielibyśmy planować weekendy. Sami.

Zamarła. Odłożyła łyżkę, starannie wycierając ją serwetką.

– Myślałam, że się cieszysz, że ktoś ci pomaga. Michał mówił, że dużo pracujesz.

– Doceniam to, ale... ja nie potrzebuję pomocy. Potrzebuję przestrzeni. Dla nas.

– Ach... – uśmiechnęła się chłodno. – To znaczy, że przeszkadzam?

– Nie o to chodzi, tylko...

– Przepraszam, że jestem matką. Że chcę być blisko. Że gotuję, robię zakupy. W dzisiejszych czasach to już chyba nie wypada – przerwała mi z żalem.

– Robisz to z troski, wiem. Ale proszę... pozwól nam być dorosłymi.

– Dorośli? – pokiwała głową. – Gdybyście byli tacy dorośli, Michał nie wyglądałby na takiego zmęczonego. Troska nie przeszkadza, Natalio. Ale... może ty nie rozumiesz, co to znaczy być rodziną.

Patrzyłam na nią, czując, że wszystko, co chcę powiedzieć, ugrzęzło mi w gardle. Każde jej słowo było jak chłodny, ostry cios. Weekend z teściową upłynął na unikach i zdawkowych rozmowach.

Zrobiło mi się niedobrze. Tyle wystarczyło?

Wróciłam z pracy wcześniej, niż planowałam. Marzyłam tylko o świętym spokoju i godzinie ciszy. Kiedy uchyliłam drzwi, usłyszałam Michała. Rozmawiał przez telefon. Nie zauważył mnie.

– Mamo, nie wiem… Ona jest ostatnio taka drażliwa. O wszystko ma pretensje.

Stałam w przedpokoju. Serce zaczęło mi bić szybciej.

– Nie, nie mówiłem jej… Boję się, że wybuchnie. Wiesz, jaka jest. Emocjonalna. Przewrażliwiona.

Cisza po drugiej stronie, potem znów jego głos.

– Nie, nie chcę się z nią kłócić. Po prostu… Nie wiem, co robić. Może rzeczywiście przesadza.

Zrobiło mi się niedobrze. Tyle wystarczyło? Kilka spięć i już byłam „problematyczna”? Przewrażliwiona?

Weszłam do salonu. Michał podskoczył jak oparzony, a telefon niemal wypadł mu z ręki.

– Nie musisz już ukrywać – powiedziałam spokojnie. – Słyszałam wszystko.

– Natalia, to nie tak…

– …boisz się, że wybuchnę? Że jestem zbyt emocjonalna? Że przesadzam?

– To nie miało tak zabrzmieć – zaczął się jąkać.

– A jak miało? Że nie masz jaj, żeby ze mną porozmawiać wprost? Że pozwalasz swojej mamie wchodzić z butami w nasze życie, a mnie gasisz, kiedy próbuję to zatrzymać?

Milczał. A ja w końcu nie wytrzymałam.

– Wiesz co, Michał? Jak chcesz, żeby ci mama układała życie – droga wolna. Ale ja nie będę jej pionkiem.

Odwróciłam się i zamknęłam za sobą drzwi do sypialni.

To może nie jest proste. Ale konieczne

Michał wszedł do sypialni dopiero po godzinie. Stał przy drzwiach jak zbity pies, trzymając ręce w kieszeniach. Ja siedziałam na łóżku bez sił.

– Mogę…? – zapytał cicho.

– Skoro już wszedłeś.

Usiadł na fotelu, ciężko, jakby cały świat go przygniatał.

– Przepraszam – zaczął. – Nie powinienem tak mówić. Ani do niej, ani o tobie.

– Nie powinieneś przede wszystkim żyć w trójkącie. Ja nie jestem dodatkiem do twojej mamy.

– Wiem… Tylko… Po śmierci taty… Mama się posypała. To ja ją ratowałem z dna. Ja byłem jej opoką. Zawsze.

Zamilkł, a ja nagle zrozumiałam. To nie była tylko Teresa – to była jego rana. Nierozwiązana żałoba. I poczucie, że jeśli teraz ją odsunie, to ją zawiedzie.

– Michał, ja to rozumiem. Naprawdę. Ale ty masz teraz dwie rodziny. I musisz wybrać, w której chcesz żyć.

– To nie takie proste.

– Proste może nie. Ale konieczne. Bo ja nie poślubiłam twojej matki. A czuję się, jakby to ona decydowała, kiedy mogę z tobą porozmawiać, co zjeść i gdzie spać.

Popatrzył na mnie ze wstydem.

– Ja nie chcę, żebyś się tak czuła.

– A jednak właśnie tak się czuję. Jak piąte koło u wozu. I jeśli nic się nie zmieni… to nie wiem, czy dam radę dalej.

– Spróbuję to jakoś poukładać – powiedział. Ale jego głos był cichy. I niepewny.

– Michał – spojrzałam mu w oczy. – Albo zaczniemy być rodziną… Albo wolę zostać sama.

Michał podejmuje męską decyzję

W poniedziałek wrócił późno. Wszedł cicho, bez kurtki, z bladą twarzą i podkrążonymi oczami. Przez chwilę myślałam, że się rozmyślił. Że znów odpuścił. Ale potem usiadł naprzeciwko mnie i powiedział:

– Byłem u mamy.

Nie odpowiedziałam. Czekałam.

Powiedziałem jej, że musi się wycofać. Że nie może już planować nam życia. Że… że mamy z tobą swój dom, swoje decyzje, swoje problemy. I że nie będziemy jej już we wszystkim informować, konsultować, słuchać.

– I co ona na to?

– Milczała przez dłuższą chwilę. Potem zaczęła płakać. Mówiła, że ją zostawiam, że wszyscy ją zostawiają. Że będzie samotna.

Wbił wzrok w podłogę.

A ja jej nie potrafię obiecać, że tak nie będzie. Bo może będzie. Ale powiedziałem, że muszę spróbować ratować swoje małżeństwo.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam ulgę. Ale i dziwny, smutny ciężar. Jakby ten krok oznaczał więcej, niż tylko postawienie granicy. Jakby coś między nimi – Michałem a jego matką – właśnie się skończyło.

– Wiem, że to nie koniec. Że teraz może być trudniej – dodał. – Ale przynajmniej pierwszy raz od dawna… coś wybrałem sam.

– Dziękuję – szepnęłam tylko.

Siedzieliśmy tak w ciszy, ale nie byliśmy sami, mieliśmy siebie.

Natalia, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama