Reklama

Z Barbarą, moją teściową, relacje zawsze były skomplikowane. Od dnia, kiedy Marek przedstawił mnie jako swoją przyszłą żonę, czułam jej chłodne spojrzenie. Jej słowa, choć pozornie uprzejme, były pełne ukrytych uszczypliwości. Każdy posiłek był oceniany, każdy gest poddawany analizie, każde słowo ważyło tonę. Barbara uważała się za eksperta od wszystkiego – od gotowania po wychowanie dzieci. Marek nigdy nie interweniował. Kiedy próbowałam z nim porozmawiać, wzruszał ramionami i powtarzał: „Oj, przecież ona nie chce źle”. Ale to nie była prawda. Po latach znoszenia tych komentarzy, miałam dość. Gdy dowiedziałam się, że Barbara przeprowadza się do innego miasta, poczułam ulgę. Ale wiedziałam, że to moja ostatnia szansa, by subtelnie „podziękować” jej za te wszystkie lata.

Reklama

Szykuję jej pamiętne pożegnanie

W domu panował lekki chaos związany z przygotowaniami do wyjazdu Barbary. Walizki leżały wszędzie, a ona sama nie omieszkała podkreślić, ile to trudu kosztuje ją przeprowadzka. Przy kuchennym stole Barbara popijała herbatę, spoglądając na mnie z tym swoim typowym uśmiechem pełnym wyższości.

– To wielkie zmiany, ale wiesz, Justynko, może i dobrze, że się wyprowadzam. W końcu będziesz musiała nauczyć się samodzielności – powiedziała, jakby była jedyną, która kiedykolwiek prowadziła dom.

– Jakoś sobie poradzimy – odparłam, starając się nie zgrzytać zębami.

Westchnęła dramatycznie.

– No tak, ale kto ci teraz będzie doradzał w sprawach kuchni? – dodała, jakby czekając na moje zapewnienie, że będę za nią tęsknić.

Ścisnęłam pięści pod stołem, planując już w głowie, co powiem na pożegnanie.

To będzie mój mały triumf

Na dzień przed wyjazdem spotkałam się z moją przyjaciółką Ewą. Siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni, a ja opowiadałam jej o moim planie na pożegnanie Barbary. Ewa zawsze była moją powierniczką i wiedziałam, że zrozumie moje frustracje.

– Zamierzasz się jej jakoś odgryźć? – zapytała, unosząc brew z zaciekawieniem.

Zaśmiałam się, czując rosnącą ekscytację.

– Oczywiście, ale subtelnie. Żeby do końca nie była pewna, czy ją pożegnałam z życzliwością, czy złośliwością – odpowiedziałam, mieszając łyżeczką w filiżance.

Ewa spojrzała na mnie z lekko przymrużonymi oczami.

– Nie boisz się, że Marek się wkurzy? – zapytała z troską w głosie.

– A co zrobi? Pojedzie za nią? – rzuciłam żartobliwie.

Obie parsknęłyśmy śmiechem. Czułam, że to będzie mój mały triumf. Wreszcie mogłam pokazać Barbarze, że potrafię być silniejsza, niż myślała.

Wyjdę z tego zwycięsko

Barbara była w trakcie pakowania walizek, a ja obserwowałam ją z pewnym rodzajem satysfakcji. W salonie panował nieład – ubrania, książki i drobne pamiątki z lat całych spędzonych w naszym towarzystwie. Barbara krzątała się wokół, rzucając mi kolejne, subtelne „rady”.

– Mam nadzieję, że będziecie mnie często odwiedzać. I że nie zrujnujesz mojego syna, skoro teraz już nie będę miała was na oku – rzuciła niby mimochodem, prostując się z jedną z walizek w dłoni.

Odpowiedziałam jej z wymuszonym uśmiechem.

– Oczywiście, że będziemy cię odwiedzać. Jak tylko nadarzy się okazja – powiedziałam, starając się zachować neutralny ton.

Marek chodził tam i z powrotem, próbując złagodzić napiętą atmosferę, ale jego obecność była niemal niezauważalna. Zdawał się być całkowicie bezradny wobec naszych wymian zdań. Wiedziałam, że czuje się niekomfortowo, ale postanowiłam, że tym razem to ja wyjdę z tej sytuacji zwycięsko.

Osiągnęłam zamierzony efekt

Dzień wyjazdu Barbary w końcu nadszedł. Samochód czekał już przed domem, a teściowa krzątała się wokół ostatnich spraw do załatwienia. Była wyraźnie zdenerwowana i podekscytowana zarazem. Wyczuwałam, że czeka na jakieś miłe słowo ode mnie, ostatnie pożegnanie, które utwierdzi ją w przekonaniu, że wszystko dobrze się układa. Podjęłam decyzję, że to ten moment.

– Jak dobrze, że w końcu znalazłaś miejsce, w którym poczujesz się naprawdę szczęśliwa. Mam nadzieję, że już nigdy nie będziesz musiała wracać – powiedziałam ze łzami w oczach, lekko ściskając jej ręce.

Zapadła chwila ciszy. Barbara spojrzała na mnie z mieszanką zdziwienia i niepewności, nie wiedząc, czy potraktować to jako życzliwość, czy coś innego. Na mojej twarzy malował się idealnie wyważony wyraz – pełen uprzejmości, ale z niewielką nutą, której nie potrafiła zdefiniować.

– To… bardzo miłe z twojej strony – powiedziała, niepewnie odwzajemniając uścisk.

Widziałam, jak Barbara wsiada do samochodu, wyraźnie zamyślona. Moje słowa, choć zamaskowane, osiągnęły zamierzony efekt. Zrozumiała, że to było coś więcej niż tylko pożegnanie.

W końcu poczułam ulgę

Gdy samochód Barbary odjeżdżał, Marek odwrócił się do mnie z wyraźnie podejrzliwym spojrzeniem. Jego oczy, pełne mieszanki zaskoczenia i dezaprobaty, powiedziały mi, że zauważył mój mały teatrzyk.

– Naprawdę musiałaś to powiedzieć? – zapytał z wyrzutem w głosie.

Spojrzałam na niego z niewinnym uśmiechem.

– Co? Przecież życzyłam jej szczęścia – odpowiedziałam, wzruszając ramionami.

Marek pokręcił głową, jakby próbował pojąć całą sytuację.

– W taki sposób, że nawet ja się zastanawiam, czy to było szczere – zauważył, a jego ton wskazywał na lekką frustrację.

Wzruszyłam ramionami i skierowałam się w stronę drzwi wejściowych. Wiedziałam, że Marek jest zły, ale wiedziałam także, że nie zrobi nic, co zmieniłoby moje poczucie ulgi i triumfu. W domu panowała błoga cisza, jakiej nie pamiętałam od lat. Bez kontrolujących spojrzeń Barbary, bez jej wiecznych komentarzy i ciągłych uszczypliwości.

To była moja mała zemsta

Zasiadłam przy kuchennym stole, popijając kawę, czując, jak wypełnia mnie spokój. Dom wydawał się większy, jaśniejszy, wolny od ciężaru obecności Barbary. Chociaż jej niechciane rady i ciągła krytyka zniknęły, pozostawiła po sobie cień w mojej świadomości. Nie byłam jednak pewna, czy to koniec naszej niełatwej relacji.

Wkrótce telefon zaświecił się wiadomością od Ewy: „Jak poszło?” Odpisałam szybko jednym słowem: „Perfekcyjnie.”

Zastanawiałam się, co przyniesie przyszłość. Czy Barbara będzie próbowała wtrącać się w nasze życie mimo zmiany miejsca zamieszkania? Może spróbuje nas odwiedzać częściej, z tęsknoty za starym porządkiem. Ale teraz to już nie miało znaczenia. Wiedziałam, że ostatecznie to ja miałam ostatnie słowo, choć było ono niejasne i pełne dwuznaczności.

Być może spokój, który poczułam, nie był wieczny. Może to była tylko chwilowa ulga, która zniknie, gdy tylko wspomnienie Barbary wróci w niespodziewanym momencie. Ale na teraz, na ten moment, cieszyłam się ciszą i możliwością zdefiniowania na nowo mojego miejsca w tym domu i małżeństwie. To była moja mała zemsta, drobny krok ku samodzielności, którego tak naprawdę pragnęłam.

Reklama

Justyna, 41 lat

Reklama
Reklama
Reklama